/014_0001.djvu
Nr. 2.
Krak??w
dnia 2. pa??dziernika 18 97 Lw??w.
Rok L
KORNEL UJEJSKI.
Ze ??mierci?? Ujejskiego zerwa??o si?? ostatnie
z??ote ogniwo, ????cz??ce nas z romantyzmem i me-
syanizmem. Wyda??a go epoka bujna, w kt??rej
energia narodowa znajdowa??a uj??cie w ustawi-
cznych spiskach i powstaniach, wytwarzaj??cych
atmosfer?? - tajemniczo??ci i. rozgor??(;zkowania.
Ogniste tchnienie "ducha - rewolucyonisty" roz-
szerza??o wtedy piersi, uskrzydla??o dusze i napi-
na??o je oczekiwaniem ruchu. Straszliwe kl??ski,
pogromy i rozczarowania wyczerpywa??y wpra-
wdzie si??y, lecz zarazem przyspiesza??y t??tno ??ycia
spo??ecznego i przygotowa??y grunt pod posiew
mistycyzmu, kt??ry zr??s?? si?? niepodzielnie z pa-
tryotyzD1cm i wywo??a?? nastr??j umys????w rzeczy-
wi??cie poniek??d podobny do owego, w jakim
??ydzi oczekiwali przyj??cia Mesyasza. Pocz????y si??
pojawia?? znaki na niebie i ziemi. Wyst??pili pro-
rocy, przepowiadaj??cy pomst?? Pana nad nie-
przyjacio??y wybranego ludu. Nast??pstwem ta-
kiego. stanu rzeczy by?? wspania??y rozw??j poezyi
i jej ogromny wp??yw na spo??ecze??stwo. Sta??a si??
ona o??tarzem, na kt??rym dymi??y si?? hekatomby
serc ludzkich. Poeci byli naj wy??szymi ofiarni-
kami, a Zarazem kaznodziejami i przodownikami
narodu.
Wysokie pOJ??CIe o kap??a??skiem powu??aniu
poezyi przesz??o po Mickiewiczu, S??owackim i Kra-
si??skim na Ujejskiego. My??licielem w og??lniejszem
.
ZYCIE
TYGODNIK ILL. LITI ARI. NAUKI I SPO??ECZNY.
POECIE.
A ty mu teraz dzwo?? a dzwo??,
Harmonii z??oty dzwonie!
Przebrzmia??a pie??11, ostatnia plesn
W spiewak??w bo??ych gronie.
I spocz????. kt??ry w duszy mia??
Proroczy ??ar i dzielno???? -
A ty mu, z??oty dzwonie, dzwo??
Na sen i nie??miertelno????.
*
*
*
Doko??a niego zam??t burz
I szum dziejowych wir??w,
Doko??a niego krew i kurz
I mrok ??a??obnych kir??w.
A drog?? mu: podniebny szlak,
A ??wiat??em: serca ??al'Y,-
A w r??ku b??yska?? miecz i znak
P??omiennej dawnej wiary.
poj??ciu zmarly poeta nie by??. Fi-
lozofia jego da si?? sprowadzi?? do
zwi??z??ego mianownika Boga i oj-
czyzny. Od S??owackiego przej????
jako spo??eczn?? teory?? niezbyt
jasno okre??lony "republikanizm
z ducha" , kt??remu dochowa??
wiary do ostatniej chwili. Zw??t-
pienie r:??ie mia??o do niego dost??-
pu. Wizerunek duchowy Ujej-
skiego zamyka si?? w prostych,
pot????nych, genialnych liniach po-
s??g??w Micha??a Anio??a. G????bia
uczucia i majestatyczna wynio-
s??o???? Bo??ego pomaza??ca dawa??y
mu - ogromn?? miar?? prorok??w
biblijnych, od kt??rych wzi???? po-
t??g?? s??owa i poj??cie b??stwa. Al-
bowiem Bogiem Ujejskiego, mi-
mo niezachwianej jego prawo-
wierno??ci katolickiej, nie jest s??o-
dki, pokOflJY w swem poni??eniu
i m??cze??stwie B??g chrze??cia??ski.
By?? nim raczej gro??ny JellOwa
Starego Testamentu, kt??ry wy-
t??pia nieprzyjacio??y ludu izrael-
skiego, skinieniem d??oni obala
grody i wzdyma oceany. Nie
masz w nim lito??ci I przebaczenia.
THkim jest "On bez nazwania" w "Melo-
dyach biblijnych" i "Skargach Jeremiego". W oshi-
tnim cyklu stworzy?? Ujejski psa??terz narodowy,
kt??rego s??owami jeszcze wiele pokole?? b??dzie si??
f'';;'.
rl
I
.
>,,?
Spoczn?? i wstan??.
zn??w na zgliszczach zabrzmia?? ??piew,
W spi??ow?? rozd??wi??k?? burz??, -
Bezmierny b??l, i srom, i gniew,
'V kr??lewskiej krwi purpurze.
Jak libijskiego poryk lwa,
Zraniona pie???? zagrzmia??a,
Pal??ca - jako krwawa ??za,
I korna - i wspania??a...
*
*
*
Przebrzmia??a plCsn, ostatnia plesn
W prorok??w ??wi??tym tonie -
A ty jej teraz dzwo?? a dzwo??,
Harmonii z??oty dzwonie!
I spocz????, kt??ry w duszy mia??
I \vieszczy ??ar i dzielno???? -
A ty mu, z??oty dzwonie, dzwo??
Na sen i nie??miertelno????.
Ludwik Szczepmlski.
\: _
" ' - '
!i " .
" " '
_ " '
' - -
; _
1
.. #"
t- .
:
,.;
:'??;. .
_.
.
'
fJ{
-'i:> _t
L...
','IIi
'f
:.i ?? .
.
.
.
,.
??t
! ,; .
-; !.t"1L<
,.k,;_
"'t""! .'
::
;.
. -
,/.
KORNEL UJEJSKI.
modli?? o ojczyzn??. S?? w nim utwory,dosi??ga:"
j??ce najwy??szych szczebli patosu, do jakich tylko
wznie???? si?? zdo??a pot??ga tw??rczo??dhidzkiej. Nie'-
kt??re strofy "Skarg" maj?? ??ywio??ow?? moc roz-
lIioo '
.
.,5 l 5
/
/015_0001.djvu
2
p??tanego orkanu, inne dysz?? ??arem, a jeszcze
inne dr???? jak um??czone dusze ludzkie i poprostu
??kaj??. Bohaterski tentent prze??amuje si\: w nich
czasem w niewymown?? r;:e\Vno??(
, jak w owym
wierszu "Chora??u":
Blu??ni?? Ci usta, cho?? p??acze serce.
Lecz takich chwil omdla??o??ci i mi??kk
??ei
liryczuej spotyka si\, u Ujejskiego stosunkowo
niewiele. Z oczu Jeremiego p??yn????a raczej "s??pia
kre,,,,'" ni?? ??zy. Bole??(; jego jest twarda i nie-
ub??agana jak zemsta rycerzy kresowych, od kt??-
rych pochodzi poeta, a:
...czy?? to zmaza
??e B??g nie stworzy?? z gliny, lecz z ??elaza?
Niemniej ??wietne w??a??ciwo??ci posiadaj?? inne
liryki Ujejskiego. Przede,yszystkiem mlerza w nich
melodyjno??(;, bogaetwo form i przepych j??zyka,
w kt??rym Ujejskiemu 'po S??owackim dor??wnuje
chyba mo??e Tetmajer. Nast??pnie pe??nia plastyki
obraz??w i r????norodno???? nastroj??w. Ujejski na-
le??y do tych nieLcznych poet??w, u kt??rych niema
rzeczy s??abych. Tworzy?? ma??o, z trudno??ci??, lecz
rozwin??wszy raz skrzyd??a, wznosi?? sil: na wy-
??yny, dosif
pne tylko dla wybranych. Artyzm
jego mia?? wzlotno???? i strzelisto???? gotyckich tu-
m??w. Jak wielkie wymagania stawia?? sobie,
??wiadczy cho??by ta okoliczno????, i?? w jubileu-
szowem wydaniu dzie?? pomin???? zupe??nie pr??cz
niezbyt udatnych zreszt?? pierwocin swego ta-
lentu, tak??e niekt??re utwory z lat p????niejszych,
a mi??dzy innemi "Ko??ysank??", kt??rej pierwsza.
strofa brzmi:
;:- '
Skro?? w mej ma??ej z??o??.v?? d??oni,
T??tni burza w jego skroni.
.Ja go w cisz??
Uko??ysz??,
,V sen spowij?? pasmem t??cz..
Ujejski stanowi poetyczny epilog najwspa-
nialszego okresu naszego ??ycia narodowego. Okres
ten, ,y l t;'rym "wierzyli??my w cud; ??yli cudem"
zamierz cna ju?? w mglistej oddali, a ludzie ??w-
cze??ni, id??cy z kos?? lub karabinem w r??ku na
"pola dymne i czerwone", urastaj?? w oczach
naszych do miary olbrzym??w. Fatalizm dziejowy
wt??oczy?? wezbrany strumie?? ??ycia narodowego
w ciasne i w??skie koryto i skaza?? Bas na ??mu-
dn??, powszedni?? prac?? odbudowywania gmachu
z ruin. Lecz chocia?? pojmujemy jej konieczno????
i godzimy si?? z warunkami, nie zdo??amy prze-
cie?? nigdy st??umi?? t??sknoty za upajaj??c?? kras??
i pot????n?? rozlewno??ci?? ??ycia w ubieg??ej epoce
rewolucyjnej. Z czasem stanie si?? ona nowem
??r??d??em dla poezyi i sztuki. .
8t(lni,
l((lI' JrTyrzykowski.
ANTONI POTOCKI.
SYLWETKI JUBILEUSZOWE.
HENRYK SIENKIEWICZ.
Tuzin kartek z tytu??em "Henryk Sienkie-
wicz?? i z rozpocz??tem, a urwanem zdaniem
zalega mi st????. Czuj?? lekk?? gor??czk??, troch??
mi schnie w gardle, jak kiedy czasem ma si??
wypowiedzie?? jakie?? bardzo wa??ne i stanowcze
s??owa do bardzo drogiej osoby. Jednocze??nie
przychodzi mi swawolna my??l, ??e gdybym tak
teraz, w tej chwili m??g?? u??ciska?? Sienkiewicza,
to nawet got??wbym by?? skwitowa?? z artyku??u.
