/066_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
66
o czystość. i poprawność języka
[Język Polski III, 1916, 105-113]
I
«Kuryer Poznański» zamieścił niedawno we dwu odcinkach artykuł
pt. «O czystość i poprawność języka» - podpisany pseudonimem «Sonet».
Redakcja pisma zaopatrzyła ten artykuł w przypisek, głoszący: « .., nie na wszyst-
kie wywody Szan. Autora się godzimy». To zastrzeżenie było w istocie niezbędne,
gdyż obok szeregu błędów, które autor wyłowił w mowie ustnej, w gazetach,
pismach ulotnych, przewodnikach, książkach do nabożeństwa, w utworach
literackich i pracach naukowych prof. Briicknera, prof. Chmielowskiego i prof. Da-
nysza - karci on, jako błędy, wyrazy i zwroty niezupełnie na to zasługujące.
W jednym miejscu swej rozprawki pisze: «Do dziwolągów zgoła prowadzi s
e-
rząca się coraz więcej mania tworzenia na wzór niemieckiego wyrazów zło
o-
nych, którą prof. Briickner w swych ({Dziejach języka polskiego» słusznie po-
tępia, chociaż sam pisze słoworód i słowotwórstwo. Tak jeden ze znanych ba¥dzo
lekarzy poznańskich proponował swego czasu, poprawiając niby tężec k
1'ku,
by mówić zapalenie mózgordzeniowe})... (
/067_0001.djvu
XLV. 2
,JĘZYK POLSKI
67
kacja polowa>} (Warszawa 1825) - oraz wszelkiego rodzaju «nauki»>, instrukcje,
rozporządzenia, mustry itd. Na końcu trzeciego tomu dzieła Józefa Jakubow-
skiego znajduje się słowniczek wyrazów w artylerii używanych, których znaczną
ilość ów autor sam ustalił. Pisząc swą opowieść, używałem takich właśnie ter-
minów, jakie były w owym słowniku podane, gdyż miały walor podwójny-
nazw dla rzeczy i zjawisk natury wojennej, oraz barwy tego okresu. Sądzę, że
i dziś te wyrazy mają w języku naszym to samo prawo, chyba że kto wymyślił
inne, lepsze - o czym nie słyszałem. Wyraz szybkobiegacz figuruje w różnych
słowozbiorach, np. w «Słownikm, wydanym przez księgarnię Arcta w Warszawie.
Wyraz ten, zbudowany z przymiotnika szybki i rzeczownika biegacz (znanego
Lindemu), w taki sam sposób, jak wiele innych złożeń, gdzie pierwszym członem
jest część mowy odmienna, a temat wy.stępuje z zakończeniem samogłoskowym
o - ma wzory w rzeczownikach: Krzywosąd, Ślepowron, Ostroróg, Zlotogoleńczyk,
jasnowidz, krótkowidz, lekkoduch, jawnogrzesznik, czarnoksiężnik. Co do potrzeby
lub zbyteczności używania wyrazu szybkobiegacz należy zaznaczyć, iż jakaś
nazwa funkcji szybkiego biegania jest nieodzowna. Jakże bowiem mianować ten
specjalny zawód i określoną czynność uczestników czasu pierwotnych igrzysk
olimpijskich, więc Koroibosa i' następnych olimpiad, gdy tylko piesze wyścigi
były stosowane, gonitwy długie, tzw. dolichos, składające się z dwunastu po-
dwójnych biegów
Kim był ze swego misJ;rzostwa Lacedemończyk Ladas,
który jak wicher dwadzieścia cztery razy przebiegał stadion liczący sto dziewięć-
dziesiąt dwa metry, aż trupem padł na. ziemię? Albo - jak zwać współzawod-
ników w rekorda(jh wyścigowych pieszych dzisiejszego świata sportowego?
Musi przecie być w języku klasyfikacja rzeczownikowa zawodu, czy pasji tego
rodzaju. Nie nadaje się po temu miano goniec, gdyż określa czynność inną,
uwydatnioną np. w (). Nie nadają się również ter-
miny bardziej rozległy obejmujące zakres, jak wspólzawodnik, szermierz (również
przynależne do kategorii wyrazów złoEonych).
Nie tylko tedy nie przoduję w owej «manii»> tworzenia «swoich» własnych
wyrazów, ale nie ukułem własnego wyrazu nigdy, ani jednego. Jeżeli wprowa-
dzałem mało znane i obco brzmiące w wyślizganym, ubogim, gazeciarskim ję-
zyku miejskim, to są to twory staropolskie albo ludowe. Niektóre z ostatnich
można znaleźć w «Materiałach do etnografii ludu polskiego z okolic Kielm>,
zebranych przez ks. Władysława Siarkowskiego - inne zapamiętałem i przy-
swoiłem sobie. za czasów dzieciństwa i młodości. W górach Świętokrzyskich
i otaczającej je leśnej krainie, dzielącej ongi ziemie vViślan i Mazowszan, docho-
wał się ll,ajdawniejszy, zapewne, i w naj czystszej swej formie piastowski język
polski, gdyż nie podlegał nigdy żadnym znikąQ. naleciałościom postronnym.
Autor artykułu w «Kuryerze PoznańskiIm wytyka prof. Briicknerowi
używanie terminów sloworód i slowotwórstwo. Wyrazy te nie tylko należą do
języka, lecz stanowią nazwy przyjęte przez językoznawców. Szkolna «Grama-
tyka języka polskiego» prof. .Antoniego Małeckiego (Lwów 1910), przeznaczona
5*
/068_0001.djvu
68
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
dla gimnazjów galicyjskich, podaje je do wiadomości i nauki uczniom, a jedno-
cześnie w pismach publicznych potępia się ich używanie, jako' «dziwolągów
językowych}>. Jakże, według krytyka z «Kuryera Poznańskiego}>, powinien się
nazywać dział gramatyki mający za przedmiot pochodzenie imion, co właśnie
określa się jako sloworód i slowotwórstwo
Autor winien był podać inne nazwy.
Wersja o tym, że wyrazy złożone z dwu rzeczowników nie odpowiadają duchowi
języka polskiego, wciąż się powtarza. Prawdę tę głoszą wszystkie wskazania
od gramatyki szkolnej aż do pierwszego zeszytu Języka Polskiego. P. A. Da-
nysz w artykule pt. «Copia verborum Aleksandra Jabłonows:k;iego» - pisze:
.
podnieść wypada, że w słusznym poczuciu wstrętu, jaki języki słowiańskie
czu
o rzeczowników złożonych z dwóch rzeczowników, wstrzymał się (Ja-
błonowski) od tego rodzaju nowotworów. Jak wstrętne nam są złożone rzeczow-
niki nowożytnego języka czeskiego..., tak też odpychamy wszelkie zakusy wpro-
wadzenia takich nowości do naszego języka, jak światopogląd zamiast 'poglądu
na świat, albo czasokres zam. okres czasu, spadkobranie zam. branie spadku,
dziedziczenie». Czy język polski istotnie «czuje wstręt}> do rzeczowników złożo-
nych z dwu rzeczowników, o tym, oczywiście, rozprawiać nie mogę, ale mam
wątpliwości. Weźmy dla przykładu: Bogurod:zica, Świętowit (Światowid); -
imiona własne, składające się z dwu osnów rzeczownikowych, jak: Boguchwal
(Bóg + chwała), Bog1tslaw, ChlelJOslaw, Domoslaw, Daroslaw, Dobrogniew,
Dobronog, Dobromysl, Dobrogost, Domomir, D1'ogodar, Drogomir, Gniewomir,
Gniewoslaw, Grodoslaw, Lechoslaw, Ludomir, Radowid, Siecieslaw, Stanislaw,
Strachoslaw, Strażywoj, Świętoslaw, Świętopelk (Świętopt1tg wg Lelewela, czy Świę-
topulk), Wiaroslaw, Wiślimir, Wlościbor, Wlostobor, Wlodzislaw, Wladowoj, Woli-
-mir, Wolislaw, Zbrojslaw, Ziemiomysł, Ziemowit (Ziemowid), Zlotoslaw, Bog
tsława,
Radogosta, Zlotosława; - nazwy miejscowości: Bartodzieje, Bydgoszcz, Dawid-
gródek, Dębogóra, Dobrotwór, Diwinogród (wg «Starożytnej Polski}> K. Baliń-
skiego ), Jangrot, J anopol, Januszgród, Jezupol, J ózejgród, K itajgród, Koło-
brzeg, Komargród, Koniecpol, Kopajgród, Kostomloty, Krzyż topór, Lasopol,
J.lfariampol, Michałpol, Miropol, Panigród, Pakoslaw, Rajgród, Sandomierró
(Sądomir = Sudomir), Skalmierz (Skarbimir - Scarbimiria), Tarnopol, Tar-
nobrzeg, Tarnogród, Tarnoskala, Terespol, Tomaszpol, Uszomierz, Wodzisław'
(Włodzisław w XI w.), Wolborz (Wojbor), Wilkolazy, Żytomierz; - nazwy
herbów: Drogomir, Drogoslaw, Dęboróg, Krzyżołuk, Krzyżoróż, Krzyżostrzał,
Łukocz, Orłoslaw, Odrowąż, Różopiór, Tarczobron, Zlotoklos, Pracotwór; - wyrazy
ustalone i notowane w słowozbiorach: balwochwalca, bratobójca, mężobójca, ojco-
bójca, cudotwórca, czarodziej, dobrodziej, złodziej, kołodziej, kaznodzieja, dziworód,
dziwoląg, dziwożona, dziewoslęb, drzeworyt, miedzioryt, staloryt, kwasoryt, gwiazdo-
zbiór, grododzierżca, głodomór, groszorób, imieslów, językoznawca, kamieniołomy,
kolowrót, krwotok (krwiotok), ślinotok, nasieniotok, kościotrup, kręgoslup, księ-
gosusz, księgozbiór, korkociąg,. koniokrad, konowal,. listopad, milosierdzie, miodo-
sytnia, mięsopust, nocleg, obrazobórca, powsinoga, piorunochron, prawodawstwo,
pracodawca, powieściopisarz, rodowód, rękopis, dziejopis, rybolóstwo, rzeczoznawca,
Różokrzyżowcy, sloworód, słowotwórstwo, srebroglów, złotoglów, świętokradztwo,
/069_0001.djvu
XLV. 2
.JĘZYK POLSKI
6!'ł
świętokupstwo, sianokos, świnopas, szt1tkmistrz, światowładca., światlodawca,
wilkopies, wiZkolak, wilkozęby, wojewoda, wojewodzic, winobranie, widosen, zwie-
rzostan; - terminy ustalone w chernu: węglowodan, węglowodór, siarkowodór; -
w zoologii: członkonóg, głowonóg, grzbietopławek, jamochłony, jeżozwierz, kręgo-
plawy, krzyżodziób, szydlodziób, latolistek, mrówkojad, mrówkolew, myszolów,
ywsorożec, perlopław, skałotocz, stawonóg, zimorodek; - w botanice: latorośl,
śl1tzorośle, ziarnopłon, wilczomlecz, muchomór, mucholówka, żabiściek, wodorost,
kwiatostan, owocostan, ciepłorosty, zimnorosty; - w geologii: iłołupek, lądolód,
woiWspad, wodogrzmiot (góralskie), lodozwał itd. Ten dorywczy wykaz, który
nie wyczerpuje bynajmniej ogółu wyrazów złożonych (zapisanych choćby u Lin-
dego), wskazuje bądź co bądź, że gdyby język nasz «czuł wstręt» do tego rodzaju
tworów, nie byłoby ich tyle. Przeciwnie, narzuca się spostrzeżenie, że imiona
własne «słowiańskie}) świadczą o upodobaniu ongi do tego rodzaju złożeń. Od-
zwierciedla się w tej dąż.ności wygasła wiara w czarodziejską moc słowa, które
. z jakowymś symbolem potęgi ducha ludzkiego, z pierwiastkiem - staw, chwał,
mysl, mir, woj, wid, gniew, dar, gost - splatano w jedno, dodając doń inne ja-
kieś pojęcie, przewidzenie lub życzenie - jakby w błogosławieństwo, w słowny
amulet, narzucający na drogi miru i sławy. Podobną pasję do złożeń można zau-
ważyć w nowoczesnym słownictwie naukowym. Wynika ona z konieczności
ujmowania zjawisk w krótki i zwięzły rzeczownik, niezbędny tam, gdzie chodzi
o ścisłe oznaczenie rzecźy i zatrzymanie w pamięci faktu. Takie nowe a odległe od
siebie umiejętności, jak psychologia i lotnictwo, jednako ubiegają się o rzeczow-
niki dla uwydatnienia swych pojęć i przedmiotów materialnych. Nic dziwnego,
że chwytają dwa rzeczowniki i łączą je w trzeci, zaradzając w ten sposób brakowi
nazwy. Język angielski, który wchłonął w siebie mowy Celtów, Anglów, Sasów,
Fryzów, Jutów, łacinę, język normandzki, francuski i, duński, posiada wielkie
bogactwo synonimów dla wyodrębnienia m1jróżnorodniejszych pojęć - ma
np. kilkanaście nazw dla oznaczenia potęg - rozum i umysl. My mamy ich za-
ledwie kilka. Toteż od czasów Trentowskiego i Libelta nasi badacze muszą
tworzy6 sami terminy potrzebne. Nieraz przedziwnie i niespodziewanie przydać
się tu może język ludowy. Jeżeli taką nazwę wypadnie złożyć z dwu wyrazów
i jeżeli to usiłowanie przekreśli językoznawca, jak to czyni krytyk z «Kuryera
Poznańskiego}) z terminami gramatycznymi słoworód i słowotwórstwo z tego
względu, że język nasz jakoby wyrazów złożonych nie znosi, to powstaje wprost
plątanina. Rzeczowników nosorożec, głowonóg, kołowrót, kościotrup, zimorodek,
ziarnoplon, korkociąg, rękopis niepodobna wyrugować z języka za pomocą opisu
z dwu czy trzech wyrazów. Toteż sądzę, że zostaną na pewno te z nowych wy-
razów złożonych, które posiadają taką właśnie cechę. Zlepienie światopogląd
jest złe, gdyż można je zastąpić przez opis: pogląd na świat, spadkobranie przez
branie spadku. Ale już pokrewny tej ostatniej próbie nowotworu rzeczownik
spadkobierca nie ustąpi i w dzisiejszym języku nie będzie go można zamienić na
bierca spadku, gdyż taka forma się nie utrze, aczkolwiek bierca istnieje w staro-
polszczyźnie. Byłoby to zaś ubożenie języka, gdyby jakieś pojęcie nie miało
ustalonej nazwy.
/070_0001.djvu
70
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
W innym mieJscu artykułu w «Kuryerze Poznańskim» p. «Sonet» gani
używanie w mojej powieści pt. Popioły takich wyrażeń: <
Już gdy' przepływano
obok, okręt był poddany rewizji...», «Wracając, ostrzeżony byL.», «Był prowa-
dzony po groblach...».
Nie rozumiem dokładnie, dlaczego używanie formy biernej koniugacji ma
być grzechem przeciwko czystości i poprawności języka. Jeżeli się tu i owdzie
wyrwie strzępek zdania i takich strzępków przytoczy kilka z rzędu, wygląda to
')a,
nadużywanie formy biernej, podszepnięte przez język obcy. Tymczasem-
są wypadki, że tylko forma bierna użytą być może, gdy tego wymaga jakość
zjawiska, które ma być uwydatnione w danym opisie. W takim np. ustępie
Pisma: <
Wtedy Jezus zaprowadzony został na puszczę przez Ducha, aby był
kuszony od diabła» - mogła być użyta tylko forma bierna, gdyż tylko ona mo-
gła w pełni wyrazić tajemniczy, niepojęty stan właśnie bierności przybranej,
który szatan jako czynna siła usiłuje dla siebie pokonać. Podobnie trafne formy
widać w Objawieniu św. Jana: «... jeśli kto nie był zapisany w księdze żywota,
wrzucony był w jezioro ogniste...». «Sądzeni byli umarli, stosownie do tego, co
napisane było w księgach». «l widziałem trony, a tym, którzy usiedli na nich,
dany był sąd». W LilIi Wenedzie: «Lecz wy mnie puśćcie do ojca mojego, który
od dwóch dni jest morzony głodem...». W Anhellim: <
/071_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
7l
XLV. 2
stanowisku względem np. pro£. Chmielowskiego, układa zdania w ten sposób:
(
Stanowczo jednak wybaczyć ich» (błędów językowych) (
/072_0001.djvu
72
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
się w języku rosyjskim. Tóteż mój surowy nauczyciel i (
/073_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
73
to ptaków, czy elementów budownictwa drewnianego, czy wreszcie części wozu
pokazał, jak bogatą ich synonimikę kryją gwary. Żeromskiego uderzył także
zastosowany tam sposób zabiegu naukowego. Nitsch korzystając ze stosunków
wojennych odbył podróż do Plany, do obozu jeńców z armii rosyjskiej, wśród
których było mnóstwo polskich chłopów z różnych okolic Królestwa, i tam ze-
brał większość materiałów z tej części kraju, a P?za tym, co było nowością,
rozesłał był ankietę do nauczycieli, a nawet do znajomych polonistów, swych
byłych uczniów rozrzuconych po formacjach wojskowych austriackich obejmu-
jących także żołnierzy polskich z przeróżnych rejonów i rozmaitymi mówiących
gwarami, z prośbą o wynotowanie przy wymienionych nazwach ich odpowied-
ników pospolicie w mowie ludu używanych. Wynik był zaskakujący, ankieta
nie zawiodła. Okazało się np., że 'nietoperza' mianuje się w Polsce na dziewięć
różnych sposobów, 'przycieś' na siedem, 'zapole' na osiem itd. Całe długie ze_O
stawy synonimów. Cóż za radosne bogactwo leksykalne dla pisarza!
Toteż gdy w lecie 1921 r. tak się szczęśliwie złożyło, że Żeromski przebywa-
.jąc czas dłuższy w Gdyni mógł poznać Nitscha osobiście, wdał się zaraz w długie
z nim gawędy gwaroznawcze, Nitscha zaś o taką rozmowę nie trzeba było długo
prosić l). Ale wtedy Żeromski miał na głowie sprawę Pomorza i całą pasję wylado-
wywał w tworzenie Wiatru od morza. Wyniki rozmów trzeba było. odłożyć. Ale za-
ledwie książkę tamtą wykończył, nie czekając nawet na ukazanie się jej w druku,
rzucił się w pracę nad następną, nad Snobizmem i postępem. Nieściśle informuje
Kalendarz życia i twórczości (1961, s. 409), że początek jej przypada na pierwsze
dni maja 1922 r., wcześniejszy był on co najmniej o dwa miesiące. Dowód znaj-
dziemy właśnie w korespondencji z K. Nitschem. Sprawa zbierania dialekty-
zmów, troska o słownik gwarowy wejdzie w Snobizm i postęp dopiero w drugiej
połowie książki. Z podanego zaś poniżej listu Żeromskiego do Nitscha widać,
że już w marcu t. r. miał on nowe dziełko zupełnie szczegółowo obmyślone, a o za-
mierzonej «broszurze}) pisze jako o czymś.bliskim. Nic dziwnego, że formując swe
myśli i zamysły, że w szczególności układając swą diatrybę o gwarze, pospieszył
nawiązać z Nitschem bezpośrednią łączność i zasięgnąć jego zdania. Wyrazem
tego był list,' przechowywany dotąd w zbiorach Profesora 2):
'Wielc.e Szanowny Panie Profesorze!
Przypominam się pamięci "Wielce Szanownego Pana Profesora, którego
miałem z
szczyt poznać w Gdyni i Wejherowie, uprzejmym zapytaniem, czy
nie zechciałby mi odpowiedzieć na kilka pytań. Mam w pamięci te kwestie, które
1) Jeden przykład takiej jego skwapliwości (w Komborni mówiło się: skoloiry-
wości) dyskusyjnej godzi się może przytoczyć przy sposobności ze wspomnień obozowych.
W Sachsenhausen byliśmy z pro£. Nitschem towarzyszami stołu. W czasie któregoś
z obiadów, gdyśmy na dnie misek wyławiali kostki gotowanej brukwi w jakiejś jałowej
popłuczce mącznej, jeden ze «współbiesiadników», rezolutny Ślązak czy Wielkopolanin,
z dezaprobatą wspomniał o prostakach, którzy brukiew nazywają karpiele1u. Nitsch
odłożył łyżkę i zaraz zaczął popularny wykład o granicy geograficznej obu tych równo-
uprawnionych nazw.
2) Teksty listu i dedykacji S. Żeromskiego zawdzięczam uprzejmości p. Anieli
Nitschowej, a listów K. Nitscha uprzejmości p. Moniki Żeromskiej.
/074_0001.djvu
74
JĘZ YK POLSKI
XLV. 2
Wielce Szanowny Pan poruszał w rozmowie ze mną w Wejherowie, Rzczególnie
co do gromadzenia materiałów gwarowych.
Obecnie pragnę napisać broszurę, gdzie mam zamiar poruszyć sprawę pracy
zbiorowej inteligencji rozrzuconej po kraju w zakresie gromadzenia nazw przed-
miotów i pojęć, które by służyły do stworzenia słownika gwar ludowych. Nie wiem
jednakże, czy poruszanie tych spraw jest na czasie i czy Szanowny Pan Profesor
nic by nie miał przeciwko temu. Broszura moja nosić będzie tytuł: Snobizm i po-
stęp.
W tym dziale: Postęp - chciałem wykazać rozmaite prace kulturalne, które
wykonać należy, a" na pierwszym miejscu chciałbym wskazać na konieczność
zbiorowego gromadzenia materiałów gwarowych według metody, jaką "Wielce
Szanowny Pan Profesor w Roczniku Slawistycznym podjfłł i wskazał. Chodzi mi
o to, czy takie odezwanie się do ogółu nie będzie niepotrzebne albo z jakiegokolwiek
względu szkodliwe, oraz czy byłoby pożyteczną rzeczą, aby już teraz jakieś ma-
teriały na ręce Pana Profesora nadsyłać, gdyby je ktoś gromadzić zaczął. 'W razie
zgody Wielce Szanownego Pana Profesora umieściłbym o tym wzmiankę w swej
broszurze.
Do pisania tej broszury pobudzają mię rozmaite objawy 'w życiu literackim
ostatniej doby, ale chciałbym związać tę pisaninę z czymś pożytecznym, toteż
śmiem tymi swoimi zamierzeniami zajmować 'Wielce Szanownego Pana.
Bardzo będę wdzięczny, jeżeli Pan Profesor raczy mi w paru słowach od-
powiedzieć.
Łączę wyrazy najgłębszego szacunku
8. Żeromski
vVarszawa
ulica Okólnik 5, m. 21
d. 28 III 1922
Jednocześnie przysłał Żeromski książkę, egzemplarz świeżo wydanego
Wiatru od morza, przyozdobiony stósowną dedykacją:
Wielce Szanownemu Panu Prof. Dr Kazimierzowi Nitschowi Na pamifłtkę
sp otkania i rozmów w Wejherowie przesyła ten utwór z prośbą o przeczytanie.
8. Żeromski
Warszawa, d. 29 III 1922
Adresatowi sprawa również leżała na sercu, toteż z odpowiedzią nie zma-
rudził. Odpisał z Poznania, gdzie właśnie wykładał, zaproszony przez uniwersy-
tet:
Poznań, 5 IV 1922.
Wielce Szanowny Panie,
Przysłano mi tu list Pański, jako też doniesiono o książce, za którą najser-
deczniej dziękuję.
Bardzo mię cieszy zamiar Pański napisania o słowniku gwarowym. Żem
dotąd nie ogłosił wezwania i planu, o którym mówiłem w Gdyni, to tylko moja
prywatna opieszałość - rzecz sama pozostaje oczywiście w mocy. Ale choćbym i był
ogłosił, to nie zmniejszyłoby to ani trochę korzyści i potrzeby Pańskiego zabrania
głosu, który przecie rozejdzie się o wiele szerzej i bardziej pobudzi niż czysto na-
ukowy projekt. Swoją drogą ja się jednak do tego zabiorę i rzecz ogłoszę, a wtedy
będę zbierał owoce z Pańskiego apelu.
Pracownię, tj. pokój, stół i szafę, mam gotową w Akademii. Dlatego też
bardzo proszę podać jako adres Polską Akademię Umiejętności w Krakowie,
/075_0001.djvu
XLV. 2
JĘZ YK POLSKI
75
ul. Sławkowska, z dodatkiem mego nazwiska, lub na odwrót, jak tam Panu wy-
padnie - .ale z adresem nie moim prywatnym, ale w Akademii. VV ten sposób z jed-
nej strony uniknie się osobistych podejrzeń, a z drugiej rzecz nie będzie się po Aka-
demii tułać, ale od razu trafi do mnie; nikt inny zaś tym się teraz nie zajmie.
Szkody ze zbierania być nie może, tylko pożytek. Bo choć.by kto robił to
bez należytej dokładności - na którf! jednak radziłbym zwrócić uwagę - to
lepsze to niż nic; zresztf! dokładność nie wszędzie jest jednakowo niezbędna:
np. sam fakt istnienia w danej okolicy pewnego wyrazu nieraz dużo znaczy,
więcIJj niż precyzyjna jego forma.
A więc powtarzam, bardzo się cieszę i baI'dzo proszę.
Zeszyt l tomu VII Języka Polskiego (styczeń -luty 1922) poleciłem Panu
wysłać i przypuszczam, że doszedł.
Ja tu wykładam za8tęl)CZO pI'zez letni tI'ymestr, stąd adres mój od 25 kwie-
tnia do 10 czerwca br. jest: Poznań, uniweI'sytet, b. zamek, przedtem zaś i potem
mój stary krakowski: Salwator.
Dziękując za pamięć łączę wyrazy naj głębszego poważania
K. Nitsch
Tak upoważniony i uproszony Żeromski w książce s'....ej potraktował ;nader
rozlegle sprawę gwar polskich i ich co rychlej potrzebnego słownika. Z radością
podniósł, że wraz z niewolą polityczną minął czas, kiedy badania takie w terenie
prowadzić było można tylko z trudnością, kiedy Łopaciński, by tematy takie
poruszyć w druku, musiał się kryć pod pseudonimem. Dzisiaj szczątki zatraco-
nego bogactwa językowego są dostępne, po wsiac.h «można zbierać słowa w biały
dzień, jak żyto na polm>. Streśc.ił więc rozprawę Nitsc.ha, przedstawił wymiary
jego naukowego zamysłu i zachęcał do współprac.y. Był zdania, że w tej potrzebie,
kiedy żołnierzy brakło, pomoc.ni być mogą np. tyle po kraju wędrujący skauci,
porozrzucani po prowincji inteligenci pracujący, nauczycielstwo itp.
Zwracał zarazem uwagę, że sprawa jest .nader pilna, że nie cierpi zwłoki.
