/014_0001.djvu

			Nr. 2. 


Krak??w
 dnia 2. pa??dziernika 18 97 Lw??w. 


Rok L 


KORNEL UJEJSKI. 


Ze ??mierci?? Ujejskiego zerwa??o si?? ostatnie 
z??ote ogniwo, ????cz??ce nas z romantyzmem i me- 
syanizmem. Wyda??a go epoka bujna, w kt??rej 
energia narodowa znajdowa??a uj??cie w ustawi- 
cznych spiskach i powstaniach, wytwarzaj??cych 
atmosfer?? - tajemniczo??ci i. rozgor??(;zkowania. 
Ogniste tchnienie "ducha - rewolucyonisty" roz- 
szerza??o wtedy piersi, uskrzydla??o dusze i napi- 
na??o je oczekiwaniem ruchu. Straszliwe kl??ski, 
pogromy i rozczarowania wyczerpywa??y wpra- 
wdzie si??y, lecz zarazem przyspiesza??y t??tno ??ycia 
spo??ecznego i przygotowa??y grunt pod posiew 
mistycyzmu, kt??ry zr??s?? si?? niepodzielnie z pa- 
tryotyzD1cm i wywo??a?? nastr??j umys????w rzeczy- 
wi??cie poniek??d podobny do owego, w jakim 
??ydzi oczekiwali przyj??cia Mesyasza. Pocz????y si?? 
pojawia?? znaki na niebie i ziemi. Wyst??pili pro- 
rocy, przepowiadaj??cy pomst?? Pana nad nie- 
przyjacio??y wybranego ludu. Nast??pstwem ta- 
kiego. stanu rzeczy by?? wspania??y rozw??j poezyi 
i jej ogromny wp??yw na spo??ecze??stwo. Sta??a si?? 
ona o??tarzem, na kt??rym dymi??y si?? hekatomby 
serc ludzkich. Poeci byli naj wy??szymi ofiarni- 
kami, a Zarazem kaznodziejami i przodownikami 
narodu. 
Wysokie pOJ??CIe o kap??a??skiem powu??aniu 
poezyi przesz??o po Mickiewiczu, S??owackim i Kra- 
si??skim na Ujejskiego. My??licielem w og??lniejszem 


. 
ZYCIE 


TYGODNIK ILL. LITI ARI. NAUKI I SPO??ECZNY. 


POECIE. 


A ty mu teraz dzwo?? a dzwo??, 
Harmonii z??oty dzwonie! 
Przebrzmia??a pie??11, ostatnia plesn 
W spiewak??w bo??ych gronie. 


I spocz????. kt??ry w duszy mia?? 
Proroczy ??ar i dzielno???? - 
A ty mu, z??oty dzwonie, dzwo?? 
Na sen i nie??miertelno????. 


* 


* 


* 


Doko??a niego zam??t burz 
I szum dziejowych wir??w, 
Doko??a niego krew i kurz 
I mrok ??a??obnych kir??w. 


A drog?? mu: podniebny szlak, 
A ??wiat??em: serca ??al'Y,- 
A w r??ku b??yska?? miecz i znak 
P??omiennej dawnej wiary. 


poj??ciu zmarly poeta nie by??. Fi- 
lozofia jego da si?? sprowadzi?? do 
zwi??z??ego mianownika Boga i oj- 
czyzny. Od S??owackiego przej???? 
jako spo??eczn?? teory?? niezbyt 
jasno okre??lony "republikanizm 
z ducha" , kt??remu dochowa?? 
wiary do ostatniej chwili. Zw??t- 
pienie r:??ie mia??o do niego dost??- 
pu. Wizerunek duchowy Ujej- 
skiego zamyka si?? w prostych, 
pot????nych, genialnych liniach po- 
s??g??w Micha??a Anio??a. G????bia 
uczucia i majestatyczna wynio- 
s??o???? Bo??ego pomaza??ca dawa??y 
mu - ogromn?? miar?? prorok??w 
biblijnych, od kt??rych wzi???? po- 
t??g?? s??owa i poj??cie b??stwa. Al- 
bowiem Bogiem Ujejskiego, mi- 
mo niezachwianej jego prawo- 
wierno??ci katolickiej, nie jest s??o- 
dki, pokOflJY w swem poni??eniu 
i m??cze??stwie B??g chrze??cia??ski. 
By?? nim raczej gro??ny JellOwa 
Starego Testamentu, kt??ry wy- 
t??pia nieprzyjacio??y ludu izrael- 
skiego, skinieniem d??oni obala 
grody i wzdyma oceany. Nie 
masz w nim lito??ci I przebaczenia. 
THkim jest "On bez nazwania" w "Melo- 
dyach biblijnych" i "Skargach Jeremiego". W oshi- 
tnim cyklu stworzy?? Ujejski psa??terz narodowy, 
kt??rego s??owami jeszcze wiele pokole?? b??dzie si?? 


f'';;'. 
rl 
I
. 


>,,? 


Spoczn?? i wstan??. 


zn??w na zgliszczach zabrzmia?? ??piew, 
W spi??ow?? rozd??wi??k?? burz??, - 
Bezmierny b??l, i srom, i gniew, 
'V kr??lewskiej krwi purpurze. 


Jak libijskiego poryk lwa, 
Zraniona pie???? zagrzmia??a, 
Pal??ca - jako krwawa ??za, 
I korna - i wspania??a... 


* 


* 


* 


Przebrzmia??a plCsn, ostatnia plesn 
W prorok??w ??wi??tym tonie - 
A ty jej teraz dzwo?? a dzwo??, 
Harmonii z??oty dzwonie! 


I spocz????, kt??ry w duszy mia?? 
I \vieszczy ??ar i dzielno???? - 
A ty mu, z??oty dzwonie, dzwo?? 
Na sen i nie??miertelno????. 


Ludwik Szczepmlski. 


\: _ 
 " ' - ' 
 !i " .
 " " ' 
 _ " '
 ' - - 
; _ 
1 

.. #" 

t- . 




:
,.; 

:'??;. .
_. 
. 
'
fJ{ 
-'i:> _t
 


L... 
 
','IIi 
'f 


:.i ?? .
 . 
. 
.
,. 
??t
! ,; . 
-; !.t"1L< 
,.k,;_ 
"'t""! .' 
::
;.
. - 
 


,/. 


KORNEL UJEJSKI. 


modli?? o ojczyzn??. S?? w nim utwory,dosi??ga:" 
j??ce najwy??szych szczebli patosu, do jakich tylko 
wznie???? si?? zdo??a pot??ga tw??rczo??dhidzkiej. Nie'- 
kt??re strofy "Skarg" maj?? ??ywio??ow?? moc roz- 


lIioo '
. 


.,5 l 5 
/
		

/015_0001.djvu

			2 


p??tanego orkanu, inne dysz?? ??arem, a jeszcze 
inne dr???? jak um??czone dusze ludzkie i poprostu 
??kaj??. Bohaterski tentent prze??amuje si\: w nich 
czasem w niewymown?? r;:e\Vno??(
, jak w owym 
wierszu "Chora??u": 
Blu??ni?? Ci usta, cho?? p??acze serce. 
Lecz takich chwil omdla??o??ci i mi??kk
??ei 
liryczuej spotyka si\, u Ujejskiego stosunkowo 
niewiele. Z oczu Jeremiego p??yn????a raczej "s??pia 
kre,,,,'" ni?? ??zy. Bole??(; jego jest twarda i nie- 
ub??agana jak zemsta rycerzy kresowych, od kt??- 
rych pochodzi poeta, a: 


...czy?? to zmaza 
??e B??g nie stworzy?? z gliny, lecz z ??elaza? 
Niemniej ??wietne w??a??ciwo??ci posiadaj?? inne 
liryki Ujejskiego. Przede,yszystkiem mlerza w nich 
melodyjno??(;, bogaetwo form i przepych j??zyka, 
w kt??rym Ujejskiemu 'po S??owackim dor??wnuje 
chyba mo??e Tetmajer. Nast??pnie pe??nia plastyki 
obraz??w i r????norodno???? nastroj??w. Ujejski na- 
le??y do tych nieLcznych poet??w, u kt??rych niema 
rzeczy s??abych. Tworzy?? ma??o, z trudno??ci??, lecz 
rozwin??wszy raz skrzyd??a, wznosi?? sil: na wy- 
??yny, dosif
pne tylko dla wybranych. Artyzm 
jego mia?? wzlotno???? i strzelisto???? gotyckich tu- 
m??w. Jak wielkie wymagania stawia?? sobie, 
??wiadczy cho??by ta okoliczno????, i?? w jubileu- 
szowem wydaniu dzie?? pomin???? zupe??nie pr??cz 
niezbyt udatnych zreszt?? pierwocin swego ta- 
lentu, tak??e niekt??re utwory z lat p????niejszych, 
a mi??dzy innemi "Ko??ysank??", kt??rej pierwsza. 
strofa brzmi: 




;:- ' 


Skro?? w mej ma??ej z??o??.v?? d??oni, 
T??tni burza w jego skroni. 
.Ja go w cisz?? 
Uko??ysz??, 
,V sen spowij?? pasmem t??cz.. 
Ujejski stanowi poetyczny epilog najwspa- 
nialszego okresu naszego ??ycia narodowego. Okres 
ten, ,y l t;'rym "wierzyli??my w cud; ??yli cudem" 
zamierz cna ju?? w mglistej oddali, a ludzie ??w- 
cze??ni, id??cy z kos?? lub karabinem w r??ku na 
"pola dymne i czerwone", urastaj?? w oczach 
naszych do miary olbrzym??w. Fatalizm dziejowy 
wt??oczy?? wezbrany strumie?? ??ycia narodowego 
w ciasne i w??skie koryto i skaza?? Bas na ??mu- 
dn??, powszedni?? prac?? odbudowywania gmachu 
z ruin. Lecz chocia?? pojmujemy jej konieczno???? 
i godzimy si?? z warunkami, nie zdo??amy prze- 
cie?? nigdy st??umi?? t??sknoty za upajaj??c?? kras?? 
i pot????n?? rozlewno??ci?? ??ycia w ubieg??ej epoce 
rewolucyjnej. Z czasem stanie si?? ona nowem 
??r??d??em dla poezyi i sztuki. . 


8t(lni,
l((lI' JrTyrzykowski. 


ANTONI POTOCKI. 


SYLWETKI JUBILEUSZOWE. 


HENRYK SIENKIEWICZ. 


Tuzin kartek z tytu??em "Henryk Sienkie- 
wicz?? i z rozpocz??tem, a urwanem zdaniem 
zalega mi st????. Czuj?? lekk?? gor??czk??, troch?? 
mi schnie w gardle, jak kiedy czasem ma si?? 
wypowiedzie?? jakie?? bardzo wa??ne i stanowcze 
s??owa do bardzo drogiej osoby. Jednocze??nie 
przychodzi mi swawolna my??l, ??e gdybym tak 
teraz, w tej chwili m??g?? u??ciska?? Sienkiewicza, 
to nawet got??wbym by?? skwitowa?? z artyku??u. 
Czuj?? oto poprostu, ??e on - ta kochana glowa 
- jest jaki?? ogromnie mi??y i taki bardzo m??j... 
przez chwil?? raduj?? si?? Sienkiewiczowsk?? 
gr?? okre??le??, a potem walcz?? z tym nastrojem 
i chc?? si?? doprowadzi?? do porz??dku - to znaczy 
przejrze?? stosy notatek i cytat, przygotowa- 


* ??YCIE * 


nych do pracy, rozdzieli?? je systematycznie 
i zabra?? si?? spokojnie do artyku??u... 
I nagle ol??niewa mnie ??wiadomo????, ??e 
przecie?? ten w??a??nie nastr??j, z kt??rym napr????no 
walcz??, jest moj?? indywidualn?? prawd?? o Sien- 
kiewiczu. I ??e wszelkie systematyczne roz- 
dzielanie, je??li nawet ca??kiem tej prawdy nie 
zatraci, to zawsze co?? z niej uroni. I ??e o tym 
pisarzu, z kt??rym si?? obcowa??o przez tyle lat 
i tak serdecznie, mo??na przecie?? i nawet nale??y 
napisa?? raz, nie zagl??daj??c ju?? do cytat i no- 
tatek, lecz improwizuj??c niejako o nim z w??asnej 
duszy, z tego co tam si?? skrystalizowa??o doko??a 
niezatartych zg??osek: Henryk Sienkiewicz?.. 


L 


l przedewszystkiem - kt??ry z tych kry- 
szta????w skupia w sobie najpot????niejsz?? gr?? 
promieni - jaki utw??r sienkiewiczowski najsil- 
niej tkwi w mojej duszy? 
Jak kiedy orze??, piorunovvi podobny, uderzy 
na lec??ce stado ??ab??dzi, to one pierzchaj?? na 
wsze stroJlY i wkr??tce on_ sam tylko zostaje 
i p??ynie w podniebiu - tak przed oczyma 
duszy pierzchaj?? i znikaj?? (na czas nied??ugi) 
widzenia r????nych utwor??w Sienkiewicza przed 
tem jedynem widzeniem Trylogii. (Ta budowa 
z grecka sienkiewiczowskiej przeno??ni jest pra- 
wie reminiscency?? z niej). T??um widziade??, 
a raczej zast??p zast??p??w i jaki?? chora?? olbrzymi 
przys??aniaj?? my??l, sil??c?? si?? jednem ogarni??ciem 
obj???? ca??o???? pracy sienkiewiczowskiej. W wyo- 
bra??ni jest jakby dzie?? s??du, bo t??um t??ocz??cych 
si?? w niej zdarze?? i postaci jest istotnie nieby- 
wa??y. - Ale oto przez ten t??um przedziera si?? 
ku przodowi Aw zbrojny lud, ??w pe??en chrz??stu 
pancerny hufiec. Czyni si?? nad g??ow?? jaki?? 
szum i szelest, jakby w??a??nie nadlatywa??a gro- 
mada or????w - to Trylogia. 
Konno, - 

brojno, rojno, jak na pospolite 
ruszenie, jawi si?? ten t??um szlachecki. Ich har- 
c??w wzrok nawet nie potrafi ??ciga?? - pami??ta 
tylko nieopisan?? rozkosz tych zam??t??w barw 
jaskrawych i bogatych, jak w obrazie matejko- 
wskim. A oto, gdzie nie gdzie w tym t??oku 
kolorowym i kot??uj??cym miga jaka?? znajoma 
twarz. ??wdzie nieopodal dzbana drga u??mie- 
chem g??ba Zag??oby - tam rysuje si?? ostro 
surowy kontur Podbipi??ty - tam ma??y rycerz 
wywija szabelk?? - tam zbrojny rycerz wspiera 
si?? na mieczu: to Skrzetuski - takich wi- 
dzia??e?? przy grobowcach rycerskich, Kmicic 
i Rz??dzian i Roch Kowalski i Lauda??scy, 
a przed tym stalowym wa??em rycerstwa z nie- 
pokryt?? g??ow??, w srebrnych blachach, tak w??a- 
??nie jak zst??pi?? ze starego portretu do trylogii, 
bu??aw?? w bok podparty -- hetman Jarema. 
Wiej?? delie, chwiej?? si?? bu??czuki, szumi?? skrzy- 
d??a husaryi, huczy jaki?? grom rubaszny, bucha 
z tego t??umu ogromny zgie??k. I widzenie rozwija 
si?? jakby na nieprzejrzanem b??oniu w szyk 
bojowy, ca??e w k????bach jakiej?? purpurowej 
i z??otej kurzawy, po nad kt??r?? p??yn?? w jasnej 
gloryi sztandary... 
Gdzie?? na ??wiecie jest drugi taki obraz? 
Gdzie drugie takie widzenie, jak widzenie ca??o- 
??ci Trylogii? Pod tym wzgl??dem, pod wzgl??dem 
pot??gi plastyki, kolorytu i rysunku i malowni- 
czego rzutu ca??o??ci nic r??wnego nie znam. To 
podobno wszyscy ju?? powiedzieli, a jednak 
nie spos??b p??j???? dalej, nie powt??rzywszy tego 
od siebie. 
Jest przecie?? w tem dziele co?? innego, ni?? 
to genialne malowid??o - jest jaka?? g????b nie 
wszystkim - niestety --:- ods??aniaj??ca si?? i co??, co 
spaja w jedn?? ca??o???? t?? pow??d?? zdarze?? i ludzi. 
Prawda, ??e niema tu architektonicznie wym??- 
czonej budowy, kt??r?? nu???? zreszt?? wielkie 
nawet dzie??a (Salambo np.). Ale nie jest to 


Nr. 2. 