Czuj?? oto poprostu, ??e on - ta kochana glowa
- jest jaki?? ogromnie mi??y i taki bardzo m??j...
przez chwil?? raduj?? si?? Sienkiewiczowsk??
gr?? okre??le??, a potem walcz?? z tym nastrojem
i chc?? si?? doprowadzi?? do porz??dku - to znaczy
przejrze?? stosy notatek i cytat, przygotowa-
* ??YCIE *
nych do pracy, rozdzieli?? je systematycznie
i zabra?? si?? spokojnie do artyku??u...
I nagle ol??niewa mnie ??wiadomo????, ??e
przecie?? ten w??a??nie nastr??j, z kt??rym napr????no
walcz??, jest moj?? indywidualn?? prawd?? o Sien-
kiewiczu. I ??e wszelkie systematyczne roz-
dzielanie, je??li nawet ca??kiem tej prawdy nie
zatraci, to zawsze co?? z niej uroni. I ??e o tym
pisarzu, z kt??rym si?? obcowa??o przez tyle lat
i tak serdecznie, mo??na przecie?? i nawet nale??y
napisa?? raz, nie zagl??daj??c ju?? do cytat i no-
tatek, lecz improwizuj??c niejako o nim z w??asnej
duszy, z tego co tam si?? skrystalizowa??o doko??a
niezatartych zg??osek: Henryk Sienkiewicz?..
L
l przedewszystkiem - kt??ry z tych kry-
szta????w skupia w sobie najpot????niejsz?? gr??
promieni - jaki utw??r sienkiewiczowski najsil-
niej tkwi w mojej duszy?
Jak kiedy orze??, piorunovvi podobny, uderzy
na lec??ce stado ??ab??dzi, to one pierzchaj?? na
wsze stroJlY i wkr??tce on_ sam tylko zostaje
i p??ynie w podniebiu - tak przed oczyma
duszy pierzchaj?? i znikaj?? (na czas nied??ugi)
widzenia r????nych utwor??w Sienkiewicza przed
tem jedynem widzeniem Trylogii. (Ta budowa
z grecka sienkiewiczowskiej przeno??ni jest pra-
wie reminiscency?? z niej). T??um widziade??,
a raczej zast??p zast??p??w i jaki?? chora?? olbrzymi
przys??aniaj?? my??l, sil??c?? si?? jednem ogarni??ciem
obj???? ca??o???? pracy sienkiewiczowskiej. W wyo-
bra??ni jest jakby dzie?? s??du, bo t??um t??ocz??cych
si?? w niej zdarze?? i postaci jest istotnie nieby-
wa??y. - Ale oto przez ten t??um przedziera si??
ku przodowi Aw zbrojny lud, ??w pe??en chrz??stu
pancerny hufiec. Czyni si?? nad g??ow?? jaki??
szum i szelest, jakby w??a??nie nadlatywa??a gro-
mada or????w - to Trylogia.
Konno, -
brojno, rojno, jak na pospolite
ruszenie, jawi si?? ten t??um szlachecki. Ich har-
c??w wzrok nawet nie potrafi ??ciga?? - pami??ta
tylko nieopisan?? rozkosz tych zam??t??w barw
jaskrawych i bogatych, jak w obrazie matejko-
wskim. A oto, gdzie nie gdzie w tym t??oku
kolorowym i kot??uj??cym miga jaka?? znajoma
twarz. ??wdzie nieopodal dzbana drga u??mie-
chem g??ba Zag??oby - tam rysuje si?? ostro
surowy kontur Podbipi??ty - tam ma??y rycerz
wywija szabelk?? - tam zbrojny rycerz wspiera
si?? na mieczu: to Skrzetuski - takich wi-
dzia??e?? przy grobowcach rycerskich, Kmicic
i Rz??dzian i Roch Kowalski i Lauda??scy,
a przed tym stalowym wa??em rycerstwa z nie-
pokryt?? g??ow??, w srebrnych blachach, tak w??a-
??nie jak zst??pi?? ze starego portretu do trylogii,
bu??aw?? w bok podparty -- hetman Jarema.
Wiej?? delie, chwiej?? si?? bu??czuki, szumi?? skrzy-
d??a husaryi, huczy jaki?? grom rubaszny, bucha
z tego t??umu ogromny zgie??k. I widzenie rozwija
si?? jakby na nieprzejrzanem b??oniu w szyk
bojowy, ca??e w k????bach jakiej?? purpurowej
i z??otej kurzawy, po nad kt??r?? p??yn?? w jasnej
gloryi sztandary...
Gdzie?? na ??wiecie jest drugi taki obraz?
Gdzie drugie takie widzenie, jak widzenie ca??o-
??ci Trylogii? Pod tym wzgl??dem, pod wzgl??dem
pot??gi plastyki, kolorytu i rysunku i malowni-
czego rzutu ca??o??ci nic r??wnego nie znam. To
podobno wszyscy ju?? powiedzieli, a jednak
nie spos??b p??j???? dalej, nie powt??rzywszy tego
od siebie.
Jest przecie?? w tem dziele co?? innego, ni??
to genialne malowid??o - jest jaka?? g????b nie
wszystkim - niestety --:- ods??aniaj??ca si?? i co??, co
spaja w jedn?? ca??o???? t?? pow??d?? zdarze?? i ludzi.
Prawda, ??e niema tu architektonicznie wym??-
czonej budowy, kt??r?? nu???? zreszt?? wielkie
nawet dzie??a (Salambo np.). Ale nie jest to
Nr. 2.
r??wnie?? pusta go??.itwa awantur, jak u Dumas'a
w dobrej po??owie pracy. Tu ka??dy epizod ma
swoj?? warto???? dla akcyi - jak??? Tu w tym
t??umie bohater??w, gdzie, jak niekt??rzy twierdz??,
brak jednego bohatera dla jedno??ci dzie??a, nie
ma ani jednego intruza, ani jednej postaci po-
??yczonej lub sfa??szowanej. Zag??oba niech sobie
przypomina Falstafa, wolno mu, ale Falstaf jest
w ka??dym - calu anglo-saksonem, a Zag??oba
kichn???? nawet nie potrafi inaczej, jak po szla-
checku. A takich ludzi, prawdziwych ludzi, tu
nie przeliczy??: Skrzetuski, VV o??odyjowski, Kmi-
cic, Bohun, Ole??ka, Kurcewiczowa, Czarnecki,
Azya, Tuhaj-Bej, Chmielnicki - jaki?? to poczet!
Mo??now??adcy i kr??lewi??ta, . staty??ci i dw??r przy
kr??lu, czer?? na rynku, hufce pancernych, frau-
cymery, za??cianki szlacheckie, rojne zamki i kla-
sztory, grody obl????one, armie naprzeciw siebie
stoj??ce, wojew??dztwa, prowincye ca??e z wyso-
ko????i sokolego lotu widziane - to -tre???? Try-
logii! By??a??by to ca??a Polska ??wczesna?
Biadaj?? niekt??rzy, ??e w??r??d tej wspania-
??o??ci i bogactwa nies??ychanego ??ycia minion??
zosta??a ca??o????, jedno???? dzie??a, bo brak ma by??
ogniskuj??cej to wszystko postaci i brak jedno-
planowej akcyi w dziele. I ot???? zdaje mi si??,
??e i taka posta?? ogniskowa i taka jedno???? akcyi
w Trylogii jest zachowan??. Posta?? ta nie ma
rys??w Kromwela, Napoleona ni Mahometa, bo
ich nie ma w tej historyi. Ale ponad t?? powo-
dzi?? zdarze?? i ludzi ja widz?? wyra??nie wsta-
j??ce widmo - a?? nadtto znajome nam z dzie-
j??w. I jest ta posta?? ??ywotna lub niemocna
wraz z narodem, je??li sama nie stanowi??ca
narodu, to stanowi??ca o losach jego, we wszyst-
kiem w dziejach naszych konieczna, obecna
wszechw??adna. Postaci?? t?? jest szlachetczyzna,
gmin szlachecki. Sienkiewicz dal nam to nie
w formie symbolicznego bohatera, lecz postawi??
przed oczy nasze sam ten gmin w ca??ej swej
niemal liczebno??ci, we wszystkich swoich od-
mianach i tak w ca??o???? powi??zany, jak si?? sam
wi??za?? w dziejach. Za t?? ??mia??o???? prawie bez-
przyk??adn?? mo??na go wielbi??. Ja wol?? takie
dzie??o wskrzeszenia, takie szerokie poj??cie ar-
tystycznej tw??rczo??ci od wszelkiej bohateromanii
i symbologii.
Jaki bohater - taka akcya. Skar???? si??
niekt??rzy, ??e w Tt1fiQgii tyle burd, tyle epizo-
d??w brzmi??cych, jak dykteryjka, ??e wieje stam-
t??d co?? lekkomy??lnego. To wszystko rzeczywi-
??cie jest w Trylogii. ??miesznem by by??o
twierdzi??, ??e ona jest taka harmonijna, jak gre-
cka kolumna.
Ale ta lekkomy??lno???? jest tu wzi??ta w ja-
kim?? nies??ychanie odczutym dyapazonie z lekko-
my??lno??ci?? tych sza??awi????w sk??onnych do po-
??wi??ce??, rycerzy sk??onnych do hultajki, kt??rymi
si?? roi?? ca??y wielki ??wiat szlachecki. Dla mnie
lekkomy??lno???? ta i pewna, ??e tak powiem,
przeci??tno???? akcyi jest tu czem?? genialnem.