Zmiana warun)rów polityeznych - przewi,:,!ywał - zaciąży bowiem nad losami
języka ludowego. Przede wszystkim szkoła: przy rozcilboniętym na całość Polski
powszechnym obowiązku nauczania z konieczności zacierać się musi zróżnicowanie
regionalne. Po wtóre przemiana stosunków gospodarczych. Zapowiedziana re-
forma rolna spowoduje zanik gospodarstw ma):orolnych, a na ich miejscu usta-
bilizuje wielkie gospodarstwa kmiece 1). To zaś pociągnie. za sobą konsekwencje
dalsze:
Dziatwa wieśniaków czy rolników tego nowego typu na całym obszarze
Polski zapełni tysif!ce tysięcy szkół, a później urzędów i stanowisk społecznych,
kulturalnych i oświatowych. Język krakowski, historyczny, wielkomiejski, pański,
którym obecnie mówimy; stanie się językiem t,ej przyszłej warstwy, nowych za-
stępów nowej kultury polskiej. Przez snobizm właśnie [...] ta nowa fala inteli-
gencji wychodzf!ca z łona chłopstwa, wstydząc się naturalnf! kolej f! rzeczy swego
prostactwa domowego i gardząc mową nieokrzesanych ojców, będzie kultywowała
z przesadą pański, miejski, wielkoświatowy sposób mó.wienia i tym sposobem
[...] spowoduje jeśli nie zupełny zanik, to głębokie przyćmienie gwary.
1) Nawet bujnej wyobraźni powieściopisarza nie mogło się nawinf!ć pod uwagę
niebezpieczeństwo trzecie: dokonane po drugiej wojnie zlewisko gwar na ziemiach odzy-
skanych, skazane na wsif!knięcie w nowy grunt.
/076_0001.djvu
76
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
Troska o zagrożone zatratą bogactwo mowy polskiej głęboko przejmuje
autora. Zademonstrował więc w dziełku swym, czego się spodziewać po tych
poszukiwaniach gwaroznawczych, zestawiał przykłady, podał wreszcie adres
pracowni prof. Nitscha, słowem, ukazał całą wagę i ponętę zadania. Bo już
ostatni czas na ratunek zagrożonych skarbów. Tu się zaczyna powinność
nauki, dobrze do zadania przygotowanej dialektologii, ale zarazem powin-
ność szerokich sfer «postępowej» a wrogiej «snobizmowi» inteligencji.
Kiedy książeczka wyszła z druku, wdzięczny autor pospieszył przesłać
sojusznikowi swemu jej egzemplarz, opatrując go znowu stosowną dedykacją:
Wielce Szanownemu Panu Prof. Dr Kazimierzowi Nitschowi ośmiela się
pnesłać tę pracę z prośbą o przejrzenie jej - autor
S. Żeromski
d. 27 XII 1922
'Varszawa, ul. Mazowiecka 12
Obdarowany nie omieszkał podziękować natychmiast za upominek: .
Kraków, 11 I 23
Szanownemu Panu serdeczne dzięki za pamięć. 'Vierzę, że gorące Pańskie
słowa jeżeli nie ogół, to przecież chociaż poważną grupę ludzi pobudzą do innego
niż dotąd BtanowiBka względem języka.
Z wyrazami głębokiego poważania
K. Nitsch
Na tym skończył się dialog listowy dwóch (tgwarolubów1). Jak widzimy,
trwał on czas dłuższy, sięgał dawniejszych spraw i był dobrze zharmonizowany.
Trzeba więc uznać, że sformowanie osoby scenicznej, prof. Ciekockiego w Prze-
· pióreczce, ma dość odległą prehistorię.
Kraków
#
Stanisław Pigoń
o gwarach polskich
[Snobizm i postęp, Warszawa- Kraków J923, s. 139-150]
[...] Od chwili wskrzeszenia niepodległości stoi otworem przed społeczeń-
stwem i jego piśmiennictwem drugi skarbiec, stokroć obfitszy, to jest gwary,
objęte już granicami państwa. Nie potrzebuje już teraz językoznawca i zbie-
racz przemykać się chyłkiem, kryć za pseudonimem swych prac czcigodnych,
jak musiał to czynić nieodżałowany Hieronim Łopaciński, który swą naturę,
instynkt i cnotę wrodzoną pszczoły, a zdobytą wiedzę - istny promień Roent-
gena - musiał chować, jako występek, wobec kierowników państwowego
gimnazjum w Lublinie,.gdzie dla chleba wykładał łacinę. Wewnątrz kraju można
zbierać słowa w biały dzieli, jak żyto na polu. Trudno by tu było wyliczyć cały
zastęp poprzedników, którzy od dawna pracowali nad gromadzeniem słowo stanu
gwarowego. Nieocenione zasługi położyli: Oskar Kolberg, prof. Lucjan Malinow-
ski, Karol .Appel, P. Bykowski, Jan Karłowicz, dr Aleksander Briicknj3r, Zy-
gmunt Gloger, prof. Jan Łoś, Stanisław Ciszewski, Józef Grajnert, Stefan
/077_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
77
Ramułt, Andrzej Podbereski, dr Nadmorski, dr Lorentz, .Antoni Kalina,
J. S. Ziemba, Edward Rulikowski, Stefania ffianowska, .Adam Zakrzewski,
Józef :3Iuszyński, Karol Matyas, Jan Sembrzycki, Seweryn Udziela, .Aleksander
Petrow, prof. Zawiliński, prof. Juliusz Zborowski, prof. Lehr, M. Witanowski,
ks. Władysław Siarkowski i wielu innych. Niektóre okolice cieszyły się specjal-
nymi względami badaczów. Do tych należały przede wszyst,kim Kaszuby.
Posiadły one specjalny słownik Stefana Ramułta 1), a nadto język Kaszubów
był badany przez cały szereg uczonych, jak .Aleksandra Berka, dr Lorentza,
pro f. Baudouina de Courtenay, Karłowicza, prof. Nitscha i innycłl. Nadzwyczajne
zasługi dla gwaroznawstwa położył Jan Karłowicz. .Nie tylko doprowadził do
wydania Słownika gwar polskich, lecz umiał znaleźć i zachęcić cały szereg pra-
cowników, którzy, dzięki jego inicjatywie i kierownirtwu
poczęli gromadzić
materiały i spisywać słowniki miejscowe. Za czasów Jana Karłowieza istniał
formalny ruch umysłowy, widać było <
/078_0001.djvu
78
JĘZYK POLSKI
XLV. 2'
pDchód, zakres władania, skąd wyszedł i dDkąd zabrnął - przedstawia w tablicy
graficznej materiał do. histDrii kultury rDdzimej i wpływu DbcegD na terytDrium
PDlski. Oczywista rzecz, iż jeden badacz nie mDże tak cyklDpicznej rDbDty wy-
kDnać CD do. wszystkich wyrazów i całDści języka. Dla narysDwania map dwuł-łastu
rzeczy-wyrazów i ich synDnimów musiał Dn przejść czy przejechać setki i setki
miejsc, zbadać, jak dany przedmiDt w danym miejscu nazywają - wilga,
boguwola, zofia czy żołna - znaleźć granicę na PÓłnDCY kura i koguta, a na za-
chDdzie zazębienie kokota i koguta, a więc nie tylko. przemierzyć DgrDmne prze-
strzenie, lecz zbaczać na prawo. i na lewo. dla znalezienia linii demarkacyjnej.
PDmagała mu w tej pracy
wDjna, a raczej wytwDrzDne przez wDjnę DbDZY
jeńców - Dra z kDrespDndencja prywatna, prDwadzDna z rDzmaitymi życzliwymi
zbieraczami na prowincji, DdpDwiadającymi na kwestiDnariusz, DgłDszDny w tej
materii. JęzykDznawca pDwinien właściwie tylko. segregDwać zebrane materiały.
Samą pracę nDtDwania tDpDgrafii rzeczy-wyrazów pDwinna wykDnywać inteli-
gencja pDlska wszystkich dzielnic, na wzór inteligencji pDznańskiej, która już
na kwestiDnariusze prDf. Nitscha DdpDwiadała, Draz na arcywzór inteligencji
niemieckiej, która właśnie swój wielki SłDWnik narDdDwy w taki spDsób zbiD-
rDWD prDwadzi. Rzecz jest prDsta i łatwa. KtDkDlwiek styka się z ludem:
ksiądz, Drganista, lekarz, aptekarz, weterynarz, geDmetra, budDWniczy, rDlnik,
kierDwnik sklepu, urzędnik pDcztDWY, administracyjny, pDwiatDwy, gminny,
a nawet sam wszechDbecny agitatDr przedwybDrczy, słysząc z ust ludu auten-
tyczną nazwę sWDistą, mDż"e ją przecie zapisać na kartce kDrespDndencyjnej
z pDdaniem dDkładnym miejscDwDści, gdzie wyraz słyszał, a raczej miejscDwDści,
gdzie przebywa jego. rDzmówca, który tak DtD dany przedmiDt, w kwestiDnariu-
.szu wymieniDny, nazywa. Oczywiście musiałby być spDrządzDny przede wszyst-
kim kwestiDnariusz CD do. pDrządku zbier
nia wyrazów, plan tej pracy i biuro.
centralne DdbiDrcze, do. którego. należałDby dla użytku językDznawców cały
zebrany materiał adreSDwać.
Nastręcza się pytanie, czy ta praca jest tak dalece pilna, ażeby ją w spDsób
zbiDrDwy i masDwy prDwadzić. Otóż tak jest niewątpliwie. Najeźdźcy zagrażali
całDści języka i rugDwali go. za pDmDcą szkDły, wDjska, sądu i urzędów prze-
ważnie na Dkrainach. W śrDdku kraju pDlskiegD wpływ rDsyjski i niemiecki na
zanikanie gwar był nieznaczny. Przeciwnie, nędzny stan szkDlnictwa pDd za-
bDrem rDsyjskim kDnserwDwał istnienie dawnego. chłDpskiegD SpDSDbu mówienia.
NiepDdległDść PDlski przyniDsła w tej dziedzinie (
/079_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
79
ryczny, wielkomiejski, pański, którym obecnie mówimy, stanie się językiem tej
przyszłej warstwy, nowych zastępów nowej kultury polskiej. Przez snobizm
właśnie, o którym wyżej tyle było mowy, ta nowa fala inteligencji, wychodzi:!!ca
z
ona chłopstwa, wstydząc się, naturalną koleją rzeczy, swego prostactwa do-
mowego i gardząc mową nieokrzesanych ojców, będzie kultywowała z przesadą
pański, miejski, wielkoświatowy sposób mówienia, a tym sposobem, przy ogól-
nym podniesieniu się stopy życia wiejs
iego, spowoduje, jeżeli nie zupełny zanik,
to głębokie przyćmienie gwary. Tak w oczach naszych, w ociach jednego poko-
lenia, stopniala gwara kaszubska w objęciach kulturalnej niemczyzny, przecho-
dząc do stanu pół-mowy, mieszańca kaszubsko-niemieckiego. Kaszuba wstydzi
się swej mowy wobec Polaka, który tę mowę ośmiesza jako zepsuti:!! polszczyznę,
woli tedy mówić poprawnie po niemiecku, gdyż wtedy nikt nie traktuje go jako
typu niższej kategorii. Teraz na tę resztkę gwary kaszubskiej napływa wielko-
miejski język polski i do reszty wytrzebi gwarę. W szkołach kaszubskich dzieci
wyśpiewują krakowiaki i uczą się czystej polszczyzny. Jest to proces, z pewnościi:!!,
nie unikniony, lecz tym też gorętsze i szybsze musi być notowanie zasobów gwa-
rowych.
Drugim powodem konieczności jak najszybszego spisywania gwar jest
tworzenie słowników specjalnyeh. Pragni:!!c wydźwignąć język z objęć termino-
logii fachowej niemieckiej, w najrozmaitszych dziedzinach techniki poczęto
tworzyć słownictwo, spisywać słowniki i ogłaszać je drukiem. Te spisy narzędzi
i czynności, wyrażone po polsku, o ile miałem możność zapoznać się z nimi,
w przeważnej mierze składają się z neologizmów. Si:!! to zbiory nazw ukutych
nieraz bardzo trafnie i pomysłowo, nawet w zgodzie z językiem, ale maji:!! to na
sobie piętno, iż Si:!! nowotwommi, nie istniejącymi w mowie polskiej. Dobrze
jeszcze, gdy nowa nazwa jest imioniskiem nowego zgoła przedmiotu. Tymczasem
większość wyrazów tak wyrobionych z niczego - np. w budownictwie, ciesiel-
stwie, stolarstwie - istnieje od wieków w mowie ludowej, lecz wskutek swego
ukrycia w mroku życia jest nam nieznana. Już ta cząatka wyrazów w geografii
prof. K. Nitscha, którą ogłosił w Roczniku Slawistycznym, wskazuje, czego
mogłaby dokonać masowa praca inteligencji. Cóż uczynić z wyrazem, który
przez wieki istniał "\v dialekcie, gdy nowy wyraz, neologizm, wtłoczony zostanie
w pamięć ucznia szkoły technicznej? Na nowo skazać go na zapomnienie? Lo-
gicznie przedstawiałaby się ta sprawa w ten sposób, by człowiek, układający
jakikolwiek słownik techniczny, miał przed oczyma wyrazy ludow.e, określające
przedmiot, który on ma do słownika, a przez słownik do szkoły i warsztatu
wprowadzić - a z liczby synonimów, uwidocznionych na mapie kraju, wybie-
rał ten, który by był najbardziej odpowiedni, najłatwiej wpadał w ucho, naj-
piękniej brzmiał i naj obszerniejsze terytorium obejmował w żywej, gorącej
mowie.
Ażeby tę sprawę raz poruszyć, należałoby zacząć od jakiejś czynności.
uważam, iż np. wędrówki po kraju skautów, stu
entów i starszych uczniów
mogłyby sobie obrać za cel zbiemnie wyrazów, jak się zbiem kwiaty lub motyle.
.Można by przebywać kraj od Warty po Wilię, notuji:!!c nazwy poszczególne
/080_0001.djvu
80
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
części wozu, w każdej okolicy i ta jedna próba dałaby już pewien obraz. Gdy
się bowiem taki zebrany materiał części wozu oprze o dane, zawarte w zbiorze pt.
Rationes curiae Vladislai Jagiellonis et Hedvigis regum Poloniae, wydanym
w Krakowie w r. 1896 przez pro£. Piekosińskiego, gdzie uwidocznione są takie
nazwy części wozu, jak: o,
, maź, maźnica, poluba (przykrycie wozu), przykoszki
albo pólkoszki, podklad:IJ, podośki, szyny, barczce czyJi wag-i (liczba pojedyncza
barczcza, bartcza, barcza), lanwie (niemieckie Lanne), postronki, poklad itd. - to
otrzymalibyśmy pewien rys historii wozu w Polsce i jego obecnego bytu. W po-
dobny sposób można by zbierać nazwy części składowych narzędzi rolniczych,
najprostszycb i najpierwotniejszych: cepów (dzierżak, bijak, gązwy), pługa
(klęk, trzuslo, lemiesz itd.), motyki, kosy, grabi, siekiery, wideł. Inne grupy
zbieraczów mogł
'hy gromadzić synonimy naz,v przyrządów rybackich, oparłszy
się o prace Bolesla wa ŚlaHkiego ]). Spotykając na swej drodze nazwę odmienną
od podanej już, jak gdyhy zasadniczej i niejako normajnej, zanotować' na
kartce pocztowej dokładnebl'zmienie J'zeezy-wyrazu z podaniem miejsca,
wsi, osiedla, przysiołka, gdzie kka nazwa żyje w ustac-h ludzkieh, i wysłać kartkę
pod następującym adresem: (łowa('ka. Gdy po raz pierwszy (po Stanisławie Sta-
szycu) zawitali z dólskiego
wiata do Tatr poeci polscy Seweryn Goszczyński
i Wincenty Pol, góry i lud, życie pasterski
i obyczaje wywarły na nich tak wiel-
kie wrażenie, iż wysławiali te strony w swyeh pięknych dziełach. Dzieła te pisane
są językiem nizinnym, dólskim, krakowskim. Gwara góralska nie przemówiła
wcale do S. GoszezYllskiego, cllOĆ ją 8łyszał. Patrząc na górali i słuchając ich
mowy, w istocie nie widział ieh i nie słysza1. Pi'zyniósł ze sobą nie tylko język,
którym niby to jego górale przemawiają, oraz wyobrażenie jakichś górali, któ-
rych można by nazwać wyśnionymi. 'V poem
wie pt. «Sobótka,) S. Goszczyński
przytacza niektóre wyrazy góralskie, jak smerek, juhas, juhaska, gu,ńka, żętyca,
koszary, blWa., gęśle, gazda. - lecz bohaterowie jego poematu przemawiają iście
operowymi ariami i prowadzą dialogi w sposób naj zupełniej wymyślony z głowy.
Mowa ich jest to naj czystsza wielkomiejska polszezyzna, a treść ich przemówień
to zacne myśli belwederczyka i czcigodne sny towiańczyka. Tak to język kra-
kowski popłynął nawet w górę rzek, Dunajcem i dosięgnął do szczytu Wyżni.
Gdy zaś przed laty Zakopane ((odkryte,) zostało przez dra Chałubińskiego, a grono
miłośników gór rzuciło się do badania sprzętów, zdobnictwa i budownietwa gó-
l) Boleslaw Ślaski, Rybołówstwo i rybołówcy na Wi
le dawniej i dziś, 'Varszawa
1917. Z dziejów marynarki polskiej, Poznań 1920. Spław i spławnicy na Wiśle, Warszawa
1916.
/081_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
81
raJskiego (p. Bronisław Dembowski, dr Władysław. Matlakowski, Stanisław
Witkiewicz) - podniesiono gwarę podhalańską do wyżyny języka pra-polskiego,
entuzjazmowano się nim i stawiano go na miejscu naczelnym. Stanisław Wit-
kiewicz tłumaczył na gwarę podhalańską «Fioretti}) św. Franciszka z Asyżu,
a Kazimierz Przerwa-Tetmajer w gwarze wyrzeźbił swe arcydzieło «Na skalnym
Podhalm. O ile pierwsi poeci tatrzańscy za mało przyłożyli uwagi do poznania
i wciągnięcia w swe pisma mowy góralskiej istotnej, o tyle późniejsi pisarze
uczynili na odwrót: - za wiele. Dla .kogóż bowiem Stanisław Witkiewicz tłuma-
czył Lwa Tołstoja albo świętego Franciszka na dialekt tatrzański? .Ani jeden
góral .tych przekładów nie czytał i nie mógłby czytf}Ć, umiejąc czytać jedynie
po polsku, a garstka snobów znała przecie i bez gwary utwory świętego Fran-
ciszka i Lwa Tołstoja. Ogół zapoznał się z mową górali i przyswoił sobie z niej
bardzo wiele wyrazów. Wszyscy wiedzą już, co znaczy pazdur, plazy, rysie,
skrzyżal, żabica, krzesanica, uplaz, nadto nauczyli się na pamięć od górali wielu
wyrazów obcego pochodzenia, jako niby rdzennie polskich: cucha (rumuńskie),
watra (rumuńskie), siklawa (węgierskie), kierpce, wirch, kierdel, baca, juhas
itd. (słowackie).
Same nazwy miejscowości wskazują wyraźnie na to, iż Tatry były wędro-
wiskiem pasterzy rozmaitego pochodzenia: Rumunów, Słowaków, Węgrów,
oraz górników czy przemysłowców Niemców, a ta rozmaitość przychodniów
w te doliny górskie uwidoczniła się w języku, który został - w języku stałych
mieszkańców Podhala. Obok nazw rdzennie polskich: Osobita, Kościeliska,
Gubalówka, Świnnica, Kościelec, Krzyźne, Miedziane, Mlynarz, Dolina Bialej
Wody, j'l!0rskie Oko, Ozarny Staw, wreszcie Zakopane itd., słyszymy nazwy
zupełnie obce: Giewont, Gierlach, Waksmundzka Polana, Matlary, Szaflary,
a nadto - Hruby, Hawrań, Krywań, Zubsuche, Murzasichle i tym podobne.
Język podhalański nie jest tedy czystym wzorem języka staropolskiego, jak
utrzymywano, lecz jest jedynie nadzwyczaj ciekawym obrazem zzębienia się
wzajemnego mowy rozmaitych banitów i pasterzy, którzy ze swymi kierdelami,
pod wodzą baców i przy udziale juhasów przybywali w te polskie od wieków
pustkowia.[...].
Stefan Żeromski
Analiza poprawek składniowych w brulionie «Przepióreczki» 1)
(zdania pojedyncze)
?{ie ma potrzeby dowodzić, jak wiele wnoszą badania rękopisów utworów
literackich do wiedzy o języku osobniczym autora, o jego pracy nad odnalezie-
niem naj właściwszego
kształtu myślh> 2), nad wydoskonaleniem «rzeźby styli-
1) Brulion Przepióreczki odczytany został pod opieką prof. dr Stanisława Pigonia
przy przygotowaniu pracy magisterskiej w latach 1956-57.
2) Z. Klemensiewicz, Problematyka składniowej interpretacji stylu, 'Wrocław
1951, s. 1.
6
/082_0001.djvu
82
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
stycznej» l) utworu. Oczywiście i utwory wykończone nasuwają wnioski o takich
lub innych skłonnościach językowych pisarza, ale tylko rękopisy pokazują jego
wysiłek, poszukiwanie najwłaściwszego, jego zdaniem, wyrazu językowego;
pokazują jego świadomy wybór spośród wielu możliwych ekwiwalentów.
Tymi możliwościami wyboru rozporządza autor przede wszystkim w za-
kresie słownictwa i składni.
Słownikowymi poprawkami brulionowymi S.Żeromskiego, «rzeźbą' wy-
razu» dwóch fragmentów powieściowych, _ pochodzących z różnych okresów
twórczości pisarza, zajął się S. Pigoń 2), ukazując wyraźnie tendencje kierujące
-doborem leksykalnym. Czy podobne tendencje można uchwycić w zakresie
doboru ekwiwalentów składniowych
Jak wygląda praca nad składnią, (
/083_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
83
wątpliwa tendencja autorska do rozwijania konstrukcji zdaniowych, do po-
szerzania ich objętości.
A oto kilka przykładów z autografu:
w akcie I na karcie 5r pierwotny tekst:
... ci panowie [...] radzi by coś powiedzieć o Einsteinie... Pozwoli pani - geograf
Bukarski i dr Zabrzeziński - niestety! trzeba i to wyznać, historyk sztuki.
zmienił au tor na 1):
...ci panowie [...] radzi by coś yzłośliwego( powiedzieć y także/ o Einsteinie.
y Ale przykr6tki języczek./ Pozwoli pani - ywłaśnie/ geograf Bukarski i dr Za-
brzeziński - niestety! - trzeba i to wyznać ytylko tout court/ y choć ze wstydem/
y(ciszej wstydliwie)/ historyk sztuki.
W akcie III k. 40r pierwotne:
Pomkniecie jako huragan. Zdążycie.
zostało przerobione n1\,:
Pomkniecie ygalopem(, jako y jeden/ huragan. yZbiorowisko uczuć należnych./
Zdążycie.
Wtrąconą do opowiadania o rewolcie na Ukrainie uwagę:
I powiesili.
zastąpił autor przez:
yChłopi
/084_0001.djvu
84
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
Ze względu na wielką ilość skupień wielostopniowych zajmę się nimi
osobno. - A oto przykłady.
Ad 1. Autor uzupełnia tekst wyrazami pozaskładnikowymi przede
wszystkim z zakresu dodatkowych wyznaczników intelektualnych. Kp.:
Ale inaczej umówiliśmy się vjużj ze Smugoniem III 391',
Pozwoli pani v-wlaś:niej-geograf Bukarski I 51',
..o to jest wstrętne, ohydne, Va nawet! plugawe II 251',
Jestem Vtylko! człowieczysko prawdomówne III 491',
Pani Smugoniowa po przyjacielsku wywyższa mię tutaj wobec panów profesorów
Vi to I tak szczodrze I 61',
Och, po cóż dociekać, to vprzecie! rzecz powszechnie wiadoma III 491',
To panu by się vraczej( należała ta rada II 311',
..o co panowie vwlaściwie! zamierzacie czynić III 421',
Temu człowiekowi można wszystko vpewnie nie jednoj zarzucić III 47v, i ino
Spotyka się także wypadki dopisywania dodatkowych wyznaczników nawią-
zujących, np.:
Będziesz pan vznowuj żałował. Mam vnareszciej sposób II 35v,
Tamten w grobie się przewraca ze wstydu, ale vza toj prawda triumfuje 151'0
Bardzo rzadko trafią się wyznaczniki skierowujące i emocjonalne.
Ad 2. W zakresie pierwszorzędnych składników zdaniowych zmian jest
niewiele. Autor uzupełnia podmioty domyślne z kontekstu:
Wreszcie stare zamczysko runęło w gruzy. [...] Legenda poniosła wieść od wsi do
wsi, od chaty do chaty, od wezgłowia do wezgłowia: - już VPorębianyj runęły
na wieki III 441'0
. i w cytowanym już przykładzie:
yGhlopi istotniej powiesili chłopomana III 431'.
Nie dowierzając widocznie domyślności widza, który pOWllllen by tu się
zorientować z konsytuacji i z intonacji aktora, uzupełnia orzeczenia w rozmowie:
To po co-ście poszli.
No po co¥ P1'zełęckio
Przełęcki! My z Kleniewiezem nie poszliśmy tam wcale - i ba-
sta III 3v,
w obu miejscach po Przelęcki wstawiając słowo kazal.
W paru równoważnikach uzupełnił formy osobowe czasbwnika być:
Wilkosz:
Bukoński:
Ciekoc ki:
... im mniej jest światła, tym vjest! lepiej¥ III 481',
Daruje pan profesor
/085_0001.djvu
XLV. 2
.JĘZYK POLSKI
85
Po co y'mij pan to mówi II 251',
Rozumiesz <.> y'mię czy nie?j III 45v,
Życie bez niej, to y'dla mnie! śmierć II 341',
O czymże ja mogę y'z panernj rozmawiać? II 32v,
są, to dopełnienia najczęściej wyrażone zaimkiem osobowym, oczywistym z kon-
tekstu dialogowego.
Wśród okoliczników dodaje autor zaimki, np: tu, tutaj, t(tk; przysłówki:
wokolo, teraz, zaraz, zupelnie, dokladnie, chytrze, itp.; wyrażenia przyimkowe:
na stację, przed chwilą, z musu, i in. Np.:
To jest haniebne, co pan y'tuj robi III 491',
... sprawa y'tak się rozrastaj I 71',
, Pan, któryś mię zgubił, chcesz mi ,/teraz! przyjść z pomocą II 341',
... ileż można zrobić y'po pr08tuj ot, z niczego I 71',
... żebyś ,/mocniej! trzymał język za zębami I 21',
Być może, że zachowałem.się tutaj vprzed chwilą! jak cham II 331'.
Przydawka orzekają,ca jest tylko jedna:
To właśnie pan ,1- wlaściciel.-! pomyśli I 15v.