r??wnie?? pusta go??.itwa awantur, jak u Dumas'a 
w dobrej po??owie pracy. Tu ka??dy epizod ma 
swoj?? warto???? dla akcyi - jak??? Tu w tym 
t??umie bohater??w, gdzie, jak niekt??rzy twierdz??, 
brak jednego bohatera dla jedno??ci dzie??a, nie 
ma ani jednego intruza, ani jednej postaci po- 
??yczonej lub sfa??szowanej. Zag??oba niech sobie 
przypomina Falstafa, wolno mu, ale Falstaf jest 
w ka??dym - calu anglo-saksonem, a Zag??oba 
kichn???? nawet nie potrafi inaczej, jak po szla- 
checku. A takich ludzi, prawdziwych ludzi, tu 
nie przeliczy??: Skrzetuski, VV o??odyjowski, Kmi- 
cic, Bohun, Ole??ka, Kurcewiczowa, Czarnecki, 
Azya, Tuhaj-Bej, Chmielnicki - jaki?? to poczet! 
Mo??now??adcy i kr??lewi??ta, . staty??ci i dw??r przy 
kr??lu, czer?? na rynku, hufce pancernych, frau- 
cymery, za??cianki szlacheckie, rojne zamki i kla- 
sztory, grody obl????one, armie naprzeciw siebie 
stoj??ce, wojew??dztwa, prowincye ca??e z wyso- 
ko????i sokolego lotu widziane - to -tre???? Try- 
logii! By??a??by to ca??a Polska ??wczesna? 
Biadaj?? niekt??rzy, ??e w??r??d tej wspania- 
??o??ci i bogactwa nies??ychanego ??ycia minion?? 
zosta??a ca??o????, jedno???? dzie??a, bo brak ma by?? 
ogniskuj??cej to wszystko postaci i brak jedno- 
planowej akcyi w dziele. I ot???? zdaje mi si??, 
??e i taka posta?? ogniskowa i taka jedno???? akcyi 
w Trylogii jest zachowan??. Posta?? ta nie ma 
rys??w Kromwela, Napoleona ni Mahometa, bo 
ich nie ma w tej historyi. Ale ponad t?? powo- 
dzi?? zdarze?? i ludzi ja widz?? wyra??nie wsta- 
j??ce widmo - a?? nadtto znajome nam z dzie- 
j??w. I jest ta posta?? ??ywotna lub niemocna 
wraz z narodem, je??li sama nie stanowi??ca 
narodu, to stanowi??ca o losach jego, we wszyst- 
kiem w dziejach naszych konieczna, obecna 
wszechw??adna. Postaci?? t?? jest szlachetczyzna, 
gmin szlachecki. Sienkiewicz dal nam to nie 
w formie symbolicznego bohatera, lecz postawi?? 
przed oczy nasze sam ten gmin w ca??ej swej 
niemal liczebno??ci, we wszystkich swoich od- 
mianach i tak w ca??o???? powi??zany, jak si?? sam 
wi??za?? w dziejach. Za t?? ??mia??o???? prawie bez- 
przyk??adn?? mo??na go wielbi??. Ja wol?? takie 
dzie??o wskrzeszenia, takie szerokie poj??cie ar- 
tystycznej tw??rczo??ci od wszelkiej bohateromanii 
i symbologii. 
Jaki bohater - taka akcya. Skar???? si?? 
niekt??rzy, ??e w Tt1fiQgii tyle burd, tyle epizo- 
d??w brzmi??cych, jak dykteryjka, ??e wieje stam- 
t??d co?? lekkomy??lnego. To wszystko rzeczywi- 
??cie jest w Trylogii. ??miesznem by by??o 
twierdzi??, ??e ona jest taka harmonijna, jak gre- 
cka kolumna. 
Ale ta lekkomy??lno???? jest tu wzi??ta w ja- 
kim?? nies??ychanie odczutym dyapazonie z lekko- 
my??lno??ci?? tych sza??awi????w sk??onnych do po- 
??wi??ce??, rycerzy sk??onnych do hultajki, kt??rymi 
si?? roi?? ca??y wielki ??wiat szlachecki. Dla mnie 
lekkomy??lno???? ta i pewna, ??e tak powiem, 
przeci??tno???? akcyi jest tu czem?? genialnem. 
Wszak??e s?? tu i wiekopomne podniesienia du- 
cha, jakie zdolen jest zaimprowizowa?? -geniusz 
t??umu - jak Zbara??, jak ockni??cie si?? pod 
Szwedem - s?? i straszliwe upadki owej zbio- 
rowej postaci szlacheckiej, jak sromotna zdrada 
powszechna pod Uj??ciem. Ale, ??e na og???? akcya 
ta si?? rozpierzcha i zn??w kleci w tysi??cu epi- 
zod??w - to?? w??a??nie tak by?? powinno. Wszak??e 
to tak, nie inaczej - takimi szlakami od za- 
??cianka do za??cianka, od magnata do magnata, 
z wojenki na wojenk??, wodzi?? si?? po swych 
ziemiach ??w pokumany i spowinowacony, wa- 
??ni??cy si?? i przyja??ni??cy z kra??ca w kraniec 
rzeczypospolitej - bohater zbiorowy - gmin 
szlachecki. Wszak??e to tak sz??a z nim rze- # 
miennym dyszlem jego epopeja - p???? naszej hi- 
storyi. Tak rozumiem bohatera i akcy?? Trylogii, 
a jest mi nawet rzecz?? oboj??tn?? czy tak rozu- 
mia?? autor. I taka Trylogia nie jest zapewne
		

/016_0001.djvu

			Nr. 2. 


* ??YCIE * 


" 
i) 


pomnik J'lCickiewicza w WaFszawie. 


. - - .-.:".... o" . -_.:--'":.>_.
 


. '-, - ", 
"- .'" . 
. ',.,. " ..;:
i,;
;}-
:(l';.C 

'-."-: "'. .. kf;";

 "i
-
 ;;

)!.
!:
_\ 

 ..' - 
": .>.;:- ." .::..,..:;:; 

.:-. -!:
 ")-' _
d:' 
<>:,
'cFr
fF??


: 


. 
' f,;
;;iJ??
:F
 
. 

t 
 , I; 
 I

 ': 
 

.- 
". 'JI .. 
..
:'
.i-
..j,...
:>-"';.' $........:'. 
fi!'!:'" '
n: 


. 
......
 -'
' 
.,,-. - 


 >':.

: :':;'.;,'-'
' .' 
-.'
 2'j.::

k/

;\,;, 




t@O






O
 
1IIIIIIIIII III hllll,L:iI'lil:11I!lIl!iHiI;IIIUIIIlIIIIIDIIJltIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIUIIIIIIIIIIIIII 1lIIIIIIi'iilI1i1UlH'lthlilh@'li!iIi:,mU,ill'i'!,I:U;','.I,I,;"I"I;lll,l,1 


KAZIMIERZ TETMAJER. 


"Peur passer 1e remps ekraw??U. 


\V jej biurku le??a?? list. JHia?? z Bazylei 
Piecz????, pisany by?? musia?? w wagonie. 
List ten brzmia??: " Pani! wi??c reszta nadziei 
Jak kamie?? w wodzie niezg????bionej tonie? 
\Vi??c tak?!... Hucz??ce w??r??d ??nie??nej zawiei 
Alpy mi zdaj?? wali?? si?? na skronie - - 
\Vi??c tak? L. Napr????nom serce wydar?? z piersi 
I do n??g cisn???? ci... Lecz czy??my pierwsi?.. 


I tylko nie wiem, czemu w mojej duszy 
Jest b??l, jak gdyby pierwszy b??l na ziemi? 
Czemu to serce tak si?? rwie i kruszy, 
Jakby wszystkiemi m??kami ludzkiemi 
Cierpia??o we mnie?... Czemu tej katuszy 

 e mnie zwyczajna ta my??l nie oniemi, 
Ze serca mr?? z bole??ci, lecz powoli 
Zapominaj?? o tem co je boli? 
Tylko w nich smutek pozostaje cichy 
I dziwna sm??tno???? marzeil - - bo ja to wiem, 
Lecz dzi?? jest we mnie bunt i piek??o pychy 
I ??al, serdeczny ??al... Ach! Nie wypowiem, 


pod??ug projektu CYPRYANA GODEBSKIEGO. 


::=F;-".,,:. 
,..
{;


;,

:; ;'?
;. - ." 
-'
 
i.:.-'
..; . - 
. ;:;'q. 
 ..:..
: ''f:
 :.;... 
 


- .-.
 - -:. .' 


-- 


Ile jest we mnie ??alu... Ot jak lichy 
Robak ci do n??g pe??z??em - - ??yciem, zdrowiem, 
Krwi??, m??zg'iem, sercem bylbym o twe szcz????cie 
'W alczyL. \Vola??a?? z bog'atszym zam????cie... 


Ja sam ju?? niewiem nawet dobrze, kto to 
Bez mi??osierdzia z mych r??k ci?? wyrywa? 
Nic nie wiem, czuj?? tylko, ??e mi?? gniot??, 
??e jaka?? krzywda mnie ??amie straszliwa, 
??e mi si?? serce b??lem i t??sknot?? 
Rwie, ??e z mych piersi krew ucieka ??ywa, 
??e... Sam ju?? nie wiem co pisz??... pod czo??em 
,Vszystko mi nagle sta??o si?? popio??em. 


Zrobi??a?? dusz?? m?? jedn?? ruin??, 
Pe??n?? straszliwych kolumn, gruzu, ??omu. 
Naj??wi??tszy o??tarz m??j oplwa??a?? ??lin??, 
Z kraju wygna??a?? mnie i z mego domu. 
\Vszystkie me czucia, wiedz, przez ciebie gin??, 
Nieznam ju?? prawdy, nieznam wstydu, sromu, 
Niewiem, co ??adne ??wi??te s??owo znaczy, 
Nieznam na ??wiecie nic - opr??cz rozpaczy... 


J ak pies u n??g twych cl1cia??em le??e??, stopy 
Ca??owa?? twoje i jeszcze to sobie 
Mie?? za raj szcz????cia... Dzi?? - - p???? Europy 
Dzieli nas... O ty!... ,Vszak??em twoje obie 
R??ce na szyi mial... Jak ??wiatla snopy 
Na ????k?? lec?? o porannej dobie: 
Tak mi z twych oczu szed?? blask w g????bi?? ducha... 
Dzi?? co? Ta pustka Alp dokolo g??ucha... 


e" 


-
 


Pami??tasz? Nieraz to i nie dwa razy 
1\Idla??a?? w ramionach moich, o Iren],o, 
Niezrozumia??e mi szepc??c wyrazy 
I w??osy moje pl??cz??c dr????c?? r??k??... 
Chcia??a??e?? tylko zmys??owej ekstazy? 
UpojeiI? Sza??u? Tak ?.. Ach! Jeszcze mi??kk?? 
Tw?? kibi?? czuj?? tu, na moim r??ku 
Przegi??t??, w w??os??w rozsypanym p??ku... 


I czuj?? ciep??o twego cia]a jeszcze, 
Ciep??o twych westchnieil i spojrze??, o droga! 
Jeszcze na r??kach ci?? tu mam i pieszcz??, 
Pieszcz??, ca??uj??... Na ??ywego Boga! 
Jak b??l to serce w rozpalone kleszcze 
Chwyta, jak burza grzmi po Alpach sroga, 
Jak si?? te g??ry po jeziorach dwoj??: 
Tak ci przysi??g'am dzi??, ??e b??dziesz moj??!" ... 


Ten list rok le??a?? 11 pani Kufkowej 
\V biurku; przez ten czas Helll'yk na wsi bawi??, 
Potem wyjecha??, za?? ona miodowy 
Czas przep??dza??a w Nizzy, gdzie si?? p??awi?? 
Pan Kufke w morzu i kwiatach. W okowy 
Amor gQ srogie wzi???? i srodze d??awi??, 
Bo w??r??d akacyi chodz??c i w??r??d bluszczu 
. Pan Kufke straci?? dziesi???? funt??w t??uszczu. 


A ??ona nie uty??a... Rok uplywa, 
Pani Irena jest zawsze powiewna... 
M??wi??, ??e troch?? ma wstr??tu do piwa... 
lVI??wi?? - lecz rzecz to nie jPt't wcale pewna..
		

/017_0001.djvu

			4: 


epopej?? narodow??, bo szlachta przecie?? nie by??a 
narodem, ni dzieje jej - epopej??. .-\Ie jest to 
jakby powie???? gminno-szlachecka, w kt??rej 
zmartwychwsta?? nieomal sam ??w gmin. Stanowi 
to, zdaniem mojem, genia??nie odczuty i wyko- 
nany zamiar artystyczny. 
Przed tem jeszcze nim zda si?? s,)bie spraw?? 
z ogromu tej pracy, my??l, jak dziecko napie- 
raj??ce si?? sekretu zabawki, rada by dociec, 
czem taka praca stan????a, jak?? jest jej geneza? 
Odpowied?? na to samemu sobie zwykle si?? 
jak???? znajduje - bo taka potrzeba ducha. Co do 
mnie odtr??cam tu przedewszystkiem wsze??k??, 
maniactwem tr??c??c??, my??l ogl??dania si?? na 
wp??ywy obce. v\' aIter-Scott, Dumas, Flaubert 
wp??yn???? zapewne, ale tak??e Homer lub Dante, 
Ariosto czy Rabelais, albo - prosz?? si?? nie 
gniewa?? - f\Iayne ??{eid: Fenimor Cooper. 
Wszyscy naraz i ??aden wi??cej ni?? inni, a naj- 
mniej - obcy pisarze historyczni. 
ie wierz?? 
we wp??ywy obce przedewszystkiem dla tego, 
??e my si?? niczego od obcych dla powie??ci hi- 
storycznej nie nauczymy. U nas powie???? histo- 
ryczna sta??a si?? niemal od pocz??tku zjawiskiem 
tak samorodnem i koniecznem, ??e nie by??o pra- 
wie polskiego pisarza, kt??ryby na jaki?? spos??b 
jej nie pr??bowa??. Nie b??d?? t??umaczy?? przyczyn, 
bo s?? jasne. \V mistrzowstwie za?? artyzmu hi- 
storycznego tak??e nic nikomu od pocz??tku nie 
ust??pujemy. Tu warto \,",'skaza?? przyczyn??, zda- 
niem mojem, g????wn??. Jest ni?? ta okoliczno????" 
??e w umi??owanej przez nas przesz??o??ci znale- 
??li??my ju?? mistrz??w jej powie??cio\\'ego odtwo- 
rzenia. i'vIistrzami tymi s?? nasi pami??tnikarze. 
U Paska, Jer??icza, Obuchowicza czy l\Iicha??o- 
wskiego, we fragmentach o Pu??askim - zawsze 
i wsz??dzie na tych kartych po??????k??ych drga 
taka pe??nia ??ycia, plastyki, taki jest tam koncept 
taka barwa, j??drno???? mowy, ??e Niemca by 
jeszcze to nauczy??o rozumie?? 7wloJ'yt epoki. S?? 
te?? i inni mistrze nad mistrzami, chrzcz??cy nas 
od p???? wieku z ducha. f\I??wi?? o wielkich na- 
szych romantykach. Oni to z jasnowidzenia 
w??asnego wydobyli ??\\'iat??o, kt??re z kCrlca do 
kOrlca roz??wietli??o ca??o???? naszych dziej??w. Oni 
dali pierwszy ton i pierwszy nastr??j, I znowu 
trzebo powiedzie??, ??e obcy by jeszcze, rozczy- 
tawszy si?? w nich, zdo??a?? zrozumie?? duc7w epoki 
i ducl??n n(l??'otlu.. To daje genezis ca??kowit??, bo 
z formy i nastroju, jakby z cia??a i z duszy 
naczej, powie??ci historycznej. I tego do????, by 
pot????ny talent tw??rczy, dobywszy z siebie 
w??asn?? moc i mi??o????, stworzy?? arcydzie??o po- 



 ??YCIE * 


\neSCl historycznej, jakiego ??aden nar??d nie 
posiada, Chcia??o by si?? jeszcze zapyta?? dla- 
czeg???? ten pot????ny talent podj???? si?? tego w??a??nie 
zadania? - 
Io??e dlatego, ??e by?? w??a??nie po- 
,t????ny, mo??e dla tego, ??e \V tych jako?? czasach 
gryzie nas taka niezno??nie szara bieda, ??e on 
uczu?? konieczno???? j-zucenia przed oczy zbie- 
dzonym tej purpury dziej??w? Ale jest jeszcze 
jedna okoliczno????, kt??ra mog??a oddzia??a?? \\'??a??nie 
na tego rodzaju cz??owieka i w??a??nie w tej 
epoce. 
Iog??a si?? ona sta?? w dziele pocz??cia 
Trylogii t?? kropl?? kwasu, kt??ra w rozczynie 
chemiczl1ym wywo??uje krystalizacy??. 
(C. d. n.). Antoni Potocki. 


CYPl	
			

/018_0001.djvu

			Nr. 2. 


ani prawdy, gdzie wszystko jest przesadne, po- 
zbawione naturalno??ci; gdzie fa??szywo???? i sztu-_ 
cZQO???? objawia si?? zar??wno w kre??leniu chara- 
ktf
r??w, kt??re nigdzie nie istnia??y, jak i w tym 
stylu. kt??ry nosi nazw?? wielkiego i podnios??ego, 
a kt??ry nie ma wzoru w naturze j s??owem we 
wszystkich ruchach i w ca??ej dzia??alno??ci po- 
staci, tak dalekicll od ruch??w i dzia??a.lno??ci rze- 
czywistej. 


POMNIKI lVllCKIE\VICZA.*> 


Prawdziwie cieszy?? si?? nale??y, ??e sprawa 
postawienia pomnika :\Iickiewicza w \Varszawie 
idzie wci???? naprz??d ku celowi i ??e moment 
ods??oni??cia zdaje si?? by?? niedaleki, 
Ale nie na szybka mo??liwo???? wvkonania 
samego?? dzie??a k??ad??bY;{l g????wnie nacisi{, jak na 
pewn?? zgodno???? u og????u na rzecz i dzie??o, ja- 
kiekolwiekby tym razem by??o. .\famy ju?? projekt 
opub??ikowany i widzimy, ??e. b??dzie dobry; pod- 
nosz?? si?? dY'ikusye, a??e ciche, a??e nie wzbior?? 
na burz??, nie urosn?? w huragany i pomnik spo- 
kojnie stanie, bo trzeba ??eby sta??, jakikolwiek 
jest i ??eby raz sta?? si?? plastycznym wyrazem 
naszych poj????, gust??w i upodoba!"). 
Dzi?? bo nam trzeba nie jednego ju?? po- 
mnika, ale ki??ku i to ka??dego \\. odr??bnym ro- 
dzaju, aby dzi?? mog??o si?? sta?? zadosy?? epoce, 
w jakiej ??yjemy, i aby poprzednich epok luki 
i braki uzupe??ni??y si?? poniek??d. 
Nie postawi??o :\lickiewiczowi pomnika po- 
kolenie wsp????czesne, ani pokolenie OjCl1W na- 
szych; stawia si?? pomnik dopiero w czasie, gdy 
pokolenie trzecie ju?? dojrza??o. 
A wskutek tego pomnik, na kt??ry si?? czeka 
mia?? by?? odbiciem i odzwierciedleniem nie tylko 
obecnych poj????, wierzeri i sztuki, ale mia?? tak??e 
co?? m??wi?? za pokolenia poprzednie dwa, te 
kt??re si?? na rze??b?? nie zdoby??y. 
I tu trudno???? zadania, bo jakikolwiekby by?? 
artysta, im wi??cej by??by indywidualny, orygi- 
nalny, wy????czny, silny, tembardziej da??by rzecz 
wy????czn??, rzecz za jedno pokolenie, rzecz sztuki 
bie????cej, a nie spe??ni??by aktu, kt??ryby by?? nie- 
jako modlitw?? za trzy. 
Projekt??w indywidua??nych by??o kilka; bra- 
k??o u nas jednak??e zrozumienia nale??ytego za.- 
sob??w, jakiemi sztuka w danej chwi??i rozpo- 
rz??dza; jeszcze si?? sztuka nie by??a z??y??a z na- 
szem spo??ecze??stwem, jeszcze brana by??a nie- 
jako owa licentia poetica i patrzono na ni??, jak 
na dziwad??o, nie rozumiej??c, ??e j?? czci?? nale??y. 
Da?? Matejko dwa pomys??y (znane powszech- 
nie). Nale??a??o pierwszy wykona?? bez chwili re- 
fleksyi i wahania, ten pierwszy z ow?? wysok?? 
ko??umn?? i t??umem figur; a skoro czas tego po- 
mys??u min???? a l\Iatejko da?? pomys?? drugi, (kt??- 
rego mode??e rze??bili p????niej prof. Gadomski 


*) Dajemy glos oryginalnym pogl??dom utalentowa- 
nego artysty, nie ze wszystkiem solidaryzuj??c si?? z jego 
wywodami. P,'zyp. 1"ed. 