Wszak??e s?? tu i wiekopomne podniesienia du-
cha, jakie zdolen jest zaimprowizowa?? -geniusz
t??umu - jak Zbara??, jak ockni??cie si?? pod
Szwedem - s?? i straszliwe upadki owej zbio-
rowej postaci szlacheckiej, jak sromotna zdrada
powszechna pod Uj??ciem. Ale, ??e na og???? akcya
ta si?? rozpierzcha i zn??w kleci w tysi??cu epi-
zod??w - to?? w??a??nie tak by?? powinno. Wszak??e
to tak, nie inaczej - takimi szlakami od za-
??cianka do za??cianka, od magnata do magnata,
z wojenki na wojenk??, wodzi?? si?? po swych
ziemiach ??w pokumany i spowinowacony, wa-
??ni??cy si?? i przyja??ni??cy z kra??ca w kraniec
rzeczypospolitej - bohater zbiorowy - gmin
szlachecki. Wszak??e to tak sz??a z nim rze- #
miennym dyszlem jego epopeja - p???? naszej hi-
storyi. Tak rozumiem bohatera i akcy?? Trylogii,
a jest mi nawet rzecz?? oboj??tn?? czy tak rozu-
mia?? autor. I taka Trylogia nie jest zapewne
/016_0001.djvu
Nr. 2.
* ??YCIE *
"
i)
pomnik J'lCickiewicza w WaFszawie.
. - - .-.:".... o" . -_.:--'":.>_.
. '-, - ",
"- .'" .
. ',.,. " ..;:
i,;
;}-
:(l';.C
'-."-: "'. .. kf;";
"i
-
;;
)!.
!:
_\
..' -
": .>.;:- ." .::..,..:;:;
.:-. -!:
")-' _
d:'
<>:,
'cFr
fF??
:
.
' f,;
;;iJ??
:F
.
t
, I;
I
':
.-
". 'JI ..
..
:'
.i-
..j,...
:>-"';.' $........:'.
fi!'!:'" '
n:
.
......
-'
'
.,,-. -
>':.
: :':;'.;,'-'
' .'
-.'
2'j.::
k/
;\,;,
t@O
O
1IIIIIIIIII III hllll,L:iI'lil:11I!lIl!iHiI;IIIUIIIlIIIIIDIIJltIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIUIIIIIIIIIIIIII 1lIIIIIIi'iilI1i1UlH'lthlilh@'li!iIi:,mU,ill'i'!,I:U;','.I,I,;"I"I;lll,l,1
KAZIMIERZ TETMAJER.
"Peur passer 1e remps ekraw??U.
\V jej biurku le??a?? list. JHia?? z Bazylei
Piecz????, pisany by?? musia?? w wagonie.
List ten brzmia??: " Pani! wi??c reszta nadziei
Jak kamie?? w wodzie niezg????bionej tonie?
\Vi??c tak?!... Hucz??ce w??r??d ??nie??nej zawiei
Alpy mi zdaj?? wali?? si?? na skronie - -
\Vi??c tak? L. Napr????nom serce wydar?? z piersi
I do n??g cisn???? ci... Lecz czy??my pierwsi?..
I tylko nie wiem, czemu w mojej duszy
Jest b??l, jak gdyby pierwszy b??l na ziemi?
Czemu to serce tak si?? rwie i kruszy,
Jakby wszystkiemi m??kami ludzkiemi
Cierpia??o we mnie?... Czemu tej katuszy
e mnie zwyczajna ta my??l nie oniemi,
Ze serca mr?? z bole??ci, lecz powoli
Zapominaj?? o tem co je boli?
Tylko w nich smutek pozostaje cichy
I dziwna sm??tno???? marzeil - - bo ja to wiem,
Lecz dzi?? jest we mnie bunt i piek??o pychy
I ??al, serdeczny ??al... Ach! Nie wypowiem,
pod??ug projektu CYPRYANA GODEBSKIEGO.
::=F;-".,,:.
,..
{;
;,
:; ;'?
;. - ."
-'
i.:.-'
..; . -
. ;:;'q.
..:..
: ''f:
:.;...
- .-.
- -:. .'
--
Ile jest we mnie ??alu... Ot jak lichy
Robak ci do n??g pe??z??em - - ??yciem, zdrowiem,
Krwi??, m??zg'iem, sercem bylbym o twe szcz????cie
'W alczyL. \Vola??a?? z bog'atszym zam????cie...
Ja sam ju?? niewiem nawet dobrze, kto to
Bez mi??osierdzia z mych r??k ci?? wyrywa?
Nic nie wiem, czuj?? tylko, ??e mi?? gniot??,
??e jaka?? krzywda mnie ??amie straszliwa,
??e mi si?? serce b??lem i t??sknot??
Rwie, ??e z mych piersi krew ucieka ??ywa,
??e... Sam ju?? nie wiem co pisz??... pod czo??em
,Vszystko mi nagle sta??o si?? popio??em.
Zrobi??a?? dusz?? m?? jedn?? ruin??,
Pe??n?? straszliwych kolumn, gruzu, ??omu.
Naj??wi??tszy o??tarz m??j oplwa??a?? ??lin??,
Z kraju wygna??a?? mnie i z mego domu.
\Vszystkie me czucia, wiedz, przez ciebie gin??,
Nieznam ju?? prawdy, nieznam wstydu, sromu,
Niewiem, co ??adne ??wi??te s??owo znaczy,
Nieznam na ??wiecie nic - opr??cz rozpaczy...
J ak pies u n??g twych cl1cia??em le??e??, stopy
Ca??owa?? twoje i jeszcze to sobie
Mie?? za raj szcz????cia... Dzi?? - - p???? Europy
Dzieli nas... O ty!... ,Vszak??em twoje obie
R??ce na szyi mial... Jak ??wiatla snopy
Na ????k?? lec?? o porannej dobie:
Tak mi z twych oczu szed?? blask w g????bi?? ducha...
Dzi?? co? Ta pustka Alp dokolo g??ucha...
e"
-
Pami??tasz? Nieraz to i nie dwa razy
1\Idla??a?? w ramionach moich, o Iren],o,
Niezrozumia??e mi szepc??c wyrazy
I w??osy moje pl??cz??c dr????c?? r??k??...
Chcia??a??e?? tylko zmys??owej ekstazy?
UpojeiI? Sza??u? Tak ?.. Ach! Jeszcze mi??kk??
Tw?? kibi?? czuj?? tu, na moim r??ku
Przegi??t??, w w??os??w rozsypanym p??ku...
I czuj?? ciep??o twego cia]a jeszcze,
Ciep??o twych westchnieil i spojrze??, o droga!
Jeszcze na r??kach ci?? tu mam i pieszcz??,
Pieszcz??, ca??uj??... Na ??ywego Boga!
Jak b??l to serce w rozpalone kleszcze
Chwyta, jak burza grzmi po Alpach sroga,
Jak si?? te g??ry po jeziorach dwoj??:
Tak ci przysi??g'am dzi??, ??e b??dziesz moj??!" ...
Ten list rok le??a?? 11 pani Kufkowej
\V biurku; przez ten czas Helll'yk na wsi bawi??,
Potem wyjecha??, za?? ona miodowy
Czas przep??dza??a w Nizzy, gdzie si?? p??awi??
Pan Kufke w morzu i kwiatach. W okowy
Amor gQ srogie wzi???? i srodze d??awi??,
Bo w??r??d akacyi chodz??c i w??r??d bluszczu
. Pan Kufke straci?? dziesi???? funt??w t??uszczu.
A ??ona nie uty??a... Rok uplywa,
Pani Irena jest zawsze powiewna...
M??wi??, ??e troch?? ma wstr??tu do piwa...
lVI??wi?? - lecz rzecz to nie jPt't wcale pewna..
/017_0001.djvu
4:
epopej?? narodow??, bo szlachta przecie?? nie by??a
narodem, ni dzieje jej - epopej??. .-\Ie jest to
jakby powie???? gminno-szlachecka, w kt??rej
zmartwychwsta?? nieomal sam ??w gmin. Stanowi
to, zdaniem mojem, genia??nie odczuty i wyko-
nany zamiar artystyczny.
Przed tem jeszcze nim zda si?? s,)bie spraw??
z ogromu tej pracy, my??l, jak dziecko napie-
raj??ce si?? sekretu zabawki, rada by dociec,
czem taka praca stan????a, jak?? jest jej geneza?
Odpowied?? na to samemu sobie zwykle si??
jak???? znajduje - bo taka potrzeba ducha. Co do
mnie odtr??cam tu przedewszystkiem wsze??k??,
maniactwem tr??c??c??, my??l ogl??dania si?? na
wp??ywy obce. v\' aIter-Scott, Dumas, Flaubert
wp??yn???? zapewne, ale tak??e Homer lub Dante,
Ariosto czy Rabelais, albo - prosz?? si?? nie
gniewa?? - f\Iayne ??{eid: Fenimor Cooper.
Wszyscy naraz i ??aden wi??cej ni?? inni, a naj-
mniej - obcy pisarze historyczni.
ie wierz??
we wp??ywy obce przedewszystkiem dla tego,
??e my si?? niczego od obcych dla powie??ci hi-
storycznej nie nauczymy. U nas powie???? histo-
ryczna sta??a si?? niemal od pocz??tku zjawiskiem
tak samorodnem i koniecznem, ??e nie by??o pra-
wie polskiego pisarza, kt??ryby na jaki?? spos??b
jej nie pr??bowa??. Nie b??d?? t??umaczy?? przyczyn,
bo s?? jasne. \V mistrzowstwie za?? artyzmu hi-
storycznego tak??e nic nikomu od pocz??tku nie
ust??pujemy. Tu warto \,",'skaza?? przyczyn??, zda-
niem mojem, g????wn??. Jest ni?? ta okoliczno????"
??e w umi??owanej przez nas przesz??o??ci znale-
??li??my ju?? mistrz??w jej powie??cio\\'ego odtwo-
rzenia. i'vIistrzami tymi s?? nasi pami??tnikarze.