Ad 3b. Jest to najliczniejsza grupa. Szczególnie pieczołowicie autor do-
pisuje przydawki, np.
Proszę pana profesora o y tę! szczerość III 441',
Znane są y'takie! wypadki III 46v,
otóż ysamj dach nad podobnym olbrzymim gmaszyskiem I 14v,
My YW8ZY8CY! będziemy z tobą III 52v,
Będę bowiem z tych wież wystawiał yczenrone! latarnie świetlne I Ul',
I to dziękivniedawnemuj inicjatorowi III 491',
... nasi nauczyciele y'lttdowij uczą się III 461',
Powiedział mi, jaki to 'I/ważny! telegram do pana przyszedł II 35v,
Oświadczyny księżniczki y'o rękę! pana II 231',
... podswędzali jego szwyce i urządzali całopalenie ementalerów yjellnego
po dmgim! aż do skutku III 441'.
Trafią, się też okoliczniki:
'" miał wspaniałą bibliotekę, oprawioną yl.om w tom,; w białą skórę III 43v.
Zaznajomiwszy się na typowyeh przykładach z rodzajami zmian skład-
niowych tekstu ze względu na to, jaką są częścią zdania i na którym poziomie
jego budowy się znajdują, przyjrzyjmy się ich liczebności. Dodatkowych
wyznaczników jest 36, składników pierwszorzędnych - 8, składników
drugorzędnych - 210, !t mianowicie:
dopełu. okol. przyd. razem,
a. pierwszego stopnia 7 26 1 34
b. przydane 31 31 U4 176
-
------
--
38 57 U5 210
Z kolei wypada zastanowiÓ się nad zasadniczym kierunkiem zmiany struk-
turalnej, jaka się dokonuje w związku z przebudową stanu wyjściowego w póź-
/086_0001.djvu
86
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
niejszy. Najogólniej można stwierdzić, że (poza wypadkami wskazanymi w pun-
kcie 1, 2, 3a) rezultatem zmiany jest zawsze skupienie 1).
Zdaniotwórcza operacja Żeromskiego w tych wypadkach przedstawia się
zasadniczo w trojakiej postaci. Jako:
I. zamiana składnika pojedynczego, samodzielnego na skupienie;
II. rozbudowa istniejącego skupienia;
III. dodanie całego skupienia.
Wypadki grupy I realizują się przez:
a. dodanie określenia, najczęściej przydawki do składnika samodzielnego, przy
którym pełni ono rolę przystawki w stosunku ścisłym: przykłady przytoczono
w punkcie 3b (przykł. 1, 2, 4, 6). Są to "''Ypadki stosunkowo rzadkie; na 115
wszystkich przydawek tylko 15 zostało dopisanych jako pojedyncze określenie
do pojedynczego składnika;
b. zastąpienie składnika pojedynczego skupieniem ścisłym z jednoczesnym
przesunięciem trzonu skupienia:
Jeżeli fundusze - Jeżeli vstan/ funduszVów! pozwoli I llr,
Bardzo to ładnie - Bardzo to ylad-ny motyw do szczęścia! II 281',
podobnie w:
... wszystko, co w niej - wszystko, co yna tej przestrzeni/ I 111';
c. dodanie drugiego składnika pozostającego w stosunku luźnym do poprzed-
niego:
.
Czy nie poczytywałbyś pan takiego za
/087_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
87
.., to bym nieustannie yna. jawie i we śnie! myślała o tym II 25v,
Może tam yza nwrzami, za górami! zapomni II 33v,
O zaimkach, y'o przyslówkach, nawet o
/088_0001.djvu
88
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
g. przebudowę skupienia ścisłego w luźne lub pozornie luźne:
On [...] nakazał (nam tu wszystkim) ymnie i Wilkoszowi i Ciekockiemu i Rado-
stowcowi, no wszystki'm( wpływać na tę pannę I 41',
Przewraca nam (całą okolicę) ygleby, kamienie, poklady calej okolicy( I 4v;
h. rozbudowę członu skupienia w skupienie luźne:
... przejął ich takim szałem uwielbienia ynajprzód( dla zaimków jakichś tam oso-
bowych ypotem jakichś dzierżawczych( I 7v
8r,
... porozwiesza rzuty i przekroje co najwilgotniejszych piwnic yn
der( i ulomków
I lOv;
i. rozbudowę poszczególnych członów skupienia luźnego:
Drogi pan Karol, nasz naj milszy vi zlośnik;, (i) Y nasz! ostatni już z ostatnich przed-
stawicielliberum veto I 18v,
... kazali siedzieć na ganku i patrzeć vlna tortury jego dobytku; III 441',
To była najuczciwsza, naj czystsza dziewczyna i ynajszlachetniejsza( kobieta
II 32v,
'" tam [...] skąd roztacza się widok na dobra księżniczki, na folwarki, młyny,
fabrykę dachówek i yfabrykę( zapałek yna lasy, stawy i ląki/ II 231',
Zajrzę w jej czyste, mądre oczy, ygłębokie oczy( II 24v,
Przestałby pan być sobą, naszym profesorkiem, ynaszym( prorokiem, jasnym
zwiastunem,
ruchem yw milczeniu(, pędem yw zastoju(, głosem w ciszy,
świetlanym gońcem ze świata do (nudy) ykraj-u jalowej nudy( II 241'.
III. Całe odrębne skupienia autor dodaje rzadko. Jest ich tylko 5:
Mieszkał tam człowiek przezacny, ideowiec, baranek boży, który yprzed wojną,
w ciągu wielu lat; część swego dochodu rocznego przeznaczał na III 431',
Siekiera jest przyłożona do korzenia tego drzewa, pod którym sobie ymarząc
slodko( drzemiecie III 49v
Założył yw tej wsi/ szkołę III 431',
Nie bronię i teraz nikomu (...) ybawić się w takie poernaty( III 42v,
'" każdy człowiek tych stron ynawet najuboższy duchem i ciałem( będzie patrzał
y na widną w dali r11inę( z najwyższym zaciekawieniem I 111'.
Oprócz tego są przykłady stojące na pograniczu grupy II i III. Autor uzupełnia
w nich istniejące skupienie i dodaje nowe:
... pan profesor Ciekocki rzeczywiście budzi zachwyt swymi wykładami v/gra-
matyki (i) a wlaściwie wykladami wiedzy o języku( II 81',
Przecież i pani sama, gdyby miała opuścić ten kraj wymarzon.v, przyjemme]
by chyba było na myśl, iż jest (podeptany nogami) v/to okolica podeptana nogami
a nie kwitnący raj( III 521'.
Po ukazaniu tak różnorodnych sposobów rozbudowy zdania należy jeszcze
pokrótce zatrzymać się przy tych - nielicznych zresztą - wypadkach, gdzie
autor usuwa zapisane już elementy składniowe. W 24 przykładach można się
dopatrzyć tylko jednej skłonności: skreślane są pojedyncze elementy w zdaniu,
np.:
To czego by nikt nie dokonał, własnowolne studia i praca samodzielna (tylko)
słuchaczów jest owocem tego wykładu I 81',
Mów jak ci (tam) serce dyktuje I 21',
Być może, że (ja) (tu) zachowałem się y tutaj ( yprzed chwilą( rak cham II 331',
/089_0001.djvu
XLV. z
JĘZYK POLSKI
89
.Ale pan Smugoń '" (To p) Paradne III 39v,
Niechże (mi) więc pani powie II 221',
... pański sposób zachowania się względem kobiet nie należy do (WZ()l'ó'U') wykwin-
tnych II 30v,
... wyskoczył na spotkanie, jako (ten) bystronogi jelonek III 47v,
I (pierwszą) tą ruinę mieliby wciąż w nienawistnym oku III 44v.
"\V 12 przykładach jest skTeślona partykuła ekspresywno-emfatyczna no
w funkeji dodatkowego wyznaeznika. Prawdopodobnie autor zauważył, że się
ona zbyt często powtarza na pocz
tkach wypowiedzi bohaterów i w części
wypadków ją usunął, nieraz nawet natychmiast w czasie pisania, np.:
(No) Przełęcki wsiadajcie pierwszy III 401',
) przez uściślanie okolicznośei,
zwłaszcza za pomocą okoliczników miejsca, czasu itp., do czego szczególnie
służą wyrazy okazjonalne.
3. Dodawanie przede wszystkim przydawek jako określell przedmiotów.
Omawiane w artykule zmiany w składni języka Przepióreczki dowodzą
przyczynkowo znanej i uznanej prawdy, że Żeromski był znakomitym znawcą
i miłośnikiem języka, że w świadomym trudzie artystycznym chciał i potrafił
wydobye z niego elementy pełnej komunikatywności, pobudzającej obrazowości,
urzekającej rytmiki i melodyjności.
Kraków
krystyna Oszywianka
35 lat pracy naukowej prof. Zdzisława Stiebera
Z ostatnim zjazdem Pol. Towarzystwa Językoznawczego (zob. poniżej,
s. 125) zbiegło się osobiste święto pro£. Stiebera: 35. rocznica jego naukowej
działalności, o rok tylko odległa od 60. rocznicy nrodzin. Jedna z sal 17niwersytetu
'Warszawskiego szczelnie się za,pełniła starszymi i młodszymi językoznawcami,
którzy się zeszli, aby jubilatowi pogratulować sukcesów, wyrazić uznanie i sym-
patię. "Mówiono wiele o jego zaslugach, istotnie wiele przewyższających to,
ezego się przeciętnie wymaga, od profesora uniwersytetu. 'V Języku Polskim
przyjęło się omawiać praee polonistyczne jubilatów, jednakże w wypadku
pro£. Stiebera trudno śeiśle się do tego zwyezaju zastosować, nie cbeąc okaleczy{
sylwetki naukowej tego rasowego slawisty.
Śledząe myślą działalność Stiebera, można dokonać kilku ogólnych spo-
strzeżeń, można wykTyć kilka znamiennych cech jubilata. Po pierwsze, stwier-
dzamy wyjątkowo szybki rozwój naukowy. urodzony w Szczakowie w 1'.:1903,
zdał maturę w Krakowie. Od 1'. 1921 podjął w Uniwersytecie Jagiellońskim studia
/091_0001.djvu
JĘZYK POLSKI
91
XLV. 2
wielkopolskich, śląskich i mazowieckich. Niemal równocześnie ogłoszony Tekst
dolnołużycki z Żylowa pod Chociebl1zem (Lud Sło\v., t. 3 A, 160) świadczy, że Stie-
ber przenosi się na teren języków łużyckich. Jakoż 'v r. 1934 ukazała się wspo-
mniana już książka Stosunki pokrewieństwa językó,vłużyckich, ustalająca miejsce
tych języków w obrębie zaehodniej Sło,viańszczyzny, a przy tym ,vzajemny sto-
sunek różnych gwar ł-użyckich. Koło tego studium usta,viły si
wieńcem inne,
mniejsze artykuły dotyczące gwar łużyckich. J-ak widzimy, 'v ciągu 6 lat Stieber
zdążył nie tylko uzys
ać dwa stopnie naukowe, ale zarazem stać się wybitnym
znawcą gwar trzech języków zachodniosłowiańskiell. Że znał również gwary
czeskie, świadczy recenzja pt. Dialektologia czesko-słowacka w 3. tomie Cesko-
slovenske Vlastivedy (Lud Słow., t. 3 A, 294-323).
Człowiek jest za,ysze 'v jakimś stopniu t,vorenl swojego środowiska.
Tak właśnie i prof. Stieber jest w pewnej części tworem środowiska krakowskiego,
jego chyba najświetniejszych lat. Mógł jeszcze korzystać z wiedzy Jana Łosia
(zmarłego w r. 1928), Jana Rozwadowskiego (zm. ",v r. 1935), Ignacego Chrza-
nowskiego, a nade wszystko Kazhnierza Nitscha, który do r. 1928/9 był profe-
sorem filologii słowiańskiej. Właśnie w seminariunl słowiańskim Nitscha sku-
piła się wówczas spora gromadka utalentowanych uczniów, jak Mieczysław
Małecki, Salomon Jaszuński, Antonina Obrębska, l\Iaria Dłuska, Stanisław
Rospond. Po r. 1929 doszli jeszcze l\vowscy wychowanko\vie Lehra-Spła,viń-
skiego, Władysław Kuraszkiewicz i Tadeusz. Milewski. Pod opieką takich nau-
czycieli, w towarzystwie takich kolegów można się było wiele nauczyć i rozpalić
do pracy badawczej. Głównym kierunkien1 badań stała się dialektologia polska
i słowiańska, którą Stieber z takim talentem umie uprawiać.
Chęć rozejrzenia się z dalszej perspekty,vy wydała na świat rozprawy, jak
O związkach grupy czesko-słowackiej z południowosło,viańską (Lud. Słow.,
t. 3 A, 131-9), Stanowisko mowy Słowaków (Prace Filol., t. 17,32-58).
Od r. 1934 rozpoczął Stieber badania nad g"warami lemkowskimi, prze-
chodząc do zupełnie no"\vej grupy języków słowiańskich. Owocem wędrówek
po łemkowskich wsiach i górach było m. in. streszczenie w Sprawozd. Tow.
Naukow. we Lwowie, t. 18, 157-9, pt. Dialekt Łemków, potem Gwary ruskie
na zaehód od Oporu (Warszawa 1938, s. 10). W r. 1938 ogłosił krótką informację
pt. Z pogranicza polsko-białoruskiego (Sprawozd. Tow. Nal1k. Lw., t. 18, 34-9).
Kładąc kropkę nad i, st"wierdzamy, że Stieber objął swoimi badaniami gwary
aż 7 języków (bo i czeskimi zajął się "\v pewnym stopniu)! Nic dziwnego, że z takim
doświadczeniem mógł napisać nową rzecz charakteru syntetycznego: Sposoby
powstawania słowiańskich g,var przejściowych (Kraków 1938).
Po wojnie Stieber już jako powszechnie uznany autorytet wziął udział
w organizacji różnych zbioro"\vych akcji, jak 'v przygotowaniach do małego
atlasu gwar polskich (ułożenie k\vestionariusza), do atlasu gwar słowiańskich,
którego był jedIlym z inicjatorów. Pod osobistym jego kierunkiem szczegółowo
zbadano gwary kaszubskie, dzięki czemu zaczęto już druk Atlasu dialektu
kaszubskiego i gwar przyległych; wykonuje go Pracownia Dialektologiczna Za-
kładu Słowianoznawstwa PAN, kierowanego od kilku lat przez prof. Stiebera.
/092_0001.djvu
92
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
Atlas ten będzie z pewnością najpoważniejszy z polskich i chyba nie tylko pol-
skich atlasów regionalnych. I aby tu skończyć z powojennymi pracami dialekto-
logicznymi jubilata, trzeba wymienić Atlas językowy dawnej Łemkowszczyzny
z.1-8. Gwary łemkowskie już w dawnym układzie nie istnieją, dlatego atlas
jest równocześnie dokumentem historycznym wielkiej wagi, ponieważ się opiera
na materiałach zebranych przed wybuchem wojny.
. Lecz pora przejść do polonistycznych prac Stiebera, których jest niemało,
choć tylko przez krótki czas profesorowania w Łodzi (1945-1952) prowadził
katedrę języka polskiego. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że wśród Stie-
berowskich poloników są, powiedziałbym, naj zgrabniej sze, najwdzięczniejsze
jego prace. Również w nich przejawia się wyraźnie teoretyczne stanowisko
autora-fonologa (parę artykułów poświęcił niektórym problemom fonologii).
Taki jest wspomniany już Rozwój fonologiczny języka polskiego, skupiający
w sobie jak w soczewce owoce innych rozprawek dotyczących historii polszczy-
zny, taki jest Czas i przyczyny zaniku polskiego iloczasu (Sprawozd. PAU,
t. 46, 103-6), Dlaczego mówimy tszy kszywe kszaki a nie dży gżywe gżaki (JP
XXVI, 76-8), Skąd się wzięła wymowa ttoja śtieca (tamże, s. 107-9), Fone-
tyka polskiego dialektu kulturalnego w porównaniu z gwarową (Biuletyn PTJ,
t. 6, 39-46), Dwa problemy z polskiej fonologii (Biuletyn PTJ, t. 8, 56-
78). Nie można nie wspomnieć Rymów sandomierskich, które były ozdobą
jednego z zeszytów JP (XXX, 110-3), a które wraz z artykułami O języku
fraszek i minucji sowizdrzalskich XVII w. (Prace Polon., t. 6, 9-17), Uwagi
o języku Wacława Potockiego (tamże t. 5, 9-32), O stylu Kazań gnieźnieńskich,
i in. świadczą, ile mógłby Stieber dać historii języka polskiego, gdyby się nią zajął
a stałe. Dodajmy jeszcze artykuł Uwagi o pochodzeniu języka polskiego
(JP XXX 161-5), w którym rozwija myśl o języku czeskim jako arbitrze
między różnymi polskimi wymowami, ubiegającymi się o tytuł normy ogólnej.
Dialektologia słowiańska, historia języka 'Polskiego to jeszcze nie wszystko.
Niemałe znaczenie mają studia onomastyczne, oparte zresztą głównie na zdo-
bytych przez siebie faktach gwarowych, dopełnionych ekscerptami ze źródeł
historycznych. Tu należą: Pierwotne osadnictwo I:..emkowszczyzny w świetle
nazw miejscowych (BiuI. PTJ, t. 6, 53-61), artykuł wykazujący, że osadnictwo
polskie wyprzedziło osadnict
wo łemkowskie, lecz nie obsadziło gór; Niektóre
nie zauważone typy słowiańskich nazw miejscowych (Sprawozd. TN w Łodzi
1947,2,27-8), a przede wszystkim Toponomastyka Łemkowszczyzny 1.2 (Łódź
1948-1949). Także i przeredagowana rozprawa magisterska Nazwy miejscowe
pasma Gorców w Beskidzie Zachodnim (Lud Słowo 3 A, 213-65).
VV ostatnich latach prof. 8tieber raz po raz podejmuje jakiś temat z fo-
netyki porównawczej języków słowiańskich. Raz będzie to rozwój słowiań-
skiego ch (lnt. Journal of Slavic Linguistics a. Poetics t. 4, 1-6), kiedy indziej
rozwój li, czy inne, we wszystkich jednak widać konsekwentny zamiar grunto-
wnego rozpatrzenia sprawy z punktu widzenia trzeźwego strukturalisty. Miejmy
nadzieję, że się po paru lataeh doczekamy czegoś, co w fonetyce ogólnosłowiań-
skiej będzie odpowiednikiem Rozwoju fonologicznego języka polskiego.
/093_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
93
We wszystkim jednak, co Stieber pisze, czuć podskórnie dialektologa,
człowieka obcującego z językiem żywym i żywymi ludźmi. I w tym związku
chciałbym podkreślić dziwJ.lą umiejętność rozmawiania z chłopami i pozyski-
wania sobie ich zaufania, tzw. łatwość w obejściu. Mam wrażenie, że ta sam
L
łatwość w obejściu zadecydowała o sukcesach pedagogicznych, że ona to - wraz
z wiedzą jasno podaną - przyciągała uczniów, dawniej we Lwowie i Ło-
dzi, a dzisiaj w Warszawie. Wychowanków można mu pogratulować i po-
zazdrościć.
W całej Słowiańszczyźnie niewielu mamY' slawistów, którzy by z taką
błyskotliwą łatwością poruszali się w dialektologii tylu języków, w historii języka
literackiego, mieli do powiedzenia istotne rzeczy w teOl'ii języka, a równocześnie
znaleźli czas na wychowanie uczniów, organizację prac zespołowych i kierowni-.
ctwo instytucji naukowych. Pozostaje jeszcze odesłać czytelników do zbioru
prac, dedykowanych Stieberowi (w druku), ponieważ znajdzie tam pełny re-
jestr jego prac (bez mała trzystu), których tylko drobna f'zęf\ć mogła tu być
wspomniana.
S. e rbańczy k
Do historii drukarń krakowskich i druków Rejowych l)
Odkryte w oprawie introligatorskiej jesźcze w 1936 r. przez A. Birkenma-
jera fragmenty druków wydanych u }Iarka Szarffenberga pochodzą z kalendarza
ściennego i - co nas interesuje - z Rejowego Żywota Józefa. Za, omówienie
znaleziska należy wyrazić autorce wdzięczność. Zdobycz naukowa została udo-
stępniona z możliwością wykorzystywania jej dla dalszych badań. Przekazując
tę wiadomość, trzeba ją jednak opatrzyć polonistycznym komentarzem i uwagami
do rzeczy, które z natury swej są polonistyczne.
1. Były więc dwa wydania Żywota Józefa. Oba dokonane w tym samym
1545 roku. Jedno i jedynie dotąd znane - było tłoczone u Heleny Unglerowej,
drugie, o którym się dowiadujemy dzięki odkryciu A. Birkenmajera, wydane
u Marka Szarffenberga. Szukając odpowiedzi na słusznie zadane pytanie, które
z dwóch wydań jest wcześniejsze, a Unglerowskie 2) ma datę dzienną
{
/094_0001.djvu
94
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
Pomińmy, że idzie najwyżej o różnicę nie całego roku, co jest za krótkim
czasem, żeby w jego ciągu mógł się dokonać aż tak duży, jak tego dowodzą brane
pod uwagę zapisy, postęp w kierunku (
/095_0001.djvu
98
JĘZYK POLSKI
XLV.. 2
rzadkie,. podaję niżej transliterowany fragment, który p. Tabeau przedstawiła
w fotokopii:
Boć gdye Iie Inadź Iwiat nawięcey Imieie
igdy nie bą,dź beIpieczney nadźieie
yrzyil w krotce iż po małey 1) chwili
Nie jednego więc marnie roskwili
A tak na, to 2) Inadź nalepIIy plaItr
W IIyt.ko pod nim zgoi Iie natychmiaIt
Mieć my II wolną, a Ierce przeIpieczne
Gdyż nam nie jeft tu mieilkanie wieczne.
nie 3) zwięzuy my IIi ni fą,mnienia
A Prze mały kęs doczeInego mienia
\VidziJ
żeć tu ') wfIytko z wodą. płynie
A marnie ich wiele przeto ginie
Nie dosyć ieIt w obfitym 5) żywoćie
Tu do czasu mieJ3kać ,], w kłopoćie
Bo p'efIczone ćiało zgnie 6) w grobie
8troyże radzęć dobrą. £ławę Iobie
Ktora by tu po tobie zoItabj,
Wieczną pamięć twoję odnawiała
Bo kto w ludskich uIćiech dobrze £łynie
Snadź y panska ') go łaska nieminie
A kto Lie tu zaćhowywa (!) dobrze
Bog każdemu Irradź też pł:1ći fIczodrze
Tu na Iwiećie doczeInią roskofIą
Tam Iwą [ła]ską kiedy Itąd popłofI:ł
Wybijano w Krakowie przez Marka
Scharffenberga [bibli]opole Kra-
kow [.] Lata bożego 1545.
Rzut oka na wszystkie trzy przytoczone fragmenty: Katechizmu (U), Krót-
kiej rozprawy (MS) i Żywota Józefa od ::\
/096_0001.djvu
98
JĘZYK POLSKI
XLV.. 2
rzadkie,. podaję niżej transliterowany fragment, który p. Tabeau przedstawiła
w fotokopii:
Boć gdye Iie Inadź Iwiat nawięcey Imieie
igdy nie bą,dź beIpieczney nadźieie
yrzyil w krotce iż po małey 1) chwili
Nie jednego więc marnie roskwili
A tak na, to 2) Inadź nalepIIy plaItr
W IIyt.ko pod nim zgoi Iie natychmiaIt
Mieć my II wolną, a Ierce przeIpieczne
Gdyż nam nie jeft tu mieilkanie wieczne.
nie 3) zwięzuy my IIi ni fą,mnienia
A Prze mały kęs doczeInego mienia
\VidziJ
żeć tu ') wfIytko z wodą. płynie
A marnie ich wiele przeto ginie
Nie dosyć ieIt w obfitym 5) żywoćie
Tu do czasu mieJ3kać ,], w kłopoćie
Bo p'efIczone ćiało zgnie 6) w grobie
8troyże radzęć dobrą. £ławę Iobie
Ktora by tu po tobie zoItabj,
Wieczną pamięć twoję odnawiała
Bo kto w ludskich uIćiech dobrze £łynie
Snadź y panska ') go łaska nieminie
A kto Lie tu zaćhowywa (!) dobrze
Bog każdemu Irradź też pł:1ći fIczodrze
Tu na Iwiećie doczeInią roskofIą
Tam Iwą [ła]ską kiedy Itąd popłofI:ł
Wybijano w Krakowie przez Marka
Scharffenberga [bibli]opole Kra-
kow [.] Lata bożego 1545.
Rzut oka na wszystkie trzy przytoczone fragmenty: Katechizmu (U), Krót-
kiej rozprawy (MS) i Żywota Józefa od ::\
/097_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
97
kropkę czy daszek nad literą. Tak jest w podtytule Katechizmu: w zakonie
bożim a w wierze; tak w dalszej części przemowy do tegoż dziełka:
Rowne naydzie w tym kochanie,
WiętBą praczą d staranie.
Tak wyjątkowe traktowanie a, gdy jest ono spójnikiem, miało z owoczesnego
punktu widzenia swoJe uzasadnienie, skoro również jako odrębność pojmowano
i spójnika. Oznaczano je ze skrupulatną konsekwencją przez y także wtedy,
.
kiedy i od y odróżniało się regularnie. Ponieważ ani przy oznaczaniu spójniĘa
a przez a, ani przy oddawaniu spójnika i literą 'li nie szło o jakiś nawyk ortogra-
ficzny związany z nagłosem, przy a chodziło przecież o wymowę, a co do wyma-
wianego i pisało się je w pozycji nagłosowej przez i, np. igra, inak, iście, a zu-
pełnie wyjątkowO, np. w Krótkiej rozprawie, przez y yśćie ynochodnik y.yci 1) -
lJ.0
stawa rozróżnienia była znaczeniowa. Odróżniano a, i, gdy były spójnikami
jako wypadki, kiedy samogłoski a i stanowiły wyraz. Za takim pojmowaniem
rzeczy przemawia też pisownia przyimka u stale przez v w, opozycji do nagło-
sowego u-, które pisano przez v także, ale pisownia przez u wcale nie należy do
wyjątków, z Krótkiej rozprawy da się wynotować uchylił, 1tydzie, uleżał, urodzi,
ustrzeże, używa (według indeksu wydania Górskiego-Taszyckiego), a dla druku
Grzegorza Pawła z 1564 r. stwierdza się we wstępie, że przyimek pisze się stale
przez v, a nagłosowe v najczęściej 2) (bo obok tego u-).
Co się jeszcze tyczy spójnika i, ale tak bodaj tylko w 1. poło",ie wieku,
bywało w drukach Wie tora i Unglera j ij obok y, np. pełen mądrości ij bogactw
z Wietorowych Rozmów Salamona z Marchołtem, 1521, gadkaj pytanie z Un-
glerowskiej Sarmacji Marcina Bielskiego, 1535 3).