.. ZYCIE -r. 


i Rygier 1'., obaj konkuruj??cy), trzeba by??o zdo- 
by?? si?? na energi?? i postawi?? ten monument 
idei i symbol??w. 
Bo na krytyk?? znalaz??by si?? by?? zawsze 
czas, ale na dzie??o sztuki, raz zaniechane czas 
si?? nie wraca, idea ucieka nieuchwycona; a nie 
oblekaj??ca si?? we form?? plastyczn??, ??wiadczy 
o braku mocy i braku dzielno??ci w spo??ecze??- 
stwie, z kt??rego wysz??a. Za?? w og??le rze??by 
u nas nie by??o, i arcydzie?? nie by??o coraz to 
nowych, a wskutek braku ci??g??o??ci Thorwald- 
sena vV??odzimierz Potocki, Skotnickiej pomnik 
Canowy w stylu by??y i s?? tymi, na kt??re \yszyst- 
kie oczy s?? zwr??cone i na kt??re wszystkie pal- 


FIGURA MICKIEWICZA 


Z POMNIKA CYPRYANA GODEBSKIEGO. 


5 


ce wskazuj??; a skoro mamy takie idea??y w g??o- 
wach, to ani spos??b zgodzi?? si?? na rze??b?? ro- 
mantyczn??, jakiej okazy dzi?? ju?? po ca??ym ??wie- 
cie europejskim s?? rozrzucone. A dzie??o Rygiera 
jest na wskr???? romantyzuj??ce i jedynie dlatego 
}>z??e?? d??a nas, ??e nie jeste??my do niego dosy?? 
przygotowani szeregiem ca??ym dzie?? i okaz??w, 
kt??reby nas kolejno od pseudoklasycyzmu spro- 
wadzi??y do tego, co daje Rygiel', do tej faktury 
i maniery przyzvvyczai??y. 
Ka??dy nosi w sobie idea?? poety; z idea- 
??ami takiemi walka nie jest mo??liwa, bo si?? 
nie widzi przeciwnika. YV poecie odkrywamy 
natomiast coraz to wi??cej zalet, talentu, si??y, 
r????norodno??ci, ze strony coraz innej go oce- 
niamy i znajdujemy coraz to inne upodobanie, 
u??ywamy go coraz inaczej; - jak??e?? wi??c ????- 
da??, ??eby jeden cz??owiek trafi?? do serc wszyst- 
kich, skoro ju?? tem samem, ??e musi si?? jako?? 
nazy\,va??, przynosi ze sob?? konieczno???? wad, 
technik?? pewn?? wadliw?? (W stosunku do niedo- 
??cignionego idea??u) i manier?? nieuniknion??, je??li 
dzie??o ma by?? jednolite. 
Z idea??ami walk?? ??wietnie wygra?? Kurzawa 
(rze??biarz warszawski), kt??ry sw??j projekt 
wykonany w gipsie rozbi??: pomnik Kurzawy od 
dnia, gdy si?? rozlecia?? w gruzy rozbity, opo- 
wiadany z ust do ust, jest cudny, i temu wierzy 
wieJu, a widziany jak ka??de dzie??o r??k ludzkich 
upa????by r??wnie?? musia?? pod pr??gierzem krytyki. 
Rozs??dnem b??dzie wi??c z g??ry, przy pew- 
nych pi??kno??ciach niezaprzeczonych i kt??rych 
si?? spodziewano og??lnie i kt??re s?? w dziele 
wykonanem, przej???? do porz??dku dziennego nad 
wadami i zostawi?? pomnik krakowski jaki jest 
samemu arty??cie tylko z03tawiaj??c s??d nad 
jego dzie??em. 
Jaka?? olbrzymia r????nica miedzy dzie??em 
C. Godebskiego 
 dzie??em Rygiera; jai	
			

/019_0001.djvu

			6 


K. BARTOSZEWICZ. 


o pemniRu,llMry jest, a Ilh
reg0 niema. 


Po dziesi??cioletnich, bezkrwawych co prawda, 
zapasach opinii z patentowanymi znawcami, obie 
-strony wojuj??ce o pomnik Mickiewicza, podpi- 
sa??y }Jok??j i podaly sobie przyjazne d??onie. S??- 
dziowie, oceniaj??cy modele nades??ane na konkurs 
trzeci (i na szcz????cie ostatni zarazem) przyznali 
pierwsz?? nagrod?? Godebskiemu, drug?? "Maria- 
nowi" Rygiera, - wyrok ten publiczno????, czyli 
tak zwana opinia, przyj????a oklaskami. Zapano- 
wa??a powszechna zgoda, zdawa??o si??, ??e wszyscy 
s?? zadowoleni, z wyj??tkiem mo??e tylko reszty 
naszych Fidyasz??w, twierdz??cych, ??e ich modele 
by??y lepsze, pi??kniejsze, ??e tylko dzi??ki czarnej 
intrydze, protekcYI, korupcyi. serwiliy.mowi, pry- 
wacie, czo??ganiu si??, przekupstwu i innym mo- 
ralnym brzydotom tej kategoryi, geniusz ich zo- 
sta?? zmasakrowany, zdeptany, przybity, zabity, 
skalany, po??wiartowany - s??owem nieuznany. 
Nikt jednak nie zwa??a?? na rzadkie miny i g??ste 
s??owa polcaleczonych rycerzy d??uta, ka??dy si?? 
cieszy??, ??e nareszcie, nareszcie, po tylu latach, 
tylu protestach, konkursach, posiedzeniach i pro- 
tok????ach, broszuraeh i artykulach, stanie pumnik 
wieszcza, wykonany podlug jednego z nagrodzo- 
nych model??w. 
Ba! w??r??d tej rado??ci zapomniano o istnie- 
niu komitetu. Potw??r ten mia?? g????w kilkadzie- 
si??t, a w ma??ej zaledwie ez????ci tych gl??w zwoje 
m??zgowe spe??nia??y nale??ycie funkcye im wyzna- 
czone. Zamiast wi??c przyst??pi?? do uko??czenia 
dzie??a, na tak szcz????liwej b??d??cego ju?? drodze - 
bo?? by??o wszystko: zgoda, modele i pieni??dze, L_ 
k0mitet ni???\yiadomo sk<:td, pOl'O i rllaczego, po- 
stanowi?? rozwi??za?? si?? (\y Galicyi zwi??za?? co?? 
bardzo trudno. za to rozwi??zania id?? jak po ma- 
??le) i odda?? dyktatorsk?? w??aclz?? (do czego nie 
mia?? prawa) jakiemu?? kOlllitetO\yi pi??ciu. Dla 
u??wietnienia swej bezmy??lno??ci doda?? jeszcze 
moritnrlts, ??e dyktatoronl wolno przemaza?? 
wszystko co si?? sta??o i zacz???? rzecz ub ODO. 
Zacz??to wi??c od jajka, kt??re, jak si?? oka- 
zaJo by??o ca??kiem... zm??cone. Plac ju?? zosta?? 
wybranj, uchwalony ostatecznie i nieodwo??al- 
. n i e, (brzmienie uchwa??y) na wniosek Zyblikle- 
wicza, - dyktatorzy t
'mczasem zacz??li go szu- 
ka?? na nowo. Ku uciesze wsze??kiego drobiu ludz- 
kiego, a smutkO\yi funduszu pomnikowego, skon- . 
struowano model drc\yniany i obwo??ono go na 
k????kach po mie??cie. Po hnraganie ??miechu, opi- 
nia wygwizda??a aktor??w-dyktator??w. Nawet Sien- 
kiewicz rzuci?? S\YC s??owo na szal?? zdrowego roz- 
. s??dku. Z\"yci????y?? on IW raz ostatni... 
Od tej chwili opinia, kt??ra ratowala wci???? 
spraw??, zamilk??a ca??kiem na lat par,:, czy to 
strudzona, czy zniech??eona.W to graj dyktato- 
rom, a raczej dyktatorowi, kt??rym by?? pewien 
hrabia-estetyk, a \Y rzeczywisto??ci ani hrabia, 
ani mecenas, ani estetyk, bo wszystkie te tytu??y 


* ??YCIE * 


otrzyma?? jedynie z wszechw??adnej (co prawda) 
woli reporter??w dziennikarskich (bogaty, a wi??c 
musi by?? hrabia, skupuje fotografie, a wi??c 
estetyk, daje przyj??cia, a wi??c mecenas). Dykta- 
tor ten, a zarazem inicyator owego obwo??enia 
modelu dre\ynianego po mie??cie, os??dzi??, ??e po- 
mnik pod??ug projektu Godebskiego b??dzie koszto- 
wa?? najmniej 200.U(lO z??r" to jest dwa razy tJle 
ile by??o w kasie komitetu, - a wi??c o wyko- 
naniu go nienIa mowy, a trzeba wzi???? pod 
uwag?? jedyni!" projekt Rygiem. .W??wczas Godeb- 
ski o??wiadczy?? publicznie, ??e bez wzgl??du na 
koszta, got??w jest postawi?? pomnik wed??ug na- 
grodzonego modelu za sum??, b??d??c?? w posia- 
daniu komitetu. Na takie dict/llH, nie-hrabia, 
nie-mecenas i nie-estetyk nic nie odpowiedzia?? 
i zacz???? trakto\Ya?? z p. Rygierem. Nagrodzonego 
"Marjana" pan hrabia nie-hrabia nie chcia??, nie 
chcia?? te?? ??adnego z projekt??w Rygiera, nagro- 
dzonych lub odznaczonyeh na poprzednich kon- 
kursach, - wybra?? projekt najgorszy, najbanal- 
niejszy, - a od czego on estetyk, aby nie mia?? 
odr??bnego zdania ocl plebsu i znawc??w! Opinia 
miltza??a.. . 
Pan Rygiel' \ni???? si?? do roboty po spisa- 
niu kontraktu, kt??ry na\yet w??r??d lud??w nie- 
maj??cych jeszcze pi'a\ya pisanego, wzbudzi??by 
os??upienie. By?? to taki kontrakt, kt??rego nie 
by??o, bo ??aonej mocy pra \ynej nie posiada??. Do????, 
??e p. Rygiel' zacz???? zwozi?? glin?? i lepi?? figury. 
Co prawda zazdro??ci?? mu nie by??o mo??na. Ka- 
zano mu g??ow?? Adama wykr??ca?? to na lewo, 
to na pn1\YO, to podnosi?? j?? do g??ry, to zni- 
??a?? na d????. Jeden znawca m??wi??, ??e trzeba obli- 
czu nada?? wi??cej powagi i zadumy, drugi prze- 
ma wia?? za prostot??, trzeci domaga?? si?? natchnienia. 
Rygierzysko poci?? si?? i poci??, a?? wyjedna?? sobie 
(wbrew \yyra??nemu brzmieniu kontraktu) prawo 
opuszczenia Krakowa i przeniesienia si?? do 
Rzymu. 
:Mija?? rok nie by??o nic s??ycha?? o po- 
mniku. Tyle?? bylo s??ycha?? i w p???? roku p????niej. 
Powsta?? tak zwany w teatrze szmerele 'Vreszcie 
p. Rygiel' og??osi??. 
;e pomnik lUt pewno ustawi 
w pa??dzierniku. Nadszedl pa??dziernik - p. Ry- 
giel' przysi??ga?? si??, ??e rzecz n i e o d w o ?? a l n i e 
b??dzie gotowa na stYCZefl. Nadszed?? stycze?? - 
pan Rygiel' dawa?? s??owo honoru, ??e uporze si?? 
w marcu. Kjpdy marzec zawita??. pan Rygiel' na- 
des??a?? najhonorowsze s??owo honoru. ??e Krak??w 
ujrzy pomnik w maju. I tak przechodzi??y z ko- 
lei trzy razy wszystkie pory roku, a pomnika 
jak nie by??o, tak nie by??o. 
Nareszcie stan???? 
 Zrzucono przykrywaj??c?? 
go bud?? i nar??d literalnie zglupia??. Opinia otwo- 
rzy??a ze zdumienia usta i zamkn???? ich nie mo- 
g??a -:- ko??i
 szcz??kowa wyskoczy??a z panewki 
sta\yO\vej. Nareszcie usta opinii przymkn????y si??, 
i na obliczu jej ukazal ,;i?? u??miech. Z u??mie- 
dm odlecia??o II i IJOzosta?? ??miech, arcy-??miech 
nad-??miech, kt??ry ".strz??sa??, posadami Sukien- 
nic i ko??cio??a 1Lujackiego. Smieli si?? wszyscy: 
demokrata i arystokrata, stal1czyk i libera??, pan 


Nr. 2. 


i ch??op, ??yd i antysemita. Takiego Mickiewicza 
??aden z nich przedtem nie widzia?? - i da B??g 
nie zobaczy. Powsta??a ca??a falanga poet??w-hu- 
moryst??w, pisz??cych wiersze pod natchnieniem 
figury Adama. Wreszcie ??miech usta?? - roz- 
pacz buremi skrzyd??ami uderza??a o z??om gra- 
nitu pomnika, nad rynkiem krakowskim zawis??y 
czarne chmury z??orzecze?? i w??ciek??o??ci. "Ukrzy- 
??owa?? ich!" wo??a?? t??um roz??arty, a na ten krzyk 
cz??onkowie komitetu szukali schronienia w Smo- 
czej jamie. Hrabia dyktator nie uciek?? wprawdzie 
na Prag??, ale do s??siaduj??cej z ni?? Warszawy 
- i ju?? si?? wi??cej nie pokaza??. 
Pan Rygiel' zdecydowa?? si?? rzecz naprawi??, 
pomnik przerobi??, bo by??y jeszcze pieni??dze 
w kasie komitetu. Mija?? rok - nie by??o nic 
s??ycha?? o pomniku. Tyle?? by??o s??ycha?? i w p???? 
roku p????niej. Powsta?? tak zwany w teatrze szme- 
rek. .Wreszcie p. Rygiel' og??osi??, ??e pomnik na- 
pewno ustawi w pa??dzierniku. Nadszed?? pa- 
??dziernik... (Dalej prosz?? przeczyta?? jak wy??ej 
przedostatni ust??p a?? do kOllca). 
Powt??rzy??a si?? wi??c co do s??owa historya 
czterech lat poprzednich, z t?? r????nic??, ??e ju?? 
teraz p. Rygiel' nie og??asza nawet nieowo??a- 
l n y c h t e l' m i n??w. Od czasu, kiedy ostatni 
termin wyznaczy??, wydano i uko??czono cztery 
wojny, z tych jedn?? powa??n??, bo europejsk??, 
rozwi??zano i zwi??zano parlament austryacki. ks. 
Stoja??owski by?? wykl??ty i odkl??ty, w Petersburgu 
go??ci??o dw??ch cesarzy i prezydent republiki, kr??l 
syamski objecha?? ??wiat ca??y, kr??lowa vViktorya 
rozpocz????a i ukOllczy??a sw??j jubileusz, zawarto 
przymierze francusko-rosyjskie, Nansen zbli??y?? 
si?? do bieguna p????nocnego, ju?? na sto w Kra- 
kowie zawartych w owym terminie ma????ellstw, 
pi????dziesi??t doczeka??o si?? potomstwa, - a po- 
mnika jak niema, tak niema! 
??art na stron??. Mo??na by??o uspra\yiedliwia?? 
w tem i owem pana Rygiera i t??omaczy?? jego 
op????nienie si??. Ale wszystko ma koniec - ma 
go i cierpliwo????. To co teraz robi, a raczej czego 
nie robi p. Rygier, to ju?? nie drwiny, to ju?? 
nie brak dobrej woli -- to ju?? prosta bez- 
czelno????! 
Innej nazwy na to niema! Ale jak?? nazw?? 
da?? temu co robi, a raczej znowu, czego nie 
robi komitet pomnikowy. Szukam wyrazu - 
i znale???? nie mog??. 
Ale??, moi panowie kochani - sto trzydzie- 
??ci tysi??cy z??o??y?? nar??d (i to ludzie biedni, bo- 
gaci worki zamykali) i wy??cie wzi??li sami te pie- 
ni??dze (bo wam na wet ich nie dano), wydali 
je prawie w ca??o??ci i nie zdajecie nawet sprawy, 
co si?? dzieje z tem, co za owe 130 tysi??cy na- 
by?? miano. Kiedy dostarczono wam towaru po- 
d??ego, n??dznego, - wy??cie go przyj??li z lekko- 
my??lno??ci?? nie do-darowania, a kiedy oszukany 
og????, zawi??d??szy si?? na pe??nomocnikach, kt??rzy 
powtarzam, sami. nam si?? narzucili, za????da?? na- 
prawienia zadanej mu krzywdy, wy??cie si?? znowu 
sami tego zadania podj??li. Wi??c powiedzcie jak 
je wykonali??cie, - powiedzcie co robicie i co 


dziesz ? 


tir __ Nic. Pobrali siQ; tej samej nocy jeszcze 
ona si?? zastrzeli??a. Hankiem przy trupie znale- 
. ziono jego, wp???? ob????kanego. P????niej on odje- 
cha??, a od teg'o czasu ca??y umeblowany "hotel" 
jest do wynaj??cia. }ly??my przypadkiem tylko 
trafili na to mieszkanie. 
I \yy tu wytrzymaeie? l ty Hugo? 
Dlaczeg'o?? nie? 
.Jabym tu i dnia nie \yytrqma??a! 
Dlaczego? 
Ach, jabym si?? tak bala, tak bala! 
Eh, g??upstwa! - ??mia?? si?? :Marinus. 
Ale Ninette ju?? wstawa??a. 
- Odchodz?? ju??. Musz?? dzisiaj... 
Spina??a futro, patrz??c w lustro, poprawia??a 
blond w??oski nad czo??em, kapelusz. 
Gdzie m??j mufek ?.. Aha... Adieu, od- 


chodz??. 