U Paska, Jer??icza, Obuchowicza czy l\Iicha??o-
wskiego, we fragmentach o Pu??askim - zawsze
i wsz??dzie na tych kartych po??????k??ych drga
taka pe??nia ??ycia, plastyki, taki jest tam koncept
taka barwa, j??drno???? mowy, ??e Niemca by
jeszcze to nauczy??o rozumie?? 7wloJ'yt epoki. S??
te?? i inni mistrze nad mistrzami, chrzcz??cy nas
od p???? wieku z ducha. f\I??wi?? o wielkich na-
szych romantykach. Oni to z jasnowidzenia
w??asnego wydobyli ??\\'iat??o, kt??re z kCrlca do
kOrlca roz??wietli??o ca??o???? naszych dziej??w. Oni
dali pierwszy ton i pierwszy nastr??j, I znowu
trzebo powiedzie??, ??e obcy by jeszcze, rozczy-
tawszy si?? w nich, zdo??a?? zrozumie?? duc7w epoki
i ducl??n n(l??'otlu.. To daje genezis ca??kowit??, bo
z formy i nastroju, jakby z cia??a i z duszy
naczej, powie??ci historycznej. I tego do????, by
pot????ny talent tw??rczy, dobywszy z siebie
w??asn?? moc i mi??o????, stworzy?? arcydzie??o po-
??YCIE *
\neSCl historycznej, jakiego ??aden nar??d nie
posiada, Chcia??o by si?? jeszcze zapyta?? dla-
czeg???? ten pot????ny talent podj???? si?? tego w??a??nie
zadania? -
Io??e dlatego, ??e by?? w??a??nie po-
,t????ny, mo??e dla tego, ??e \V tych jako?? czasach
gryzie nas taka niezno??nie szara bieda, ??e on
uczu?? konieczno???? j-zucenia przed oczy zbie-
dzonym tej purpury dziej??w? Ale jest jeszcze
jedna okoliczno????, kt??ra mog??a oddzia??a?? \\'??a??nie
na tego rodzaju cz??owieka i w??a??nie w tej
epoce.
Iog??a si?? ona sta?? w dziele pocz??cia
Trylogii t?? kropl?? kwasu, kt??ra w rozczynie
chemiczl1ym wywo??uje krystalizacy??.
(C. d. n.). Antoni Potocki.
CYPl
/018_0001.djvu
Nr. 2.
ani prawdy, gdzie wszystko jest przesadne, po-
zbawione naturalno??ci; gdzie fa??szywo???? i sztu-_
cZQO???? objawia si?? zar??wno w kre??leniu chara-
ktf
r??w, kt??re nigdzie nie istnia??y, jak i w tym
stylu. kt??ry nosi nazw?? wielkiego i podnios??ego,
a kt??ry nie ma wzoru w naturze j s??owem we
wszystkich ruchach i w ca??ej dzia??alno??ci po-
staci, tak dalekicll od ruch??w i dzia??a.lno??ci rze-
czywistej.
POMNIKI lVllCKIE\VICZA.*>
Prawdziwie cieszy?? si?? nale??y, ??e sprawa
postawienia pomnika :\Iickiewicza w \Varszawie
idzie wci???? naprz??d ku celowi i ??e moment
ods??oni??cia zdaje si?? by?? niedaleki,
Ale nie na szybka mo??liwo???? wvkonania
samego?? dzie??a k??ad??bY;{l g????wnie nacisi{, jak na
pewn?? zgodno???? u og????u na rzecz i dzie??o, ja-
kiekolwiekby tym razem by??o. .\famy ju?? projekt
opub??ikowany i widzimy, ??e. b??dzie dobry; pod-
nosz?? si?? dY'ikusye, a??e ciche, a??e nie wzbior??
na burz??, nie urosn?? w huragany i pomnik spo-
kojnie stanie, bo trzeba ??eby sta??, jakikolwiek
jest i ??eby raz sta?? si?? plastycznym wyrazem
naszych poj????, gust??w i upodoba!").
Dzi?? bo nam trzeba nie jednego ju?? po-
mnika, ale ki??ku i to ka??dego \\. odr??bnym ro-
dzaju, aby dzi?? mog??o si?? sta?? zadosy?? epoce,
w jakiej ??yjemy, i aby poprzednich epok luki
i braki uzupe??ni??y si?? poniek??d.
Nie postawi??o :\lickiewiczowi pomnika po-
kolenie wsp????czesne, ani pokolenie OjCl1W na-
szych; stawia si?? pomnik dopiero w czasie, gdy
pokolenie trzecie ju?? dojrza??o.
A wskutek tego pomnik, na kt??ry si?? czeka
mia?? by?? odbiciem i odzwierciedleniem nie tylko
obecnych poj????, wierzeri i sztuki, ale mia?? tak??e
co?? m??wi?? za pokolenia poprzednie dwa, te
kt??re si?? na rze??b?? nie zdoby??y.
I tu trudno???? zadania, bo jakikolwiekby by??
artysta, im wi??cej by??by indywidualny, orygi-
nalny, wy????czny, silny, tembardziej da??by rzecz
wy????czn??, rzecz za jedno pokolenie, rzecz sztuki
bie????cej, a nie spe??ni??by aktu, kt??ryby by?? nie-
jako modlitw?? za trzy.
Projekt??w indywidua??nych by??o kilka; bra-
k??o u nas jednak??e zrozumienia nale??ytego za.-
sob??w, jakiemi sztuka w danej chwi??i rozpo-
rz??dza; jeszcze si?? sztuka nie by??a z??y??a z na-
szem spo??ecze??stwem, jeszcze brana by??a nie-
jako owa licentia poetica i patrzono na ni??, jak
na dziwad??o, nie rozumiej??c, ??e j?? czci?? nale??y.
Da?? Matejko dwa pomys??y (znane powszech-
nie). Nale??a??o pierwszy wykona?? bez chwili re-
fleksyi i wahania, ten pierwszy z ow?? wysok??
ko??umn?? i t??umem figur; a skoro czas tego po-
mys??u min???? a l\Iatejko da?? pomys?? drugi, (kt??-
rego mode??e rze??bili p????niej prof. Gadomski
*) Dajemy glos oryginalnym pogl??dom utalentowa-
nego artysty, nie ze wszystkiem solidaryzuj??c si?? z jego
wywodami. P,'zyp. 1"ed.
.. ZYCIE -r.
i Rygier 1'., obaj konkuruj??cy), trzeba by??o zdo-
by?? si?? na energi?? i postawi?? ten monument
idei i symbol??w.
Bo na krytyk?? znalaz??by si?? by?? zawsze
czas, ale na dzie??o sztuki, raz zaniechane czas
si?? nie wraca, idea ucieka nieuchwycona; a nie
oblekaj??ca si?? we form?? plastyczn??, ??wiadczy
o braku mocy i braku dzielno??ci w spo??ecze??-
stwie, z kt??rego wysz??a. Za?? w og??le rze??by
u nas nie by??o, i arcydzie?? nie by??o coraz to
nowych, a wskutek braku ci??g??o??ci Thorwald-
sena vV??odzimierz Potocki, Skotnickiej pomnik
Canowy w stylu by??y i s?? tymi, na kt??re \yszyst-
kie oczy s?? zwr??cone i na kt??re wszystkie pal-
FIGURA MICKIEWICZA
Z POMNIKA CYPRYANA GODEBSKIEGO.
5
ce wskazuj??; a skoro mamy takie idea??y w g??o-
wach, to ani spos??b zgodzi?? si?? na rze??b?? ro-
mantyczn??, jakiej okazy dzi?? ju?? po ca??ym ??wie-
cie europejskim s?? rozrzucone. A dzie??o Rygiera
jest na wskr???? romantyzuj??ce i jedynie dlatego
}>z??e?? d??a nas, ??e nie jeste??my do niego dosy??
przygotowani szeregiem ca??ym dzie?? i okaz??w,
kt??reby nas kolejno od pseudoklasycyzmu spro-
wadzi??y do tego, co daje Rygiel', do tej faktury
i maniery przyzvvyczai??y.
Ka??dy nosi w sobie idea?? poety; z idea-
??ami takiemi walka nie jest mo??liwa, bo si??
nie widzi przeciwnika. YV poecie odkrywamy
natomiast coraz to wi??cej zalet, talentu, si??y,
r????norodno??ci, ze strony coraz innej go oce-
niamy i znajdujemy coraz to inne upodobanie,
u??ywamy go coraz inaczej; - jak??e?? wi??c ????-
da??, ??eby jeden cz??owiek trafi?? do serc wszyst-
kich, skoro ju?? tem samem, ??e musi si?? jako??
nazy\,va??, przynosi ze sob?? konieczno???? wad,
technik?? pewn?? wadliw?? (W stosunku do niedo-
??cignionego idea??u) i manier?? nieuniknion??, je??li
dzie??o ma by?? jednolite.
Z idea??ami walk?? ??wietnie wygra?? Kurzawa
(rze??biarz warszawski), kt??ry sw??j projekt
wykonany w gipsie rozbi??: pomnik Kurzawy od
dnia, gdy si?? rozlecia?? w gruzy rozbity, opo-
wiadany z ust do ust, jest cudny, i temu wierzy
wieJu, a widziany jak ka??de dzie??o r??k ludzkich
upa????by r??wnie?? musia?? pod pr??gierzem krytyki.
Rozs??dnem b??dzie wi??c z g??ry, przy pew-
nych pi??kno??ciach niezaprzeczonych i kt??rych
si?? spodziewano og??lnie i kt??re s?? w dziele
wykonanem, przej???? do porz??dku dziennego nad
wadami i zostawi?? pomnik krakowski jaki jest
samemu arty??cie tylko z03tawiaj??c s??d nad
jego dzie??em.
Jaka?? olbrzymia r????nica miedzy dzie??em
C. Godebskiego
dzie??em Rygiera; jai
/019_0001.djvu
6
K. BARTOSZEWICZ.
o pemniRu,llMry jest, a Ilh
reg0 niema.
Po dziesi??cioletnich, bezkrwawych co prawda,
zapasach opinii z patentowanymi znawcami, obie
-strony wojuj??ce o pomnik Mickiewicza, podpi-
sa??y }Jok??j i podaly sobie przyjazne d??onie. S??-
dziowie, oceniaj??cy modele nades??ane na konkurs
trzeci (i na szcz????cie ostatni zarazem) przyznali
pierwsz?? nagrod?? Godebskiemu, drug?? "Maria-
nowi" Rygiera, - wyrok ten publiczno????, czyli
tak zwana opinia, przyj????a oklaskami. Zapano-
wa??a powszechna zgoda, zdawa??o si??, ??e wszyscy
s?? zadowoleni, z wyj??tkiem mo??e tylko reszty
naszych Fidyasz??w, twierdz??cych, ??e ich modele
by??y lepsze, pi??kniejsze, ??e tylko dzi??ki czarnej
intrydze, protekcYI, korupcyi. serwiliy.mowi, pry-
wacie, czo??ganiu si??, przekupstwu i innym mo-
ralnym brzydotom tej kategoryi, geniusz ich zo-
sta?? zmasakrowany, zdeptany, przybity, zabity,
skalany, po??wiartowany - s??owem nieuznany.