Wracając do interesujących nas w dalszym ciągu druków, stwierdzamy,
że druk Unglerowski cechuje kónsekwentniejszy system dwu;naków z literą
z w drugiej części. Pisze się tu nie tylko rz dz, jak jest w tym czasie we wszyst-
kich już drukach (i jak było od dawna w rękopisach średniowiecznych). Ungle-
rowskie książki mają poza' tym c = cz oraz przeciwstawiające się ć = cż, więc
czo cżynić = co czynić, czego nie ma w Szarffenbergowskich, które wyróżniają
się inną znowu cechą. Jest nią podwojone ff jako znak dla dźwięku S, np. to,
. warzyffu w przemowie do Krótkiej rozprawy, nalepffy z Żywota Józefa. Stosuje
się go obok przejętego z gotyckiego alfabetu znaku {J, np. vyzrzy{J, mie{Jkanie
którym się też posługuje Ungler, np. towarzy{Je z przemowy do Katechizmu.
Inny (akż
mają druki Szarffenbergowskie system oznaczania miękkości
spółgłosek przy pomocy kreski nad literą. Występuje ona również wtedy, gdy
równocześnie miękkość spółgłoski oznacza się przy pomocy litery i, np. przeczćić.
Dzisiejsze oczy razi ów nadmiar znaków, w istocie jednak rzeczy idzie tu o kon-
sekwentniejsze st osowanie kreski jako znaku miękkości. To zaś, żeby z.nakowanie
1) Z cytowanego wydania Krótkiej rozprawy według indeksu.
2) Grzegorz Paweł z Brzezin, O rożnicach teraźniejszych..., opracowali Konrad
Górski i Władysław Kuraszkiewicz, Wrocław 1954, IBL-PAN, BPP. Seria B nr 2, s. 9.
3)' Na podstawie fragmentów zamieszczonych w: Stefan Vrtel.Wierczyński, Wybór
tekstów staropolskich, Warszawa 1963, s., 265-9; 280 -4.
7
/098_0001.djvu
98
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
przez i O'drzucić a zachO'wać tylko- kreskę we wszystkich PO'zycjach, mO'głO' być
O'ceniane jakO' O'dstępstWO' ża wielkie O'd zwyczajów pisO'wni piętnastO'wiecznej
i zbyt kłO'PO'tliwe ze względu na spółgłO'ski miękkie jak b p w f i inne. PrzyjęłO'
się i ustaliłO' O'znaczać je przy PO'mO'cy litery i (pO'za wygłO'sem). W tym związku
godny uwagi jest zapis p'elfczone w części druku Marka. Szarffenberga, którą
podałam w transliteracji. CO' się więc tyczy liter, różnice zachO'dzą w O'brębie
następujących szczegółów, jak: 1. kreskO'wanie a jasnegO': MS i S, tylkO' a spój-
nika U; 2. kreskO'wan1e.s'półgło.sek miękkich: MS ś ć ći, S -ś ć ći dź dźi (dla ź źi brak
przykładów), U ć; 3. O'znaczanie dźwięku 8: MS i S '8 = fi, U 8 = /3; 4. O'dróż-
nianie c i ć: MS i S c = c, C = cz; U c = cz, Ć = cż; 5. pisO'wnia y = y i: MS i S rza-
dlw, U częściej; 6. grupa th: MS i S rzadkO', U często.
PO'wyższe zestawienie pokazuje dalej, żoe - co zasługuje na szczegól-
niejsze pO'dkreślenie - z dwu przedstawiO'nych tu systemów O'rtO'graficznych
jeden, mianO'wicie UnglerO'wski, jest archaiczniejszy, drugi SzarffenbergO'wski
nowO'cześniejszy, a tym samym bliższy dzisiejszej pisO'wni. W niczym się to
jednak nie sprzeciwi!), wyżej wypowiedzianemu twierdzeniu, że - przy O'cenie
druków szesnastO'wiecznych PO'chodzących z tych samych lat - cechy archai-
czniejsza wobec nowO'cześniejszej nie mO'gą służyć jakO' argument przemawiający
za wcześniejszO'ścią tegO' druku, który jest graficznie tradycyjniejszy. Takim
samym stO'sunkiem archaiczniejszy i nowO'cześniejszy O'
reślają się druk Ungle-
rO'wski z 1543 r. zestawiany z drukiem Macieja Szarffenber
a z tegoż rO'ku i druk
UnglerO'wski z 1545 r. zestawiany z drukiem Marka Szarffenberga z 1545 r.,
w którym Marek .stO'suje system O'rtO'graficzny podO'bny do systemu znamiennegO'
dla drukarni Macieja. Nie ma w tym niczegO' dziwnego,. PO'za pO'krewieństwem
iączyłO' ich O'bu CO'Ś więcej jeszcze, Marek był znanym księgarzem i nakładcą
także Macieja, który mieszkał w jegO' dO'mu przy ul. św. Auny, a, czas jakiś
prO'wadzili razem drukarnię l).
Wracając do zagadnienia systemu O'rtograficznegO' z cechami tradycyjnymi
i cechami nO'wO'cześniejszymi, trzeba więc stwierdzić, że ówcześnie były to
rzeczy ściśle z przyjętymi zasadami ortograficznymi związane. Były systemy
pisowni archaiczniejsze i nO'wO'cześniejsze i O'ba rO'zwijały się z O'znakami widO'cz-
nego PO'stępu i widO'cznej tendencji do ujednO'licenia, ale dO' kO'ńca XVI w.,
a i później, daną drukarnię charakteryzuje przyjęty przez nią system graficzny
i O'rtO'graficzny i jej właściwy.
Archaizmy literowe mieszczące się w punktach 4, 5, 6 przedstawiO'neg'O'
wyżej zestawienia dO'tyczą O'rtografii stO'sO'wanej u Unglera. Tu należy mające
tradycję piętnastO'wieczną cz = c, O'Pozycyjny jednak sposób O'znaczania dźwięku
ć przez cż był zdecydowanie nowością szesnastO'wieczną utrzymującą się w 2. PO'-
łowie wieku w więksZO'ści drukarń. Tak drukO'wał Maciej Wirzbięta, który O'tWO'-
rzył SWO'ją drukarnię w 1554 r., tak też Mateusz Siebeneicher O'żeniO'ny z wdową
po Hieronimie, synu Macieja Szarffenberga (zm. 1547). Zerwali też w tym
. .
1) Por. J. S. Bandkie, Historia drukarń, Kraków 182 0 6, t. l, s. 169, gdzie powołuje
się na druk mający wkołofonie: Impressum Cracovie per Mathiam Scharffenberger in
edibus domini Marci bibliopole Anno MDxxvn.
/099_0001.djvu
/
XLV. '2
JĘZYK
POLSKI
99
'.
szczególe z ojcowskim systemem synowie :Marka (zm. 1545) Mikołaj i Stanisław.
ie poddał się modzie oryginalny i pod innymi względami Łazarz AndrYSO,wicz.
Natomiast cz =::: c, co stanowiło punkt wyjścia pisowni cż, przestaje być w tym
czasie składnikiem systemu. Wychodząc.e wyraźnie z użycia tolerują jednak
długo zecerzy i korektorzy. Z przedmowy do drukowanego u Wirzbięty
(1566) Dworzanina Górnickiego notujemy archaiczne czo, praczy 1).
W bliskim też związku z' ortografią średniowiecznych rękopisów pózostaje '
odstępstwo ód zasady y = y, punkt 5, spotykane wyjątko
o' jeszcze w dru.kach
późniejszych, gdiż, opiUm znajdzie się w drukowanym u Wirzbięty w 1568 r.
Zwierciadle Reja 2)..
Tradycyjne jest dalej th, zawsze zresztą obok t, w XVI w. cofające się
przed t wyraźnie, wciąż jednak stosowane przez niektóre drukarnie, np. w druku
Wirzbięty z 1566 r. w cyoowanym już Dworzaninie na tej samej stronicy znaj-
dujemy Bthrzedz, tho, B thym, ktlw, lathwie, thakież, kthore 3).
Z,a archaizm, co by obciążyło system Unglerowski, można uważać nieo-
dróżnianie nawet w obrębie a samogłoski jasnej od pochylonej. Jest to dalszy
ciąg średniowiecznej tradycji, według której nie oznaczano w zasadzie różnic
dotyczących samogłosek.
Nowością dopie:ł:o szesnastowieczną było niewątpliwie oznaczanie tych
różnic, wtedy już tylko jakościowych, przynajmniej w obrębie a.
Nowocześniejszy jest system ortograficzny Szarffenbergów także dla
tego, że stosują oni kreskę nad literami dla oznaczenia spółgłosek miękkich
typu ć w każdym wypadku, więc także przed i, np. ći. Kresk
nad literą jak
wszystkie znaki diakrytyczne nie ma tradycji średniowiecznej, spotkać się z jej
użyciem można w rękopisach piętnastowiecznych, ale tak rzadko, że podobny
zapis wydawcy opatrują z reguły wykrzyknikiem: Elementem graficznym'staje
się ona, dopiero w następnym stuleciu. Szersze więc i konsekwentniejsze, o czym
było wyżej, używanie kreski nad literą świadczy tym dobitniej o opowiedzeniu
się za nowością. Ten SP9sób pisania szerzył się też w 2. połowie XVI w. Stosują
go synowie Marka :Mikołaj i Stanisław Szarffenbergowie 4) (np. w Biblii Leopolity
1561), Mateusz Siebeneicher, drukarnia, z której wyszedł w 1564 r. Quincunx
Stanisława Orzechowskiego, ..Andrzej Piotrkowczyk, Marian Garwolczyk 5),
drukarze z ostatniej ćwierGi wieku oraz Łazarz ..Andrysowicz i jego syn Janu-
szowski.
Nie idzie tu, jak by się mogło wydawać, o szczegół w 1. połowie wieku
właściwy tylko drukom Szarffenbergów. Litery z kreską jako znakiem miękkości
występujące prz ed i żnajdują się w drukach Wietora, i to w tak wczesnych jak
1) Witold Taszycki, Wybór tekstów staropolskich X""I-.+:VII wieku, Warszawa
1955, s. 61-2.
S) O. c., s. 25.
3) O. c., s. 63.
4J Oni to po nobilitacji używają nazwi"ka Szarffenberger, por. Józef Grycz,
z Dzi
jów i techniki książki, Wrocław 1951, s. 84; z tegoż źródła zaczerpnięto 'wyżej
wymienione daty dotycząC€ śmierci wymienionych drukarzy.
6) Taszycki, 'Wybór o. C., s. 93, 58, 9.7" 112.
'7*
/100_0001.djvu
100
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
ŻYWQt pana Jezu Krysta drukowany w 1522 r., gdzie mamy już dla wszystkich
czterech spółgłosek miękkich przykłady na pozycję przed i, tyle że obok pisowni
wroćili, przydźie, prośila, źiemia spotyka się zapisy w rodzaju chwalcie l). 11 że
inaczej drukuje Haller, widocznie się ta zasada krystalizowała u Wietora, skąd
przejęli ją obaj Szarffenbergowie.
Między drukami Wietora już z wczesnego okresu a drukiem Macieja
Szarffenberga z 1543 r. zachodzi wcale poważna różnica: W Krótkiej
oz-
prawie są przykłady tylko dla ć i ći. Nie ma dla dźi, bo nie ma Idź, pisze się
bądz 2). Co się tyczy ź, trafia się ono zupełnie wyjątkowo, np. więźnia wobec
lazni, uzdzienica, woznica, stałego nieoznaczania w nagłosie miękkości, pisowni
typu zwierz. Dla ś są przykłady tylko w wygłosie dziś 3), bo przed samogłoskami
jak i spółgłoskami pisze się długie I, przy którym nigdy się nie stawiało kreski:
liebie, i lćie.
W druku Marka Szarffenberga w dostępnym nam fragmencie nIe ma
przykładu dla ź, a co do ś jest tak jak w druku Macieja: byś, lie, my Il. Inaczej
się natomiast rzecz ma z dź, jak tego dowodzi bądź, trzykrotne snadź oraz na-
dźieie fotokopii.
Jakkolwiek już w Wietorowym druku z 1522 r. występują ći dźi śi źi a też
dź ś ź w pełnym zakresie, przejście od ć ći do dź dźi, jak 1l Marka Szarffenberga,
trzeba uznać za cechę rozwojową. W 2. połowie wieku drukarnie stosujące
ć ći mają na ogół i dź oraz ś śi ź źi. Czy inaczej niż u Macieja jest 11: Marka Szarffen-
berga dlatego, że druk jest późniejszy o dwa lata, czy dlatego, że Marek rozsze-
rzał zakres wys
ępowania tej cechy może nawet już przed 1545 r.
Odpowiedzieć
na to można by dopiero, gdyby się miało odpowiedni druk Macieja do
dyspozycji.
Okazują się więc obaj Szarffenbergowie zwolennikami ortografii, której
przyjdzie się upowszechnić w 2. połowie XVI w., a więc tej, przed którą była
przyszłość. Byliby nowocześniejsi od Unglera, w
-1lliLd.zhrnęgQ. Jeden
z nich, Marek, otwiera swoją drukarnię dopiero w 1545 r., a więc wcale późno.
Maciej rozpoczyna karierę drukarza dużo wcześniej, bo w 1521 r., ale i tak o je-
denaście lat później niż Ungler. To dużo znaczy, gdy idzie o punkty wyjścia
i późniejsze rozeznania.
Był też. Ungler o siedem lat starszym drukarzem od Wietora zaczynającego
swoją działalność drukarską w 1517 r. Ungler drukuje od 1510 r. To także coś
znaczy. W tym jednak zestawieniu wypadłoby uznać Wietora za samo-
dzielniejszego i nowocześniejszego w każdym razie. Także, jeśli się pamięta,
że pierwszą książkę polską właśnie Ungler tłoczył i że'- jak tego dowodzi
ów Raj duszny - stosował w niej pisownię średniowieczną, tyle że ujednolicaną.
Ze znaków diakrytycznych jest tu kropka na oznaczenie dźwięku ż, dwie kropki
l} Wierczyński, o. C., s. 234-45.
2) Podkreśla ten szczegół Witold Taszycki we wstępie językoznawczym do wy-
dania Krótkiej rozprawy, o. c., s. 12.
3) O. c., s. 12.
/101_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
101
nad n obroii, miękkość spółgłosek 'oznaczana przez y 8yo8tr, z alfabetu greckiego
wzięta alfa, większego i mniejszego formatu ma oddawać ą i ę 1).
W ciągu swojej działalności drukarskiej (1510-1516 i 1521-1536) musiał
Ungler zmieniać nie tylko zasób czcionek. Zastąpił stare kompletem nowych,
kiedy po raz drugi otworzył. swój samodzielny warsztat drukarski 2). Zmieniać
system ortograficzny musiała jego drukarnia o wiele częściej. I tak np. w druku
Sarmacji, 1535, nie ma 88 używanego jeszcze w Gadkach Andrzeja Glabera
z tegoż roku a wcześniej w Raju dusznym (1513). W tejże Sarmacji występuje da-
szek i dwie kropki nad literami: ź zez cz, także d. W Poncjanie 3 ) drukowanym
już u Heleny wdowy (1540) ustąpią tamte znaki miejsca upowszechniającej się
kropce ż cż także rż.
Na zakończenie warto wysunąć szczegół czysto graficzny .znak dla głoskH.
IJit
ry jak dziś, z poprzeczną kreseczką używa z trzech obchodzących naS
drukarń tylko jedna, )facieja Szarffenberga. Tekst więc Krótkiej rozprawy (1543)
przedstawia się pod tym względem nowocześniej niż np. druk Marka Szarffen- o
berga o 2 lata późniejszy (1545). Czyli w ówczesnych warunkach także obecność
elementów postępu graficznego nie musi świadczyć za późniejszością druku,
'który takie elementy zawiera, rozpatrywanej w' stosunku do tekstu, który
ich nie ma.
o J
2., Znany fakt dwukrotnego wydania w 1522 r. Żywota Opecowego, raz
u Wie tora, a raz u Hallera-Unglera tłumaczy się konkurencją obu firm i ich re-
daktorów. To sprawę wyjaśnia wystarczająco.
Inaczej jest w wypadku ąwukrotnego w ,ciągu roku wydania Żywota
Józefa nie w jednej, ale w dwu drukarniach. Poza wspólnym względem na
konkurenrję i na popyt książki, której oba wydania były tak zaczytane, że o jed-
nym świadczy unikatowy egzemplarz a o drugim fragmenty 32 stronic 4) prze-
znaczonych już w drukarni na makulaturę - wchodzi w grę niewątpliwie wola
autora. Czy wyrażała się ona w tym, że ponieważ wydanie książki Reja było
dobrym interesem, więc o mOżność powtórnego wydania zabiegał ktoś inny
a autor ulegał? Czy moze to sam Rej rozstrzygał o miejscu następnej edycji,
a drukarza znajdował łatwo. Czy też było jeszcze inaczej, mógł być nie ze wszyst-
kim zadowolony z poprzedniego wydawcy i wybierał dla próby innego. Trudno
odpowiedzieć na te czy inne pytania. Faktem jest jedno, że przeniósłszy się
później do drukarni Macieja Wirzbięty ucżyni go swoim głównym wydawcą.
Tu tłoczone Postylla 1557 i 1562, Wizerunk 1558, Zwierzyniec 1562, Apoka-
lipsis 1565, Zwierciadło 1568.' .
W początkach jego działalności literackiej było inaczej. Dowodem tego są
nie tylko. dwa wydania Żywota Józefa w tym samym roku wytłoczone, jedno
u Heleny Unglerowej, drugie u Marka Szarffenberga. W dwóch różnych drukar-
niach umieści Rej także dwie swoje książki, które wydaje w 1543 r. Jest to -
. .
1) Wierczyński, o. c., s. 223.
2) Por. G;ycz, o.' c., s. 85.
3) Wierczyński, o. C., s. 223, 280-4, 285-7, 288-92.
4) Tabeau, o. c., s. 54.
/102_0001.djvu
102
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
przypomnijmy - Katechizm niewątpliwego autorstwa. Reja, wydrukowany
. w oficynie Unglerowskiej
:Miał więc w latach 1543-1545 kontakt wydawniczy
bliższy z tą drukarnią niż Szarffenbergów, najpierw Macieja, gdzie wybijano
;Krótką rozprawę, potem Marka, skąd pochodzi jedno z wydań Żywota Józefa.
Żadna z wymienionych drukarń nie przetrwała poza 2. połowę wieku,
zrozumiałe więc, że na wychodzących później książkaeh Reja musi figurować
kolofon innych drukarń. Z jakichś przyczyn nie stali się nimi «dziedzice» Marka,
choć Mikołaj cieszył się wielkim ogólnie uznaniem.
O wyborze drukarni Wirzbięty decydowało zapewne kilka powodów.
Zalecało ją to, że była przodująca co do staranności, a pod względem typogra-
ficznym wykazywała takie ujednolicenie jak żadna inna w tym czasie l). Pro-
pagowała nowy styl w kroju czcionek, które pierwszy w Polsce zastosował Wi-
rzbięta l), znamię baroku nosiły także drzeworyty, którymi były ilustrowane
tłoczone u niego książki. Ich obfitość przypomina druki Unglera, który - mó-
wiąc nawiasem - pierwszy sprowadził do Polski czcionki romańskie (1513) 2).
Z pięknie wydanych książek, które wyszły spod pras drukarni Wirzbięty, warto
powołać się na Psałterz Lubelczyka, 1558, z kunsztownie, wyraźnie barokowo
rozwiązaną stronicą, od której rozpoczyna się 3) każdy psalm, w podobnym stylu'
utrzymane Zwierciadło i Wirzbięcie. przypisywane skr?mniejsze Szachy Ko-
chanowskiego z ślicznym drzeworytem na karcie tytułowej przedstawiającym
dwóch mężczyzn grających w szachy.
3. Także w wypadku wydania w tym samym roku Krótkiej rozprawy
i Katechizmu chciałoby się w:iedzieć, czy ów przełomowy dla Reja i literatury
1543 rok otwiera drukowany u Macieja Szarffenberga wierszowany realistyczny
a dialog czy tłoczony u Unglera piękną prozą napisany Katechizm krzewiący
dyskretnie nową wiarę. Podjęcie się takiego zadania wymagałoby dużego
wysiłku naukowego, świetnej znajomości warunków typograficznych i innych.
1\. wynik? Jeśli pominąć szczęśliwy przypadek, łatwiej sobie wyobrazić, że rzeczy
by się nie rozstrzygnęło.
Ewa Ostrowska
Urywek staropolskiego modlitewnika
w Biul.etynie Biblioteki JagieVońskiej, r. XV nr 1-2 z' r. 1964, s. 33:-38,
ogłosił doc. dr J. Zathey artykulik pt. Fragment nieznanego modlitewnik,a sta-'
ropoiskiego z XIV wieku,' podając transliterację, transkrypcję oraz fotografię
owego zabytku. Ponieważ czasopismo, w którym się znajduje ów artykulik,
. nie jest powszechnie dostępne, a w kołach językoznawczych mało 'właściwie
znane, dlatego też warto się wspomnianym zabyteczkiem bliżej zająć. Także
niektóre stwierdzenia autora budzą niejakie wątpliwości, zwłaszcza jeśli idzie
o lingwistyczną analizę owego tekstu.
l) Powtarzam za Gryczem, o. c., s. 85.
2) Wszystkich jednak prześcignął Wietor posługujący się pięknym pismem we-
dług czcionki własnego kroju, tak Grycz, o. C., s. 82.
3) Tak q.rycz, o. c., s. 85.
/103_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
103
Interesujący nas fragment zachował się w oprawie kodeksu, którego wła-
ścicielem był Paweł, syn Paszka, z Piotrkowa, rektora Uniwersytetu Krakow-
skiego z r. 1442. Bliższe informacje o Pawle podaje J. Zathey. Otóż w spuściźnie
po nim zachował się trzyczęściowy odpis Biblii, gdzie w r. 1934 w cz. II znale-
ziono dwie karty pergaminowe, przy czym jedna z nich zawierała modlitwy
polskie. Prowadzone na zlecenie A,. Birkenmajera poszukiwania w pozostałych
. częściach kodeksu nie dały już żadnych rezultatów. Birkenmajer zamierzał
bliżej się zająć owym fragmentem, stworzył z niego nawet osobny rękopis,
oznaczony dzisiaj syg. 9,999. W oparciu o badania Birkenmajera nad makula-
turą innych tomów Bibm stwierdza Zathey, że omawiany urywek w jakimś
stopniu łączy się ze środowiskiem Płocka (osoba kopisty, związki Jakuba,
brata Pawła, z kapitułą płocką).
00 się tyczy datowania owego zabytku, to Zathey przesuwa jego powstanie
na poł. XIV w. (wnioski oparte na analizie oprawy kodeksu, dane paleograficzne,
rodzaj pisowni samego urywku). Wydawca nie daje jednak obszerniejszego omó-
wie
ia, zastrzegając sobie powrót do edycji na innym miejscu l).
'Bez wątpienia nowy fragment zabytku polskiego z tak odległego czasu
musi zaintereEłować językoznawcę-polonistę. Dlatego też plmiżej podaję
krytycznie ustalony zapis oryginału oraz wymawianiową zawartość owego
dawnego zabytku, opierając się na wydaniuJ. Zatheya, a prżede wszystkim
na załączonej przez niego fotografii interesującej karty. Ozynię to tym bardziej,
że w' ustalonym tekście Zatheya występują oczywiste błędy, które warto od
razu poprawić. Odpis w zasadzie takich wątpliwości poza jednym wypadkiem
nie nasuwa. Poczynione tu poprawki w niczym nie umniejszają zasługi wydawcy,
który w ten sposób udostępnił tekst innym. Oto tekst zabytku z zachowaniem
stosowanego tam systemu znaków:, '
10
/ A-
Ten yeft dzen yenzle [yertp) boog uczinil yen, .
dziI. a boog naugabane luda Hego
weI.rzal yert, ipoIlal od ku.pene.
dziI.a l.mirc. yąz newasta zadala
yert newasta oddalila, dziI. a boog
czlouek uczinon -yert, yen przettimbil
ortal atro ne bilo wIc. ol S), tego dla
zbauena naIzego bQc,obiczay na
b< ozfnymi slo)wi chwalmi rzekąQc
chfala tobe gospodne.
Bofze yezu kriste offeruYQ tobe we-
lebney matce mariey tą modlitwQ
imodlą f'Q tobe goIpodne bi upa-
mQtal ede twe rtworzene yeIm
c'
1) Informacje historyczne czerpię z cytowanego artykułu doc. dra, J. Zat.beya.
2) Wyraz napisany nad linią.
3) 'Widoczna pomyłka pisarza zam. wf-(!l.
/104_0001.djvu
104
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
15
aczcof. ti mne twim bofztwem
od kupil wibaf. mne od tey
tfzczice podluk twey chfali apo-
dIuk wef.ela f.erca moyego.
Slotka nebefka krolefno upa-'
mQtay ooney twey czc.i efze c.ebe
boog zeffzego f. wata vibral i He
bofztwo ftwoyim czIoueczftwem
n
czil b
c' dzif. a orQdofnica ku
twemu finowi mile
/105_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
105
Słodka niebieska krolewno, upa-
20 miętaj o owej (onej) twej czci, eże ciebio
Bog ze wszego świata wybrał (wybraI) i swe
Bostwo s Twoim człowieczstwem
słączył. Bądź (bąć) dzisia orędownica ku
twemu synowi miłe
/106_0001.djvu
106
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
terystyczne i wyj
tkowe oznaczanie palatalności ś ź Ć kropk
po literze, i to
zarówno przed samogłoskami, jak i na końcu wyrazów (wyj
tkowo w ten spo-
sób oznaczył pisarz IV, ale tylko na końcu wyrazu, w śródgłosie wargowe miękkie
nie odróżniaj
się od twardych; st
d też wynikaj
błędy w transkrypcji Zatheya).
Bez w
tpienia takie oznaczanie miękkości spółgłosek jest niezwykłe i dotych-
czas z rękopisów staropolskich nieznane 1). W omawianym. urywku uderza 'llie
tylko sposób oznaczania, ale też ścisła .konsekwencja. Oto przykłady: dzis.a
(4 r.), wes.rzal, s.mirc., ws.ol, b(Jc, (21'.) s'Q, aczcos., wibaf-, wes.ela, s.erca, czc.i,
c.ebe, s.wata, przec.(J, pros. bach. Wyj
tkowo spotykamy yesm, bez oznaczenia
miękkości. Pozostałe spółgłoski miękkie nie maj
owej kropki, np. dzen, odku-
pene, gospodne. Istnieje zatem w owym zabytku dość dokładny system orto-
graficzny. Jest on z jednej strony bardzo archaiczny, z drugiej zaś zdecydowanie
nowatorski i dokradny. Tę dl'Ug
warstwę stanowi stosowanie znaku diakryty-
cznego, jakim jest kropka po literze dla wyrażenia miękkich spółgłosekśźć!,. Otóż
w oparciu o taki stan rzeczy trudno interesujący nas urywek modlitewnika -da-
tować na poł. XIV w. Po prostu nie pozwala na to zbyt nowoczesna pisownia
nie maj
ca podparcia w faktach czysto językowych. Z tego też powodu należy
go uznać za tekst późniejszy, chyba XV-wieczny. Zapim przejdziemy do próby
dokładniejszej jego chronologizacji, zatrzymajmy się chwilę nad historią pol-
skiej ortografii.