Czemu si?? tak spieszysz, Ninetto? - py- 
ta?? Hugo. 
Patrzy??a nml z radosnym u??miechem; cie- 
szy??o j??, ??e to m??wi??. 
,- Musz?? i????, naprawd??, dzi?? musz?? i????... 
powinnam by??a raczej ju?? dawno i????... Zejdziesz 
ze mn?? na d????? 
- Na d????? Dlaczego? 


Sta??a zak??opotana. 
-- Prosz?? ci??, zr??b mi to... Ten... ten wasz 
portyer patrzy na mnie zawsze z tak?? nienawi- 
??ciq. Rtnlzo nm si?? niepodoba, ??e ja tu przy- 
chodz??... Prosz?? ci??, b??d?? tak dobry. 
Hugo wstaL 
Odprowadzisz? - pyta??a Ninette. 
- Ale?? i owszem, bardzo ch??tnie. 
- Adieu, t??usty nied??wiadku! 
vVstrz??sn????a r??k?? Marinusa i szybko wy- 
bieg??a. Jak dzieci?? zbiega??a po w??skich schodach, 
Na ni??szych pi??trach by??y one szersze. Na 
wielkich schodach frontowych ze z??ocon?? balu- 
strad?? i por??czami z niebieskiego pluszu zdj??to 
chodnik. Drzwi do pustych pokoi sta??y zam- 
kni??te. 
- Nie t??dy na d????, Ninetto! Wielka brama 
Za-??l1Imi??ta. - Wskaza?? jej ma??e, tylne schody. 
- :??Iin??li??my ju?? ich pokoje sypialne? 
szepta??a Ninette. 
O ju??! Te s?? na drugiem pi??trze. 
- vVi??c to si?? tam sta??o? 
- My??l??. ??e tam. Boisz si?? Ninette? 
Przechodzili ko??o lo??y portyera. Poda??a mu 
r??k??, nie mog??a przecie?? go uca??owa?? wobec twa- 
rzy portyera w okienku. 


B??d?? zdr??w, m??j ma??y! Kiedy przyj- 


Nie wiem, wnet. 
Czy mnie ju?? nie kochasz? 
Ale??, sk??d??e przypuszczasz... 
Wi??c przyjd??-??e. Wiesz, jak ci?? kocham. 
Jeste?? tak delikatny, tak mi??y, jak baranek. Adieu! 
Adieu. Ach, jak si?? sp????ni??! Adieu!_ 
Otworzy?? jej drzwi; wybieg??a w zapadaj??cy 
mro??ny wiecz??r. Niespodzianie dolecia??o jeszcze 
jego uszu: 
- Bo??e! Bo??e !... m??j Bo??e !... 


lI. 


Hugo, wroClWSZY na g??r??, zasta?? Marinusa 
ju?? zag????bionego w pracy; drzwi do jego pokoju 
sta??y szeroko otwarte, a lampa o??wieca??a sno- 
pami ??????tymi papiery, ksi????ki i dzienniki rozsy- 
pane po stole. Marinus siedzia?? pochylony; n& 
ma??em ciele wielka, niezgrabna g??owa. Posta?? 
Marinusa w popielatej, flanelowej koszuli z kra- 
watk??, zawi??zan?? jak sznurek, mia??a w sobie 
co?? dziwnie lekcewa????cego, nieporz??dnego. A i po- 
k??j w najwi??kszym by?? nieporz??dku; na ??????ku
		

/020.djvu

			Nr. 2. 


zrobicie, w jaki spos??b ju?? raz za??atwicie t?? 
spraw?? bolesn?? dla narodu, a dla was tak upo- 
karzaj??c??... 
Pomijaj??c cze???? dla wieszcza, idzie tu jeszcze 
o pieni??dze. Wszak nar??d 130 tysit;cy w karty 
nie wygra??, nie znalaz??, ani w spadku nie otrzy- 
ma??. To grosz ci????ko zapracowany i jeszcze ci??- 
??ej zlo??ony. 
Ale komitet milczy i milczy. Opowiadaj?? 
tylko, za co nie bior?? odpowiedzialno??ci, ??e p. 
Rygiel' wbrew uchwale zn??w co?? przed rokiem 
wy??ebra?? z tych pieni??dzy, kt??rych resztki tu??aj?? 
si?? po kasie komitetu. 
Czy to prawda? A zreszt?? mniejsza o to 
czy to prawda! Ale co teraz robi??, co pocz???? 
aby oszcz??dzi?? dalej og????owi tego wstydu, na 
jaki go narazi?? p. Rygiel' z komitetem? 
Nie wierzymy ju?? ani p. Rygierowi, ani 
komitetowi.... Tyle razy si?? sparzyli??my. 
Najlepiej mo??e by??oby powo??a?? nowych 
ludzi i nowego rze??biarza - oraz rozpisa?? nowe 
sk??adki. Je??eli ja??ni panowie zdo??ali o miedz?? 
od nas zebra?? milion rubli na cel problematy- 
cznej warto??ci - to?? przecie mogliby znale???? 
w Galicyi 20.000 na cel narodowy. W tydzie?? 
by si?? t?? sum?? zebra??o, gdyby by??a dobra wola. 
Wszak te sfery narobi??y ca??ego "bigosu" - 
niech??e go zjedz??. 
Ale nie szukajmy w tych sferach ofiarno??ci 
bo spotka??by nas gruby zaw??d. Gdyby to sz??o 
o wy??cigi! - w jednym dniu przed trzema laty 
sto tysi??cy na nie podpisano. 
Niech dadz?? znowu ci, co daj?? na Bial??, 
na Cieszyn i wszelkie cele publiczne. Niech po 
koronie z??o??y si?? inteligencya biedna, niech po 
kilka re??skich da inteligencya zamo??niejsza. 
Zostawmy wreszcie ca???? podstaw?? pomnika, 
a cho??by nawet z owym chudym "patryo- 
tyzmem" - niech tylko figura Adama zostanie 
zmieniona. Niech nie b??dzie arcydzie??em (arcy- 
dzie?? na zam??wienia si?? nie robi) - niech b??dzie 
prost??, naturaln??, niech przynajmniej nie budzi 
wstr??tu i nie zakra,,-a na karykatur??. 
20 tysi??cy na to wystarczy. Caly taki po- 
mnik, jaki stoi pod bud??, mo??na mie?? za (:50 
tysi??cy - a kosztuje dot??d oko??o 13U. 
Niech ju?? raz b??dzie koniec z pomnikiem, 
kt??ry stoi a nie stoi, kt??ry jest, a kt??rego niema. 
Zreszt?? to sprawa publiczna, a wi??c publi- 
cznej wymaga dyskusyi. 
Otwieram j??. Kto si?? zapisze do g??osu? 


Ka.zimierz Bartoszewicz. 


* ??YCIE * 


Kie m??dlcie si?? 
 


Nie m??dlcie si?? wy za mn??, tu moil????w nie potrzeba, 
Bym jeszcze m??od?? piersi?? odetchn???? m??g?? g????boko, 
By duch m??j ??mialy, dzielny unosi?? si?? do nieba 
l stamt??d ku swej ziemi mi??o??ne zwraca?? oko. 


Je??elim ja nie zamar??, je??eli to mo??ebne, 
l\Iusz?? si?? jeszcze zbudzi?? jak ogie}l w ??onie 
ska??, 
l wulkaniczn?? pie??ni?? w krainy szl??c podniebne 
Wypowiem b??l wulkanu i piersi ludzkiej sza??. 


??ycia mi tylko dajcie! Dajcie szerokie pole 
l drobnych trosk codziennych zerwijcie tward?? sie??; 
Pu????cie w ??wiat, gdzie na czo??ach my??li si?? skrz?? 
sokole, 
By d??wign???? trud olbrzymi, co?? kocha??, czego?? 
chcie??! 


vVtenczas ja sam powstan?? i wstrz??sn?? mem 
wezg??owiem 
I jak pot????ny mocarz d??wign?? poezyi ber??o, 
l wspollinie?? si?? przesz??o??ci oprz??d?? z??otog??o- 
wiem 
I ku przysz??o??ci b??ysn?? zakl??t?? pie??ni per????. 


Gdy cier}] na drog?? padnie - ja cierni nie poczuj??; 
"\V spi?? twardy si?? zamieni?? od skroni a?? (lo st??p, 
Lud caly zamkn?? w lono, z ??ez jeg'o broi] ukuj?? 
Zwyci??zk?? - lub zwyci????on jak g??az zalegn??. gr??b. 


Straszne?? te g??azy grob??w, ??ywych pokole}] 
zmora, 
Cho?? wielbi je artysta, dla sztuki pe??en czci; 
vVszak znacie b??l kamienny, b??l stl'aszny gla- 
djatol'a, 
Kt??ry przez wieki wola: "O Romo, ha}]ba ci! 


Ja znam sam tylko jeden mej duszy g????bie ciemne, 
I skal?? meg'o g??osu i d??wi??k mej lutni strun; 
\Vy macie tylko krater, gdzie ognie wr?? podziemne, 
Lub granit pokre??lony znakami tajnych run. 


K??dy?? snem gTanitowym sfinksy ??pi?? w??r??d pu- 
styni -- 
l ja ??pi??. - O nie bud??cie! ,h@IBm jest czu??, 
??e?? py??: 
Je??li przyjdzie g'odzina - w duszy si?? cud 
uczyni, 
l orze?? moc poczuje, by si?? lm Niebu wzbi??. 


Lecz je??li b??l przebyty to serce ju?? spopieli??, 
Je??li po skarbach pi??kna zosta?? nadgrobny g??az 
Gdyby s??uchano z g'??ry - b??aga??bym si?? o??mieli??: 
"Zaga?? skr?? mego ??ycia, z??Jli?? znicestwienia czas!" 



Ii??sk lit. 


A. l??l
ski. 


porozrzucana po??ciel, na meblach kupki popio??u 
z cygar, papiery, cz????ci ubra??. VV tem wszyst- 
kiem by??o co?? niemi??ego, co??, co zaraz m??wi??o 
o ci??g??ej nerwowej pracy. 
- Nie wychodzisz? - pyta?? Rug'o. 
- Nie, musz?? doko??czy?? fejletonu. I tak 
op????ni??em si?? z jego oddaniem; a potem mam 
jeszcze stos list??w do pisania. 
- Kiedy?? b??dziesz jad??? 
- Mo??e wcale nie, nie mam czasu, chyba 
p????niej, wieczorem... 
Rugo wyszed??, zamkn???? drzwi, ????cz??ce ich 
mieszkanie - ta wieczna pisanina jego przyja- 
ciela zaczyna??a go nudzi?? - i wyszed?? na 
balkon. Atmosfera w pokojach, gdzie wci???? 
palili, by??a tak duszn??, gniot??c??. Ale za chwil?? 
wr??ci??; na dworz6 by??o za zimno. Niespokojnie 
zacz???? chodzi?? po pokoju tam i napowr??t, na- 
reszcie zamkn???? drzwi do galeryi, siad?? przy 
stole i z niemym smutkiem zapatrzy?? si?? 
w pustk??. 
Pok??j by?? niski, szeroki, kolisty. o kilku 
, oknach. 
Marinus i Rugo pokupili na licznych licyta- 
cyach meble d??bowe i perskie dywany, azeby 
sobie na czas pobytu w Pary??u przyjemnie 


mieszkanie urz??dzi??. VV gruncie rzeczy nie byli 
oni znowu tak zaprzyja??nieni, a ich stosunek 
wyp??ywa?? raczej z ch??ci wygodnego urz??dzenia 
sobie ??ycia, ni?? z prawdziwego uczucia. Cz??sto 
przeciez ??yli obaj przez d??u??szy czas ka??dy dla 
siebie, nie troszcz??c si?? jeden o drugiego. 
Marinus pisywa?? wiele; niegdy?? debiutowa?? 
dwiema powie??ciami, utworami szczerego, a sub- 
telnego artyzmu - (artyzm ten drzema?? pod 
jego sk??r??. Brudnem g??siem pi??rem pisa?? zdania 
delikatne i kunsztowne jak saska porcelana). - 
Po tym debiucie upojony niespodzianem, nieby- 
wa??em powodzeniem rozpocz???? pisa?? wiele i lekko, 
pisa?? dla pieni??dzy. 
Technik?? pisarsk?? posiada?? w wysokim 
stopniu. Wi??c i teraz w jego choatycznym i 
powoli banalizuj??cym si?? stylu znajdywano je- 
szcze gclzieniegdzie resztki niepospoJitego talentu 
migoc??ce i wyskakuj??ce, jak ma??e ogniki; sze- 
roka publiczno???? lubi??a zawsze jego spos??b 
pisania. Stale opracowywa?? Marinus. wielki fej- 
leton dla jednego z indyjskich pism, opr??cz 
tego pisywa?? jeszcze w wielu, wielu innych. 
Zarzuca?? pisma kartkami swoich manuskrypt??w. 
,Ale swojej pracy juz nie kocha??;' w pami??ci 
i w duszy mia?? tylko dwa pierwsze utwory. 



 '. 
' 
 ' 
 :' ,'.--.;.' , 
,'\" "
I-' 
 , ......., 
,... ..
.' '..',' 
" ':
 
\.. '," 
, \, 
" . ' " 
"<>" ..\ 


,., 

 \, . \ 
,.,.. . 


\ 


:
; 


, i 


:.< ' 


l. 


.." :- 


t) 


, , 
 
"" :.o[..
.: f 
- . .!

. 
"... 


vI 



<";' ' 


,; j 
',j. 
t 
'''
 l; :'::', 
, 
 ' ,', 
;'f .... 
\ 
JI"! ,'" 
.d
 , \;'I\\Ci:' 
r 
1l!' !. 
{\! 
 j
 "'.i 
. \ 4 " l, 
r ,'
 ,\ .
 
. < 7-t 
 ' \ ' J 
;(\: r'
 ??:, 
" /lJ,;. , 

." 
 'pl 
, . \ . 
i'
--- I 
.'. ". 
,... .\'\"" 


t.f>. 
. '.. 
I,
 o' 

 I ...<' 
. \ 
,t 


) 


r 


I 
I 


i. - 


"l 
\\: 


..p' 
 


"O 


. '([ I ' 
)1 
 l ' . 
-.""
 ' ',!', 
t. ',\l 
, .' 


1......\ .
 
.. 
 . \ 
.; \, .. 
j, 


, '\ 
 
! ,- 


:' 


-40"1. 1 


l - _, -l 


" 
'.1 


,t. . 


't 


, 
 


"SKA??A NIOBID??W" 


RYSOWA?? STANIS??AW WYSPIA??SKI. 


7 


:,' 
 


f;;: 


, I 


,...!. ,
 
" ! 
1 
 i : " 


O!. 
'Ii 


\ 
' \ ' ' 
- I.' 
. 
. . 
IL . ..;". 
( 


': ,{ 
 
. :;. 
.
.' 


\, ' 
,"\ I 


" ' 


" ;....... , 



 ':-.
 
, " 
"l. . 
.};\ ' 


\j 
{ 


\ .. 


. 1 '
:' . 
,:\" " 
,j\ 
 -', 


o; 
J 


, 
I 


\.' 
: 
 I 


'Ift: , . 1 
1\', 


J ?? . .. 


,. 


"
 
L1
 
\ . !
		

/021_0001.djvu

			8 


TEATR. 