Nikt jednak nie zwa??a?? na rzadkie miny i g??ste
s??owa polcaleczonych rycerzy d??uta, ka??dy si??
cieszy??, ??e nareszcie, nareszcie, po tylu latach,
tylu protestach, konkursach, posiedzeniach i pro-
tok????ach, broszuraeh i artykulach, stanie pumnik
wieszcza, wykonany podlug jednego z nagrodzo-
nych model??w.
Ba! w??r??d tej rado??ci zapomniano o istnie-
niu komitetu. Potw??r ten mia?? g????w kilkadzie-
si??t, a w ma??ej zaledwie ez????ci tych gl??w zwoje
m??zgowe spe??nia??y nale??ycie funkcye im wyzna-
czone. Zamiast wi??c przyst??pi?? do uko??czenia
dzie??a, na tak szcz????liwej b??d??cego ju?? drodze -
bo?? by??o wszystko: zgoda, modele i pieni??dze, L_
k0mitet ni???\yiadomo sk<:td, pOl'O i rllaczego, po-
stanowi?? rozwi??za?? si?? (\y Galicyi zwi??za?? co??
bardzo trudno. za to rozwi??zania id?? jak po ma-
??le) i odda?? dyktatorsk?? w??aclz?? (do czego nie
mia?? prawa) jakiemu?? kOlllitetO\yi pi??ciu. Dla
u??wietnienia swej bezmy??lno??ci doda?? jeszcze
moritnrlts, ??e dyktatoronl wolno przemaza??
wszystko co si?? sta??o i zacz???? rzecz ub ODO.
Zacz??to wi??c od jajka, kt??re, jak si?? oka-
zaJo by??o ca??kiem... zm??cone. Plac ju?? zosta??
wybranj, uchwalony ostatecznie i nieodwo??al-
. n i e, (brzmienie uchwa??y) na wniosek Zyblikle-
wicza, - dyktatorzy t
'mczasem zacz??li go szu-
ka?? na nowo. Ku uciesze wsze??kiego drobiu ludz-
kiego, a smutkO\yi funduszu pomnikowego, skon- .
struowano model drc\yniany i obwo??ono go na
k????kach po mie??cie. Po hnraganie ??miechu, opi-
nia wygwizda??a aktor??w-dyktator??w. Nawet Sien-
kiewicz rzuci?? S\YC s??owo na szal?? zdrowego roz-
. s??dku. Z\"yci????y?? on IW raz ostatni...
Od tej chwili opinia, kt??ra ratowala wci????
spraw??, zamilk??a ca??kiem na lat par,:, czy to
strudzona, czy zniech??eona.W to graj dyktato-
rom, a raczej dyktatorowi, kt??rym by?? pewien
hrabia-estetyk, a \Y rzeczywisto??ci ani hrabia,
ani mecenas, ani estetyk, bo wszystkie te tytu??y
* ??YCIE *
otrzyma?? jedynie z wszechw??adnej (co prawda)
woli reporter??w dziennikarskich (bogaty, a wi??c
musi by?? hrabia, skupuje fotografie, a wi??c
estetyk, daje przyj??cia, a wi??c mecenas). Dykta-
tor ten, a zarazem inicyator owego obwo??enia
modelu dre\ynianego po mie??cie, os??dzi??, ??e po-
mnik pod??ug projektu Godebskiego b??dzie koszto-
wa?? najmniej 200.U(lO z??r" to jest dwa razy tJle
ile by??o w kasie komitetu, - a wi??c o wyko-
naniu go nienIa mowy, a trzeba wzi???? pod
uwag?? jedyni!" projekt Rygiem. .W??wczas Godeb-
ski o??wiadczy?? publicznie, ??e bez wzgl??du na
koszta, got??w jest postawi?? pomnik wed??ug na-
grodzonego modelu za sum??, b??d??c?? w posia-
daniu komitetu. Na takie dict/llH, nie-hrabia,
nie-mecenas i nie-estetyk nic nie odpowiedzia??
i zacz???? trakto\Ya?? z p. Rygierem. Nagrodzonego
"Marjana" pan hrabia nie-hrabia nie chcia??, nie
chcia?? te?? ??adnego z projekt??w Rygiera, nagro-
dzonych lub odznaczonyeh na poprzednich kon-
kursach, - wybra?? projekt najgorszy, najbanal-
niejszy, - a od czego on estetyk, aby nie mia??
odr??bnego zdania ocl plebsu i znawc??w! Opinia
miltza??a.. .
Pan Rygiel' \ni???? si?? do roboty po spisa-
niu kontraktu, kt??ry na\yet w??r??d lud??w nie-
maj??cych jeszcze pi'a\ya pisanego, wzbudzi??by
os??upienie. By?? to taki kontrakt, kt??rego nie
by??o, bo ??aonej mocy pra \ynej nie posiada??. Do????,
??e p. Rygiel' zacz???? zwozi?? glin?? i lepi?? figury.
Co prawda zazdro??ci?? mu nie by??o mo??na. Ka-
zano mu g??ow?? Adama wykr??ca?? to na lewo,
to na pn1\YO, to podnosi?? j?? do g??ry, to zni-
??a?? na d????. Jeden znawca m??wi??, ??e trzeba obli-
czu nada?? wi??cej powagi i zadumy, drugi prze-
ma wia?? za prostot??, trzeci domaga?? si?? natchnienia.
Rygierzysko poci?? si?? i poci??, a?? wyjedna?? sobie
(wbrew \yyra??nemu brzmieniu kontraktu) prawo
opuszczenia Krakowa i przeniesienia si?? do
Rzymu.
:Mija?? rok nie by??o nic s??ycha?? o po-
mniku. Tyle?? bylo s??ycha?? i w p???? roku p????niej.
Powsta?? tak zwany w teatrze szmerele 'Vreszcie
p. Rygiel' og??osi??.
;e pomnik lUt pewno ustawi
w pa??dzierniku. Nadszedl pa??dziernik - p. Ry-
giel' przysi??ga?? si??, ??e rzecz n i e o d w o ?? a l n i e
b??dzie gotowa na stYCZefl. Nadszed?? stycze?? -
pan Rygiel' dawa?? s??owo honoru, ??e uporze si??
w marcu. Kjpdy marzec zawita??. pan Rygiel' na-
des??a?? najhonorowsze s??owo honoru. ??e Krak??w
ujrzy pomnik w maju. I tak przechodzi??y z ko-
lei trzy razy wszystkie pory roku, a pomnika
jak nie by??o, tak nie by??o.
Nareszcie stan????
Zrzucono przykrywaj??c??
go bud?? i nar??d literalnie zglupia??. Opinia otwo-
rzy??a ze zdumienia usta i zamkn???? ich nie mo-
g??a -:- ko??i
szcz??kowa wyskoczy??a z panewki
sta\yO\vej. Nareszcie usta opinii przymkn????y si??,
i na obliczu jej ukazal ,;i?? u??miech. Z u??mie-
dm odlecia??o II i IJOzosta?? ??miech, arcy-??miech
nad-??miech, kt??ry ".strz??sa??, posadami Sukien-
nic i ko??cio??a 1Lujackiego. Smieli si?? wszyscy:
demokrata i arystokrata, stal1czyk i libera??, pan
Nr. 2.
i ch??op, ??yd i antysemita. Takiego Mickiewicza
??aden z nich przedtem nie widzia?? - i da B??g
nie zobaczy. Powsta??a ca??a falanga poet??w-hu-
moryst??w, pisz??cych wiersze pod natchnieniem
figury Adama. Wreszcie ??miech usta?? - roz-
pacz buremi skrzyd??ami uderza??a o z??om gra-
nitu pomnika, nad rynkiem krakowskim zawis??y
czarne chmury z??orzecze?? i w??ciek??o??ci. "Ukrzy-
??owa?? ich!" wo??a?? t??um roz??arty, a na ten krzyk
cz??onkowie komitetu szukali schronienia w Smo-
czej jamie. Hrabia dyktator nie uciek?? wprawdzie
na Prag??, ale do s??siaduj??cej z ni?? Warszawy
- i ju?? si?? wi??cej nie pokaza??.
Pan Rygiel' zdecydowa?? si?? rzecz naprawi??,
pomnik przerobi??, bo by??y jeszcze pieni??dze
w kasie komitetu. Mija?? rok - nie by??o nic
s??ycha?? o pomniku. Tyle?? by??o s??ycha?? i w p????
roku p????niej. Powsta?? tak zwany w teatrze szme-
rek. .Wreszcie p. Rygiel' og??osi??, ??e pomnik na-
pewno ustawi w pa??dzierniku. Nadszed?? pa-
??dziernik... (Dalej prosz?? przeczyta?? jak wy??ej
przedostatni ust??p a?? do kOllca).
Powt??rzy??a si?? wi??c co do s??owa historya
czterech lat poprzednich, z t?? r????nic??, ??e ju??
teraz p. Rygiel' nie og??asza nawet nieowo??a-
l n y c h t e l' m i n??w. Od czasu, kiedy ostatni
termin wyznaczy??, wydano i uko??czono cztery
wojny, z tych jedn?? powa??n??, bo europejsk??,
rozwi??zano i zwi??zano parlament austryacki. ks.
Stoja??owski by?? wykl??ty i odkl??ty, w Petersburgu
go??ci??o dw??ch cesarzy i prezydent republiki, kr??l
syamski objecha?? ??wiat ca??y, kr??lowa vViktorya
rozpocz????a i ukOllczy??a sw??j jubileusz, zawarto
przymierze francusko-rosyjskie, Nansen zbli??y??
si?? do bieguna p????nocnego, ju?? na sto w Kra-
kowie zawartych w owym terminie ma????ellstw,
pi????dziesi??t doczeka??o si?? potomstwa, - a po-
mnika jak niema, tak niema!