Z dotychczasowych baaań nad histori
polskiej pisowni oraz z analizy
tekstów staropolskich wiadomo, że próba stworzenia whsnego systemu orto-
graficznego jest stosunkowo późna i łączy się z osobą Jakuba syna Parko sza 2).
Ważne miejsce w jego systemie zajmuje sprawa odróżniania spółgłosek twardych
I
od miękkich. Stara się on to uzyskać przez 'ivprowadzenie różnych kształtów
(kroju) liter 3). Próba' ta nie doczekała się jednak realizacji i pozostała tylko
papierowym pomysłem profesora krakowskiej wszechnicy. Natomiast rękopisy
XV w. w dalszym ci
używają dla
zn
czenia spółgłosek miękkich litery
y, np. myal, czyalo. Dopiero w w. XVI w rozmaitym zakresie różni pisarze usi-
łuj
wprowadzić znaki diakrytyczne, w tym także dla odróżnienia spółgłosek
miękkich. Próby owe też zasadniczo się nie powiodły. Tradycyjny nurt polskiej
pisowni oparł się zapędom nowatorów. Utrwalały go zreszt
z niewielkimi tylko
zmianami drukarnie 4), np. wprowadzenie i zam. y jako znaku miękkości,
większe zastosowanie znaków diakrytycznych. Oczywiście nie miejsc
tu na
przedstawienie dokładnej historii polskiej ortografii. Zagadnienie to zasługuje
l} Por. S. Urbańczyk, o. c.
2} Por.W. Taszycki, Co wiemy o Jakubie z Ż6rawic, synu Parkosza, Zeszyt.y
Naukowe UJ, Praee Językoznawcze z. 4. (Filologia z. 8}, Kraków 1961, 227
33.
3} Por. .L Łoś, Jakuba syna ParkoBzowego t.raktat o ortografii, :MPKJ II, 1907,
s. 379-425; W. Taszycki, Najdawniejsze 'zabytki języka polskiego... s. 206-8; Z. 'Stiebp,r,
Czas i przyczyny zaniku polskiego iloczasu, SAU XLVI, 1945, s. 103-6.
4) Por. Z. Klemensiewicz, Czynniki sprawcze w rozwoju polszczyzny doby O{iro.
dzenia. Odrodzenie w Polsce III. Historia )ęzyka, cz. I, "Warszawa 1960, ,s. 7-30;
W. Taszycki, Uprawa języka polskiego w dobie Odrodzenia, tamże cz. II, 'Varszawa
1962, s. 7-25.
/107_0001.djvu
-' -.
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
107
zresztą na specjalne ujęcie monograficzne, gdyż dotychczasowe z tego zakresu
prace mają charakter fragmentaryczny i niedostateczny.
Niemniej na tle dziejów polskiej pisowni system zastosowany przez pi-
sarza urywku modlitewnika i spowiedzi powszechnej jest czymś tak odrębnym
i do tego stopnia nie oczekiwanym, że w żadnym razie nie możemy go odnosić
do w. XIV. Przeciwnie, rodzaj rozwiązania or.az konsekwencja w użyciu wskazuje,
że jest to zjawisko w. XV, mianowicie 1. poł. tego wieku. Z pewności.ą ów system
znaków diakrytycznych należy w jakiś sposób 'wiązać z oddziaływaniem czeskiej
ortografii 'stworzonej przez Rusa. Trudno sobie b'owiem wyobrazić, aby to był
samorodny twór polski.. Przeciwnie, wolno przypuszczać, iż jest to jeszcze jedna
nie znana dotąd próba ortograficzna, powstała pod wpływem wielkiego refor-
matora czeskiego. Obok Parkoszowica byłaby to zatem druga niejako reforma
polskiej pisowni, przy czym nie 'ujęta w postaci traktatu, lecz zrealizowana
w konkretnym tekście religijnym, mającym przy tym dość duże i powszechne
zastosowanie społeczne. Obie reformy, mianowicie Parkoszowica oraz niezna-
nego nam pisarza omawianego tekstu, odbiegały zdecydowanie od ogólnego nurtu
pisowni polskiej XV w. Są też zjawiskami, które nie odegrały żadnej większej
roli. Świadczą jedynie o usiłowaniach, zamierzeniach i potrzebach w tym za-
kresie. Jeśli mowa o owej bezimiennej próbie, to należy podnieść, że w swym
zamierzeniu jest to usiłowanie połączenia tradycyjnej pisowni złożonej z okre-
śloną ilości.ą znaków diakrytycznych. Nowatorstwo przejawia się tu także
w systematycznym oznaczeniu 8 przez /z, a z przez z/ oraz w niekonsekwentnym
wprawdzie stosowaniu podwójnych liter dla samogłosek długich (w naszym
wypadku 00 dla o długiego tylko w wyrazie bóg i M dla długiej samogłosk ino-
sowej (tylko raz w rzekMc); samogłosek długich a e nie odróżnia się od krótkich).
Ogłoszenie niniejszego tekstu ma na celu nie tylko jego większe upowszech-
nienie, ale przede wszystkim zwrócenie uwagi na swoisty typ pisowni, która nie
pozwala na wcześniejsze datowanie powstania zabytku. Mógł on się pojawić
dopiero w w. XV, mianowicie między 1400-1455, to znaczy między Psałte-
rzem fI. cz. I a Biblią królowej Zofii.
Kra.ków
. Mieczyslaw Karaś
Dokumentalny czy dokumentarny?
1. Jakie czynniki decydują o zwycię-
stwie jednej z kilku konkurujących ze
sobą form językowych' Co stanowi o uz-
naniu przez ogół mówiących jednej formy
językowej za lepszą,
/108_0001.djvu
108
, JĘZYK P6LSKI
XLV. 2
wacją ('pionową') a motywacją (tpoziomą»
dochodzi do konfliktu. Argumenty gene-
tyczne, historyczne itp. (płasz.czyzna dia-
chroniczna) popierają jeden fakt językowy,
natomiast argumenty systemowe (płasz-
czyzna synchroniczna) zalecają inny fakt
językowy. Wybór między tymi iaktami
językowymi sprowadza się zatem do wy-
boru między różnymi typami motywacji.
Otóż w rozumowaniu językoznawców prze-
ważają argumenty genetyczne, historyczne
itp., natomiast w odczuciu większości 1)
społeczeństwa (polskiego) istotniejsze są -
jak się wydaje - argumenty systemowe.
2. We współczesnym języku polskim
konkurują ze sobą dwa przymiotniki od
rzeczownika dokument: dokumentalny i do-.
kumentarny.
W różnych wydawnictwach językoznaw-
czych wyraźnie faworyzowana jest forma
dokumentarny. Pierwszeństwo tej for
ie
daje Słownik języka polskiego, t. 2 (War-
szawa 1960), wydawany pod redakcją
prof. W. Doroszewskiego. Tyłko tę formę
wymienia pod hasłem dokument najnow-
sze, z 1963 r. wydanie (czwarte, uzupeł-
nione) popularnego Słownika poprawnej
polszczyzny Szobera, będącego dla szero-
kiego ogółu podstawą wiedzy językowej 2).
-00 ws!iółautprów tego wydania należy
m. in. prof. Doroszewski.
Uzasadnienie tej formy daje W. Doro-
szewski w P orJ 1949, z. 5, s. 18-19,
1) Jednak do pewnych warstw społecz-
nych może bardziej przemawiać aJ'gumen-
tacja diachroniczna. Sprzyjać tu mogą
takie czynniki jak wykształceni
humanis-
tyczne, przywiązanie do tradycji itp.
2) Sło'wnik ten służy jako podstawa do
różnego rodzaju orzeczeń językowych uka-
zujących się w:- prasie codziennej, perio-
dykach itp. Co do dokumentdrny zob. np.
odpowiedźwSł.Powsz. z 11-12 XII 64,s. 5.
Odpowiedź ta jest bardzo charakterysty-
czna: (,Za poprawną uznana jest forma
dokumentarny, choć bardzo popularna jest
dokumentalny. Używający tej ostatniej
twierdzą, że jest ona milsza dla ucha, co
oczywiście nie jest argumentem, tym bar-
dziej że Słownik poprawnej polszczyzny
SZ wydanie tego
słownika z 1937 r. (i jego przedruk z 1948 r.)
zalecało pod hasłem dokument formę do-
kumentalny, a przestrzegało przed formą
dokumentarny.
i w tomie O kulturę słowa, 1962, s. 496.
Powinno być - według Doroszewskiego -
dokumentarny, gdyż a)' (fW Języku francus-
kim jest przymiotDik documentaire}) i b)
(,sufiks -alny nadaje się najlepiej do form
odczasownikowych, jak niewykonalny, po-
równywalny itp.».
Rzecz jednak charakterystyczna, że
w języku potocznym używa Rię przede
wszystkim iormy dokumentalny. W 'War-
szawie mamy 'Wytwórnię Filmów Dokumen-
talnych, w radio i w telewizji są audycje,
programy, montaże, kroniki itp. dokumen-
talne (zob. np. Sł. Powsz.-B
17 VII 64,
s. 3, Głos Wybrz. -B z 26 VIII 64, s. 4,
itd.), w prasie oglądamy zdjęcia dokumen-
talne (np. Przekrój nr 1009 z.9 VIn 64, s. 7;
zob. też nr. 1012 z 30 VIII 64, s. 4: forma
dokumentalna; nr 1014 z. 13 IX 64, s. 3:
źródło dokumentalne) itd. itd. 1).
3. Co sprawia, że wbrew tym różnym
orzeczeniom językoznawczym ogół mó-
wiących uważa formę dokumentalny za
«milszą dla ucha,), (,łatwiejszą w wymo-
wie) itp. Odpowiedzi na to pytanie trzeba
szukać we współczesnych stosunkach sło-
wotwórczych, a mianowicie w zakresie
użycia formantów -a'rny i -alny.
Sufiks -arny jest stosunkowo rzadki
i iormacji utworzonych przy jego pomocy
jest niewiele 2). W tomach 1-6 (A-Prę)
SJP mamy około 18 motywowanych for-
macji utworzonych tym sufiksem. Na-
tomiast for macji wyraźnie motywowa-
1) Za formą dokumentalny opowiada się
też prof. Z. Klemensiewicz w JP XXX, 1950,
s. 192 (to samo w tomie Polszczyzna piękna
i poprawna, 1963, s. 116--8), który wska-
zuje, że forma dokumentalny notowana
jest już w słowniku Lindego i I;Ila oparcie
w całej formacji słowotwórczej; forma do-
kumentarny jest stosunkowo nowa i nie
powszechnie uznawana.
2) Biorę pod uwagę tylko formacje wy-
raźnie w języku polskim motywowane,
a pomijam takie, jak np. agrarny, huma-
nitarny, ordynarny, sanitarny itp., które
nie są w języku polskim motywowane.
Przykłady zebrałem z dotychczas wyda-
nych tomów (1-6) Słownika języka pol-
skiego, 1958-1964, z Podręcznego słow-
nika języka polskiego L-\.rcta, 1958, i ze
Słownika wyrazów obcych, 1959. Pomijam
jednak te formacje, które w SJP oznaczone
są' jako dawne czy przestarzałe. Nie biorę
też oczywiście pod uwagę -różnych forma-
cji odczasownikowych typu dosięgalny itp.
/109_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
1M
nych utworzonych sufiksem -alny od ró-
żnych wyrazów podstawowych obcych jest
około 140. Różnica ilościowa uderzająca,
co oczywiście nie jest bez wpływu'na od-
czucie społeczne i na produktywność tych
sufiksów.
Poza tym sufiks -arny ma dość charak-
terystyczny zakres użycia. Tworzy on
pochodne przede wszystkim, od tych wy-
razów podstawowych, - w których budowie
fonetycznej znajduje się głoska -lo, np. dy-
scyplinarny, elementarny, elitarny, fabu-
larny, kanikularny l), konsularny, legen-
itarny, molekularny, muskula-rny, parlamen-
tar.ny, planetarny, plenarny, protokolarny,
regularny, tytularny itd.; por. też komple-
. meritarny i satelitarny 2). Część tych wy.
razów to zapewne pożyczki 3) z języka
francuskiego (czy innych), ale niektóre
z nich zostały prawdopodobnie utworzone
w języku polskim 4). -Wyrazy utworzone
sufiksem -arn'!J i nie mające -l- w temacie
wyrazu podst9wowego są w SJP wyjąt-
kowe 0). Wynotowałem zaledwie trzy takie
l) SJP określa ten wyraz jako przesta-
rzały, ale wyrażenie kanikularne fantazje
wynotowałem z Gazety Krak. (wyd. A-G)
z lO-lI VIII 63,s. 5. Przymiotnik ten przy-
pominam sobie również z prasy 'Wybrzeża.
2) W Polityce, nr 31 z l VIII 64, s. 9,
czytamy: «Tabela ta potwierdza także raz
jeszcze ogólną tezę o największym stop-
. niu koncentracji w przemysłach dóbr
inwestycyjnych: stal, chemia, motoryza-
cja, przemysł maszynowy oraz przemysły
komplementarne». W Głosie Wybrz. - B
z 22-23 VIII 64, s. l, czytamy o sate-
litarnej meteorologii.
2) Na budowę słowotwórczą takich wy-
razów zapożyczonych jak dyscyplinarny
itp. można patrzeć dwojako: w relacji pol.
dyscyplina - pol. dyscyplinarny mamy su-
fiks -arny tworzący przymiotnik od
rzeczownika, natomiast w relacji fr. diRci-
plinaire -- pbl. dyscyplinarny mamy su-
fiks -ny w funkcji asymilacyjnej polegają-
cej na przystosowaniu przymiotnika (w tym
wypadku) francuskiego do polskiego sy-
stemu swwotwórczego.
4) Na przykład w słowniku francusko-
rosyjskim K. A. Gansziny, Moskwa 1962,
nie znajduję francuskich odpo\\ iedników
dla' przymiotników elitarny, fabulamy, sa-
telitarny. Nie .ma tych 'wyrazów również
E. Littre, Dictionnaire de la langue fran-
(}aise, 1958. .
0) Z drugiej strony nie wszystkie wyrazy
podstawowe z głoską -1- w temacie two-
rzą przymiotniki sufiksem -arny. Od wielu
wypadki: fagocytarny, k01netarny (utwo-
rzone pod wpływem «regularnego» pla-
netarny
), monetarny; spoza SJP można tu
jeszcze dodać rudymentarny. Rzecz jednak
charakterystycżna, że o ile Wyrazy typu
dyscyplinarny z reguły Ilależą do języka
potocznego, o tyle o wyrazach typu fago-
cytarny nie można tego powiedzieć.
Formant -alny, w tworzeniu przymiot-
ników od wyrazów zapożyczonych o wiele
produktywniejszy, nie ma tak ograni-
czonego . zakresu użycia. Tworzy on po-
chodne od różnorodnych podstaw słowo-
twórczych i trudno wyznaczyć 'Y sposób
ścisły jego zasięg. Można jednak wskazać,
że sufiks -alny tworzy pochodne regularnie
od takich typów wyrazów jak np. zakoń-
czone na -um, np. archiwalny, gimnazjalny,
kolegialny, milenialny, prezydialny, sty-
pendialny, terytorialny itd. W SJP 1-6 jest
tego typu wyrazów około 20.
. Sufiks -alny tworzy też często pochodne
od wyrazów podstawowych, których temat
kończy się na -oid. Są' to głównie terminy
z zakresu różnych ivyspecjalizowanych
nauk, np. antropoidalny, elipsoidalny, ko-
loidalny itd. W SJP 1--6 jest tego typu
wyrazów okolo 15. Również od wyrazów
na -ment pochodne tworzy'nl)rmalnie sufiks
-alny; np. departamentalny (Wieczór vVyb.
27 X 64), eksperymentalny, j1mdamentalny,
instr-umentalny, momentalny, monumentalny,
ornamentalny, sakramentalny, senty-mentalny.
Poza tym sufiks ten tworzy bardzo liczne
przymiotniki od wielu najróżniejszych pod-
staw, np. doktrynalny, episkopalny, katedra-
lny, kulturalny, matumlny, muzykalny, nota-
rialny, orbitalny, paradoksalny, parafialny,
piramidalny, ratalny, regionalny, struktu-
mlny, sufiksalny, teatralny itd. itd. l) .
4. Porównanie zakresów użycia obu inte-
resującychnas formantów daje obraz bardzo
wyraźny. Sufiks -arny jest w języku pol-
takich wyrazów przymiotniki tworzy też
sufiks -alny, np. kolegialny itd.
l) Pewnym rozszerzeniem sufiksu -alny
jest sufiks -onalny, np. ambicjonalny, emo-
cjonalny, intencjonalny, funkcjonalny, kon-
stytucjonalny, konwencjonalny, pretensjo-
nalny, propoTcjonalny, protekcjonalny, pro-
wincjonalny, sentencjonalny, tradycjonalny
itp. Uderza, że sufiks '-onalny tworzy po-
chodne plzede wszystkim od rzeczowników
zakończonych na -cja (ewent. .sja).
/110_0001.djvu
110
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
skim rzadki i ma zakres użycia ograniczony
do części tematów zawierających w sWojej
budowie fonetycznej głoskę -1- 1), co jest
zapewne. wywołane czynnikami eufoni-
cznymi, chęcią uniknięcia niewygounego
zbiegu dwU. głose.k -l- 2).
Natomiast sufiks -alny nie ma tak ogra-
niczonego zakresu użycia i tworzy od
podstaw bardzo różnorodnych, między
innymi od wyrazów zakończonych na
. -ment, a więc eksperymentalny itd. Wyjątek
pod tym wzgłędem stanowią jedynie
wyrazy ekmentarny, komplementarny i pa'r-
lamentarny, które tłumaczą się - w świetle
stosunków polskich - budową fonetyczną
tematu; podobnie ginwazium - gimna-
zjalny itd., ale plenum - plenanlY.
Gdy więc na dwa konkurujące ze sobą
przymiotniki d.okumentalny i d.okmnentamy
spojrzymy ze stanowiska współczesnego
systemu słowotwórczego, to okaże się, że
motywacja słowotwórcza formy (lokumen-
talny jest znacznie głębsza i bardziej
wszechstronna niż motywacja fOl'my do-
7cumentamy. To też tłumaczy, dłaczego
forma dokumentalny cieszy się społeczn:
aprobatą, brak natomiast tej a,probaty dla
formy dokumentarny 1).
Te względy prowadzą nas do wniosku
że forma dokumentalny ma nie tylko
starsze tradycje (zob. Linde), ale jest też
lepsza i pod względem systemowym, po-
winna zatem uzyska(
pełae, poparcie
również ze strony językoznawców.
Gdallsk
Boguslaw Kreja
o angielskim sposobie pisania cyfr rzymskich w tekstach polskich
.
Przedstawia się to na przykład tak:
«b) Wszystkie sygnały przepisane niniej-
szym prawidłem dła statków w drodze
powinny byĆ dawane:
i) przez statki o napędzie mechaniC'z-
nym - gwizdkiem,
ii) przez statki żaglowe - rogiem
mgłowym,
iii) przez statki holowane -- gwizdkiem
lub rogiem mgłowym.
c) Podczas mgły, oparów, padającego
śniegu, ulewnego deszczu lub w każdych
innych warunkach ograniczających wi.
dzialność [...J>} 3).
1) Zagadnienie, czy ta zasada jest ogra-
niczona tyłko do języka polskiego, czy też
można by ją zaobserwować i w językach
będących źródłem dla polskich przymiot-
ników typu dyscyplinarny, wychodzi już
poza problematykę połonistyczną. Jednak
w łacinie (T_ Sinko, gram. łac., 1925, s. 158)
istniała oboczność sufiksu -aUs (regalis)
i powstałego przez dysymilację -aris (po-
pularis). .
0) Byłby to ten sam czynnik, który
w płaszczyźnie fonetycznej prowadzi do
różnych rozpodobnień w wyrazach. W pla-
szczyźnie słowotwórczej Vr"Yrażałby się on
w odpowiednim doborze sufiksu nie tyłko
ze względu na jego funkcję komunikatywną,
ale i ze względu na jego budowę fonetyczną.
3) Międzynarodowe przepisy o zapobie-
ganiu zderzeniom na morl?u. Załącznik
do rozporządzenia Ministra Zeglugi z dnia
Jak. widać, przedstawia się to dziwnie:
po punkcie oznaczonym literą b następują
plmkty oznaczone li.terą i.
Drugi przykład:
«a) i) Zaglowe statki pilotowe, gdy peł-
nią służbę [...J'} 2).
Tu się zbiegły dwa oznaczenia literowe:
a) i).
12 łipca 1954 r. Dziennik Ustaw nr 44,
poz. 207. Przedr. w: Z. Koszewski, S. Go-
razdowski, Międzynarodowe prawo drogi
morskiej, "Yydawnictwo }Iorskie, Gdynia
1958, s. 451. I tak w innych miejscach.
1) Charakterystyczne są tu wyniki mojej
ankiety wśród studentów I i II r. fil. pol.
WSP w Gdańsku (1964): ll9 osób za formą
dokumentalny, a tylko 9 za dokumentarny.
Opowiadający. się za formą. d
/111_0001.djvu
XLV. 2
JĘZ1'K POLSKI \
111
Pocliodzi to stąd, że w tekstach angiel-
skich, których tłumaczeniem są fragmenty .
tutaj zacytowane, właśni
tak jest wy-
drukowane: punkt c), w drugim. nato-
miast wypadku punkt a), dzieli się na.
podpunkty oznaczone: i), ii) itd.
Ale w tekście angielskim to i) oznacza
I, ii oznacza II itd., niektóre boWiem
wydawnictwa angielskie' w zakresie piso-
wni cyfr rzymskich konserwatywnie trzy-
mają się grafiki średniowiecznej. Przecię-
tny czytelnik polski oczywiście (} tym nie
'wie i widząc te i, ii, iii, iv itd. - jest zde-
zorient(}
any. Teksty z takimi oznacze-
niami punktów są szczególnie nieczytelne,
gdy pozostają w maszynopisie.
Pisownię taką stosują niektórzy nasi
prawnicy morscy i niektórzy na;si kapi-
tanowie marynarki handlowej piszący
prace z zakresu prawa morskiego inautyki.
I tę angielską (dziś wyłącznie angielską)
manierę przenoszą na grunt polski - do
tekstów drukowanych następnie w Dzien-
niku Ustaw 1) i w książkach "'''Ydawanych
przez gdańsko-gdyńskie Wydawnictwo
Morskie. Gdy ich pytałem, dlaczego sto-
sują taką, dzisiaj przecież tak bardzo dzi-
waczną grafikę, odpowiadali, że nie są
uprawnieni do zmian(
!) tekstów orygi-
nalnych (tzn. angielskich), tym bardziej
że są to teksty z przepisami prawnymi
i że szczególnie właśnie prawnicy cytując
przepisy prawne muszą dbać o jak naj-.
dalej idącą - wierność!
Tłumaczenie rzeczywiście - rozbraja-
jące!
Poinformowałem moich rozmówców, że
nawet w ściśle naukowych, dokumenta-
cyjnych, przeznaczonych dla celów ba-
dawczych wydaniach zabytków naszego
piśmiennictwa średniowiecznego w po-
staci transliteracji, a więc literalnie
oddających drukiem tekst zabytku, gdzie
każdemu wyróżnionemu znakowi graficz-
nemu zabytku odpowiada w zasadzie
1) Tzn. tak przygotowują maszynopisy
z tłumaczonymi przez nich, z języka an-
gielskiego, tekstami morskich konwencji
międzynarodowych; z tak przygotowanych
maszynopisów teksty te są następnie dru-
kowane w DzU. W innych aktach druko-
wanych w DzU punkty oznaczone są
uormalnie: 1,11 itd.
odrębna czcionka w transliteracji 1),- że .
nawet w takich edycjach (.cyfry rzymskie,
oznaczone w zabytkach małymi i dużymi
literami, transliterujemy stale dużymi li-
terami» 2), że poza tym nie zachowujemy
również i niektórych innych cech grafi-
cznych oryginałów - lecz to ich nie prze-
konało. Wówczas zakpiłem: zapropono-
wałem, aby postarali się oni, prawnicy
morscy, o wyposażenie ńaszych drukarń
w te same garnitury kroju czcionek, któ-
rymi drukowane są w Anglii oryginały, bo
dopiero wówczas nasze przedruki-tłuma-
czenia będą im graficznie «wierne» (choć
w języku polskim)... .
Jak wspomniałem, «wierni» grafice ory-
ginałów ahgielskich są nasi prawnicy mor-
scy i niektÓrzy kapitanowie marynarki
handlowej. I tylko w tym środowisku taka
«wiern"óść» jest obserwową,na. Sprawa nie
ma więc szerszego zasięgu i można by ją
trakto.wać tylko humorystycznie, tutaj
ku rozweseleniu czytelników JP.
Ale czy na pewno tak można ją potra-
ktować
Otóż angielski sposób pisania cyfr rzym-
skich ukreśleni wyżej autorzy zaczynają
stosować nie tylko w odniesieniu do tekstów
przepisów prawnych. Oto jeden z kapita-
nów, omawiając w podręczniku przezna-
czonym m. in. dla s z kół morskich an-
gielskie wydawnictwo Adrriiralty Tide Ta-
bIes (Tablice pływów), pisze tak:
-
(Na str. xvi-xxix umieszczone są ta-
blice' dodatkowe (Supplementary Tables),
które omówimy szczegółowo [...]. Tak więc
tablica I (str. xvii) służy do [...]. Tablice
II i III (str. xx, xxi i xxii) służą do [...],)
).
Dlatego jest tu xxi i xxii, że w omawianej
księdze Admiralicji Brytyjskiej' wydru-
kowano w paginie: i, ii itd., xxi, xxii itd.
A więc może być i tak: na str. i i Vi
i iii 'na stronicy pierwszej i drugiej i trze-
ciej, na stronicy I i II i III' lub tp.!
N a tym nie koniec. Brnie się dalej..
Otóż grafikę tę zastosowano już nawet
1) Zob. Zasady wydawania tekstów sta-
ropolskich, Instytut Badań Literackich
PAN, Wrocław 1955, s. 27.
2) Tamże, s. 28.
3) S. Gorazdowski, Morskie pomoce na-
wigacyjne 2, Wydawnictwo Morskie, Gdy-
nia 1962, s. 222. I bk w innych miejscach.