- - 
-,OS -- \\ 
...1}.ROTOCHWILA. 
, ,- ._ "", .. '(' J 
,,'
 '-:'Widqieii??my w ubieglym tygodniu dwie 
\ -??-iQ\""??! fu,rs}' na scenie krakowskiej: }>Na cel do- 
"broczy-??iny?? pp. Blumenthala i Kadelburga oraz, 
,,\Vesele Fonsia?? Eyszarda Ruszkowskiego. Ba- 
wili??cie sie? No to dobrze. Krotochv.,rila wido- 
cznie nie" chybi??a swego celu dobroczynnego 
i wesele panowa??o w??r??d \Vas. Bo wy macie 
dobre serce, kt??re iatwo poruszy??, byle autor 
raz konceptem ruszy!. Gdyby??cie jednak byli 
nieco twardszego usposobienia} toby tym razem 
nie tak g??adko posz??a sprawa owym krotochwil- 
nym kompanionom. I niemiecka i polska farsa 
przedstawiaj?? si?? jako ci????kie machiny, kt??re 
nie ??atwo w rUc!l wprowadzi??, gdy?? k????ka, tryby 
i spr????ynki, wzi??te ze sk??adu starych rekwizy- 
t??w teatralnych, z mozo??em jeno przez zr??cznych 
majstr??w sklecone sa w jaka taka sceniczna ca- 
??o???? 
ie jestto >}czy
ta'< ro"bota," - \Vszal{??e?? 
i farsa wymaga jednolito??ci w pomy??le i w to- 
nie, a brak tego warunku, povvik??anie motyw??w 
najgrubszej, najpolitszej farsy z motywami po- 
wa??nej komedyi, ??wiadczy o nielogiczno??ci este- 
tycznej autora. Zarzut ten odnosi si?? do obu 
nowo??ci. Pewne sceny zakrawaj?? na ust??py 
z komedyi obyczajnej, inne natomiast ra???? try- 
wialno??ci?? i p??askiem dowcipkowaniem. Ca??o???? 
nie mo??e by?? smaczn??, Pominiemy tu wszak??e 
produkt niemieckiej fabryki, bo Cl)?? nas to wresz- 
cie obchodzi, jak si?? w Berlinie fabrykuje Erbs- 
wurst teatralna na u??ytek dobrodusznych oby- 
wateli-widz??w. - Z obowi??zku musimy jednak 
zwr??ci?? uwag?? na sztuk?? \vybornego aktora 
R Ruszkowskiego. Aktor, gdy czuje w sobie 
poci??g do pi??ra, niewf1tpJivvie sztuk?? S\\'oj?? 
uczyni sceniczn?? i kolegom nastr??czy do???? spo- 
sobno??ci do okazania zasob??w kunsztu drama- 
tycznego. ??\V esele Fonsia?? obfituje w zabawne 
sytuacye i w charakterystyczne postaci; sytu- 
acye s?? bardzo znane, typy ??drzwiamy i oknamy<' 
wcisn??ly si?? odda"vna do naszej komedyi i farsy. 
Samo za??o??enie jest par ('y:cellence farsowe, 
w dalszym cif1gu akcya przybiera jednak nie- 
raz zakr
.j komedyi. Charakterystyka postaci 
opiera si?? przewa??nie na u??yciu pewnych sta- 
??ych zwrot??w, \v??o??onych w usta aktor??w. .-\Ie 
figury te s?? swojskiego chowu, s?? tak nasze, 
??e sympatyzujemy z nimi, z takim Mrozikiem 
i Ogonkowskim, Tylko w skre??leniu figury nie- 
do????gi Fonsia przesadzi?? autor; pod koniec sztuki 
trzeba go nam by??o przedstawi?? bardziej m??- 
skim i inteligentnym, je??li mamy si?? zgodzi?? 
na jego mal??e??stwo. Trzebaby te?? poskraca?? 
porz??dnie dyalogi i przyspieszy?? tempo, a rzecz 
zyska wiele. Podnie???? tu nale??y za to przyzwo- 
ito???? Fonsia; w podniesieniu tej zalety wyr??cz?? 
mnie jednak koledzy moi krakowscy, kt??rym 
dobro panienek bardzo le??y na SerCll. 
Tak czy owak wi??c - wy??cie si?? ??miali. 


* ??YCIE * 


o farsie ni
 powinno si?? mowlc inaczej jak ze 
??miechem. Smiechjest dobry, ??miech jest zdrowy, 
a kto si?? ??mieje, ma widocznie racy??. 
\Vspomnie?? mi nale??y o wsp????pracowni- 
kach, kt??rym p. Ruszkowski zawdzi??cza lwi?? 
cz?????? sukcesu. Aktorzy starali si?? wszelkiemi 
si??ami o powodzenie sztuki i dopi??li celu. Po- 
dziwiam niezr??wnane bogactwo i inteligency??. 
w charakterystyce p. Solskiego, kt??ry w ka??dej 
roli jest inny, a w ka??dej znakomity. P. Roman 
szerok?? komik?? budzi?? co chwil?? ??miech, i ach, 
za spraw?? tego nieszcz????liwego m??odzie??ca ca??y 
szereg frazes??w utar?? si?? ju?? mi??dzy dobrym 
ludkiem krakowskim. Pani Siemaszkowa pe??na 
werwy, p. Siemaszko jako rz??dca starej daty 
i ca??y ansambl - wszyscy byli dobrze uspo- 
sobieni. - Mieli??my tak??e debiut. Panna Przy- 
by??k??wna z \Varszawy wyst??pi??a w },vValce mo- 
tyli" Sudermanna w roli R??zi, naiwnego pod- 
lotka, a nast??pnie jako spokojna \Vanda w ??\\1 e- 
selu Fonsia<,. S??odka twarz o pi??knym profilu, 
przyjemny g??os, rutyna sceniczna, inteligencya - 
oto zalety nowej artystki teatru krakowskiego. 
Brak jej wszak??e mo??e wyrazu i werwy. Ale, 
w roli kt??ra wymaga spokoju, bardzo dobra. 
Takie wra??enie odnios??em na razie z sympa- 
tycznego debiutu artystki, kt??ra niew??tpliwie 
po????danym jest nabytkiem dla naszej sceny. 
L. Sz. 


Teatr lwowsld. 


"Zwyci????ony", dn/1/wt 10 cztent aktach d}.a TfTlarlyslawa 
Rabskiego. 
Ten "dramat poznm1ski" nie ma pretensyi 
by,. dzidem sztuki, ale poprostu hroui?? agita- 
cyjn??, polityk?? z obozu post??pO\Yego przeciw po- 
litykom z obozu konserwatywnego, a przet??oma- 
czyw;:;zy rzecz na j??zyk dziennik??w wielkopol- 
skich: "ludowea" przedw zwolennikom "partyi 
dworskiej". Rzecz prosta, ??e w takieh warun- 
kaeh mo??na m??wi?? tylko o uscenizowanym ar- 
tykule agitacyjnym, w kt??rej to materyi p. Rabski, 
jako bardzo ctalentowany dziennikarz, jest nie- 
zawodnie faehowcem. "Zwyci??zony" jest skom- 
binowaniem dWltch rodzaj??w walki: politycznej, 
tocz
!cej si?? o mandat poselski i o przesuni??cie 
w??adzy z r??k szlacht.y w r??ce demokracyi, oraz 
psychologicznej, kt??ra rozgqwa "i?? na t.le tam- 
tej. lllteresowa?? mo??e nas przedewszystkiem ta 
druga, a raczej mog??aby nas interesowa??, gdyby 
- autor nie okaza?? si?? w swoim dramacie nami??- 
tnym politykiem i gdyby kwestya mandatu po- 
selskiego w sztuce niepoch??ania??a go tak da- 
lece, ??e dla niej wyczerpa?? swoje si??y i zostawi?? 
juz tylko okruchy dla tego, co wi??cej warte, 
g????bsze i mniej chwilowe. "Aktualno??{:" zabi??a 
sztuk?? p. Rabskiego, zanim to zdo??a??y zrobi?? 
literackie b????dy tego utworu, kt??re swoj?? drog?? 
s?? bardzo zasadnicze. Azeby przedstawi?? silne, 
??ywe, nie??miertelne uezucia duszy ludzkiej, trzeba 
by??o wprz??d wprowadzi?? na scen?? ludzi, konie- 
cznie ludzi, nie manekiny. A tego p. Rabski nie 


Nr. 2. 


zrobi??. Jego "dumny". hrabia, sprzedaj??cy ma- 
j??tek komisyi kolonizacyjnej, jego sztywny, wy- 
zi??b??y i wstr??tny hrabicz, kt??ry szuka zony i ku- 
puje za got??wk?? "zaufanie ludu", jego radykalni 
dziennikarze, a nawet dzi\'.'na hrabianka, znaj- 
duj??ca w sobie do???? si??y do wall,i z moralno??ci?? 
salonow??, to wszystko, s?? niestety. t.ylko martwe 
figury z dre\ynianenii cz??onkami, reprodukuj??ce 
w??o??one in} w usta, umiej lub wi??cej szablonowo 
zredagowane tyrady. Publiczno???? lwowska: " przy- 
j????a sztuk?? ch??odno", jak brzmi?? biuletyny re- 
cenzyjne. Naturalnie toby by??o naj mniejsze nie- 
szcz????cie, a w??a??ciwie ??adne nieszcz,;:??cie, bo "cie- 
p??e" przyj??cie ze st.rony tej masy, kt??ra bierze 
w sw??j gruby organizm tylko wra??enia ba??"dzo 
prymitywne, jest w??tpliwej warto??ci zaszczytem. 
R??wnie ch??odno przyj????a utw??r p. Rabskiego 
sze??ciog??owa hydra, nazwaha lwowsk?? codzienn?? 
krytyk?? teatraln??. Ale i jej zarzuty mo??e p. 
Rabski bez trudu przebole??, albowiem nad??ta 
ta pani nie wiele r????ni si?? w swoim smaku lit,?- 
rackim od smaku pierwszego lepszego bankiera 
z parterowej lo??y, lub dyurnisty z galeryi. Sta- 
rym, utartym, wygodnym zwyczajem wyei??ga 
ona ze swoich szufladek m??zgowych szematyczne 
miarki, kt??remi mierzy w d??'amacie najg????bsze 
rzeczy, jakie sobie mO??na wyobrazi??, a wiQc: 
prawdy ??yciowe", konsekwencve charakter??w" 
:normaine v budO\
}
", geometryczne proporcy; 
aktrJ\Y itp. historye. Ale przedewszystkiem "zdro- 
wie!" koniecznie "zdrowie!" Sztuka p. Rabskiego 
okaza??a si?? pod tym wzg-I??dem stworzeniem o 
janusowej twarzy. gdyz \y ??wietle krytyki kon- 
serwatywnej jest naj zupe??niej chor?? ze wzgl??du 
na antypaty?? autora do szlachty, za?? w ??wietle 
krytyki post??powej zyska??a sohie z tych samych 
\y??a??nie pobudek najchlubniejsze ??wiadectwo 
"zdrowia". Ach, ci sani tarni znawcy sztuki! Go- 
t??wem pogodzi?? si?? ze "zwyci????onym". byle by?? 
jaknajdalej od tych pan??w, patrz??cych si?? na 
pi??kno przez okienko szpitalne... 
Antoni Choloniewski, 


Z Berlina. 
.1[(l1..s 
Ha1be: "JJuttel' Enle". 
Halhe jest wschodz??cem s??oilcem sztuki drama- 
tycznej w Niemczech. Tak przynajmniej twierdzi 
jetlnog"??o??nie krytyka berliiIska. ." ,y schodz??ce s??oilca" 
w literaturze lllaj?? jl'tlnak t?? w??a??ci\yo????, ??e cz??sto 
z miejsca ruszy?? nie mog??. Sta??o si?? tak w??a??nie 
z lU. Halbe w jeg"o najnowszym utworze. ,.::\Iutter 
Erde" nie przybli??y??a go ani na krok jeden do 
uprag"nioneg'o zenitu, nie tllatego, aby Halbe nie 
mia?? talentu, lecz 	
			

/022_0001.djvu

			Nr. 2. 


to??ci dzie??a, lecz w??a??nie ich fundamenty filozoficzno- 
estetyczne. 
Te za?? w sztuce Halbego s?? z??e. Podw??1Jin 
trag'iczno??ci dla sztuki swej poszukal Halbe w od- 
wiecznJ'm rozd??wi??ku rzeczywisto??ci z idea??em, 
w dyssonansie tego, co jest - z tern, co mog'??o 
by??. Z??amane ??ycie, zwicllllj??ty talent, zlleptanie 
prawdziwego z??ota w pogoni za tah;llig'oldem, 
a potem ocknienie... zalJewne jest to temat, kt??ry 
mo??na przyodzia?? w sukienk?? tragiczn??, Lecz w tym 
szeregu z??udzei1, ci??gn??cym si?? przez pasmo lat i lat, 
jaki?? punkt uwa??a?? mu??na i nale??y za tragiczne? 
Ocknienie? Chwil?? bolesnego rozczarowania, gdy te- 
ra??uiejszo????, jak?? ona by?? mog??a, stanie w ca??ej 
pe??ni wobec tera??niejszo??ci, jak?? ona jest? 
Ten punkt ""y bra?? Halbe - i wybra?? g'o zda- 
niem mojem fa??szywie, gdy?? tragiczno???? tkwi nie 
w tej jednej chwili rozczarowania, lecz w szeregu 
. lat z??udze??... ,Yidzimy cz??owieka, kt??ry (lat temu 
dziesi????, l)rosz?? zauwa??y??) zdecYlluwa?? si?? opu??ci?? 
ojcowskie progi i zapomnie?? o m??odzieilczej milo??ci 
studenckiej, aby szuka?? nowych dr??g w ??yciu, aby 
p??j???? za g??osem wewn??trznym, kt??ry okazal si?? 
zdrallzieckim. Po dziesi??cioletniej niebytno??ci, wraca 
do domu, na l)ogrzeb ojca, Sl)otyka dawn?? S"y?? mi- 
??o???? przy boku prozaicznego szlag'ona i n a l' a z 
(prosz?? zauwa??y??) staje mu si?? zrozumialem, ??e fa??- 
szyw?? kroczy?? drog?? w ??yciu. Dawna mi??o???? si?? 
budzi, lecz przeszkody si?? pi??trz?? nie do zwalcze- 
nia - wi??c gin?? uboje. 
Bardzo to jest pi??kne i romantyczne. Ale 
'dy 
przyjdzie zimny, licz??cy si?? z ??yciem i rzeczywi- 
sto??ci?? sceptyk i powie: Nieprawd?? jest, aby cz??o- 
wiek z takim temperamentem nosi?? lat dziesi???? ja- 
rzmo, kt??re mu naraz sta??o si?? tak niezno??nem : 
albo je olirazu zrzuci??, albo si?? doi1 przyzwyczai??? 
A jeg'o pierwsza mi??o????? To?? po dziesi??ciu latach 
I1racy na wsi, w??r??d kur, g??si i kr??w, dawno ju?? 
musia??a zapomnie?? o pierwszych drgnieniach dziewi- 
czego serduszka. 
??ycie nie czeka, a lat dziesi???? to nie jeden 
dzieil. Ono nie spi??trzy??o tych m??k moralnych na- 
raz, lecz powoli, w ma??ych dnwkach im poda??o. 
Gdy bohater ujrza?? sw?? nieg'dy?? ukochan??, ona I-iama 
r????ni?? si?? wielce musia??a od teg'o obrazu, kt??ry si?? 
pozosta?? w sercu po niej jako m??odej dzieweczce. 
Figurajej odwykla od gorsetu, r??ce zgrubia??y i zczer- 
wienia??y a g??os sta?? si?? krzyklhyym. Prosz?? mi po- 
kaza?? buhatera, kt??rego czucie wobec tych ??lad??w 
ubieg??ych lat dziesi??ciu nie spu??ci??oby o trzy pi??tra 
z tragicznego tonu, a nie zesz??o w sutereny ci- 
chego smutku, a w rezultatem pogodzenia si?? z lo- 
sem? Nie by??oby wtedy tragedyi, to prawda, lecz 
dramaturgowi nie wolno zapomina?? o tem, ??e ??ycie 
wartko bie??y i z??b czasu nawet na piramidach 
szczerby porobi?? - a c???? dopiero w sercu ludzkiem! 
Po tej mi??o??ci ,,0dgrzewaIwj;; zaledwie ??lady pozo- 
sta?? mog'??y, nie za?? nami??tno???? dzika, g'wa??towna... 
Kazimier,z Radwctn. 


* ZYCIE * 


Fizyologia wy??cig??w. 


(Z pOllJodn ksi(!,??ki dra JnlialUt Ocho/',j.vic.za). 


\V sprawie, nietylko w oczach sportsmen??w, ale 
i ekonomist??w bardzo wa??nej, w sprawie reformy 
jednpj z najg????wni
jszych ga????zi krajowego g'ospo- 
darstwa, to jest hodowli koni i zwi??zanych z ni
! 
wy??cig??w, zabra?? g??os znakomity pl-iycholog i przy- 
rodnik, dr. Julian Ochorowicz. VV ])racy swoj
j, p, t. 
".Fizyologia wy??cig??w w ich stosunku do krajowej 
hodowli koni" (Projekt reformy), stan???? on na grun- 
cie przyrodnika-obserwatora i polskiego ekonumisty, 
przedstawi?? jasno kwesty??: czy wy??cigi w formie 
obecnej s?? potrzebne, czy nie, i czy ich WI)??yw na 
hodowl?? koni jest dodatni? Na oba pytania odpo- 
wiedzia?? przecz??co, wskutek tego narazi?? sobie ca??e 
rzesze monokluwych turfist??w z fin de siecle'u, han- 
dicaper??w, bookmaker??w, trainer??w i wszystkich 
tytu??owanych oraz semickich cz??onk6w J ockey- Klub??w 
i hodowc??w-obywateli z zapad??ych ziem. 
Reforma wy??cig??w, przekonywujemy si??, jest 
konieczn??, w duchu zasad fizyologii i ludzko??ci, a 
przeciw rutynie i hazardowi. Nast??pnie poda?? dr. 
Ochorowicz gruntowny i powa??nie sformu??owany pro- 
jekt reformy i wezwa?? pras??, aby wywar??a nacisk 
na kol'a fachowe, dzier????ce w swych ur??kawicznio- 
nych r??czkach ksi??g'i praw wy??cigowych. Dot??d w tych 
sferach l)rzyj??to projekt oboj??tnie, kilku cyrkowych 
sportsmen??w i szuler??w wy??cigowych z szyderstwem 
przyj????o wywudy nie-fachowca i nie-sportsmena, a g'??os 
dra Ochorowicza zosta?? na razie g??osem wo??aj??
ego 
na puszczy, kazaniem fanatycznego kap??ana z bajki 
rzucaniem grochu o ??cian??. 
'Wy??cigi mog?? by?? illstytucy?? u??yteczn??, o ile 
odpowiadaj?? swym celom, to jest u??atwiaj?? o c e n ?? 
war t o ?? c i koni, wykazuj??, jaki wp??yw na ow?? 
warto???? maj?? pochodzenie, hodowla, trening, rozwi- 
jaj?? w koniach szybko????, ambicy??, odwag??, zr??czno????, 
si????, wytrzyma??o????, to jest przymioty fizyologiczne 
konia, przygotowuj?? reproduktor??w, kt??reby te przy- 
mioty mog??y przekaza?? potomstwu (oczywista nie- 
tylko turfuwemu, ale i koniom P0WOZ!)wym i wierz- 
chowym), nast??pnie popieraj?? racyoualn?? hOllo\l'l?? 
w kraju przez odl)Owiednie nagrody i wyrabia.j?? u- 
miej??tnych je??d??c??w krajowych... 
,Vy??cigi tera??niejsze z celami tymi mijaj?? si?? 
na ca??ej linii. Na wy??cig'ach \I' zesz??ych wiekach pr??- 
bowano przymiot??w koni zaprz??gowych, wierzcho- 
wych i my??liwskich. Po])is na wy??cigach nie prze- 
szkadza?? im p????niej w pracy u??ytkowej. \V Anglii 
wy??cigi wJspecyalizowa??y si?? jako odr??bna instytu- 
cya, s??u????ca celom gry, potem zdemokratyzowa??y si?? 
i sta??y si?? rozrywk?? i interesem wszystkich warstw. 
Hodowla wy??cigowa wyodr??bnila si?? jako nowa ga- 
?????? przemys??u z przewag?? cel??w gry nad celami kul- 
tury. Nowa ga?????? wytworzyla konia pe??nej krwi, to 
jest zang'lizowanego araba, zwierze zbytkowne, ner- 
wowe, inteligentne, kapry??ne, ambitne, ale przebie- 
gaj??ce w jednej sekundzie oko??o 50 st??p! W ten 
spos??b wy??rubowano jellen przymiot konia: szybko???? 
do maksymalnej granicy z uszczerbkiem innych przy- 
miot??w, to jest napn-:yk??all sily i wytrzyma??o??ci. Koil 