??art na stron??. Mo??na by??o uspra\yiedliwia??
w tem i owem pana Rygiera i t??omaczy?? jego
op????nienie si??. Ale wszystko ma koniec - ma
go i cierpliwo????. To co teraz robi, a raczej czego
nie robi p. Rygier, to ju?? nie drwiny, to ju??
nie brak dobrej woli -- to ju?? prosta bez-
czelno????!
Innej nazwy na to niema! Ale jak?? nazw??
da?? temu co robi, a raczej znowu, czego nie
robi komitet pomnikowy. Szukam wyrazu -
i znale???? nie mog??.
Ale??, moi panowie kochani - sto trzydzie-
??ci tysi??cy z??o??y?? nar??d (i to ludzie biedni, bo-
gaci worki zamykali) i wy??cie wzi??li sami te pie-
ni??dze (bo wam na wet ich nie dano), wydali
je prawie w ca??o??ci i nie zdajecie nawet sprawy,
co si?? dzieje z tem, co za owe 130 tysi??cy na-
by?? miano. Kiedy dostarczono wam towaru po-
d??ego, n??dznego, - wy??cie go przyj??li z lekko-
my??lno??ci?? nie do-darowania, a kiedy oszukany
og????, zawi??d??szy si?? na pe??nomocnikach, kt??rzy
powtarzam, sami. nam si?? narzucili, za????da?? na-
prawienia zadanej mu krzywdy, wy??cie si?? znowu
sami tego zadania podj??li. Wi??c powiedzcie jak
je wykonali??cie, - powiedzcie co robicie i co
dziesz ?
tir __ Nic. Pobrali siQ; tej samej nocy jeszcze
ona si?? zastrzeli??a. Hankiem przy trupie znale-
. ziono jego, wp???? ob????kanego. P????niej on odje-
cha??, a od teg'o czasu ca??y umeblowany "hotel"
jest do wynaj??cia. }ly??my przypadkiem tylko
trafili na to mieszkanie.
I \yy tu wytrzymaeie? l ty Hugo?
Dlaczeg'o?? nie?
.Jabym tu i dnia nie \yytrqma??a!
Dlaczego?
Ach, jabym si?? tak bala, tak bala!
Eh, g??upstwa! - ??mia?? si?? :Marinus.
Ale Ninette ju?? wstawa??a.
- Odchodz?? ju??. Musz?? dzisiaj...
Spina??a futro, patrz??c w lustro, poprawia??a
blond w??oski nad czo??em, kapelusz.
Gdzie m??j mufek ?.. Aha... Adieu, od-
chodz??.
Czemu si?? tak spieszysz, Ninetto? - py-
ta?? Hugo.
Patrzy??a nml z radosnym u??miechem; cie-
szy??o j??, ??e to m??wi??.
,- Musz?? i????, naprawd??, dzi?? musz?? i????...
powinnam by??a raczej ju?? dawno i????... Zejdziesz
ze mn?? na d?????
- Na d????? Dlaczego?
Sta??a zak??opotana.
-- Prosz?? ci??, zr??b mi to... Ten... ten wasz
portyer patrzy na mnie zawsze z tak?? nienawi-
??ciq. Rtnlzo nm si?? niepodoba, ??e ja tu przy-
chodz??... Prosz?? ci??, b??d?? tak dobry.
Hugo wstaL
Odprowadzisz? - pyta??a Ninette.
- Ale?? i owszem, bardzo ch??tnie.
- Adieu, t??usty nied??wiadku!
vVstrz??sn????a r??k?? Marinusa i szybko wy-
bieg??a. Jak dzieci?? zbiega??a po w??skich schodach,
Na ni??szych pi??trach by??y one szersze. Na
wielkich schodach frontowych ze z??ocon?? balu-
strad?? i por??czami z niebieskiego pluszu zdj??to
chodnik. Drzwi do pustych pokoi sta??y zam-
kni??te.
- Nie t??dy na d????, Ninetto! Wielka brama
Za-??l1Imi??ta. - Wskaza?? jej ma??e, tylne schody.
- :??Iin??li??my ju?? ich pokoje sypialne?
szepta??a Ninette.
O ju??! Te s?? na drugiem pi??trze.
- vVi??c to si?? tam sta??o?
- My??l??. ??e tam. Boisz si?? Ninette?
Przechodzili ko??o lo??y portyera. Poda??a mu
r??k??, nie mog??a przecie?? go uca??owa?? wobec twa-
rzy portyera w okienku.
B??d?? zdr??w, m??j ma??y! Kiedy przyj-
Nie wiem, wnet.
Czy mnie ju?? nie kochasz?
Ale??, sk??d??e przypuszczasz...
Wi??c przyjd??-??e. Wiesz, jak ci?? kocham.
Jeste?? tak delikatny, tak mi??y, jak baranek. Adieu!
Adieu. Ach, jak si?? sp????ni??! Adieu!_
Otworzy?? jej drzwi; wybieg??a w zapadaj??cy
mro??ny wiecz??r. Niespodzianie dolecia??o jeszcze
jego uszu:
- Bo??e! Bo??e !... m??j Bo??e !...
lI.
Hugo, wroClWSZY na g??r??, zasta?? Marinusa
ju?? zag????bionego w pracy; drzwi do jego pokoju
sta??y szeroko otwarte, a lampa o??wieca??a sno-
pami ??????tymi papiery, ksi????ki i dzienniki rozsy-
pane po stole. Marinus siedzia?? pochylony; n&
ma??em ciele wielka, niezgrabna g??owa. Posta??
Marinusa w popielatej, flanelowej koszuli z kra-
watk??, zawi??zan?? jak sznurek, mia??a w sobie
co?? dziwnie lekcewa????cego, nieporz??dnego. A i po-
k??j w najwi??kszym by?? nieporz??dku; na ??????ku
/020.djvu
Nr. 2.
zrobicie, w jaki spos??b ju?? raz za??atwicie t??
spraw?? bolesn?? dla narodu, a dla was tak upo-
karzaj??c??...
Pomijaj??c cze???? dla wieszcza, idzie tu jeszcze
o pieni??dze. Wszak nar??d 130 tysit;cy w karty
nie wygra??, nie znalaz??, ani w spadku nie otrzy-
ma??. To grosz ci????ko zapracowany i jeszcze ci??-
??ej zlo??ony.
Ale komitet milczy i milczy. Opowiadaj??
tylko, za co nie bior?? odpowiedzialno??ci, ??e p.
Rygiel' wbrew uchwale zn??w co?? przed rokiem
wy??ebra?? z tych pieni??dzy, kt??rych resztki tu??aj??
si?? po kasie komitetu.
Czy to prawda? A zreszt?? mniejsza o to
czy to prawda! Ale co teraz robi??, co pocz????
aby oszcz??dzi?? dalej og????owi tego wstydu, na
jaki go narazi?? p. Rygiel' z komitetem?
Nie wierzymy ju?? ani p. Rygierowi, ani
komitetowi.... Tyle razy si?? sparzyli??my.
Najlepiej mo??e by??oby powo??a?? nowych
ludzi i nowego rze??biarza - oraz rozpisa?? nowe
sk??adki. Je??eli ja??ni panowie zdo??ali o miedz??
od nas zebra?? milion rubli na cel problematy-
cznej warto??ci - to?? przecie mogliby znale????
w Galicyi 20.000 na cel narodowy. W tydzie??
by si?? t?? sum?? zebra??o, gdyby by??a dobra wola.
Wszak te sfery narobi??y ca??ego "bigosu" -
niech??e go zjedz??.
Ale nie szukajmy w tych sferach ofiarno??ci
bo spotka??by nas gruby zaw??d. Gdyby to sz??o
o wy??cigi! - w jednym dniu przed trzema laty
sto tysi??cy na nie podpisano.
Niech dadz?? znowu ci, co daj?? na Bial??,
na Cieszyn i wszelkie cele publiczne. Niech po
koronie z??o??y si?? inteligencya biedna, niech po
kilka re??skich da inteligencya zamo??niejsza.
Zostawmy wreszcie ca???? podstaw?? pomnika,
a cho??by nawet z owym chudym "patryo-
tyzmem" - niech tylko figura Adama zostanie
zmieniona. Niech nie b??dzie arcydzie??em (arcy-
dzie?? na zam??wienia si?? nie robi) - niech b??dzie
prost??, naturaln??, niech przynajmniej nie budzi
wstr??tu i nie zakra,,-a na karykatur??.
20 tysi??cy na to wystarczy. Caly taki po-
mnik, jaki stoi pod bud??, mo??na mie?? za (:50
tysi??cy - a kosztuje dot??d oko??o 13U.
Niech ju?? raz b??dzie koniec z pomnikiem,
kt??ry stoi a nie stoi, kt??ry jest, a kt??rego niema.
Zreszt?? to sprawa publiczna, a wi??c publi-
cznej wymaga dyskusyi.
Otwieram j??. Kto si?? zapisze do g??osu?
Ka.zimierz Bartoszewicz.
* ??YCIE *
Kie m??dlcie si??
Nie m??dlcie si?? wy za mn??, tu moil????w nie potrzeba,
Bym jeszcze m??od?? piersi?? odetchn???? m??g?? g????boko,
By duch m??j ??mialy, dzielny unosi?? si?? do nieba
l stamt??d ku swej ziemi mi??o??ne zwraca?? oko.
Je??elim ja nie zamar??, je??eli to mo??ebne,
l\Iusz?? si?? jeszcze zbudzi?? jak ogie}l w ??onie
ska??,
l wulkaniczn?? pie??ni?? w krainy szl??c podniebne
Wypowiem b??l wulkanu i piersi ludzkiej sza??.
??ycia mi tylko dajcie! Dajcie szerokie pole
l drobnych trosk codziennych zerwijcie tward?? sie??;
Pu????cie w ??wiat, gdzie na czo??ach my??li si?? skrz??
sokole,
By d??wign???? trud olbrzymi, co?? kocha??, czego??
chcie??!
vVtenczas ja sam powstan?? i wstrz??sn?? mem
wezg??owiem
I jak pot????ny mocarz d??wign?? poezyi ber??o,
l wspollinie?? si?? przesz??o??ci oprz??d?? z??otog??o-
wiem
I ku przysz??o??ci b??ysn?? zakl??t?? pie??ni per????.