/112_0001.djvu
112
. JĘZYK POLSKI
XLV. 2
w takim tekście, który nic wspólnego
nie ma z angielszczyzną: w glosie do pew-
nego orzeczenia naszej Głównej Komisji
Arbitrażowej napisano tak:
«Sumując powyższe wywody można po-
stawić tezom zawartym w glosowanym
orzeczeniu następujące zarzuty:
(i) że nie przykładają dostatecznej
wagi [...],
(ii) nadmiernie faworyzują [...],
(iii) ignorują proceduralne uprawnie-
nia stron [...]» l).
Może więc warto w najbliższym wydaniu
Pisowni polskiej poświęcić kilka słów także
różnym kwestiom graficznym 2)?
Gdańsk-Sopot
ZygmulIt Brocki
Uwagi i dodatki do dawni
jszych artykułów
Przyczynek do
ystępowania form
z przyrostkiem -k w tekstach
staropoJskich
N a formy z przyrostkiem -k tak we.
współczesnych gwarach północnopolskich
jak i w tekstach staropolskich pochodzących
z terenu \Vielkopolslii, Kujaw i Mazowsza
(w. XII-XVI) wskazał prof. W. Taszycki
w artykule Przyrostki ok, -c i formy po-
dobne l) i prof. W. Kuraszkiewicz w arty-
kule Przyczynki wyrazowe. N iebożec -
nieboszc.zyk, . niebożę - nieborak 2).
Do materiału przytoczonego przez
prof. \V. Taszyckiego i IHof. "'. K urasz-
kiewicza chciałabym dorzucić jeszcze dwa
przykłady z końca XVI i początku XVII
wieku, znalezione w zabytkach związanych
z tBrenem Lubelszczyzny, a to z rękopisu
Księgi radzieckiej miasta Puchaczowa 3)
formę mian. l. p. domk: 'wyznał, iże za-
stawił dornk, (k)tory sam trzymał i z og-
rodem r. 1591, s. 4511', i ze Słonecznika
albo' Porównania woli ludzkiej z wolą
Bożą, ktore piącią ksiąg łacińskim języ-
kiBm opisał \V. Ociec Jeremiasz Drexelius
Societati
Jeąa. A na polską mowę prze-
tłumaczył i do druku podał Urbanus Va-
Histius de Stari Las 4), wydanego w Lublinie
l) Rozprawy i Studia Polonistyczne.
II. Dialektologia historyczna i problem
pochodzenia polskiego języka literackiego,
'Vrocław - \Varszawa - Kraków 1961,
s. 227-9.
2) Język Polski XXXVII, s. llą-24.
3) Puchaczów lcży nad rzeczką Swinką
na północny-wschód od Lublina.
4) L"rbanus Vallistius de Stari Las to
pseudonim .Alberta Stanisława Radziwiłła,
kanclerza W. Ks. L. (K. Estreicher, Biblio-
gr
fiapolska, t. XXV, Kraków 1913, s. 61).
w Drukarni Pawła Konrada Roku Pań-
»kiego MDCXXX - formę mian. l. p. bork:
Że na niektorych miejscach niepożyteczny
IJiasek / ahobork jest ks. III, s. 113v,
9-
10. .
Dotąd też używana jest w Lublinie
i okolicy forma dop. 1. mn. piask 3) tak
ocl rzeczownika piasek, jak i od nazw topo-
graficznych: dawnej nazwy przedmieścia
Lublina Piaski i nazw miejscowośei, po-
łożonych na }:ołudniowy-wschód od
Lublina os. Piaski czy kol. Piaski
Wielkie.
Prawdopodobnie formy z przyrostkiem
-k pojawiały się na terenie północno-
wschodniej Małopolski i pod wpływem
Mazowsza. Czy były one znane A. S. Ra-
dziwiłłowi lJOchodząc€mu z Litwył Ra-
czej chyba formę bork wprowadzil drukarz
lubelski.
Lubliu
Bronisława Lindert
l) Technika i ('ń>spodarka
Iorska. R. 14:
1964, nr 8/9, s. 239. '
2) Przy okazji inny przykład ('angloma-
nii}) w języku polskim, inny, bo już nie
z zakresu grafiki. \V nrze 7. Problemów
z r. 1964 na s. 424 znajduje się artykuł
}Jodpisany tak: (,Mgr Stanisław Z....... jl'l)
(kropki pochodzą oczywiście ode mnie).
Poco ten j[unio]r, gdy się u nas tradycyj-
nie w takich \vypadkach używa oznaczenia:
syni Przykład z Problemów nie jest zresztą
odOiJO bnionv.
3) Formę' dop. 1, mn. piask tak od rze-
ezownika piasek, jak też od nazw tereno-
wyeh Piaski zanotowali w czasie zbierania
materiału. toponomastycznego Lubelszczy-
zny dla K
tedry Języka Polskiego w Lub-
linie B. LindeI,t i W. Górny.
/113_0001.djvu
XLV. 2
. JĘZYK PO
SKt
113
W sprawie nazwy Ustroń
\V związku z interesującą wymianą po-
glądów na temat tego, czy nazwa ten
UstrOl/' pochodzi od dawniejszego *Ia
Ustronia czy *to Ustronie, między mgrem
E. :.\Iośką 1) a doc. E. Ostrowską 2), na.
suwają się przede wszystkim dwie uwagi
naj ogólniejszej natury:
1) Każde zagadnienie naukowe należy
rozpatrywać na jak naj szerszym tle; jeśli
chodzi o językoznawstwo, każde zagad-
nienie szczegółowe należy rozpatrywać
o ile możności także z punktu 'widzenia
językoznawstwa ogólnego. Innymi słowy
chodzi o to, ażeby poprzez gąszcz faktów
uostrzec prawa, które nimi rządzą.
2) Kluczem do rozumienia zarówno
stanów językowych, jak i ewolucji ięzy-
kowej jest częstość użyc.ia.
Wychodząc. z tych założeń, jeśli baua!?
będziemy użycie' nazw geograficznych
w jakimkolwiek języku, będziemy musieli
dojść do sformułowania dwu następującyc.h
prawo charakterze synchronicznym:
L X azwy geograficzne na ogół częściej
występują w użyc.iaeh lokalnych, tzn. w od-
powiedziach na pytania gdzie?, dokąd?,
skąd? niż w innych użyciach, tzn. częściej
się spotyka zdania w rodzaju mieszka
w Wa'rsz4wie, jedzie do Warszawy, wraca
z TVarszawy niż zdania w rodzaju Wal'szawa
jest stolicą, zwiedzał TVarszalL'ę.
II. N az,vy geograficzne -n'J'stępuj ą
w użyciach lokalnych na ogół częściej niż
rzeczowniki pospolite, tzn. częściej spo-
tyka się wyrażenia w rodzaju in London,
to Londoil, I-r0111 London niż np. in the man,
to the man, fl'oln the man.
Ponieważ między gramatyką opisową
a gramatyką historyczną zachodzi sto-
sunek ilościowy, a mianowicie gramatyka
historyczna nie jest niczym innym jak
wielokrotnośc.ią gramatyki opisowej, przed-
stawiona wyżej sytuacja synehroniczna
musi znajdować odbicie w diachronii. Is-
totnie można sformułować następując.e
dwa prawa o charakterze diachronicznym:
1) E. J\'[ośko, Uwaga o nazwie Ustro/.,
pierwotnie Ustronia, JP XLIV, 1964,
27-32.
2) E. ostrowska, Podgórze i Podgórz,
naręcze i naręcz, tamże, 32-38.
1. Jeśli między' fleksją lub składnią
nazwy geograficznej a fleksją lub składnią
rzeczownika pospolitego zachodzi róż-
nica, fleksja lub składnia nazwy geogra-
ficznej w przypadkach łokalnych częściej
wykazuje archaizmy, a w przypadkach
nielokalnych innowacje, niż. na odwrót.
Xp. w przypadku lokalnym (we) Włosz.ech
występuje starsza końcówka niż w stoł-ach,
natomiast w przypadku nielokalnym Biało-
błot-y występuje nowsza . końcówka niż
w błot-a.. Składnia wyrażenia łacińskjego
o znaczeniu łokalnym Romam eo jest bar-
dziej archaiczna niż wyrażenia in te'm-
plum eo, natomiast w wYTa,żeniu niemiec.-
kim o znaczeniu nielokalnym des neuen
Deutschland mamy do c.zynienia z inno-
wacją w porównaniu z wyrażeniem w ro-
dzaju des '!1euen Landes.
II. Jeśli w obrębie fleksji lub składni
azwy geograficznej jedne przypadki wy-
wierają wpływ na drugie, częściej przy-
padki lokalne wpływają na formę lub uży-
cie przypadków nielokalnych niż na od-
wrót. Np. przypadek nielokahlY ZoUbórz
został przekształc.ony w Zoliborz pod
wpływem przypadków lokalnych (w) Zo-
liborzu, (do, z) ZOUbo1'za.
Ze zrozumiałyc.h powodów poprzesta-
łem t.utaj I1a zilustrowaniu każdego prawa
minimalną ilośeią przykładów. Kto cie-
kaw, może ich znaleźć znac.znie więcej
w różnych moic.h pracach 1).
A teraz znając. już prawa rządząc.e roz-
wojem nazw geograficznych, przejdźmy
do rozpatrzenia szc.zegółowego zagadnie-
nia, jakim jest problem, c.zy ten Ustro!'.
wywodzi się z dawniejszego *to Ustronie
c.zy *ta Ustronia albo - c.o na jedno wy-
chodzi - c.zy ten Ustroń poc.hodzi od ist-
niejącego appellativum lo ustronie c.zy też
od hipotetycznego appellativum *ta ustro-
nia, bliskiego istniejącej formy ta 'ustmń.
') W, Mańczak, Ogólne tendenc.je w roz-
woju fleksji nazw geograficznych, Zeszyty
Naukowe UJ, Filologia 4 (1958) 311-4;
Tendanc.es generales des c.hangements ana-
logiques, Lingua VII (1958) 298-325
i 387-420; Polo.nais Kazimierz
< Kazimier,
gen. Kośc.iu.szk,i < Kościuszka Bt Piotro-
wicz <'Piott'owic, Rev. Internat. d'Onoma-
sf-ique- XIII (1961) 33-40; Phonetique et
Morphologie historiques du fran9ais, Lód",
1962.
8
/114_0001.djvu
114
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
Rozważmy obie hipotezy oddzielając
przypadki lokalne od nielokalnych :
Przypadki lokalne
miejsc. *ustroni
dop. *ustroni
001. *ustroni
(w) Ustroniu
(do, z) Ustronia
(ku) Ustroniu ')
Przypadki nielokalne
mian. *ustronia Ustroń
bier.n. *ustronię U str(}ń
narz. *ustronią Ustroniem
A teraz druga hipoteza:
Przypadki lokalne
miejsc. ustroniu
dop. ustronia
cel. ustroniu
(w) Ustroniu
(do, z) Ustmnia
(ku) Ustroniu
mian.
biern.
Przypadki nielokalne
ustronie Ustroń
ustronie Ustroń
narz. ustroniem
Ustroniem
Przypadki, których formy są identyczne
w odmianie nazwy geograficznej i appella-
· tivum, ujęto w ramki.
Z zestawienia tego wynika, że istnieje
daleko większe prawdopodobieństwo, że
ten Ustroń pochodzi od to ustronie niż od
*ta ustronia, i to nie tyle z powodu, że
to ustronie jest formą istniejącą, podczas
gdy *ta ustronia jest formą hipotetyczną
(której istnienie można jedynie przypu-
ilzczać w oparciu o ta ustroń), co przede
wszystkim ze względu na stosunki, jakie
zachodzą między oboma apelatywami
a daną nazwą geog
aficzną. Gdy by przy-
jąć, że ten Ustroń pochodzi od *tu ustronia,
mielibyśmy do czynienia z kompletnym
przekształceniem paradygmatu, wypad.
kiem nietypowym, nie dającym 'się pod-
ciągnąć pod zn
ne, powszechnie obowiązu-
l) Jeden z uczestników polemiki wy-
mienia taką formę celownika tego topo-
nimu. Forma ta jest takim samym archa-
izmem jak ku Krakowu, gdzie zachowanie
się dawnego -u w celowniku tłumaczy się
lokalnym znaczeniem tego wyrażenia,
por. wyżej prawo L
I
jące prawa rozwoju nazw geograficznych.
Natomiast przyjmując, że ten Ust-roń
pochodzi od to ustronie, mamy do czynie-
nia z wypadkiem typowym, zgodnym
z prawem, które głosi, że w wypadku
różnicy między fleksją nazwy geografi-
cznej a fleksją rzeczownika pospolitego
nazwa geograficzna w przypadkach nielo-
kalnyeh częściej wykazuje innowacje niż
appellativum,. widzimy bowiem, że we
wszystkich przypadkach lokalnych: miej-
scowniku, dopełniaczu i celowniku, zachodzi
identyczność w odmianie toponimu i rze-
czownika pospolitego: ustroniu - Ustro-
niu, ustronia--Ust-ronia, natomiast w przy-
padkaeh nielokalnych, jakimi są mianow-
nik i biernik, zaehodzi innowacja po stro-
nie nazwy miejscowej: nowsze Ustroń wo-
bec starszego ustronie.
W- świetle przytoczonych praw sposób,
w jaki dokonała się zmiana *to Ustronie
w ten Ustroń, jest całkiem prosty. Po-
nieważ niejeden mówiący mógł znać daną
nazwę geograficzną jedynie z wyrażeń
w rodzaju bylem w Ustroniu, idę do Ustro-
nia, wracam z U st.ronia, a nigdy nie
usłyszeć wyrażenia w rodzaju U. jest
piękną miejscowością, nic dziwnegp, że
ów mówiący mógł sobie wyobrażaó, że mia-
nownik brzmi nie * Ustronie, ale Ustroń,
i w ten sposób w paradygmacie toponimu
pojawiła się analogiczna forma mianow-
nika-biernika, która z biegiem czasu wy-
parła starą formę. Za tą hipotezą prze-
mawia fakt, że podobnych zmian zaszło
w polskiej tDponomastyce dosłownie ty-
siące. By się o tym przekonać, wystarczy
porównać, jak się przedstawiał zasięg
nazw na -owol-ewo i -ino w XVI w., a jak
się przedstawia dziś l). A przecież chodzi
nie tylko o wahania typu BrzozowolBrzo-
z6w, WieliszewolWidiszew, PotulinolPo-
tulin, ale i o szeteg innych, np. wahania
typu Babor6wkojBabor6wek, ZieleninkolZie-
leni-nek, OtwockolOtwock, GrodziskolGro-
dzisk, SkokomielSkokom, BrześciejBrześć,
nie mówiąc już o typie Podg6rzejPodg6rz,
czy wahalliach izolowanych w rodzaju Na-
klojNakiel czy RytrofRytc1'. We wszyst-
l) W. Mańczak, O zasięgach typów pol-
skich nązw miejscowych w XVI wieku
(prócz Sląska i Pomorza), JP XXXV,
1955, 26-41.
/115_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
115
kich tych wypadkach formy przypadków
lokalnych pozostawały nietknięte: (w) Brzo-
zowie, (do, z) Brzozowa, (ku) Brzozowu,
natomiast innowacje pojawiały się w przy-.
padkach nielokalnych: Brzozów wypierało
Brzozowo lub odwrotnie.
To nie znaczy oczywiście, że jest abso-
lutnie niemożliwie, żeby nazwa ten Ustroń
mogła pochodzić od *ta ustronia. Wiadomo
że obok wahań typu Brzozów/Brzozowo
zdarzają się także wahania typu Brzo-
zowa/Brzozowo czy Brzozowa/Brzozów, cho-
dzi jednak o to, że przechodzenie nazw
nijakich w nazwy męskie jest bez porów-
nania częstsze od przechodzenia nazw
żeń,!ldch w nazwy męskie. Gdyby sobie
zadać trud i sporządzić odpowiednią
statystykę, okazało by się może, że sto-
sunek jednych zmian do drugich wynosi
l: 5, a może nawet l: 10, z czego oczy-
wiście wynikałoby, że t,yle razy jest
ba,rdziej prawdopodobne, że ten Ustroń
pochodzi od *to U stronie, niż że pochodzi
od *ta Ustronia.
Przyjmując zatem, że dzisiejsza nazwa
wywodzi się raczej z dawniejszego *to
Ustronie, należy odpowiedzieć na pytanie,
co należy sądzić o zaświadczonej w łaciń-
skim dokumencie z około 1310 r. formie
U strona, którą jeden z uczestników po-
1emiki odczytuje jako Ustronia. Otóż na
ten temat można zauważyć, co następuje:
l) nazwa zapisana jest zaledwie jeden
raz, a wiadomo, że testis unus testis nullus;
2) nazwa może być rezultatem latyni-
zacji, por. Kraków> Cracovia, Kleparz >
Clepardia, Sandomierz> Sandomiria, Po-
znań> Posnania;
3) jeśli autor zapiski łacińskiej był cu-
dzoziemcem, forma Ustronia może być
dopełniaczem od * Ustronie 1), cudzoziemcy
bowiem nie znający dobrze języka obcego
, zapisują nazwy geograficzne nieraz tak,
jak je najczęściej słyszą od autochtonów,
tzn. w przypadku lokalnym 2).
Kraków
Witold Mańczak
1) Przypusz!Jzenie, że zapis Ustronia
może być formą dopełniacza, wJTsunęła
już doc. E. Ostrowska w zacytowanym
artykule, JP XLIV, s. 34 i n. (Red.).
') Por. 'V. Mańczak, A propos d'une
nouvelle etymologie de Kiev (ukaże się
w Rev. Internat. d'Onomastique).
Artykuł p. VV. Mańczaka nasuwa parę
uwag natury metodologicznej. Rozważa-
nia "teoretyczne zawarte w artykule pro-
wadzą do wniosku, że o wiele bardziej
jest prawdopodobne przejście od Ustronie
(r. nij.) do Ustroń (r. męsk.) niż od
*Ustronia (r. żeń.) do Ustroń (r. męsk.)
Stosunki ilościowe, tj. częstość takiej czy
innej zmiany, wskazł:lją na to wyraźnie
i to stanowisko autora jest niewątpliwie
słuszne. Niemniej wniosek nie daje de-
cydujiJocego rozstrzygnięcia w danym kon-
kretnym wypadku, nie dostarcza bowiem
dowodu, że nazwa Ustroń należy do często
spotykanej grupy Podgórze: Podgórz, nie
zaś do rzadkich wypadków wahań typu
Nałęcza: Nałęcz i Nałęcze. Skoro ten drugi
typ, choć rzadko spotykany, jednak ist-
nieje, to tylko i wyłącznie tylko świadec-
twa historyczne mogą dać pewnoŚĆ o słu-
szności takiej lub innej interpretacji nazwy.
Takim świadectwem, co prawda negatyw-
nym, jest brak jakichkolwiek pewnych
śladów nazwy rodzaju żeńskiego * Ustronia.
Uwaga p. Mańczaka, że zapis in Ustrona
nie jest wystarczającym świadectwem, bo
«wiadomo, że testis unus testis nullus,),
wywołuje sprzeciw; gdyby bowiem za-
pis ten był jednoznaczny, byłby wystar-
czającym dowodem słuszności rekonstruk-
cji postaci * Ustronia. Odrzucamy wartość
tego zapisu nie dlatego, że jest jedyny,
ale właśnie z powodu jego niejednozna-
czności: jego interpretacja dopuszcza hi-
potezę, -że miejscowość nazywała się w is-
tocie U stronie albo Ustroń: wobec tego
nie ma rzeczywiście ani jednego pew-
nego dowodu istnienia odmianki nazwy
*Ustro'nia dla branej w rachubę miejsco-
wości.
J. Safarewicz
Jeszcze w sprawie nazwy miejscowej
Ustroń 1)
Dla prześledzenia zmiany postaci nazwy
miejscowej U stroń na Śląsku Cieszyńskim
należy - obok formy in Ustrona ok.
1) Por. E. Mośko, Uwaga o nazwie Ustroń,
pierwotnie Ustronia, oraz: E. Ostrow-
ska, Podgórze i Podgórz, naręcze i naręcz,
Język Polski XLIV 27-38.
8*
/116_0001.djvu
116
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
r. 1305 i form Ustroń od r. 1652 _
uwzględnić zapisy z XIV i XV w.:
Wstrowe ok. 1350,' Heyne I 'H!5 l)
Wstrowe 1447, Z XXVII 371
de Ustrony 1478, List III 39
Vstronye 1479, Heyne III 1189
Wstronye ok. 1480, DlH I 10
z Ustronia (f) 1489, Dypl kopia, (za-
pis niepewny )
Ustronye 1490, List III 72
oraz także późniejsze:
Ustronie 1730, AN
Vstronie 1742, Atlas.
Omawiana tu nazwa miejscowa wystę-
puje więc w ciągu wieków w trzech od.
mianach:
1. Ustronia - jedyny, najstarszy za.
pis z początku XIV w.
2. Ustronie - jeden zapis z XIV w.,
cztery z XV oraz dwa z XVIIIw.
3. Ustroń - wiele zapisów od po-
łowy XVII w.
Xajstarszy zapis in Ustrona w księdze
uposażeń biskupstwa wrocławskiego nie
może być podstawą do stwierdzenia, że
dana nazwa była pierwotnie' rodzaju żeń.
skiego, ponieważ: a) zapis ten już nigdy
później nie występuje oraz b) w tym sa-
mym dokumencie pojawiają się również
ł'rrazwy miejscowe nie spotykane w tej
formie gdzie indziej i często bardzo różne
od późniejszych zapisów tych nazw, na
przykład:
Ohothowitz (Czechowice)
Orezhim (Skrzeczoń)
Dambouczal (tj. Dębówdział dzis.
Dębowiec )
Goschegowitz (Kostkowice, też: Ko-
zakowice)
M esisrozha,. (Międzyrzecze)
Trezbes (Trzycież) i inne, ok. 1305,
CDS XIV 110-112.
Bardzo możliwe - jak uważa E. Ost-
rowska - że Ustronia jest formą dopeł-
niacza (JP XLIV 34) 2). Dla nie-Słowian
polski dopełniacz, dość istotnie różniący
się od mianownika, a często używany przy
nazwach osobowych w funkcji nazwiska
względnie przydomka, stawał się jakby
podstawową formą naszej nazwy miejsco-
wej. oto ki lka przykładów ze Śląska Cie-
l) Rozwiązanie skrótów na końcu.
2) Por. s. 115 przypis l).
szyńskiego na użycie form dopełniacza
w rejestrach nazw, a nie w tekście ciągł,ym.
a więc tam, gdzie powinien być mianownik:
, 2Vlnich pohlnisch: Mnicha 1804, Kn261
Wissczont oder TViessczont 1804, Kn
343 (tj. Wieszczęta)
Zolessa 1836, GeB 204 (Zalesie, czę'-'ć
wsi Rudzica).
\V świetle podanych wyżej zaplsow
z XIV i XV w. wyraźnie widać, że nazwa
miejscowa Ustroń miała wówczas postać
Ustronie. Od połowy XVII w. zaś 'wystę-
puje już prawie wyłącznie forma Ustroń.
Rzeczownik o takim zakończeniu może
być jak wiadomo męski lub żeński. Dzi-
siejsza nazwa miejscowa U stroń jest ro-
dzaju męskiego. Tak też zanotował ją
K. Nitsch w r. 1939: lud. Ustri1ń, o 1939,
Nitsch 254. Co do rodzaju gramatycz-
nego wcześniejszych zapisów Ustronia nie
możemy nic powiedzieć poza stwierdze-
niem, że dwa atlasy niemieckie z XVIIIw.
podają nazwę polską rodzaju nijakiego
U stronie (por. wyżej) i że Czesi posługi-
wali się nazwą Ustrani, która - jak iden-
tyczna nazwa pospolita ustran'l - jest ro-
dzaju nijakiego.
Zastanawiając się, jaki był mechanizm
zmiany po
taci nazwy Ustronie -+ Ustroń,
musimy wziąć pod uwagę dwie ewen-
tualności:
1. Istnieje możliwość, że pierwotne Ustro-
nie odczuwano jako formę liczby mno-
giej, jak np.: konie - koń, kamienie - ka-
mień, czy też: dlonie - dłoń.
Kiedy przy końcu wieku XVI wyróż-
niono już dwie wsie, tj. Ustroń-Polanę
czyli Górny i Ustroń Dolny l), wówczas może
«dorobiono» formę liczby pojedynczej ro-
dzaju męskiego: Ustroń, bo końcówka
-e w mianowniku 'l. mn. jest właściwa
między innymi rzeczownikom męskim
miękkotematowym. Wahania w zakresie
kategorii liczby zdarzają się bowiem wśród
nazw Ś
ąska Cieszyńskiego niejednokrotnie:
Si4re Hamry II Stary HamerliStara Huta 2 )
Datyniel l Datyń
l) Por. F. Popiołek, Historia osadnictwa
w Beskidzie Śląskim, Katowice 1939,
s. 221.
2) P. DIEDINY. STAREHO. HA-
MRU, pieczęć z r. 1700, Prasek Top
III fol. 5. Stare Hamry al. Stara Huta
z Hamrowicami 1890, SG XI 235. Szczupłe
/117_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
117
Fifejdyll Fifejdo,
][nichyll Mnich
J1iościsko,ll J1iościsko
Ocho,byllOchab
Pańskie N owe Dworyll Nowy Dw6r
Świętosd wkill Św'iętosdwka.
Śląskie nazwy miejscowe z naj dawniej-
szych czasów występują w dyplomach ła-
cińskich i niemieckich, czasem tylko czes-
kich, dlatego okre
lenie ich liczby i ro-
dzaju napotyka na znaczne trudno
(',i
i nieraz z 1}onieczno
ci musi zostać hipo-
tezą.
Piętnastowieczne Ustronie mogło - ale
nie musiało - być formą liczby mnogiej.
N azw miejscowych pluralnych jest obec-
nie na Śląsku CieszYllskim przeszło 30%,
a więc do
ć dużo 1).
2. Starą nazwę Ustt'onie można również
potraktować jako rzeczownik L p. ro-
dzaju nijakiego (jak appellativum ustro-
nie), który później przeszedł do kate-
gorii rzeczowników męskich. Jest to o tyle
prawdopodobniejsze, że forma ta miałaby
oparcie w naz-wie pospolitej.
Zmiana rodzaju gramatycznego nazw
miejscowych Śląska Cieszyńskiego nieraz
zachodziła:
Ozerwina --+ Ozerwin
Goleszowo --+ Goleszów
Jaworzell J awórz
Lubna (Ligota) --+ Lttbno
Piaseczna --+ Piascczne
Skoczowa --+ Skoczowo --+ 87coczów
Szonowo --+ Szonów
Strzycież (r. ż.) --+ 1'rzyc'ież (r. m.)' 2)
Żukowo --+ Żuków.
ramy artykułu nie pozwalają na udoku-
mentowanie cytowanyeh niżej postaci
nazw.