9 


zrobi?? si?? szybszym, ale nie sta?? si?? lepszym. Panu- 
j??cy dzi?? system wy??cigowy, zaniedbuj??cy si?? i wy- 
trzyma??o??ci koni, a pot??guj??cy tylko cl1Y??O????, ka??e 
wycisn???? konia, jak cytryn??. St??d pl'Zetrenowanie 
lub przeforsowanie koni, st??d wyczerpanie nerwowe 
czyli neurastenia. I tu jedn?? z g????wnych przyczyn 
jest barharzyilstwo cz??owieka wobec tak szlachetnego 
zwierz??cia, jakiem jest koil. Koil pe??nl'j krwi z natury 
ju?? ma pasy?? do ??cigania si?? i rwie si?? zawsze do 
wy??cig??w, chyba, ??e zazna?? jego cierni pod barba- 
rzyilsk?? r??k?? cywilizowanego cz??owieka. Upr??cz tego 
na??ladownictwo, emulacya, ambicya wygrania, dzie- 
dziczna ll????no???? do przodowania, to s?? bod??ce psy- 
chiczne, kt??re nale??y w koniu pe??nej krwi, kt??ry je 
ju?? z natury posiada, rozwija?? i wzmacnia??, a bod??- 
c??w fizycznych, jak ostr??g i bata, zaniecha??, gdy?? 
te konia wyczerpuj?? i niszcz??. Najlepsze wy??cig'owce 
przychodzi??y llo mety bez bata. Zreszt?? nale??y oszcz??- 
clzi?? wirlzom cywilizowanym i ludzkim widoku stee- 
plechaser??w oficerskich, przychodz??cych (lo mety z bo- 
kami podziurawionymi i zakrwawionymi od ostrogi, 
koni dowlekanych do mety batami, wstr??tneg'o wicioku 
on.ar chciwo??ci lub pr????no??ci ??mietanki spo??eczeilstwa. 
(Dok. nast). 


A. Nowac.zY/lski. 


Przegl??d przegl??d??w. 


W "Tygodniu" dodatku literackim Kurjera Lwowskiego 
og??oszono prac?? pani Izy Moszczel\skiej o prasie po- 
znal1skiej napisan?? krytycznie i bardzo zajmuj??co. Charakte- 
rystyka jest trafna i ostra. Lud polski pod zahorem pru- 
skim przedstawia autorka, jako, og??lnie wzi??wszy, bardzo 
inteligentny, ale ohok jego spo??ecznego i ubywatelskiego 
wyrohienia, spotyka si?? czasem objawy dziwnej w innych 
kierunkach ciemnoty. St??d te?? prasa pozna??ska chc??c zdo- 
hy?? materjaln.! podstaw?? egzystencji, musi przedewszyst- 
kiem uwzgl??dnia?? najliczniejsz.! kategorj?? c z y t aj,! c ej 
publiczno??ci, i zniza?? si?? do umys????w ma??o wykszta??conych... 
Istotnie pomi??dzy pras,! ludow;!, a pras??, zaspakaj??c?? po
, 
trzeby inteligencji niema tam ??ci??le zakre??lonej granicy i by- 
??aby ona zreszt?? zbyteczn,!. O ile bowiem poziom umys??o- 
wy warstw nizszych jest do???? wysoki, o tyle zn??w t. zw. 
inteligencja razi niejednokrotnie mieszkal\c??w innych dziel- 
nic kraju zdumiewaj??c?? ciemnot??. Niema umyskwego prze- 
dzia??u mi??dzy r????nemi warstwami spo??ecznemi, jest to naj- 
wyzej ??agodne stopniowanie, a i to nawet niezawsze. W o- 
g??le sztuka my??lenia nalezy w Poznal\skiem do najbardziej 
zaniedbanych kunszt??w, gdy?? nietylko ??adnych namacalnych 
korzy??ci nie przynosi, lecz cz??sto nawet zgubne skutki za 
sob,! poci??ga... 
Pisma pozna??skie co do strony literackiej nie licz?? na 
wyg??rowane wymagania czytelnik??w i najcz????ciej nie myl?? 
si??. Zmys?? krytyczny:w tym kierunku jest bardzo ma??o roz- 
wini??ty, smak czytaj??cej publiczno??ci bardzo niewyrobiony, 
a z drugiej strony i prasa bynajmniej kszta??c??co na czy- 
telnik??w nie wp??ywa. Przeciwnie, jedno z drugie m zestawia- 
j??c, zauwazy?? mo zna, ze cz????ciej w??r??d og????u zamanifestuj?? 
si?? jakie?? pod tym wzgl??dem zdrowsze instynkta, a kiero- 
wnicy opinii publicznej ??wiadomie luh nie??wiadomi e d,!???? do 
u??pienia ich lub wprowadzenia na manowce.... 


m??gl inaczej. I wtedy pociesza?? si?? my??l??, ??e to 
co si?? sta??o jest dobrem -----: w fakcie swego 
powstawania - bo inaczej popro_3tu by si?? nie 
stalo, i ??e on nie sprofano\yal si?? nigdy, ju?? 
cho??by tylko dla tego powodu, ??e w nim nigdy 
ani my??l profanacyi nie zrodzi??a si??. 
Ale przy calem tem filozofowaniu cierpial 
on, cierpial niewypowiedzianie. Cierpial jako 
artysta, bo chcial w swej sztuce m??wi?? o tem, 
co cierpial i kochal ; cierpial nawet w tem, ??e 
to cierpienie m??g?? s??owem wyrazi??. 
Cierpia??, bo czu??, ??e dusza jego rozprasza??a 
si?? w przestrzenie jak li??cie kwiatu, kt??ry wi??- 
dnie -- ??e ka??dy mo??e bra?? jaki?? listek w palce 
i zgnie???? go dla obserwacyi, potem w??cha?? 
i m??wi??: to pi??kny listek, albo: to nie tak 
bardzo pi??kny listek. 
W ten spos??b odbija??y zwierciadla jego 
talentu jego bole napowr??t i tysi??ckrotnie, a on 
cierpia?? i cierpia?? tak wiele, ??e ju?? swej bole??ci 
ukry?? nie m??g??, ale ni?? promienia?? i b??yszcza??. 
O jaka?? niewymowna bole???? nie m??dz 
w cicho??ci i samotno??ci ci
rpie??, krwawi?? si?? 
i p??aka?? w mocy opuszczonemu! Ale b??l znosi?? 
w obec ??wiata, tego ogkrutnie surowego ??wiata, 
ale znosi?? artystycznie, pi??knip, jak na scenie. 


IV. 


Od kilku dni ju?? nie napisa?? Hugo ani 
wiersza: w jego duszy zmienia??y si?? nastroje 
jak V\' jakiej feeryi, w kt??rej dekoracye zdaj?? 
si?? same z siebie znika?? i powstawa??, na scpnie 
to ma to przepi??kne efekta ??wietlane, a widma 
przesuwaj?? si?? i nikn??. Wszystko zmienia??o 
i zmienialo si?? w nim, a co?? z tego co bylo 
tylko nieuchwytnym g??osem jego duszy, odda?? 
slowami bylo niemo??liwem. Przebywal ten okres, 
w kt??rym ??adne cho??by najwi??ksze wzruszenie 
umys??owe uwagi jego nie wi??zilo na czas dlu??szy 
i nic go nie pchalo do czynu; czu?? si?? wolnym 
od wszelkich kaprys??w 10s1), zdawa??o mu si??, ??e 
unosi si?? nad ??yciem realnem, tam gdzie chce. 
Za sob?? widzia?? cal?? sw?? przesz??o??(
 i wszelkie 
wzruszenia umys??owe zapomniane i pogrzebane, 
widzia?? wielkie rozlegle cmentarzysko z pi??knymi 
bia??ymi grobow
ami i ??nie??no-bia??emi kolumnami 
z marmuru Przed nim mglIsta niepe,vna zary- 
sowywa??a si?? przysz??o????, jak zamkni<;ty palac 
nocy, z przedsionkami ??witu. Czeka?? rozt??sknio- 
ny, pragn???? dnia i z lekkiem sercem bieg?? na- 
prz??d jak pi??rko podmuchiwane bez woli, bez 
oporu; ale dzie?? nie nastawal wcale. Coraz 


inne sale pa??acu roz??wietla??y si??, ale pa??ac roz- 
p??ywal si?? w niedost<;pnem przestworzu. 
Podczas tego peryodu nie cierpia?? ella swej 
tw??rczo??ci: ma??o zosta??o dla niego i kolo niego. 
Wszystko w nim oczekiwalo czego?? febrycznie, 
w napr????eniu. 
Pewnego dnia zeszecU na d????. Przyzwy- 
czai?? si?? w ostatnich dniach schodzi?? tak, ??eby 
m??gl przej???? frontowemi schodami i wm??wil 
w siebie, ??e czyni to dlatego, ??e lubi zbytek 
i ??e te schody by??y pi??kniejsze od innych. Ju?? 
na drugiem pi??trze gdzie byly sypialnie, prze- 
chodzi?? na inny kurytarz. Spostrzegl otwarte 
drzwi i zauwa??yl przypadkiem, ??e portyer wla??nie 
pokoje wietrzy?? i czy??ci??. Portyer si?? k??ania??. 
Hugo zeszed?? kilka schod??w, ale nast??pnie ule- 
gaj??c nag??emu natchnieniu, wr??cil pr??dko, wy- 
szed?? na g??r?? i stan???? przed otwartymi drzwiami. 
- Czy mog?? panu czem s??u??y??? - zapyta?? 
portyer. 
. M??glbym mo??e ogl??dn???? te pokoje? 
- Ale?? owszem, prosz?? pana bardzo, 
bli??ej... 
Hugo post??pi?? kilka krok??w, przeszed?? przed- 
pok??j, portyer odsloni?? zas??ony u okien.
		

/023_0001.djvu

			10 


W tern wszystkiem jednak nie ma nic dziwnego. W wa- 
runkach obecnych ??aden literat z zawodu w Poznaniu utrzy- 
ma?? si?? ze swej pracy nie mo??e, brak w Pozna??5kiem lite-. 
rat??w z zawodl1 oddzia??ywa te?? ujemnie na panuj
ce zwy- 
czaje i wytwarza dla tych ludzi pi??ra, co si?? przypadkiem 
do nadwartallskiej zab????kaj?? stolicy, po??o??enie niezno??ne. 
W takich warunkach wszystko, co si?? wydaje, drukuje 
i rozpowszechnia w Poznaniu, musi mie?? wy????cznie agita- 
cyjny, polityczny charakter. Pr??cz wydawnictw poboznych 
i ksi;!zeczek dla ludu, przewa??nie bardzo ma????, posiadaj??cych 
warto???? - wychodz?? tam z pod prasy tylko niekiedy bro- 

.zury polityczne na czasie - a przedewszystkiem dzienniki, 
h??d??ce organami pewnych stronnictw, klas luh koteryj. 
Revue des deux mondes zamieszcza w ostatnim numerze 
ciekawe socyalno-ekonomiczne studyum o spo??ecznej ewo- 
lucyi wsp????cze5nej Rosyi. Autor A n a t o le L e r o y-B e a u- 
l i e u wykazuje, ??e Rosya ju?? w kr??tkim czasie h??dzie prze- 
chodzi?? te same socyalne burze, kt??re wstrz
saj??, obecnie 
reszt?? kulturnego ??wiata. Dowody na poparcie tego twier- 
	
			

/024_0001.djvu

			Nr. 2. 


Pani ??empickiej portret Austena bardzo ??mia??y. Pi??kna 
g??owa o melancholijnych oczach, regularnych rysach i ty- 
powej br??dce cyganeryi malarskiej paryskiej, odskakuje od 
t??a, wyraz twarzy i oczu uchwycony znakomicie. Wog??le p. 
??empicka da??a" udatne rzeczy. Jej babcie s??, tak s??dziwe, ??e 
staj?? si?? jej specyalno??ci??. Dziewczynka chora, le????ca na 
futrze, prawdziwa w ruchu, przy tern choroba, os??abienie, wy- 
ciel1czenie s?? silnie i z si????, charakterystyki oddane. Babcia 
z wnuczk?? (t?? sam?? dziewczynk??, chor??) bardzo wdzi??czny . 
temat i bardzo sympatycznie obrobiony. 
P. Pi??tkowskiego znakomity portret Ignacego Matu- 
szewskiego (maj??cy jakby dla kontrastu za bliskiego s??siada 
portret Machniewicza p. Fe.) jest zarazem jednym z naj- 
lepszych portret??w polskich z ostatnich lat. Oryginalny, 
??wie??y koloryt jakby brzasku dziennego, pewien odr??bny na- 
str??j, naturalny, m??ski ruch cia??a, wielka si??a charakterystyki, 
oddanie tej g????hoko??ci umys??owej i subtelnej inteligencyi 
uczonego krytyka i estetyka, oto bij??ce w oczy zalety tego 
pierwszorz??dnego portretu. Szkoda tylko, ze p. Pi??tkowski 
tak ma??o produkuje i ??e u nas tak rzadko z tern nazwiskiem 
spotka?? si?? mo??na. P. Stanis??awskiego J e s i e ??, ma??y k??cik 
ch??opskiego ogr??dka, troch?? warzywa i kwiat??w, prof. Wy- 
czo??k
wskiego zagon z kapust??, maj??, wybitne pi??tno swoj- 
sko??ci, przy tern pierwszy tyle s??o??ca, drugi tyle powietrza 
i tak znakomit?? perspektyw??, ze oba pejsazy dodaj?? tylko 
nowe li??cie do laur??w juz zehranych. Z pejsazy wspomnie?? 
jeszcze naleza??oby Zim?? p, Steinsberga. Wielki ??an ??nieg"u, 
kiika drzew w jednej linii perspektywicznej i woda; rozlana 
do???? szeroka i wdzieraj??,ca si?? w ??nieg wilgotnymi j??zykami. 
W??. Tetmajera, P r z e d B u r Z ?? ma dobrze oddany nastr??j 
dnia letniego, upalnego w chwili kiedy si?? niebo za
i??ga 
i deszcz lada chwila lunie. 
P. Wodzinowski banalnie. bez dodania szczypty fan- 
tazyi w??asnej, odfotografowa??: Zamek Tenczy??ski z drzew- 
kami o dziecinnej skali zielonych kolor??w, z starannie umy- 
temi i wyczyszczonemi basztami i wie??ami. Tego rodzaju 
szablonowe traktowanie natury, dobre przed 20 czy 30 laty, 
wygl??da ju?? teraz na artystyczny anachronizm. Pan Czaj- 
kowski mo??e si?? wyrobi?? ??atwo na zdolnego pejsa??yst??, tylko 
niebo za banalne, zupe??nie jak nad Zamkiem Tenczy??skim. 
Kniza (?) .Na poddaszu??, poprawnie malowany, star
nne a 
nieprzesadne wyko??czenie szczeg??????w, prawdziwe ??ywe ru- 
chy figur, dobre o??wietlenie ltd., ale pomys?? zanadto przy- 
pomina ??Gartenlauby??, ??Buch fUr Alle??, })Zur guten Stunde?? 
i inne r??wnie interesuj??ce pisma obrazkowe. Na????cza })Ta- 
trza??skie stawy?? nie s?? ani stawami, ani tatrza??skimi. W o- 
brazach p. Na????cza jest pewna zdolno???? do malowania moze, 
ale do "tworzenia i nadawania obrazom duszy, wyrazu my??li, 
niema warunk??w ??adnych. 
Chlebowskiego rysunki i szkice, figury i postacie ze 
??wiata wschodniego oddzielnie s?? dobre, ale wszelkie kompo- 
zycye, bitwy wed??ug starego Meissoniera, narady nie udaj?? 
si??. Ciekawe i wiernie oddane s??, szkice i studya z dom??w, 
meczet??w, podworc??w, ulic, plac??w wschodnich. Du??o w nich 
Wog??le talentu, ale bardzo duzo te?? pracy. Pan Deskur ma 
wielk?? wiedz?? i erudycy?? w archeologii i architektonice wscho- 
dniej. Rysunki jego s?? elaboratami z dzie?? powa??nych nau- 
kowych, ale kombinacye juz architektoniczne niezupe??nie mu 
si?? udaj?? a inscenizowanie jakich?? wypadk??w lub ust??p??w 
z bajek, czy powie??ci juz cz??sto bez??adne i niesmaczne Pan 
Deskur w swoim oryginalnym kierunku wytworzy?? sobie 
manier?? jeszcze przed kierunkiem. Z utwor??w jego przebija 
si?? drobiazgowa staranno????, skrupulatno???? i reminiscencya 
wielu podr??cznik??w. Ale fantazyi i artyzmu w nich ma??o. 
Ad. NowaczYliski. 
Pani Gabryela Zapolska, zaanga??owana na sezon zimo- 
wy do teatru, przyby??a do Krakowa. Z przyhyciem znakomi- 
tej artystki rozpocznie si?? w??a??ciwa kampania teatralna, bu- 
dZ??ca wielkie zainteresowanie w ko??ach mi??o??nik??w sceny.- 
Ujrzymy pani?? Zapolsk?? po raz pierwszy w roli })Sapho?? 
Daudet'a, a niebawem w ??Niepoprawnych??. Za wstawienie 
dzie??a S??owackiego na repertoar nale??y si?? prawdziwy dank 
dyrekcyi. Ujrzymy takze s??ynn??, })Ma??k????. Pani Zapolska pisze 
drug?? sztukt na tle zydowskiem p. t. ??Jojna Firu??kes??, sta- 
nowi??c?? niejako dalszy ci??g pierwszej. 
})Salon artyst??w polskich?? W pa??acu sztuki na placu 
POwystawowym we Lwowie otwart?? zosta??a w sobot?? rano 
Wystawa obraz??w, wy????cznie polskich. Wystawa, znana Kra- 
kowowi po cz????ci z wystawy salonu w Sukiennicach, obej- 
mUje przesz??o 80 obraz??w najwybitniejszych wsp????czesnych 
post??powych talent??w. Urz??dzeniem zaj??li si?? pro f. Axento- 
wicz i Stan. Wyspia??ski. Organizatorowie "Salonu polskiego?? 
Z
mierzaj?? urz??dza?? doroczne wystawy we Lwowie, Warsza- 
WIe i Krakowie. 