Gdy cier}] na drog?? padnie - ja cierni nie poczuj??;
"\V spi?? twardy si?? zamieni?? od skroni a?? (lo st??p,
Lud caly zamkn?? w lono, z ??ez jeg'o broi] ukuj??
Zwyci??zk?? - lub zwyci????on jak g??az zalegn??. gr??b.
Straszne?? te g??azy grob??w, ??ywych pokole}]
zmora,
Cho?? wielbi je artysta, dla sztuki pe??en czci;
vVszak znacie b??l kamienny, b??l stl'aszny gla-
djatol'a,
Kt??ry przez wieki wola: "O Romo, ha}]ba ci!
Ja znam sam tylko jeden mej duszy g????bie ciemne,
I skal?? meg'o g??osu i d??wi??k mej lutni strun;
\Vy macie tylko krater, gdzie ognie wr?? podziemne,
Lub granit pokre??lony znakami tajnych run.
K??dy?? snem gTanitowym sfinksy ??pi?? w??r??d pu-
styni --
l ja ??pi??. - O nie bud??cie! ,h@IBm jest czu??,
??e?? py??:
Je??li przyjdzie g'odzina - w duszy si?? cud
uczyni,
l orze?? moc poczuje, by si?? lm Niebu wzbi??.
Lecz je??li b??l przebyty to serce ju?? spopieli??,
Je??li po skarbach pi??kna zosta?? nadgrobny g??az
Gdyby s??uchano z g'??ry - b??aga??bym si?? o??mieli??:
"Zaga?? skr?? mego ??ycia, z??Jli?? znicestwienia czas!"
Ii??sk lit.
A. l??l
ski.
porozrzucana po??ciel, na meblach kupki popio??u
z cygar, papiery, cz????ci ubra??. VV tem wszyst-
kiem by??o co?? niemi??ego, co??, co zaraz m??wi??o
o ci??g??ej nerwowej pracy.
- Nie wychodzisz? - pyta?? Rug'o.
- Nie, musz?? doko??czy?? fejletonu. I tak
op????ni??em si?? z jego oddaniem; a potem mam
jeszcze stos list??w do pisania.
- Kiedy?? b??dziesz jad???
- Mo??e wcale nie, nie mam czasu, chyba
p????niej, wieczorem...
Rugo wyszed??, zamkn???? drzwi, ????cz??ce ich
mieszkanie - ta wieczna pisanina jego przyja-
ciela zaczyna??a go nudzi?? - i wyszed?? na
balkon. Atmosfera w pokojach, gdzie wci????
palili, by??a tak duszn??, gniot??c??. Ale za chwil??
wr??ci??; na dworz6 by??o za zimno. Niespokojnie
zacz???? chodzi?? po pokoju tam i napowr??t, na-
reszcie zamkn???? drzwi do galeryi, siad?? przy
stole i z niemym smutkiem zapatrzy?? si??
w pustk??.
Pok??j by?? niski, szeroki, kolisty. o kilku
, oknach.
Marinus i Rugo pokupili na licznych licyta-
cyach meble d??bowe i perskie dywany, azeby
sobie na czas pobytu w Pary??u przyjemnie
mieszkanie urz??dzi??. VV gruncie rzeczy nie byli
oni znowu tak zaprzyja??nieni, a ich stosunek
wyp??ywa?? raczej z ch??ci wygodnego urz??dzenia
sobie ??ycia, ni?? z prawdziwego uczucia. Cz??sto
przeciez ??yli obaj przez d??u??szy czas ka??dy dla
siebie, nie troszcz??c si?? jeden o drugiego.
Marinus pisywa?? wiele; niegdy?? debiutowa??
dwiema powie??ciami, utworami szczerego, a sub-
telnego artyzmu - (artyzm ten drzema?? pod
jego sk??r??. Brudnem g??siem pi??rem pisa?? zdania
delikatne i kunsztowne jak saska porcelana). -
Po tym debiucie upojony niespodzianem, nieby-
wa??em powodzeniem rozpocz???? pisa?? wiele i lekko,
pisa?? dla pieni??dzy.
Technik?? pisarsk?? posiada?? w wysokim
stopniu. Wi??c i teraz w jego choatycznym i
powoli banalizuj??cym si?? stylu znajdywano je-
szcze gclzieniegdzie resztki niepospoJitego talentu
migoc??ce i wyskakuj??ce, jak ma??e ogniki; sze-
roka publiczno???? lubi??a zawsze jego spos??b
pisania. Stale opracowywa?? Marinus. wielki fej-
leton dla jednego z indyjskich pism, opr??cz
tego pisywa?? jeszcze w wielu, wielu innych.
Zarzuca?? pisma kartkami swoich manuskrypt??w.
,Ale swojej pracy juz nie kocha??;' w pami??ci
i w duszy mia?? tylko dwa pierwsze utwory.
'.
'
'
:' ,'.--.;.' ,
,'\" "
I-'
, .......,
,... ..
.' '..','
" ':
\.. ',"
, \,
" . ' "
"<>" ..\
,.,
\, . \
,.,.. .
\
:
;
, i
:.< '
l.
.." :-
t)
, ,
"" :.o[..
.: f
- . .!
.
"...
vI
<";' '
,; j
',j.
t
'''
l; :'::',
,
' ,',
;'f ....
\
JI"! ,'"
.d
, \;'I\\Ci:'
r
1l!' !.
{\!
j
"'.i
. \ 4 " l,
r ,'
,\ .
. < 7-t
' \ ' J
;(\: r'
??:,
" /lJ,;. ,
."
'pl
, . \ .
i'
--- I
.'. ".
,... .\'\""
t.f>.
. '..
I,
o'
I ...<'
. \
,t
)
r
I
I
i. -
"l
\\:
..p'
"O
. '([ I '
)1
l ' .
-.""
' ',!',
t. ',\l
, .'
1......\ .
..
. \
.; \, ..
j,
, '\
! ,-
:'
-40"1. 1
l - _, -l
"
'.1
,t. .
't
,
"SKA??A NIOBID??W"
RYSOWA?? STANIS??AW WYSPIA??SKI.
7
:,'
f;;:
, I
,...!. ,
" !
1
i : "
O!.
'Ii
\
' \ ' '
- I.'
.
. .
IL . ..;".
(
': ,{
. :;.
.
.'
\, '
,"\ I
" '
" ;....... ,
':-.
, "
"l. .
.};\ '
\j
{
\ ..
. 1 '
:' .
,:\" "
,j\
-',
o;
J
,
I
\.'
:
I
'Ift: , . 1
1\',
J ?? . ..
,.
"
L1
\ . !
/021_0001.djvu
8
TEATR.
- -
-,OS -- \\
...1}.ROTOCHWILA.
, ,- ._ "", .. '(' J
,,'
'-:'Widqieii??my w ubieglym tygodniu dwie
\ -??-iQ\""??! fu,rs}' na scenie krakowskiej: }>Na cel do-
"broczy-??iny?? pp. Blumenthala i Kadelburga oraz,
,,\Vesele Fonsia?? Eyszarda Ruszkowskiego. Ba-
wili??cie sie? No to dobrze. Krotochv.,rila wido-
cznie nie" chybi??a swego celu dobroczynnego
i wesele panowa??o w??r??d \Vas. Bo wy macie
dobre serce, kt??re iatwo poruszy??, byle autor
raz konceptem ruszy!. Gdyby??cie jednak byli
nieco twardszego usposobienia} toby tym razem
nie tak g??adko posz??a sprawa owym krotochwil-
nym kompanionom. I niemiecka i polska farsa
przedstawiaj?? si?? jako ci????kie machiny, kt??re
nie ??atwo w rUc!l wprowadzi??, gdy?? k????ka, tryby
i spr????ynki, wzi??te ze sk??adu starych rekwizy-
t??w teatralnych, z mozo??em jeno przez zr??cznych
majstr??w sklecone sa w jaka taka sceniczna ca-
??o????
ie jestto >}czy
ta'< ro"bota," - \Vszal{??e??
i farsa wymaga jednolito??ci w pomy??le i w to-
nie, a brak tego warunku, povvik??anie motyw??w
najgrubszej, najpolitszej farsy z motywami po-
wa??nej komedyi, ??wiadczy o nielogiczno??ci este-
tycznej autora. Zarzut ten odnosi si?? do obu
nowo??ci. Pewne sceny zakrawaj?? na ust??py
z komedyi obyczajnej, inne natomiast ra???? try-
wialno??ci?? i p??askiem dowcipkowaniem. Ca??o????
nie mo??e by?? smaczn??, Pominiemy tu wszak??e
produkt niemieckiej fabryki, bo Cl)?? nas to wresz-
cie obchodzi, jak si?? w Berlinie fabrykuje Erbs-
wurst teatralna na u??ytek dobrodusznych oby-
wateli-widz??w. - Z obowi??zku musimy jednak
zwr??ci?? uwag?? na sztuk?? \vybornego aktora
R Ruszkowskiego. Aktor, gdy czuje w sobie
poci??g do pi??ra, niewf1tpJivvie sztuk?? S\\'oj??
uczyni sceniczn?? i kolegom nastr??czy do???? spo-
sobno??ci do okazania zasob??w kunsztu drama-
tycznego. ??\V esele Fonsia?? obfituje w zabawne
sytuacye i w charakterystyczne postaci; sytu-
acye s?? bardzo znane, typy ??drzwiamy i oknamy<'
wcisn??ly si?? odda"vna do naszej komedyi i farsy.
Samo za??o??enie jest par ('y:cellence farsowe,
w dalszym cif1gu akcya przybiera jednak nie-
raz zakr
.j komedyi. Charakterystyka postaci
opiera si?? przewa??nie na u??yciu pewnych sta-
??ych zwrot??w, \v??o??onych w usta aktor??w. .-\Ie
figury te s?? swojskiego chowu, s?? tak nasze,
??e sympatyzujemy z nimi, z takim Mrozikiem
i Ogonkowskim, Tylko w skre??leniu figury nie-
do????gi Fonsia przesadzi?? autor; pod koniec sztuki
trzeba go nam by??o przedstawi?? bardziej m??-
skim i inteligentnym, je??li mamy si?? zgodzi??
na jego mal??e??stwo. Trzebaby te?? poskraca??
porz??dnie dyalogi i przyspieszy?? tempo, a rzecz
zyska wiele. Podnie???? tu nale??y za to przyzwo-
ito???? Fonsia; w podniesieniu tej zalety wyr??cz??
mnie jednak koledzy moi krakowscy, kt??rym
dobro panienek bardzo le??y na SerCll.