, 1) oto zestawienie nazw miejscowyeh
Sląska Cieszyńskiego według rodzaju gra-
matycznego:
nazwy r. m. 106
" r. ż. 77
r. nij. 34
pluralne 106
Ogółem 323
0) Większość dawnych zapisów pozwala
przypuszczać, że wówczas nazwa była ro-
dzaju żeńskiego. oto np.: W Strzytezy 1483,
Koncz 28, z Strzetieze, w Strzctiezy 1520,
OaK 12. Końcówka -a w dopełniaczu po-
jawia się w połowie XVI w.: z Strzitiezia
1559, Koc.
Większość podanych przykładów świad-
czy o tendencji przechodzenia nazw miej-
scowych do kategorii rzeczowników męs-
kich.
Nie bez wpływu na ten proces pozostała
również germanizacja nazw miejscowych
Śląska austriackiego zwłaszcza w XVII
wieku. Charakterystyczne było przede
wszystkim masowe odrzucanie przez Niem-
ców wygłosowyeh samogłosek naszych
nazw:
Bażanowice
Bładnice
Blędowicc
Oisownica
niem.
Bazanowitz
Bladnitz
Bludowitz
1'issownitz, pó-
Zeislowitz
Gurek (!)
Ogrodzon
źniej
Górki
OgrodzfYna
i wiele 'innych.
To mogło przyczynić się do przechodze-
nia nazw miejscowych rodzaju nijakiego
(na -e) do kategorii rzeczowników męskich:
Grodziszcze niem. Grodischtz
Rzep,iszczc Rzepischtz
Siedliszcze SedUscht.
Obecnie jest na Śląsku Cieszyńskim nie-
wiele więcej niż 10% nazw rodzaju nija-
kiego wobec przeszło 30% nazw mę8kich 1).
To również zwiększa prawdopodobieństwo
l1rocesu: Ustronie (r. nij.) --+ Ustrcm (r. m.).
Podstawową funkcją nazw miejscowych
w zdaniu wydaje się funkcja okolicznika
miejsca, odpowiadającego na pytania:
skąd
dokąd
gdzie
Są to więc zwykle
formy dOl,ełniacza i miejscownika. I tu
zachodzi zbieżno
ć końcówek deklinacji
męskiej i nijakiej. Wyrażenia przyimkowe
do U st-ronia i w U stl'oniu to przypadki
zależne zarówno od mianownika Ustronie
(r. nij.) jak i Ustroń (r. m.). Dodajmy do
tego identyczne dla obu paradygmatów
końcówki celownika Ustroniu i narzęd-
nika Ustroniem. Wówczas spr'awa sprowa-
dza się do wymiany jednej tylko formy,
mianownika i biernika - przypadków nie ł
najważniejszych - przez opuszczenie wy-
głosowej samogłoski, zgodnie zresztą z nie-
mieckim sposobem zapisywania naszych
nazw.
Opuszczenie końcowego -c: U stronie --+
Ustl'oń, powoduje, że nazwa staje się
męska - ja k większość nazw sąsiednic-h -
1) Por. obok przypis 1).
/118_0001.djvu
"!
118
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
i jako taka właBnie lepiej spełnia swoją
funkcję nazwy wła;;nej, a mianowicie na-
zywania jednego tylko obiektu w odróż-
nieniu od nazw pospolitych, tj. rzeczow-
nika nijakiego ust-ronie czy żeńskiego
ust-roń, które mogą oznaczać i ozna.
zają
różne obiekty.
Reasumując można powiedzieć:
l. :x azwa miejscowa U stro-ń miała pier-
wotnie postać Ustronie.
2. Nic nie wskazuje na to, by przeJscle
Ustronie ->- Ust-roń (r. m.) miało się doko-
nać za pośrednictwem hipotetycznej żeń-
skiej * Ustroni.
3. Nie można natomiast stwierdzić, czy
proces zmiany nazwy zaszedł w kategorii
rodzaju, czy może w kategorii liczby.
4. Dzisiejsza nazwa rodzaju męskiego
Ustroń jest zgodna z charakterem nazw
miejscowych Śląska CieszYliskiego i do-
brze pełni swoją fnnkcję onomast.yczną.
Rozwiązanie skrótów materiałów
źródłowych
AN --- Atlas Novus... a Ma.
thaeo Seut.t.er..., Wiedeń 1730.
Nr 18:
iappa Geographiea
Regnum Bohemiae.
Atlas - (Atlas z I' 1742) Karta
. 167: Regnum Bohemiae, ka-
rla 168; Accuratissima Du-
catus Silesiae, znajduje się
w Muzeum
1iejskim w Biel-
sku-Białej.
CDS - Codex Diplomaticus Si-
lesiae, t. 1-30, 'Wroeław
1857-1930.
DłH - J. Długosz, Historiae 1'0-
lonicae Libri XII, wyd.
A. Przeździecki, Kraków 1873.
Dypl - (Odpisy dyplomów kró-
lewskich książęcych od
XIII w.) \Voj. Archiwum
Państw. Cieszyn sygn. KC 77.
GeB -
fapy katastralne gro-
mad powiatu bielskiego
z l'. 1836. PPRX Wydział
Geodezji Bielsko-Biała.
Heyne - J. Heyne, Dokumentie-
rte Geschichte des Bisthums
und Hochstiftes Breslau,
t. 1-3, 'Wrocław 1860-
1868.
Kn - R. KneHel, Topographie
ues kaiserl. konigl. Antheils
von Schlesien, cz. 2, t. l,
Brunn 1804.
Ko(' - (Kocobędz. Tausch- und
Kaufakten ub er das Gut Ru-
dzki). WAP Cieszyn sygn.
KC 2000.
Koncz 28 - Dokument pergaminowy
z I'. 1483. 'VAP Cieszyn zbiór
Konczakowskiego sygn. 28.
List - Listin3.i:' Tesinska cz.
1-4, opr. E. Nemec, Czeski
Cieszyn 1955-1961.
Nitseh --- K. Nitsch, Dialekty pol-
"Ide P:ląska, cz. l, Kraków
1939.
OaK --- Dokument pergaminowy
z r. 1520 w Okresni archiv
Karwina, s
'gn. 12.
Prasek Top - V. Prasek, Topografie Tesin-
ska, L 1---8, rękopis w Statni
a.rchiv w Opawie.
SG - Słownik geograficzny KrÓ-
lestwa Polskiego i innych
krajów słowialiskich, t. 1-15,
Warszawa 1880-1902.
Z - Zeitschrift des Yereins
fiir Geschichte und Alter-
thum Schlesiens, t. 27, łVro-
eław 1893.
Bielsko-Biała.
Stanislaw Stróż
Jeszcze o maściach koni
Przed kilkunastu laty "V. Kuraszkiewicz
omówił bardzo interesująco nazwy maBci
końskic.h w staropolszczyźnie i w językn
dzisiejszym 1). Ponieważ w latach później-
szych ukazało się jedno wyjaśnienie, które
błędnie ujmuje pewien' szczegół, pozwolę
so bie poniżej omówić ten szczegół nieeo
szerzej 2).
łV cytowanym artykule W. Kuraszkie-
wicz, omawiając. popis koni z 1539 r., przy-
tacza nie znaną dziś nazwę maści koń-
1) vV. Kuraszkiewicz, Nazwy maści koń-
skich dziś i w 1539 r., JP XXIX, s. 145-
55. - Por. 'też: S. Ur'bańczvk, O maściach
końskich i archiwach, JP' XXX, 31-3.
2) J. Otrębski (rec.. Max Niedermann,
Balto-Slavica,
euchitel 1956) Lingua
Posnaniensis VI, 1957, s. 182--3.
/119_0001.djvu
XLV. 2
JĘZYK POLSKI
lI'
skiej: (kOll) siwy jabłkowity, uwazaJąc, że
drugi człon (jabłkowity) służył do do-
datkowego określenia zasadniczej ma-
ści l). J. Otrębski w cytowanym krótkim
omówieniu pra
Maxa Niedermanna' pisze,
co następuje: (,Spośród artykułów autora
zacytujemy tu: Litauisch óbuolmusas (ar-
klys), oblwlmusys <,Apfelschimmel» n. Autol'
stwierdza, że jest to przekład polskiego
(koń) jabłkobity '" Ta słuszna interpreta-
cja wymaga dopełnienia wyjaśniającego.
Zdaniem autora, mogłoby się wydawać,
że jablkob-ity jest terminem archaicznym,
zachowanym na peryferii polskiego oh-
szaru językowego i że termin ten })ojawił
się niezależnie orL przymiotnika jabłkowity.
Tymczasem w rzeczywistości jablkobity
jest formą używaną na pograniczu, i 'to
późniejszą niż przymiotnik jablkOlfity.
IN polszczyźnie howiem pogranicza, a w ka-
żdym razie na Litwie, spółgłoska w przy-
miotnika jablkowity zmieniła się w b wsku-
tek aS.rmilacji do b poprzedzającego') 2).
Rozejrzenie się w materiale staropol-
skim przekonuje, że Otrębski nie ma racji.
Słownik staropolski (ITI 28) zna obie
postaei. tzn. jablkowity i jablkobity, z tym
że przykładów formy (koń) siwy jablkobity
ma znacznie więcej (5 z lat 1497-1500)
niż (koli) siwy jablkowity (1 z 1'.1499). Ilość
zapisanych przykładów nie jest. t.u przy-
pa dkowa. 'V popisie koni z 14723) znaj-
l) 'V. Kuraszkiewicz, 1. c., s. 152.
2) J. Otrębski, 1. c., s. 183: (,Parmi les
autres articles nous citons id: Litauisch
óbuolmusas... (pp. 163-7). T/aut.eur con-
state, que c'est. une t.raduction du mot
polonais (kOli) jalilkobity' (cheval) dont. la
1'0 be porte des taches, on dirait des pommes' .
Cette juste interpretation exige cependant
un complt'ment a titre d'explication.
Suivant les considerations de J'auteur
il aurait pu paraitre, que jn.błkobity est
uu terme archaique, conserve a peripherie
du domaine linguist.ique polonais, et qui
est appam independemment de l'adjectif
jablko/dty. Ol', en realite, jabłkobity consti-
tue une forme ulterieure, employee dans
les confins, de l'adjectif jabłkowity; en eUet,
dans le polonais des confins, en t.out cas
en Lituanie, la ('onsonne w de l'adjectif
jabłkowity s'est t.ransformee en b par suite
de l'assimilation a b precedent.>.
3) Dzięki uprzejmości p. prof. dra S. Ur-
bańczyka korzystam ze zdjęć tego popisu,
jakimi dysponuje Pracownia i'łownika
Staropolskiego w Krakowie (oryginał 1 11 '7.e-
chowuje AGAD w 'Warszawie).
dujemy jeszcze starszy przykład: koń
siwy jablkobity (k. 50 v), podobnie k. 51 r
(2 razy), t.akże k. 51 v ('w rękopisie:
kon szywy japlkobythy) i na k. 51 v nie
znany nawet Słownikowi staropolskiemu:
kon siwy jabłki bUy (w rękopisie: kan
szyvry japlkibythy). Ten ostatni przykład
każe mi odrzucić interpretację Otrębskiego.
W świetle uzupełnionych materiałów spra-
wa przedstawia się następująco. Najpierw
byl koń siwy. Następnie, jeśli maŚĆ konia
nie była czysta, zaszła potrzeba nazwania
tego dodatkowego odcienia, może tylko
w związku z pewnymi partiami sierści.
Powstal koń siwy jabłki bity. Jablki jest
starym narzędnikiem liczby mnogiej od
jablko (Słownik staropolski, s. v., ma tylko
jeden przyklad na ten przypadek, gdyż
zacytowa.ny przeze mnie przykład nie był
dostępny). JablN bity oznacza konia, który
ma na krzyżu ciemniejsze plamy. Wydaje
mi się, że powstają one samorzutnie,
gdy koń jest dobrze chowany, np. owsem
(mój ojciec na7.ywał te plamy t.alarkami,
nie wiem, czy to jest szersza nazwa, ale
('hyba tak, skoro Karłowicz w SGP (t. 5,
:,,-'382) cytuje z okolic Rabki: Mój konicek
siw.'", ale talarzysty). Z połączenia jab/ki
bity łatwo powstał zrost jablkobity, dobrze
po
wiad.('zony w drugiej połowie XV w.
Odczuwany jako przymiotnik, wyraz ten
uległ z kolei wpływowi przymiotników
zakońc.zonych na .wity. \V staropolszczy-
źnie bowiem, oprócz tego jednego jedy-
nego wyrazu jablkobify, nie było podob-
nych (na -bity) przymiotników, natomiast
na -wity końc.zyło się (mam na myśli
(,zakońc.zenie», a nie sufiks) co najmniej
kilka, np. jadowity, oplwUy, pracowit.y,
sowit.y, winowity, zawity. Nic więc dziw-
nego, że osamotniony, chociaż dobrze
po
wiad('zony, jabłkobity upodobnił się do
jadowitego czy pracowitego 1). \Vspółdzia.
łać mogła dysymilacja dwóch b a nie, jak
proponował Otrębski, asymilacja w do b.
l) S. Urbańczyk (o. c.., s. 32) cytuje okre-
p,lenie jalJllcowaty z r. 1570. Przymiotnik ten
bądź to jest pochodny od jabłkowitego
a, tym samym mógłby dowodzić, że za-
miana b na w już była dokonana, bądź też
jest. tworem niezależnym, znaczącym tyle
c.o 'charakteryzujący się «(jabłkami,) czyli
<'talarkami»', a w takim razie mógł był i on
przyc.zynić się do zamiany b w 1o.
/120_0001.djvu
120
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
'iV świetle tych danyeh okazuje si
, że
miał rację Xiedermann uważając jabłko-
bitego za archaiczną postać wyrazu pol-
skiego, mimo że nie wiedział o koniu siwym
jablki bitym. Zatem i interpretacja Sław-
skiego 1) ,,-;\'magałaby o(lpowiedniej korek-
tury.
Kraków Józef Beczek
Recenzje i sprawozdania
Polonica w radzieckich wydawnictwach
poświęconych etymologii
Pod względem badań etymologieznych
język rosyjski, w porównaniu z innymi
językami słowiańskimi, jest w stosunkowo
dobrym położeniu. Jak żaden inny język
słowiaI'lski dysponuje on trzema pełnymi
słownikami etymologicznymi: mająeym
dziś prawie wyłąp,znie znaczenie history-
czne słownikiem Goriajewa 1), licząeym
już 50 lat słownikiem Preobrażenskiego 2)
i naj nowszym, niewątpliwie dotąd najle-
pszym ukończonym etymologieznym słow-
nikiem słowiańskim M. Vasmera 3). Zwa-
żywszy, że są jeszcze języki slowiailskie,
które nie posiadają w ogóle słowników et y-
mołogieznych (ukraillski, białoruski, o ba
lużyekie, serbochorwacki, słoweński, ma-
eedoński), stan taki trzeba uznać za dos-
konały, eo jednak nie znaczy, iż jest w pełni
zadowalający. Uczeni radzieccy wysuwaj
!
.szereg zastrzeżeń w stosunku do wspom-
nianycll słowników i metod prowadzenia
badań etymologicznych (mówi się nawet
o ślepej ułiczee, w jakiej się znalazły bada,-
nia etymologic.zne). Podjęli też na szeroką
skalę zakrojone badania mająee dopro-
wadzić do powstania nowego słownika
etymologicznego, odpowia,dającego w pełni
aktualnym potrzebom i stanowi wiedz
-.
W ostatnich latach w ZSRR ukazało
si
szereg pozycji ,,'ydawniczych będących
owocem tye h właśnie badań. 'iVymienić
1) N. W. Goriajew, Srawnitiełnyj eti-
mołogiczeskij słowar russkago jazyka,
Tifłis 1896.
2) A. Pl'eobrażenskij, Etimołogiczeskij
słowar russkago jazyka, I-II, .Moskwa
1910-4, część III, Moskwa--Leningrad
1949. Słownik ten nie został przez autora
ukończony. Ostatnią ezęść, zawierającą
pozostałe po autorze artykuly, wydano po-
śmiertnie.
3) M. Vasmer, Russisches etymologi-
sches vVorterbuch, I-III, IIeidelberg
1950-8
tu należy niewielki, popularny (przezna-
czony dla nauczycieli) słownik etymolo-
giczny X. :\1. Szanskiego, 'iV. 'iY. Iwanowa
i T. 'iV. Szanskiej 2), który zresztą nie
spotkał się z nazbyt entuzjastyeznym
przyjęciem językoznawców. 'iY ażniejszym
niewątpliwie wydarzeniem jest wydanie
pierwszego zeszytu nowego wielkiego słow-
nika etymologicznego, opracowanego przez
N. "1\1. Szanskiego 3). SłoWl
ik ten, który ma li-
czyć 8 tomów, oparty został na nowyeh zasa-
dach, przede wszystkim w zakresie doboru
haseł. \Y większym niż dotychczasowe slow-
niki stopniu uwzględnia on wyrazy pocho-
dne; zwłaszeza te, kt6re uległy deetymolo-
gizacji lub zmianie st.ruktury morfologi-
eznej. Osobnymi haslami będą więc nie
tylko używane we współczesnym literac-
kim j
zyku
'osyjskim wyrazy podstawowe,
ale także utworzone od nich derywaty.
Pozwoli to zWTócić 1viększą uwagę na
zwykle dotąd zaniedbywaną w slownikac1l
etymologicznych budowę 8łowotwól'czą wy:
razów. Dodatkowe dwa tomy poświęcone
będą wyrazom dialektyeznym i archaizmom
używanym w języku literackim. "r przy-
gotowaniu znajduje się też rosyjskie wy-
danie słownika y asmera. Nie będzie to
jedynie przeklad na rosyjski, lecz poszcze-
gÓlne etymologie mają być opatrzone
komentarzem, uzupełnieniami i popraw-
kami redakcji. Będzie t.o więc jakby kry-
tyczne wydanie - słownika niemieekiego
sławisty. Wspomnieć też należy o przygo-
towywanym przez Instytut Języka Hosyj-
skiego AX ZSRR słowniku etymtJlogicznym
języka prasłowiańskiego (będącym etymo-
gicznym odp owiednikiem opracowywanego
1) Słownik etymologiczny języka pol-
skiego. T. 1. Kraków 1952-6, s. 480-1.
2) N. M. Szanskij, W. W. Iwanow,
T. W. Szanskaja, Kratkij etimołogiczeskij
słowat rusBkogQ jazyka, Moskwa 1961.
3) Etimołogiczeskij słowat russkogo ja-
zyka. Tom I, vypusk I: A, awtor-sostawi-
tiel N. M. Szanskij, Moskwa 1963.
. /
/121_0001.djvu
XLV. 2
JĘZ YK POLSKI
121
przez Zakla,d Słowianoznawstwa PAX
w Krakowie słownika języka prasłowiań-
skiego). Dotychczas ukazał się zeszyt
próbny tego słownika w opracowaniu
O. X. Trubaczowa '). Zawiera on obszerny
wstęp informujący o stanie prac i sposobie
opracowania slownika oraz około stu art y -
kulów słownikowyeh ilustrujących wy-
lożone zasady.
Tak szeroko zakrojone pra,l'e syntetyczne
nad etymologią języka rosyjskiego wy-
magają oczywiście wielu studiów szczegó-
łowych nad pochodzeniem poszczegÓlnych
wyrazów czy grnp wyrazów. vViele takich
właśnie studiów i drol:)ldejszych prz.vczyn-
ków, przynoszących uzupełnienia i po-
prawki do dotychczasowych etymologii,
ukazuje się w licznych radzieckich czaso-
pismach językozuawl'zych, tak central-
nych, jak i wydawanyeh przez różne wyż-
sze uczelnie. Prace nad słownikiem ety.
mologicznym' zrodzil
- też konieczność
wydawania specjalnych, etymologii po-
święconych periodYI'.znych wydawnictw,
co jest zupełną nowoBcią w krajach sło-
wiańskich, nowością jak najbardziej godną
naśładowania.
W r. 1960 ukazał się pierwszy zeszyt
wydawnictwa V"niwersytetu Moskiew-
skiego, zatytułowanego Etimołogiczeskije
iSBledowanija po ruSSkOIllU jazyku. Dotych-
czas wyszły 4 zeszyty tego wydawnictwa
(dwa pierwsze pod redakcją P. S. Kuz-
niecowa, III i IV pod redakcją N. :M. Szan.
skiego ) '). oT ak stwierdza redakcj a, pu-
hlikowane studia etymologiczne «mają na
pel u stworzenie podstawy dla nowego
pt:nnologicznego słownika języka rosyj-
skiego,) (wstęp do II zeszytu).
}limo że w,'dawnictwo to poświęcone
jest etymologii 'wyrazów ros;'f]sldch, po-
lonista, znajdzie w nim sporo intere"ują-
('ych go wiadomości. Bezpośrednio wy-
razom polskim pOBwięcone s'1o trzy etymo-
logie O. K. Trubaczowa. Łączy on pol.
chaehmęć (z. II 26--7) z czes. diaJ. cha-
('hmnat' 'suche gałązki sosnowe', chacho-
met' 'drobne owoce', śuchomat' 'małowarto-
1) Etimołogiczeskij "łowar sławianskich
jazykow (prasławianskij leksiczeskij fond).
Prospiekt. Probnyje statji, Moskwa 1963.
2) Etimologiczeskije issledowanija po rus.
skomu jazyku, I-IV, Moskwa 1960-3.
ściowa pa"za dla bydła', slowac. /j./tchomat',
8u8mnat', śuśomat', '"uche galązki z liśćmi',
ros. Sl!ChMniat', s!whmniatka '"uchy po. ,
karm', sprowadzając wszystkie te wyrazy
do psl. *su1.o-mętb, zbiorowego rzeezow-
nika rodzaju żerIskiego ze znaezeniem
'to, co Rię je na sucho'. Był to według
Trubaczowa stary termin pasterski ozna-
czaj ąey sU('.he gałązki, służące czasem,
w okre"ie głodu, za paf;i
on w wyrazie grono 'grupa ludzi, zebranie'
kontynuant pf<ł. *gor-n- 'zbierać', zaświaii-
czonego w SI'S. granI>, eerk.-słow. grann
'wiersz', głuż. hrona 'mowa', dłuż. grona
'tR.' itd. Poza polf;ZCZYZllą rdzeń ten wyspe-
ejalizowal się w znaczeniu 'mówić' (i dal.
sz
'ch specjalnych znaczeniach),' jedynie
język polski zachowal poświadczone w in.
nych językach indoPul'Opejskich znaczenie
';>;hiera{". :Należy jednak zauważyć, iż
grono w tym znaczeniu słowniki polskie
notują stosunkowo późno, bo dopiero
w XYIII w. 'Wcześniej takie znaczenie nie
hylo znane. Pra'wdopodobnie mamy tu do
ezynienia z wtórnym, przenośnym zna-
czeniem rozwiniętym z pierwotnego 'kiś()
owoców'. 'Wbrew zastrzeżeniom Truha-
ezowa potwierdza to przytoczona prze;>;
.prof. F. Sła,wskiego (SEJP I :!50) paralela
semantyczna: niem. Trauue '(winne) grono'
i dolnoniemieckie d/"U1Jbel 'kupa ludzi'.
'\Varto też zwrócić uwagę na gwarowe zna-
/122_0001.djvu
122
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
czenie 'kup'a, stado' (notowane przez
Słownik gwar polskich z Kaszub, znane
też Lorentzowi), zaBwiadczone od XVII w.
(Przywilej rzeźników sandomierskich).
Także to znaczenie prawdopodobnie roz-
winęło się z pierWotnego 'kiM owoców'.
vVydaje się więc, iż historia polskiego wyrazu
przemawia przeciw etymologii Trubaczowa.
Pol. kiełb i ros. kołb, kolO 'kiełb' uważa
Trubaczow (o. c., s. 38) za dialektyzm
północnosłowiański. 'Vychodząc od innej
rosyjskiej nazwy też ryby, byczok, przy-
puszcza, że *klbb, *klbo jest pożyczką
z germańskiego *kalba- 'cielę, byczek'
(niem. Kalb). Ta etymologia wydaje się
jednak problematyczna. .
'Viększą grupę stanowią etymologie wy-
razów prasłowiańskich czy ogólnosłowiań-
skich, znanych też polszczyźnie. 'V. N. 1'0-
porow (z. I 5-11) daje nową, przekony-
wającą etymologię wyrazu .ryba (wiąże go
z rdzeniem *-ręb-, *r(lb-, występującym
w ros. riaboj 'ospowaty'). Jest to według
niego słowiallski nowotwór (zastępujący
wypartą ze względu na tabu pierwotną
nazwę ryby *zoVb), z pochodzenia przy-
miotnik rodzaju żeńskiego ze znaczeniem
'pstra'. Pierwotnie miała to być nazwa
rodziny łososiowatych (Salmonidae), nas-
tępnie uogÓlniona na wszystkie ryby.
Ten sam autor (o. c., s. 11-4) łączy psl.
*slepo (pol. ślepy) ze znanym praindo-
europejskim rdzeniem (s)lejp- (pol. lpieć,
l( g)nąć). Według Toporowa przymiotnik
ten pierwotnie miał znaczenie 'brudny,
zamazany, zlepiony', następnie wysIJecjali-
zował się w znaczeniu 'niewidomy, Blepy'.
Do przytoczonych przez autora paraleli
semantycznych dodać można jeszcze stpol.
lipkie oczy
kaprawe, ropiejące oczy'.
W. M. Illicz-Switycz etymologizuje
nazwy kilku rOBlin uprawnych. Uściślając
dotychczasowe etymologie (Kiparskiego
i Vasmera) dowodzi, że psl. *mbrky 'mar-
chew' nie jest pożyczką germańską, lecz
wyrazem rodzimym (z. I 16-20). W pol-
szczyźnie wyraz prasłowiański kontynuują
gwarowe postaci ma;rkiew, marekwia
(ó-=; *.ma-rkwia), natomiast marchew (oraz
inne zachodniosłowiańskie; formy z -l. -)
jest pożyczką ze staro-'Wysoko-niemiec-
kiego morha, z kolei zapożyczonego od
Słowian. 1
tego samego autora znajdujemy
też etymologię pol. tykwa (z. I 21-6, inną
etymologię tego wyrazu daje L. A. Gin-
din, z. II 82-9), smokiew (z. II 71-5),
pigwa (o. c., s. 75-7).
A. S. Lwow rozpatrując słowiańskie wy-
razy z rdzeniem chal- fchol- (z. I 27-38)
omawia m. in. pol. gałąi i chałupa.
'V. W. Iwanow (o. c., s. 80-6) w oparciu
o pochodzące od E. Benveniste'a zestawie-
nie psl. *rnodliti z hetyckim rnalda.(i)-
stwierdza, że pierwotnie ten czasownik
miał znaczenie 'zabijać zwierzęta na ofiarę',
co popiera danymi etnograficznymi j his-
torycznymi. O. N. Trubaczow (z. II 29-32)
wiąże pol. laska, łasica 'zwierzę
fustela
vulgaris' i gwarowe lastówka, łastawka
'jaskółka' z rdzeniem *lask-, *last-, '(zaświad-
czonym w pol. laska, łaskawy). Psl. *ce-r-
muza, *cennbza (pol. trzemcha 'czeremcha')
uważa Trubaczow (o. c., s. 34-5) za spo-
krewnione z psł. *Cbrl'b, a właściwie
z morfologicznym wariantem tcgo wyrazu
występującym w lit. kirmis 'ezerw' l).