Sztuki pi??kne pozyskaj?? nareszcie i w Austryi spe- 
cyalne pismo. ??V ereinigung bildender Kiinstler Oesterreichs??- 
(czyli wiede??ska secessya, do kt??rej nale???? najpowa??niejsze 
talenty niezadowolone z banalno??ci i oporno??ci wobec ??wie- 
??ych panuj??cych w Kiinstlerhausie pr??d??w) rozpoczyna 
w .pa??dzierniku wydawnictwo miesi??cznika " Vel" sacrum", 
s??uz??cego celom nowo??ytnej sztuki. Wybitni krakowscy ma- 
lar
e otrzymali zaproszenie do wsp????pracownictwa. Potrzeba 
takIego pi
ma jest bardzo wielka w Austryi, gdzie brak 
smaku i nieznajomo???? wsp????czesnych pr??d??w sztuki panuje 


.. ??YCIE .. 


wci??z jeszcze w??r??d k???? szerokich, a zwyczajna reporterya 
dziennikarska wyrokuje bezkarnie z estetycznego tr??jnoga 
o dzie??ach ta
entu. Nowe pismo mo??e zdzia??a?? du??o dobrego. 


Krak??w. ??askawy na nas p. Ka... za... pisze nam 
(po komplementach dla naszego pisma, kt??re w skromno??ci 
naturalnie pomijamy). ...Krak??w te niby to nasze Ateny, 
polskie Ateny, coraz wi??cej, co raz wi??cej upada, rozk??ada 
si?? i robi si?? miastem wypasionych filistr??w, karjerowicz??w, 
miastem rzemie??lnik??w, mi2stem kramarzy, a to dla tego 
tylko, ??e si?? sta??o miastem pai' excellence zawzi??to??ci par- 
tyjnych, exkluzywno??ci partyjnej i ma??oduszno??ci partyjnej... 
Wsz??dzie partye, wszystko partye - nie mo??na trzech ludzi 
zebra?? razem, ??eby przynajmniej jeden z nich sta?? po nad 
partyami! Ludzie w biednym tcrakowie rozbili si?? prawie na 
lu??no chodz??ce osobniki! l c???? powiedzie?? o jakim?? salonie, 
o jakim?? zbiorowisku ludzi mog??cych si?? gromadzi?? dla idei 
pi??kna i prawdy. S?? wprawdzie salony, lecz nie dla pi??kna 
i prawdy, a dla plotek ekskluzywno??ci ciasnych k????ek ludzi 
jednych poj???? i jednych my??li. Nie bawi?? si?? wi??c, lecz 
nudz??. Czasem bywaj?? urz??dzane przyj??cia przez par?? mie- 
si??cy, przez wyhitn??, w naszym mie??cie rodem i bogactwem, 
rodzin??. Lecz z g??ry jest u??o??ona lista zaprosze?? wiernych 
i gor??cych poplecznik??w - r??d??w i tr??jlojalno??ci... I na 
tych zebraniac hbawi?? si?? do tego stopnia nawet, ze przed 
ko??cem sezonu tych przyj????, gospodarz ucieka do siebie na 
wie??. Zreszt?? nikt tych przyj???? nie nazywa salonem i nikt do 
tego pretensyi nie ma. - S?? usi??owania pojedy??czych ludzi 
aby utworzy?? salon... - Na Brackiej wprawdzie nie 
ma salonu, bo kobiet nie ma, lecz s?? m??zkie tygodniowe 
zebrania... Gospodarz nader g??adki i upr:.ejmy - robi 
wszystko, aby ??ci??,gn??,?? na niedzielne five'y jak najwi??cej 
ludzi z rozlicznych oboz??w, byleby tylko byli pracownikami 
w dziale pi??kna, wiedzy, nosili wybitne nazwiska... Poniewa?? 
jednak gospodarz nale??y i bywa w sferach konserwatywnych, 
zehrania jego maj'i cech?? zbiorowiska luazi tego obozu. 
I c??z tu pomo??e najwi??ksza zabiegliwo????, naj przyjemniej- 
szego z ludzi, jego serdeczno????, og??ada, dystynkcya wobec 
ludzi?! W Krakowie nie ma kultury na utworzenia zebra?? 
m??skich, a c???? dopiero salonu, do kt??rego potrzeba kobiet... 
Wracaj??c si?? jeszcze do przyj???? na Brackiej, wiem bar- 
dzo dobrze, ze zamo??ny gospodarz czuje si?? w obowi??zku 
kupowania z dzia??u beletrystyki i poezyi ksi??zek polskich, 
a w salonach u niego, na stolikach, pr??cz paru romans??w 
francuskich i starych dzie?? ze sztychami zagranicznych ga- 
leryi - nic wi??cej nie widzia??em... M??wiono mi, ??e to ze 
strachu przed tr??jlojalistami, nie chce im pokazywa?? ksi??zek 
autor??w, kt??rych nie lubi??... Je??li to prawda, po c???? do 
siebie tych samych autor??w ??ci??ga??? Stanowczo nie wie- 
rzymy w to, tylko tu musimy zwr??ci?? uwag??, ??e ksi??zka 
nowa na stole staje si?? pobudk?? do rozpocz??cia zajmuj??cej 
rozmowy - je??li tylko go??cie na Brackiej b??d?? chcieli roz- 
mawia?? o ksi????kach nie przez nich pisanych?!... A co wi??cej, 
czy je h??d?? zna??. - Przepraszam, ze nudz??, lecz oto 
jeden przyk??ad! W sobot?? dawali premier?? m??odego 
cz??owieka. Pierwsza premiera' m??odego autora, kt??ry potem 
pierwszy raz dosta?? zaproszenie na Brack?? !... Polecia??, by?? 
bowiem pewny, ??e tam dopiero wykaz?? mu wszystkie zalety 
i wady jego sztuki. Szed?? dr????cy ze wzruszenia... i prze- 
kona?? si??, ??e pr??cz gospodarza nikt nie wiedzia?? ??e napisa?? 
jak???? sztuk?? - i nikt z obecnych nie wiedzia?? (pr??cz 
gospodarza), ??e wczoraj by??a jego premiera... - ??atwo 
sobie wyobrazi?? jak?? mia?? min?? wczorajszy tryumfator i jak 
si?? porusza?? w??r??d tego t??umu! Miasto postawi??o pi??kny 
teatr za drogie pieni??dze - lecz nie oceni??o petrzeb 
miasta... I okazuje si??, ze kultura Krakowa nie doros??a do 
wielko??ci teatru. I gdyby nie to, ??e Krak??w jest miastem 
przejezdnem, i ??e obcy teatr odwiedzaj??, musia??by zba:nkru- 
towa??. A jednak budowano teatr dla wielkiej liczby inteli- 
gencyi mieszkaj??cej w Krakowie. Niestety Krak??w zalega 
tak nazwana inteligencya chlebowa, kt??ra dla tego zosta??a 
inteligency??, ??e jej ??atwiej zarobi?? na kawa??ek chleba, jak 
rzemios??em... Ot??z kultura inteligencyi chlebowej nie wymaga 
wcale teatru. Inteligencya chlebowa mo??e si?? bez niego 
oby?? - i obywa si??, - a tern wi??cej inteligencya karyery 
i rodu... Opr??cz kilku profesor??w uniwersytetu i to jeszcze 
z fakultetu medycyny - ca??y prawie profesorat, ich ??ony 
i dzieci, ??wiec?? nieobecno??ci?? w teatrze. Znam profesor??w 
Uniwersytetu naszego, kt??rzy raz tylko zagl??dn??li do nowego 
teatru - a du??o profesor??w gimnazyalnych, kt??rzy w nim 
nie byli ani razu... Pierwszy magnat w kraju mieszkaj??cy 
w Krakowie, w pierwszym roku otwarcia teatru zakupi?? 
wielk?? lo???? za dwa tysi??cy zlr. rocznie, ale juz w drugim, 


11 


przys??owiowa oszcz??dno???? magnata, zmusi??a go do wykre- 
??lenia tej sumy - a kultura pozwoli??a na to, aby jak Fok 
d??ugi, ca??a liczna rodzina, zaledwo par?? razy na rok pod- 
czas uroczysto??ci ukaza??a si?? w teatrze... W og??le Krak??w 
nie czuje potrzeby, nie czuje konieczno??ci teatru - kultura 
zadawala si?? bie????cemi plotkami, gr?? w karty, szklank?? 
piwa w zadymionej knajpie - i jeszcze innemi rzeczami - 
teatr jest dla niej rzecz?? zbyteczn?? - po nad jej potrzeb??, 
a zatem kultur??... W naszych kochanych Atenach sztuki da- 
wane w teatrze przedstawiaj?? dziwne fenomena. Prawdziwie 
dobre, nieraz znakomite - padaj??, liche a efektowne trzy- 
maj?? si??... To dowodzi, ze do teatru chodz?? tylko ludzie, 
kt??rych poziom wykszta??cenia niski, lub ??e ca??e miasto nie 
ma innego poziomu a Ateny i m??dro???? naszych wybranych 
jest blag??, lub co gorsza, kultura ich, jak u dzikich, nie po- 
trzeQuje do ??ycia; pi??kna i prawdy. Uniwersytet jest na to, 
aby w nim c. k. urz??dnicy, czy to estetycy czy historycy, 
j??zykoJlnawcy, prawnicy... brali pensy e i swoje kursa dawno 
napisane czytali, - a nie jacy?? tam prowodyry ruchu cy- 
wilizacyjnego... ??Dzi?? wprawdzie - m??wi?? - ruchowi temu 
rz??d sprzyja, ale co moze by?? jutro - kt???? wie?! Lepiej 
cicho siedzie??!... A zreszt?? c???? to jest ten ruch kulturny 
i cywilizacyjny narodu r! Tego w naszych skryptach nie 
ma - i tego w pismach naszej partyi nie ma... Chc?? ??e- 
by??my do teatru chodzili, a nie daj?? ??adnego zulagu... 
Niechby przynajmniej zulagi dawali, toby si?? cz??ek prze- 
m??czy?? w budzie...?? Tak wi??c dzisiaj do teatru ate??skiego 
ucz??szczaj?? tylko })Fremden Zuwachsy??, garstka ucz??cej si?? 
m??odzie??y, szwaczki, zydzi, literaci i tym podobna ho??ota. 
Szanuj??cy si?? obywatel czy jest kamienicznikiem, rzemie??lni- 
kiem, czy profesorem uniwersytetu - do budy nie chodzi, 
lub bardzo rzadko na weso???? nowin??. ??wietny magistracie 
i Ty s??awetno rado, przerachowali??my si??, - radzimy wam 
bud?? zamkn??,?? - a wydzier??awia?? j?? na cyrk psi. teatr 
ma??p - i operetk?? - a wtedy akademia i profesory bez 
zulagu znajd?? si?? tam i przewybornie bawi?? si?? b??d??,. Sala 
rozbrzmiewa?? b??dzie od uniwersyteckich ??miech??w (na Ibsenie 
nie by??o ani jednego, pr??cz Pare??skiego, Browicza i Kosta- 
neckiego). Przedewszystkiem trzeba zna?? swoich i trze??wo 
patrze?? na rzeczy L. Tego Ci ??wietna Rado ??ycz??c, szl?? 
pozdrowienie Aten polskich, dzi?? mieszkaj??cych na podda- 
szach w Krakowie L. 


Ka... za.. 


nlllli!ljl;ljJil:I,l??lnlltJIJnllllllll[jI
:tIIJIIIII]11111IIIIIIII??:IIIIIIIIJIIII:II1I1IIII1II.ltl'IIiII!IIII!1111111I1!111111111!lflllll:tlllllllll??lJlJllllrIUItI!IIIJIIIIIIIIIU!IIIIIIIII/UII 
i




*
T1t2iS
0
:s.
,
,@t

-' <
 

1 m

1 
 



 f
 r.Jg3;


1 
r{( 
g

?? 
 


)j:e 
 )
g
6)te 
 

J 
 
 
y
tM::15 

 1j<&
 

;
J
;;;;

:
?




$Z
??

;g
d

; 
IIIIIJUiJlli??lIlJI III UIUIIUiJl1iJUlJUIJIJIIIHlIIIIIII'I!';I!IIrt1ilfl:llrtlWIIIIIIIIII'JIIIIIIIUUI 11IIIIIIIIIIIIIIIIIIIII1IIIIIIIUmUllllllllllllUlllll??IHUIIIIIIIJI1IIIIIIIIIIIIIIn 


Z PROWI NCYI. 
Stanis??aw??w 28 wrze??nia. Szanowny Redaktorze! 
Ka??esz mi pisa?? o ruchu i ??yciu umys??owem oraz artysty- 
cznem w naszem mie??cie. ????,danie to na poz??r bardzo uza- 
sadnione, mnie jednak ono wydaje si?? co najmniej dziwnem. 
Piszcie o ??yciu artystycznem Stanis??awowa! To?? Ty Szanowny 
Redaktorze, chyba nigdy nie mia??e?? sposobno??ci spotka?? si?? 
w zyciu swem z jakim stanis??awowianinem kt??ryby Ci?? 
o stosunkach tutejszych cho?? w cz????ci m??g?? obja??ni??. Lecz 
prawda s??uszuie zdawa?? Ci si?? mo??e, ??e w mie??cie licz??cem 
wraz przedmie??ciami przesz??o 35 tysi??cy mieszka??c??w, 
w mie??cie, kt??re po Lwowie i Krakowie najwi??cej posiada 
w??adz i urz??d??w a tern samem i inteligentn?? publiczno????, 
'w kt??rem znajduj?? si?? a?? dwa rzekomo sta??e teatry, dwa 
towarzystwa muzyczne, dwa lokalne pisma, kilka towarzystw 
kasynowych i kilka czytelni - ??ycie umys??owe i artystyczne 
powinno co najmniej istnie??. Lecz tak nie jest. Mamy dwa 
towarzystwa teatralne -- stanis??awowski teatr im hr. Fredry 
i stanis??awowski teatr im. Moniuszki, lecz ??adnym z nich na 
seryo nie zajmujemy si?? i zadnego dola nie le??y nam na 
sercu. Przedstawienia teatru im. hr. Fredry, uprawiaj??cego 
sztuk?? dramatyczn?? na seryo - z regu??y ??wiec?? pustkami, 
bo teatr ten daje tylko komedye i dramaty. Operetka im. 
Moniuszki mia??a powodzenie zno??niejsze, bo pod firm?? wiel- 
kiego mistrza narodowej muzyki, dawa??a operetki i wodewile, 
ale tak??e i d??ugami wyjecha??a do Krakowa. Lecz nie tylko 
zwyczajni ??miertelnicy okazuj?? tak?? apaty?? dla powa??nej 
sztuki i rozrywek umys??owych. Mamy tu tak??e dwa to- 
warzystwa muzyczne, kt??re ??pi?? snem letargicznym, a 
je??li si
 zbudz??, to patrz??c przestraszonemi ,i zaspanemi 
oczyma, cel??w swych nie widz?? we w??a??ciwem ??wietle. To- 
warzystwo za?? muzyczne im. Moniuszki, zajmuje si?? od pe- 
wnego czasu wszystkiem, ale jak najmniej muzyk??. Moze 
nowy dyrektor p. Zegarkowski wp??ynie na zmian?? w tym 
tym kierunku, by??my przecie?? zamiast raut??w, wieczork??w 
z ta??cami i wieczornic, kiedy?? us??yszeli koncert albo cho?? 
wieczorek muzyczny. Bawi tu obecnie ruski teatr subwen- 
cyonowany przez kraj, temu si?? powodzi nie ????e - a dla 
czego? bo Rusini nauczyli si?? oceni?? warto???? sztuki naro- 
dowej. S?? tu tak??e dwa pisma lokalne - lecz o nich i o 
innych czynnikach, maj??cych na celu rozbudzenie ??ycia 
umys??owego i artystycznego w Stanis??awowie, nie omieszkam 
Ci donie???? Szanowny Redaktorze w przysz??ej korespondencyi. 
w.
		

/025_0001.djvu

			12 


ECHA. 


Hr. Badeni odni??s?? w pojedynku ran??, ale 
Ne
te Frcie zosta??a bole??nie trafiona w swem su- 
mieniu. Zacny ten organ Rothschild??w et consortes 
redagowany przez potomk??w wybranego ludu, sta?? 
.si?? raptem wi??cej katolickim od Yaterlandu! Hr. 
Badeni pukaza?? jednak Niemcom co umie. B??d?? co 
b??d??, jednym strza??em nauczy?? ich przyzwoito??ci. 
By?? to wi??c strza??' nietylko honorowy, ale i trafny 
politycznie, lubu chybiony. ??elazna r??ka spoczywa 
na temblaku, ale delegacye s?? wybrane. Hl'. Badeni nie 
jest jeszcze ca??kiem zdr??w: zraniony w praw?? r??k??, 
Lf'wic?? jeszcze w??'ada?? nie mo??e. Ale ufajmy, ??e 
dzielny premier wyzdrowieje i w??'adz?? w obu r??kach 
parlamentarnych odzyska. Politiclls. 


Kwestya, czy pose?? pos??a poca??owa??, czy 
nie poca??owa??? Pose?? Szajer, jako polityk i m???? 
pi??mienny, twierdzi w pismach, ??e nie. Ale kto tam 
mo??e wiedzie??. J ak kto ma pech, to ma pech. 
:ros??a Szajera, p??ki go w izbie nie by??o, wszyscy 
sobie ??yczyli - a gdy wszed??' do izby - to go 
zaraz chcieli wyprosi??. Nawet pose??' ,Yinkowski, 
o
roilca ludu, wypycha?? go za (lrzwi zamaszy??cie, 
krzycz??c fora ze dwora!... A to ??le. Bo pose?? Szajer 
ma siedm nowych kostyum??w - karazye wyszy- 
wane, guziczkami nabijane - i wygl??da okazale. 
To?? to ozdoba izby! Jak??e?? si?? mo??na samochc??c 
pozbywa?? takiego ornamentu w stylu ludowym L.. 
Gdzie rozum polityczny? fVidz. 


"Narz??dzie w pracy narodowej". Do rz??du 
takiego instrumentu zdegradowan?? zosta??a poezya 
Kornela Ujejskiego przez jednego z arystokrat??w, 
kt??ry nad gTobem autora "Chora??u" imieniem pe- 
wnej, bardzo rozleg'??ej instytucyi wyda?? z siebie 
oficyalny j??k ??alu za umar??ym wieszczem. "Poezya 
nie by??a dla niego tylko ukochan?? sztuk??, lecz je- 
dnem narz??dziem, z kt??rego najcz????ciej korzysta??' 
w pracy narodowej" - rzek??, t??umi??c ??zy, przygo- 
towane na ??a??obn?? uroczysto???? w Paw??owie, znako- 
mity dygnitarz-estetyk. K????ka rolnicze, sklepiki clll'ze- 
??cijailskie, drenowanie grunt??w i - "Skargi J ere- 
miego". Przepyszna ca??o????. Biedna poezyo polska, 
o kt??rej m??wi?? nad grobem swoich tytan??w uwa??a 
si?? za pnwo??'anego ka??dy szef biura i obro??ca w spra- 
wach karnych! A zarazem biedny EL.y, biedny 
Jeremi, kt??rych ??egna??y wszystkie cechy i kOl'pora- 
cye, i stra?? ogniowa i banki i izby handlowe i "na- 
czalstwa". Jeste??my istotnie bardzo poetycznym na- 
rodem. Tylko, ??e rozumiemy poezy?? jako "narz??- 
dzie" maj??ce warto???? o tyle, o ile jest dobrem narz??- 
dziem, i w mowach do ??a??obnych s??'uchacz??w oka- 
zujemy w ca??ej pe??ni grnntowe braki estetycznego 
wykszta??cenia. Pi??ro poety? '1'0 niew??tpliwie takie 
samo narz??dzie, jak pi??ro dyurnisty w dyrekcyi 
skarbu. Slaz. 


Nie sztuka plagiat pope??ni??, dobrze pope??ni?? 
sztuka. Z W??drowca nauka. Ciekawa ta ilustra- 
cya warszawska, redagowana przez marnych repor- 
ter??w, spekuluj??ca na g??upot?? i brak smaku szero- 
kiej masy, w zwyk??ych warunkach ??ywi si?? czem 
mo??e. Ale czasem zdarzy si?? co?? niezwyk??ego, i wtedy 
(, ??er trudno. ,Vtedy zasadza si?? rel'Ol'tera przy stole- 
i sprawa za??'atwiona! - \V ostatnim numerze trzeba 
by??o co?? o Ujejskim napisa??. Jaki?? p. Bronis??aw 
Korwin bierze tedy ksi????k?? Antoniego B??d??kiewicza 
p. t. "Ko'rnel Ujejski" i czyta mi??dzy innemi: "Fi- 
lozoficzny idealizm, literacki romantyzm i spo??'eczny 
demohatyzm po????czy??y si?? tu w troist?? r????nojedni??, 
a1)y z ,.kwiatu my??li i uczu?? prz??dzy" wy??oni?? si?? 
jak najbujniejszy owoc. L . AU right. Pan Bronis??aw 
Korwin pisze zatem w swoim artykule w W??clrowc'u 
mi??dzy innerni: "Filozoficzny idealizm, litewski roman- 
tyzm i spo??eczny demokratyzm po????czy??y si?? tu w troist?? 
r????nojedni??, by "z kwiatu my??li i z uczu?? prz??dzy" 
wy??m'i'i?? si?? jak naj bujniejszy owoc". Literacki czy 
litewski? Biedakowi widocznie bardzo si?? spie- 
,szy??o! Czytelnik. 
. Mistrz Jan Styka spieszy si??, a??eby, m??dz je- 
szcze przed up??ywem' bie????cego stulecia obchodzi?? 
jubileusz namalowania pi????dziesi??tej panoramy. ??wie??o 
"z udzia??em prasy i zaproszonych go??ci", otworzy?? 
na placu swej wystawy lwowskiej trzeci?? z rz??du, 
-po "Rac??i\,wicacll" i "Golgocie", panoram??, zrobion?? 
na zam??wienie rz??du w??gi
rskiego, a zatytu??owan??: 
'
Bem w Siedmiogrodzie". Mistrz Jan jest istotnie 
- majstrem. ,Vie, ??e 'a??eby zdoby?? sobie popu- 
liirno????, n
jlepiej pp??wi??ca?? si?? takiemu rodzajowi 
sztuki, 'kt??ry jest zrozumia??y nawet dla, ku
hju
ek; 
"poniewa?? "jednak w malowaniu panoramy, o ile si?? 
chce unikn???? blama??u, nie mo??na si?? przecie?? obej???? 
bez talentu, wi??c mistrz wzi???? na siebie rol?? entre- 


* ??YCIE * 


prenera, zaprosi?? do "wsp????udzia??u" Rozwadowskiego 
i \Vywi??rskiego i zabra?? si?? do roboty. Podzia?? 
pracy polega?? na tern, ??e mistrz Jan aran??owa?? usta- 
wianie rusztowaiI, sprowadzi?? farby, je??dziI ze Lwowa 
do Pesztu i z Pesztu do Lwowa, za??atwia?? interesa 
administracyjno-handlowe - no i da?? ca??emu przed- 
si??biorstwu swoj?? artystyczn?? firm??, po za kt??r?? jak 
fio??ki musieli si?? scllOwa?? i Rozwadowski, kt??ry na- 
malowa?? figury, i ,Yywi??rski, kt??ry robi?? pejza?? 
i kilku innych malarzy. Po skoilczeniu mistrz Styka 
zlikwidowa?? rachunki, postara?? sie o reklam?? w ga- 
zetach, urz??dzi?? kas?? u wej??cia do panoramy - 
i interes zapiecz??towany. Naturalnie Lwowianie "po- 
winni si?? spieszy??", bo "Bem" wyje??d??a na g'o??cinne 
wyst??py do Pesztu. ,V przysz??ym roku mistrz Jan 
obdarzy nas niew??tpliwie now?? panoram??. A niech 
mu tam R??g da panoram jak najwi??cej. \Vedle 
stawu grobla, a mistrz wedle panoramy. 
??laz. 
??yd??weczka Ma??ka Schwarzenkopf do pas- 
syi doprowadza wrzaskliwy organ tutejsz
j i okoli- 
cznej inteligencyi. Pozna?? st??d, jak g????bokim, zasa- 
dniczym, imponuj??cym jest antysemityzm tego pi- 
semka. Bo to nie sztuka by?? antysemit??. Kto?? nie 
znosi ??yd??w - to jest chwalebne; kto?? nie cierpi 
??yd??wek - to w wielu wypadkach jest bardzo zro- 
zumia??em -; ale kto?? nie cierpi ?? a d n y c h ??yd??- 
wek! kto?? nie cierpi ??adnych ??yd??wek nawet w tea- 
trze!! kto?? nie cierpi ??adnych ??yd??wek, kt??re wcale 
nie s?? ??yd??wkami!!! (bo przecie lIIalka jest dzie- 
ci??tkiem pani Zapolskiej) kto?? na biedn?? ??yd??weczk?? 
band?? andrus??w chce nasadzi??, kto?? do krucyaty na- 
wo??uje ??wietnf1 w??adze! Kto?? tak post??puje konse- 
kwentnie, z planem i namaszczeniem obroilcy d??br 
narodowych! Taki antysemita - to jest antysemita. 
,
Vielki antysemita. Czcigodny antysemita. Ale nie- 
tylko antysemita, lecz tak??e krytyk teatralny. vVielki 
krytyk teatralny. Czcigodny krytyk teatralny. Pisze 
sobie taki pan raz: "Dowiadujemy si??, ??e dyrekcya 
zamierza wprowadzi?? na nasz?? scen?? obrzydliw?? ??ar- 
gonow?? sztuk?? pani Zapolskiej p. t.: "l\Ia??ka Schwar- 
zenkopf" . Sztuka ta bezecnie pochlebia, ??ydom. ,V 0- 
bec tolerancyi, jak?? okazuje p. dyrektor policyi skan- 
dalom w teatrze, obawia?? si?? nale??y, ??e "Ma??ka 
Schwarzenkopf" wyprowadzi z cierpliwo??ci wi- 
dz??w chrze??cijailskich. A by??oby przecie?? ??le, gdyby 
przyj???? mia??Q do skandalu!" 
Pisze' taki pan drugi raz: "... co za?? wreszcie 
do zamiaru wprowadzenia na powa??n?? polsk?? scen?? 
wstr??tnej ??argonowej sztuki pani Zapolskiej, to prze- 
strzegamy, ??e wykonanie tego zamiaru pozbawi?? mo??e 
teatr nasz resztek sympatyi, nad kt??rej os??abieniem 
tak doprawdy usilnie si?? pracuje!" Pisze taki pan 
trzeci raz... Ale do???? ju?? tej teatralnej krytyki. Nie- 
zad??ugo jednak wyczytamy w organie tutejszej inte- 
ligencyi: "Dowiadujemy si??, ??e na wieczorku muzy- 
czno-deklamacyjnym Soko??a deklamowany ma by?? o- 
brzydliwy wiersz :l\Iickiewicza p. t. Koncert Jankiela. 
'Wiersz ten bezecnie pochlebia ??ydom. ,V obec tole- 
rancyi, jak?? p. dyrektor policyi okazuje, obMYia?? si?? 
nale??y, ??e Jankiel wyprowadzi z cierpliwo??ci s??ucha- 
cz??w chrze??cijailskich". A no, c???? robi??! Zawsze 
oni! Bomts. 


Poniewa?? w pewnych pismach krakowskich 
zapanowa??a moda og??aszania "list??w", tedy i my 
czynimy zado???? lokalnemu zwyczajowi. Od p. vVin
 
centego Og??rka z Ma??ych Fujar otrzymali??my w ubie- 
glym tygodniu nast??puj??ce listy: 
List L 
]Ha}e Fujary 26 wrze??nia. 
Szanowna Redakcyo ( Jako abonent TVrzasku, 
organu tutejszej inteligencyi, otrzyma??em prospekt 
-??ycia. Nast??pnie w fejletoniku TVrzasku znalaz??em 
interesuj??c?? wzmiank?? o pojawieniu si?? pierwszego 
numeru nowego pisma, jedynego literacko-artysty- 
styczneg'o poza obr??bem Kr??lestwa Polskiego. Fejle- 
tonista organu tutejsz
j inteligencyi radzi "nowo- 
rodka na mzie usun???? z dom??w, U' kt??rych s?? 
dzieci i _panny, poniewa?? niem01d??tko jest nieu- 
brane i' objawia 
cybitn?? sklonno???? do nieprzy- 
z"Woito??ci fi . Jako stary kawaler, z dzie??mi nie mam, 
dzi??ki Bogu, nic do czynienia, a z pannami tylko 
rza(lko, zatero. bez' obrazy sumienia mog?? t??uste pismo 
wasze, po kt??rem wiele chwil s??odkich sobie ??bie- 
cuj??, po??'o??y?? na swoim stole. Prosz?? tedy o numer 
okazowy, a jak b??dzie" dobry, to pismo zaabonuj??. 
Z powa??aniem . 
TVincenty Og??r'ek, c. k. komisarz skarbu, 
. Naturalnie,. co ??ywo administrator, 'uradowany 
sknteczno??ci??rek1amy \i.e TVJ'zaskuj wysy??a ????dany 
numer. Ali??ci na to otrzymujemy kartk?? korespon
 
dencyjn??: 


Nr. 2. 


Ma??e Fujary 29 wrzesma. 
Szanowna Redakcyo! C???? wy sobie my??licie! 
Pokazujecie jedn?? nieubran?? pann?? i do tego brzydk??! 
Znam ja lepsz?? lektur??. .T ak mo??na tak l,udzi zawo- 
(lzi??! Prosz?? wype??ni?? zapowiedziany we TVrzasku 
program, bo inaczej przestan?? abonowa??. Z powa??a- 
niem TVincenty Og??rek, c. k. komisarz skarbu. - 
Za autentyczno???? r??czy Czytelnik. 


C, Go
e
s
iego proje
t Pomni
a Mic
iewicza, 


Pomnik stworzony przez Godebskiego sk??ada 
si?? z trzech cz????ci. 
Z monumentalnej podstawy (estrady wznosi si?? 
jakby kiosk, na kt??rego wierzchu ( czaszce) stan???? 
Mickiewicz. Schody u??atwiaj?? wst??p na estrad??, 
urozmaicon?? zdobnymi kandelabrami. 
Kiosk, strojny w architektoniczne motywa i pro- 
filami w udatn?? ca??o???? uj??ty, pokazuje tablic?? z na- 
pisem oraz tarcz?? (kartusz) ponad ni??. 
Posta?? Mickiewicza uwag?? koncetruje na g??o- 
wie, na twarzy; str??j skromny, wsp????czesny. 
:;Uotywa ornamentacyjne przypominaj?? ??liczne 
motywa Gamier'a (tw??rcy opery paryskiej), i w o- 
g??le tchn?? sk??ollllo??ci?? ku neo-renesansowi fl'ancu- 
skiemu. Kandelabry, w szczeg????ach troch?? drobne, 
b??d?? zdaje si?? wdzi??czn?? kom})ilacy?? pi??knych po- 
mys????w, 
Zadanie wi??c dalsze skupia si?? jedynie oko??o 
figury, gdy?? wykonanie reszty, ergo ca??o??ci piede- 
sta??u p??jdzie utart?? drog?? i musi wypa???? niezawo- 
dnie dobrze, jako reprodukcya rzeczy ju?? tyle razy 
wykonywanych. 
Obok ca??okszta??tu pomnika podajemy osobno 
figur?? poety. 


b. TV 


Konkurs "Zycia" 


W szeregu literackich ! artystycznych kon- 
kurs??w, kt??re Redakcya " ZYCIA " w bie????cym 
kwartale zamierza rozpisa??, oglaszamy jako 
pierwszy 


Konkurs na winiet?? tytu??ow
 
. ff 
HZY CIA I 


Rysunek winien by?? wykonany w podw??j- 
nej wielko??ci. Co do rozmiar??w pola, zaj??tego 
przez winiet??, ora'l rodzaju wykonania redakcya 
nie stawia ??adnych ograniczel'l. Redakcya za- 
znacza tylko, i?? winieta nie powinna zajmowa?? 
wi??cej nad l/s karty tytulowej, i zwraca uwag??, 
??e ze wzgl??du na reprodukcy?? naj odpowiedniej- 
szem jest wykonanie sposobem pi??rkowym. Na- 
pis tytulowy winien by?? r??wnie?? rysowany. 
Nagrod?? za najlepsz?? prac?? naznaczamy 
w kwocie 


50 koron. 


Z nade??lanych prac cztery, kt??re obok na- 
grodzonej b??d?? uznane za najlepsze, pojawi?? si?? 
kolejno w reprodukcyi, po odpowiedniej umowie- 
z autorem. Pozostale prace na ??yczenie zwra- 
camy. 
Po rozstrzygni??ciu konkursu, znadeslanych 
rysunk??w urz??dzona b??dzie osobna - wystawa, 
o czem w swoim czasie zawiadomimy-o 
Prace nale??y nadsyla?? imiennie, z podpisem 
autora. Termin nadsylania ko??czy si?? z 5 listo-- 
pada b. r. 


Redakcy;i "??ycia". 


111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111 


Korespondencya Redakcyi. 


Pp. F. T. i Timarowi. Nie mo??emy umie??cie. , 
_ Wielebny ks. Pastor Badpra w J\li??dzybor
u, 
l??sk. 
Pruski. Jako nowe pismo ."Zycie" nie mog??o by?? ju??. 
umieszczonem w pocztowym Cenniku Pism. Abonowa?? 
tr??eba -zatem przekazem pocztowym. Za ??yczenia i ??a"" 
skawe s??owa zach??ty najuprzejmiej dzi??kujemy. 
Wny. B. W. we Lwowie. Mamy ju??, jak Pan widzi,. 
zatem dzi??kujemy uprzejmie. 
Panu A. Ko. -w Krakowie. Brak wszelJ9.ego talentu.. 
Panu E. S. w Stanis??awowie; Dzi??Kujemy. 
WSi??ystkich naszych _przyjaci???? i ??yczliwych upra-- 
szamy, aby nie omieszkali qomaga?? si?? pisma w to-wa- 
rzystwach, czytelniach, kawiarniahh i cukierniach. 


Wydawca i redaktor odpowiedzialny: Ludwik Szczepa??ski. 


Z drukarni Narodowej F. K. Pobudkiewicza w Krakowie.