Pol. dial. pażyc(a) 'łąka, trawnik' i odpo-
wiedniki innosłowiańskie uważa Truba-
czow (o. e., s. 37) za derywat od czasow-
nika *spoziti (pol. spożyć), utworzony jak
*pa(v)gzb od *povęzati. Słownik gwar
polskich pou. hasłem pażęć notuje z Kaszub.
postaci pażęc, pażee, pażye, paż/lea, pl.
pażyec, pężyce. Lorentz zna formy pahc,
paJaca, paząe, paząca, pa.źene, pazgc,pazgea.
. Każe to uznać za pierwotną polską (ka-
szubską?) postać *pażęe, *pażęoa. RÓżnice
fonet"czne są 'wynikiem :późniejszego roz-
woju. Cytowana przez Trubaczowa postać
pażyc(a) jest formą ze znanym kaszubskim
rozwojem ę (w a, c, i). Zestawienie pol-
skiego wyrazu z ros. pażit', czes. pazit,
słowac. pazit' jest więc nie do przyjęcia,
to samo dotyczy etymologii. Xatomiastety-
mologia wyrazu rosyjskiego, czeskiego i sło-
wackiego jest prawdopou.o bna. Nazwy ptaka
'Motacilla alba pliszka, pliska, pliskw2 itu..
łączy słusznie ten sam autor (o. c., s. 41-3)
z scs. plistb, czes. plist' itd. 2). IV. W. Mar-
1) W ogólnych zarysach identyczną
etymologię proponował swego czasu K. Mo,
szyński (Pierwotny zasięg języka prasło-
wiańskiego, Wrocław 1957, s. 29).
2) Por. mój artykuł Nazwy pliszki siwej
(Motacilla alba L.) w językach słowiańskich,
ZfJszyty X aukowe Uniwersytetu J aj!.'ielloń-
"kiego, Prace Językoznawcze 5, 1963, s. 65-6.
/123_0001.djvu
XLV. 2
JĘZ YK POLSKI
123
tynow (z. II 44-51) daje mało przekonu-
j ącą próbę o bj aśnienia psl. *j bstbba (po!.
izba) na gruncie słowiańskim, wiążąc ten
rzeczownik z zaimkiem *istb (pol. isty).
Omawia on też (o. c., s. 51-5) psl. *letati,
*letb, *leto (pol. latać, lato). Daje też ety-
mologię psl. *gncvb (pol. g1view) łącząc je
z *Ogb1lb, brak nagłosowego .0 tłumaczy
fałszywą dekompozycją. J. W. Otkupsz-
czikow (z. IV 87-96) omawia indoeuro-
pejskie nawiązania ros. borona, borozda (pol.
brona, bt'uzda). Ten sam autor (o. c., s. 96-
103) daje nową, niezbyt przekonywającą
ety
ologię psł. *neVl'sta (pol. niewiasta),
wywodząc ten wyraz z *ne1,}o-1,}ed-ta 'nowo-
zamężna, tzn. panna młoda', powołując
się przy tym na lit. nauvedd 'paIllla młoda'.
Wydaje się, że największą wartość tego
artykułu stanowi krytyka dotychczaso-
wych etymologii.
W. A. Nikonow (z. II 90-2) uważa
nazwę ptaca Falco tinnunculus pustołka
(ros: pustiel'ga, pustierga) wbrew dotych-
czasowym etymologiom za pożyczkę z któ-
regoś języka tureckiego (np. chakaskie
postergaj 'skowronek'). Znajdujemy też
uwagi dotyczące pol. tabor (N. M. Jełkina
z. II 116-29), dzierżawa (N. M. Szanskij,
o. c., s. 137-8), drożyć (I. S. 1:łachanow,
o. c., s. 253-8), omieg eW. A. l\'ł-ierkułowa
z. III 18-9), supel (A. S. Lwow z. IV
84--5), nocleg (D. N. Szmielew z. III
80--2), bekiesza (L. Kiss z. IV 48---52),
kuc(z)ma (o. c., s. 52-8), szałas (o. c., s. 58--
62), szyszak (o. c., s. 62-5), bojar (O.X.T.ru-
baczow z. IV 160-2).
Nie zabraklo również uwag o rosyjskich
pożyczkach z języka polskiego. A. S. Lwow
odrzuca przypuszczenie Yasmera, że ros.
szkura powstalo pod W]}ływem pol. skóra
(z. III 11). M. N. Szabalin (o. c., s. 52-8)
sprzeciwia się uznawaniu za poż.p;zki
z polskiego rosyjskich wyrazów łodyga,
łodyżka, otwaga. Ale ros. baradym 'król piko-
wy lub treflowy w kartach' wywodzi Truba-
czow (o. c., s. 42-4) z pol. bernardyn.
Prócz wspomnianych etymologii i uwag
o różnych wyrazach polskich polonistę
zainteresuje w omawianym wydawnictwie
przedstawienie przez 'V. 'W. Łopatina
sylwetki Jana Baudouina de Courtenay
jako etymologa (z. III 33-47). Okazuje
się, że i na polu etymologii najwybitniej-
szy polski językoznawca położył niemałe
zaslugi. Jest to tym bardziej godne przy-
pomnienia, że ta strona działalności nau-
kowej Baudouina de Courtenay jest na
ogół mniej znana i przemilczana. Chlub-
nym wyjątkiem pod tym względem, jak
odnotowuje Łopatin, jest słownik etymolo-
giczny F. Sławskiego.
Drugim wyda,vnictwem poświęconym
specjalnie etymologii jest wydany w 1963 r.
tom pt. Etimołogija. Issledowanija po
russkomu i drugim jazykam, tym razem
pod auspicjami hlstytutu Języka Rosyj-
Rkiego AN ZSRR 1). Znajdujemy tu nieco
mniej poloników, bowiem znaczna część
tego wydawnictwa poświęcona jest języ-
kom niesłowiańskim. Jednakże i tutaj po-
lonista znajdzie dla siebie wiele Interesują-
cych informacji. Dotyczy to w pierwszym
rzędzie bardzo ciekawego artykułn
O. N. Trubaczowa Formirowanije driewniej-
szej riemiesleIllloj tierminołogii w sławian-
skom i niekotorych drugich indojewropiej-
skich dialektach (s. 14-51). W artykule
tym zostało omówione wiele prastarych
terminów dotyczących tkactwa. W. N. To-
porow daje nową etymologię psl. *myslb,
które według niego kontynuują praformę
*-rrwnsli-. Jest to derywat utworzony przy
pomocy przyrostka -sli od tego samego
rdzenia, który występuje. w pol. mnieć,
mienić. L. A. Gindin (s. 52-71) omawia
kilka nazw roślin uprawnych (mak, rzepa,
reż, tykwa) w językach słowiańskich i ich
nawiązania indoeuropejskie. 'V artykule
W. 'V. 'Winogradowa Istoriko-etimołogi-
czeskije zamietki (s. 85-109) zaintere-
snją polonistę uwagi o rosyjskieh wy-
razach plugawyj, pojedinok, priedstawitiel.
A. S. Lwow (s. 110---5) omawia historię
i etymologię wyrazu guliat' (pol. hulać).
S. S. Celnikier (s. 120-3) uzupełnia i uści-
śla etymologię ros. barsuk, borsuk (pol.
borsuk). Godne nwagi są też artykuły
Ż. Ż. 'Varbota O słowoobrazowatielnom
analizie w etimołogiczeskich issledowani-
jach (s. 194-212) i W. A. Nikonowa
Poiski sistiemy (s. 127-35). W dziale
krytycz'no-bibliograficznym znajdujemy
reeenzje 7. zeszytu Słownika etymologie z-
nego języka ,polskiego F. Sławskiego
1) Etimołogija. Issledowanija po rus-
komu i drugim jazykam, Moskwa 1963.
/124_0001.djvu
124
JĘZYK POLSKI
i 1. tomu Słownika starożytności słowiań-
skich, napisane przez O. Trubaczowa.
Omówione wydawnictwa radzieckie,
mimo że poświęcone głównie rusycystyce,
zawierają dość dużo przyczynków do
etymologii wyrazów polskich. Nie wszyst-
kie są równie pewne i przekonywające,
XLV. 2
mimo to ogólny ich poziom jest wysoki.
N ależy się spodziewać, że wydawnictwa
te będą kontynuowane i przyczynią się do
wyjaśnienia wielu niejasnych i spornych
etymologii, także polskich.
Kraków
Wieslaw Boryś
8. Unikalny
Ze zjawisk współczesnego języka
Od kilku lat coraz częśeiej spotkać, można
w prasie i radiu wyraz unikalny w znacze-
niu: taki, który jest unikatem. Najczę-
ściej mówi się o unikalnej maszynie, o uni-
kalnej konstrukcji. Tego rodzaju wyrażenia
drażnią moje poczucie językowe, ponie-
waż przyrostek -alny ma bardzo określoną
funkcję. Tworzy on przymiotniki z silnie
zaznaczonym odcieniem potencjalności:
dotykalny 'którego można dotknąć', niena-
'usza/;ny 'którego nie można, nie wolno
naruszyć', odmienialny 'który da się od-
mieniać', w'idzialny 'którego można wi-
dzieć, który da się widzieć', ścieralny 'który
się może ścierać, który się ściera', niewy-
baczalny 'którego nie można, nie wolno
wybaczyć', uleczalny 'którego da się wy;
leczyć'. Przymiotniki te, które II. Kurkow-
skal) nazywa ('przymiotnikami o znaczeniu
p
tencjalnych przedmiotów biernych.>, za-
wsze przywodzą na myśl odpowiedni cza-
sownik: dotykalny - dotykać, uleczalny -
1J,leczyć, wybaczalny - wybaczać itd. Także
i nieco odmienne przymiotniki, które
wspomniana autorka nazywa ('przymio-
tnikami o znaczeniu potencjalnych wy-
konawców.>, zachowują związek z czasow-
nikami, np. blagalny 'taki, który może
błagać, który błaga' - czas. blagać, od-
powiedzialny 'który może ponosić odpo-
wiedzialność, który odlJOwiada' - czas.
odpowiadać, przepuszczalny 'który może
przepuszczać, który przepuszcza' - czas.
przepuszczać. Przyzwyczajenie do takiego
wiązania przymiotnika na -alny z czasow-
nikiem wiąże mi wyraz unikalny z czasow-
1) H. Kurkowska, Budowa słowotwór-
cza przymiotników polskich. Prace Ję-
zykoznawcze PAN nr l, s. 25, 61.
nikiem unikać i podsuwa znaczenie 'taki'
któregó trzeba c,zy można unikać', a ono
z kolei kłóci się z wyczuwalną intencją,
że unikalna maszyna to właśnie maszyna
pożądana. Zdarzają się jednak zdania,
w których obowiązek unikania dałby się
zrozumieć. Czytam np. takie zdanie:
(,Każdy robotnik przy maszynie dyspo-
nuje swoim zestawem podstawowych na-
rzędzi. Narzędzia unika/;ne pobiera on
osobiście w wypożyczalni.> (Trybuna Ludu
nr 283, 12 X 1964). ;Vlożna by myśleć, że
chodzi o narzędzia, których trzeba w za-
sadzie unikać, bo są niebezpieczne w uży-
ciu, dlatego ich użycie winno być zareje-
strowane za każdym razem. W rzeczywis-
tości mowa o narzędziach, które są jakoby
unikatami. (,Jakoby», bo oezywiście nie
są to unikaty, lecz narzędzia rzadkie, po-
siadane w niewielkiej ilości egzemplarzy.
'Vyraz unikalny - jak to często bywa
przy nowotworach - zajmuje miejsce wy-
ra30m starszym, w tym wypadku wyrazowi
rzadki. }fówiło się dawniej: to -rzadki okaz,
?'Zadki wypadek, wyjątkowy okaz, jedyny
w swoim rodzaju.
Gdy -komuś zależy n
t podkreśleniu
w przymiotniku związku z wyrazem !mi-
kat, winien postąpić, jak autor notatki
w Echu Krakowa (nr 246, 19 X 1964):
«Grosz - pieniądz... ze złota. Taka unika-
towa moneta istotnie wyszła spod prasy
mennicy państwowej w 'Warszawie w 1938 r.
'Wybito wówczas mianowicie, jako curio-
sum, przeznaczone jedynie na użytek pry-
watny numizmatyków, grosz bity w złocie
w liczbie ... 2 egzemplarzy.>. Unika.lna
moneta mogłaby naf'uwać podejrzenie,
że to moneta, której trzeba się strzec.
Unikalny w sensie unikatowy jest po-
życzką z języka rosyjskiego i jest rzeczy-
/125_0001.djvu
XLV.
JĘZYK POLSKI
wiście wyrazem «unikalnym». 'V języku
rosyjskim jednakże nie ma czasownika
unikać, a więc i przymiotnik un'ikalny nie
może z nim popadać w kolizję 1).
9. Co to jest szpadryna?
Odpowiedż mogą dać warszawiacy, skoro
już po raz drugi w warszawskim piśmie
spotykam ten wyraz. Życie 'Warszawy
z dnia 13 XI 1964, nr 273, opisuje, jak to
niebezpiecznie bywa w pewnym ruchli-
wym miejscu stolicy: (,Dostać "szpadryn
"
w szczękę w biały dzień jest dość łatwo.
Wystarczy wstąpić do eleganckiego lo-
kalu "Zajazd" zwanego wśród bywalców
pieszczotliwie "mordownią"». I dalej re-
porter ciągnie przygody niejakiego pana
Józefa i jego przyjaciela: <,Dalszych 'słów
oburzenia nie słyszał, ani on, ani pan
Józef. Pierwszy dostał fangę w nos, aż
XXIII zjazd Polskiego Towarzy-
stwa Językoznawczego, zorganizo-
. wany wspólnie z Komitetem Języ-
koznawstwa i Komitetem Słowia-
noznawstwa P A N, który odbyl się
w Warszawie w dniaeh 21 i 22 paździer-
nika 1964 roku, przekształeił się w uro-
czystą sesję poświęconą omówieniu do-
robku językoznawstwa i słowianoznawstwa
w XX-leciu Polski Ludowej.
Uczestników sesji powitał w imieniu,
Wydziału I PAN prof. dr Stefan Żółkiew-
ski. 'Wstępny referat «Językoznawstwo,
jego stanowisko wśród innych nauk i jego
rola w kulturze Polski Ludowej,> wygłosił
W. Doroszewski. Za eharakterysty-
czne ceehy językoznawczych prac badaw-
czych podejmowanych w ostatnim dwu-
dziestoleciu uznał on zespołowość badań
oraz oparcie ich na naukowym poglądzie
na' świat, zakładającym poznawalność
rzeczywistośei i praw, które nią rządzą.
1) Podczas gdy moja notatka leżała
w tece redakcyjnej, ukazała się w Porad-
niku Językowym r. 1964,
esz. 9 s. 394-5
notatka na ten sam temat pIóra prof. "\-V.Do-
roszewskiego, odradzająca używania wy-
razu unikalny (przyp. w korekeie).
125
nogami zawinął. Drugi - "szpadryną" pod
oko». 'Vreszcie ostatnie słowo pana J ó-
zefa: <. Prelegent przedstawił plon
dwudziestoletnich badań nad językiem pol-
skim w zakresie fonetyki i fonologii, sło-
wotwórstwa, fleksji, składni i dialekto-
logii na płaszczyźnie opisowej i historycz-
nej. Szczególnie wartościowymi osiągnię-
ciami - zdaniem referenta - może po-
szczycić się powojenna polonistyka w dzie- .
dzinie dialektologii i słownikarstwa. Jeśli
zaś chodzi o pozostałe dziedziny, to choć
nie otrzymaliśmy na miarę tego okresu
wyczerpujących, monumentalnyeh opra.
cowań gramatyki opisowej i historycznej
oraz historii języka (w latach tych bo.
',-
/126_0001.djvu
126
JĘZYK POLSKI
XLV. 2
wiem prace faktograficzne górowały nad
syntetycznymi i teoretycznymi), zgro-
madzone w dwudziestoleciu materiały
umożliwiają przyszłe syntezy. Do wła-
ściwej oceny osiągnięć powojennej po-
lonistyki konieczne jest przypomnienie
strat poniesionych podczas okupacji i og-
romu zadań, które stanęły przed językozna-
wstwem, w zakresie dydaktyki i repolo-
nizacji Ziem Zachodnich w pierwszym
roku niepodległości.
Następne referaty pierwszego dnia ob-
rad wygłosil,i: Z. Stieber «,Prace z języ-
koznawstwa słowiallskiego w 20-leciu
PRL>}), M. Jakóbiec «,Prace z zakresu
literatur słowIańskich w 20-leciu PRL)}),
A. Heinz «,Prace z językoznawstwa ogól-
nego w 20-leciu PRL>}), A. Zaręba (<}) oraz T. .M i-
lewski «,Działalność. naukowa Polskiego
Towarzystwa Językoznawczego w 20-leeiu
PRL>}).
Drugi dzieri sesji wypełniły sprawy or-
ganizacyjne PTJ oraz siedem referatów
nie mająeych już charakteru sprawozdaw-
ezego. Rozpoczął je referat S. Rosponda
(,Struktura i klasyfikacja słowiańskich ant-
roponimów>}.
Dokonawszy krótkiego, krytycznego
przeglądu dotychczasowych klasyfikacji
antroponimów, Rospond . zaproponował
własną, nową klasyfikaeję syntetyzuj ąeą,
której zasady umożliwiają prace nad ogól-
nosłowiańskim atlasem antroponimów. Re-
ferat odrzucił te z dotychczas stosowanych
kryteriów klasyfikacji, które jako mecha-
niczne i zewnętrzne (l\fiklosich) lub względ-
ne, hipotetyczne (Bystroń) czy niekonsek-
wentne (Gluck) nie dawały zadowalają-
cych wyników. Przedstawiona przez Ros-
ponda klasyfikacja uwzględnia następu-
jące tYllY antroponimów: l. nazwy własne
prymarne (wśród nich: odapelatywne lodi-
mienne), 2. sekundarne, derywowane za
pomocą odpowiednich przyrostków (wśród
nich: z formantem oko, z formantem osko,
z innymi formantami) oraz nazwy złożone.
W dyskusji, w której zabierali głos:
T. l\filewski, W. Doroszewski, Z. Stieber,
M. Rudnicki, A. Heinz, J. Czochraiski,
M. Kucała i N. PerczYlrska, poruszono
między innymi interesujące, ehoć margi-
nesowe w stosunku do tematu referatu
zagadnienie, kiedy nazwa staje się nazwą
własną.
Główną tezą następnego z kolei referatu
P. Zwolińskiego «,Funkeja strukturalna
sufiksów -jb, -ja, -je>}) było stwierdzenie, że
słowiań
kie sufiksy -jb, -ja, -je pełniły
funkcję strukturalną. Uznawszy za przejaw
struktural1lOści funkeji tych sufiksów zdol-
ność przekształcania jednej części mowy
na drugą przy zachowaniu tożsamości
semantycznej derywatu i podstawy dery-
wacyjnej (a więc zdolność przekształcania
przymiotnika na rzeczownik; np. przy-
miotnik durny + jb = dw'e1i; przymiotnik
kwietny + jb =, kwiecień), autor w prze-
konywający sposób udowodnił swą tezę,
opierając się na materiale zaczerpniętym
z różnych języków słowiańskich.
W dyskusji głos zabrali: W. Doroszew-
ski (zwrócił uwagę, że praktycznie każdemu
przekształceniu przymiotnika na rzeczow-
nik towarzyszy zmiana znaczenia, a co
najmniej jego speejalizacja; np. ślepy to
także ślepy nabój, ale ślepiec to tylko
'człowiek niewidomy'), :;\f. Honowska (po-
parła stanowisko VV. Doroszewskiego) oraz
F. Sławski (uznał za pożyteczne wyodręb-
nienie z materiału zbadanego przez refe-
renta tego, co języki słowiańskie odziedzi-
czyły z indoeropejszczyzny).
Szczególnie ożywioną dyskusję wzbudził
bardzo interesujący, ale i budzący sporo
sprzeciwów referat \V. l\fańczaka «
ie-
regularny rozwój końcówek 3. os. w języ-
kach słowiańskich». Referent, odrzucając
dotychczasowe wyjaśnienia tej nieregular-
nośei (chodzi o to, że np. polskiemu niesie
odpowiada rosyjskie niesiot), uznał, że
uczeni interpretujący ją popełniali dw
zasadnicze błędy: po pierwsze, rozpatry-
wali każdy język osobno, po 'drugie zaś, ba-
dali to zjawisko w oderwaniu od innych
zjawisk językowych. Nie dostrzegali, że
mimo różnic końcówki 3. os. 1. p.. czasu
teraźniejszego we wszystkich językach 'sło-
wiańskich mają dziś jedną cechę wspólną:
są krótsze niż kOlrcówki odziedziczone
z prasłowiańszczyzny (twierdzenie to jest
jednak słuszne tylko w wypadku, jeżeli
się przyjmie założenie referenta, że fo-
nem t' jest bardziej złożony, a więc tym
sam,ym (,dłuższy)} niż fonem t, bo t' = t +
/127_0001.djvu
XLV.
J ĘZ y K POLSKI
127
miękkość). Referent oparł się na znanej
prawidłowości ustalonej przez językoznaw-
stwo statystyczne, że formy językowe
częściej używane mają skłonność do skra-
cania się. A właśnie formy 3. os. spośród
wszystkich form osobowych czasownika
używa się najczęściej. Tak więc przyczyną
pozornie nieregularnego, a w istocie rzeczy
tylko nierównomiernie regularnego, roz-
woju końcówek 3. os. w językach sło-
wiańskich jest ogromna częstotliwość uży-
cia tych form.
Część dyskutantów zwracała uwagę na
niestosowność przykładów ilustrujących
związek między częstotliwością użycia po-
szczególnych form językowych a ich krót-
kością (Z. Stieber, K. Pisarkowa i in.),
część poparła tezę i metodę referatu włas-
nymi spostrzeżeniami lub badaniami (I. Ba-
jerowa, E. Decaux), część wreszcie zgło-
siła zastrzeżenia bądź co do słuszności
szczegółowych twierdzeń autora (A. Mi-
rowicz i in.), bądź co do zastosowanej me-
tody (W. Doroszewski, T. Milewski, "\V. Ku-
raszkiewicz, M. Honowska).
Referat J. "\Vierzchowskiego (
/128_0001.djvu
128
J
ZYK. POLSKI
dej głoski jest inny, gdy u,vzględninlY
tylko jej sąsiedztwo, inny, gdy u"\vzględ-
nlmy pełne formy wyrazo\ve, a jeszcze
inny, gdy u"\vzględninlY 'V
TaZ
Y jako jed-
nostki semantyczne.
Słuszność zasady łączenia badali aku-
stycznych i kimorentgenograficzll:rch pod-
kreślił w dyskusji nad referatem \Yierz-
chowskiej I.J. Kaczmarek.
Punl
teln wyjścia ostatniego referatu
(L. lVloszyński, «Od czego zależał róż-
nokierunkowy rozwój jat' w j
z:rkarh sło-
wiańskich
») - jak stwierdził na ,vstępie
jego autor - byl referat Z. Stiebera ze
zjazdu PT J w roku 1954, udo,vadniająe,\-
tezę, że prasłowiańszczyzna miała tylko
jedno jat'. Chot nie ,vRzysey uczeni .zgo-
dzili się dotychczas z t ą tezą Si ie bera,
Mosz,yński uznał j <1 za udo,vo<1niollą
w pełni. Różnorodny rozwÓj tego jed-
nego jat' Stieber przed dziesięciu laty
wyjaśniał przegłoReul, co refercnto,vi jed-
XLV. 2
nak nie vvvda,vało sie słuszne. Zdaniem
jego, różnice rozwoju jat' w poszczegól-
nych językach słowiańskich są wynikiem
zmian zachodzących w systemach fonolo-
gicznych tych języków. Różny roz"\vój jat'
zależał w szczególności od tego, czy w sy-
stemie samogłoskowym danego języka po-
javviła się, czy też nie pojawiła się samo-
głoska przednia wchodząca "r korelacje
z tylnym a.
\V szystkie omówione tu referaty znajd
się zgodnie z tradycj<1 'v następnym nu-
merze Biuletynu prrJ.
:N a podsta,vie statutu PT J vv dniu
22 października 19(:>41'. zjazdna miejsce URtę-
pującego Zarządu }>owołaJ nowy w skła-
dzie: lVL IIonowska, S. Jodłowski, L. Kacz-
marek, K. Polaliski, 1 1 ". Sławski, Z. Stie-
ber (pl'ze,vodniczący) oraz L. Zabrocki. Do
KOlnisji I{e,viz:yjnej weszli: M. Karaś
E. Ostro,vska, 1\1:. Radłowski i ,J. Rusek.
K. P1'sa1'kowa, f V . Pisarek
Odpowiedzi Redakcji
488, rz
poprawne jest następujące
zdanie: «N o,vy obraz jest daleko niepełny».
Chodzi uli o użycie ,vyrazu daleko. \V dal-
o <,
szym ciągu autor pisze : Jest «szeroki
oddeeh», przestrzeli, wstęgi asfalto,v:ych
jezdni, zieleńeóv{ i chodnikó,v, ale ,yokół
«
tare» nie ustąpiło j eszc ze lniej sca «no-
V\--emu». (Życie ,\rar
za'vy nr 222,
22 X ] 9()4).
J. G.
-- Istotnie, WYTaz daleko nie został t n
popra,vnie UŻ
Tty. Takiego użycia nie re-
jestruje Sło,vnik jęz:rka polskiego. X ale-
żało napisa(': :K o,vcrnu o brazovvi daleko
do pełni, albo: No,vy obraz daleki Jesz(
ze
od pełni, albo ,vreszcie: No,v." obraz by-
najmniej jeszcze nippełny. \Y dziennikach
,varsza,vskieh t a no\va a Hiepi
kJla skład-
nia od nieda,vna bardzo się szerzy, np.:
1-\ baloniki dalph;o nie odpowiadają ,vynla-
ganej jakości (Trybuna Ludu nr 290,
19 X 1964). Popra,vnie byłoby: baloniki
ani w p1'zybliieniu nie odpowiadają wyma-
ganej jakoś('i, albo: dalekie są od... \"v tejże
'rl'ybunie jeszcze kilka razy natrafiłem na
ten sam błąd.
S. [j'rbaJlczyk
Zak,vestiono,vanego Z"""TotU nie znają
także g,val',V polskie. Jest nat(Hniast po-
spolity 'v języku l'oHyjskim, por. Ona da-
leko 'nie krasavica cdaleko jej do pięknoRci'
(Sło,vnik języka rosyjskiego pod red. Usza-
k(nva), można ,vięc przypuszczać, że prze-