Tak czy owak wi??c - wy??cie si?? ??miali.
* ??YCIE *
o farsie ni
powinno si?? mowlc inaczej jak ze
??miechem. Smiechjest dobry, ??miech jest zdrowy,
a kto si?? ??mieje, ma widocznie racy??.
\Vspomnie?? mi nale??y o wsp????pracowni-
kach, kt??rym p. Ruszkowski zawdzi??cza lwi??
cz?????? sukcesu. Aktorzy starali si?? wszelkiemi
si??ami o powodzenie sztuki i dopi??li celu. Po-
dziwiam niezr??wnane bogactwo i inteligency??.
w charakterystyce p. Solskiego, kt??ry w ka??dej
roli jest inny, a w ka??dej znakomity. P. Roman
szerok?? komik?? budzi?? co chwil?? ??miech, i ach,
za spraw?? tego nieszcz????liwego m??odzie??ca ca??y
szereg frazes??w utar?? si?? ju?? mi??dzy dobrym
ludkiem krakowskim. Pani Siemaszkowa pe??na
werwy, p. Siemaszko jako rz??dca starej daty
i ca??y ansambl - wszyscy byli dobrze uspo-
sobieni. - Mieli??my tak??e debiut. Panna Przy-
by??k??wna z \Varszawy wyst??pi??a w },vValce mo-
tyli" Sudermanna w roli R??zi, naiwnego pod-
lotka, a nast??pnie jako spokojna \Vanda w ??\\1 e-
selu Fonsia<,. S??odka twarz o pi??knym profilu,
przyjemny g??os, rutyna sceniczna, inteligencya -
oto zalety nowej artystki teatru krakowskiego.
Brak jej wszak??e mo??e wyrazu i werwy. Ale,
w roli kt??ra wymaga spokoju, bardzo dobra.
Takie wra??enie odnios??em na razie z sympa-
tycznego debiutu artystki, kt??ra niew??tpliwie
po????danym jest nabytkiem dla naszej sceny.
L. Sz.
Teatr lwowsld.
"Zwyci????ony", dn/1/wt 10 cztent aktach d}.a TfTlarlyslawa
Rabskiego.
Ten "dramat poznm1ski" nie ma pretensyi
by,. dzidem sztuki, ale poprostu hroui?? agita-
cyjn??, polityk?? z obozu post??pO\Yego przeciw po-
litykom z obozu konserwatywnego, a przet??oma-
czyw;:;zy rzecz na j??zyk dziennik??w wielkopol-
skich: "ludowea" przedw zwolennikom "partyi
dworskiej". Rzecz prosta, ??e w takieh warun-
kaeh mo??na m??wi?? tylko o uscenizowanym ar-
tykule agitacyjnym, w kt??rej to materyi p. Rabski,
jako bardzo ctalentowany dziennikarz, jest nie-
zawodnie faehowcem. "Zwyci??zony" jest skom-
binowaniem dWltch rodzaj??w walki: politycznej,
tocz
!cej si?? o mandat poselski i o przesuni??cie
w??adzy z r??k szlacht.y w r??ce demokracyi, oraz
psychologicznej, kt??ra rozgqwa "i?? na t.le tam-
tej. lllteresowa?? mo??e nas przedewszystkiem ta
druga, a raczej mog??aby nas interesowa??, gdyby
- autor nie okaza?? si?? w swoim dramacie nami??-
tnym politykiem i gdyby kwestya mandatu po-
selskiego w sztuce niepoch??ania??a go tak da-
lece, ??e dla niej wyczerpa?? swoje si??y i zostawi??
juz tylko okruchy dla tego, co wi??cej warte,
g????bsze i mniej chwilowe. "Aktualno??{:" zabi??a
sztuk?? p. Rabskiego, zanim to zdo??a??y zrobi??
literackie b????dy tego utworu, kt??re swoj?? drog??
s?? bardzo zasadnicze. Azeby przedstawi?? silne,
??ywe, nie??miertelne uezucia duszy ludzkiej, trzeba
by??o wprz??d wprowadzi?? na scen?? ludzi, konie-
cznie ludzi, nie manekiny. A tego p. Rabski nie
Nr. 2.
zrobi??. Jego "dumny". hrabia, sprzedaj??cy ma-
j??tek komisyi kolonizacyjnej, jego sztywny, wy-
zi??b??y i wstr??tny hrabicz, kt??ry szuka zony i ku-
puje za got??wk?? "zaufanie ludu", jego radykalni
dziennikarze, a nawet dzi\'.'na hrabianka, znaj-
duj??ca w sobie do???? si??y do wall,i z moralno??ci??
salonow??, to wszystko, s?? niestety. t.ylko martwe
figury z dre\ynianenii cz??onkami, reprodukuj??ce
w??o??one in} w usta, umiej lub wi??cej szablonowo
zredagowane tyrady. Publiczno???? lwowska: " przy-
j????a sztuk?? ch??odno", jak brzmi?? biuletyny re-
cenzyjne. Naturalnie toby by??o naj mniejsze nie-
szcz????cie, a w??a??ciwie ??adne nieszcz,;:??cie, bo "cie-
p??e" przyj??cie ze st.rony tej masy, kt??ra bierze
w sw??j gruby organizm tylko wra??enia ba??"dzo
prymitywne, jest w??tpliwej warto??ci zaszczytem.
R??wnie ch??odno przyj????a utw??r p. Rabskiego
sze??ciog??owa hydra, nazwaha lwowsk?? codzienn??
krytyk?? teatraln??. Ale i jej zarzuty mo??e p.
Rabski bez trudu przebole??, albowiem nad??ta
ta pani nie wiele r????ni si?? w swoim smaku lit,?-
rackim od smaku pierwszego lepszego bankiera
z parterowej lo??y, lub dyurnisty z galeryi. Sta-
rym, utartym, wygodnym zwyczajem wyei??ga
ona ze swoich szufladek m??zgowych szematyczne
miarki, kt??remi mierzy w d??'amacie najg????bsze
rzeczy, jakie sobie mO??na wyobrazi??, a wiQc:
prawdy ??yciowe", konsekwencve charakter??w"
:normaine v budO\
}
", geometryczne proporcy;
aktrJ\Y itp. historye. Ale przedewszystkiem "zdro-
wie!" koniecznie "zdrowie!" Sztuka p. Rabskiego
okaza??a si?? pod tym wzg-I??dem stworzeniem o
janusowej twarzy. gdyz \y ??wietle krytyki kon-
serwatywnej jest naj zupe??niej chor?? ze wzgl??du
na antypaty?? autora do szlachty, za?? w ??wietle
krytyki post??powej zyska??a sohie z tych samych
\y??a??nie pobudek najchlubniejsze ??wiadectwo
"zdrowia". Ach, ci sani tarni znawcy sztuki! Go-
t??wem pogodzi?? si?? ze "zwyci????onym". byle by??
jaknajdalej od tych pan??w, patrz??cych si?? na
pi??kno przez okienko szpitalne...
Antoni Choloniewski,
Z Berlina.
.1[(l1..s
Ha1be: "JJuttel' Enle".
Halhe jest wschodz??cem s??oilcem sztuki drama-
tycznej w Niemczech. Tak przynajmniej twierdzi
jetlnog"??o??nie krytyka berliiIska. ." ,y schodz??ce s??oilca"
w literaturze lllaj?? jl'tlnak t?? w??a??ci\yo????, ??e cz??sto
z miejsca ruszy?? nie mog??. Sta??o si?? tak w??a??nie
z lU. Halbe w jeg"o najnowszym utworze. ,.::\Iutter
Erde" nie przybli??y??a go ani na krok jeden do
uprag"nioneg'o zenitu, nie tllatego, aby Halbe nie
mia?? talentu, lecz
/022_0001.djvu
Nr. 2.
to??ci dzie??a, lecz w??a??nie ich fundamenty filozoficzno-
estetyczne.
Te za?? w sztuce Halbego s?? z??e. Podw??1Jin
trag'iczno??ci dla sztuki swej poszukal Halbe w od-
wiecznJ'm rozd??wi??ku rzeczywisto??ci z idea??em,
w dyssonansie tego, co jest - z tern, co mog'??o
by??. Z??amane ??ycie, zwicllllj??ty talent, zlleptanie
prawdziwego z??ota w pogoni za tah;llig'oldem,
a potem ocknienie... zalJewne jest to temat, kt??ry
mo??na przyodzia?? w sukienk?? tragiczn??, Lecz w tym
szeregu z??udzei1, ci??gn??cym si?? przez pasmo lat i lat,
jaki?? punkt uwa??a?? mu??na i nale??y za tragiczne?
Ocknienie? Chwil?? bolesnego rozczarowania, gdy te-
ra??uiejszo????, jak?? ona by?? mog??a, stanie w ca??ej
pe??ni wobec tera??niejszo??ci, jak?? ona jest?
Ten punkt ""y bra?? Halbe - i wybra?? g'o zda-
niem mojem fa??szywie, gdy?? tragiczno???? tkwi nie
w tej jednej chwili rozczarowania, lecz w szeregu
. lat z??udze??... ,Yidzimy cz??owieka, kt??ry (lat temu
dziesi????, l)rosz?? zauwa??y??) zdecYlluwa?? si?? opu??ci??
ojcowskie progi i zapomnie?? o m??odzieilczej milo??ci
studenckiej, aby szuka?? nowych dr??g w ??yciu, aby
p??j???? za g??osem wewn??trznym, kt??ry okazal si??
zdrallzieckim. Po dziesi??cioletniej niebytno??ci, wraca
do domu, na l)ogrzeb ojca, Sl)otyka dawn?? S"y?? mi-
??o???? przy boku prozaicznego szlag'ona i n a l' a z
(prosz?? zauwa??y??) staje mu si?? zrozumialem, ??e fa??-
szyw?? kroczy?? drog?? w ??yciu. Dawna mi??o???? si??
budzi, lecz przeszkody si?? pi??trz?? nie do zwalcze-
nia - wi??c gin?? uboje.
Bardzo to jest pi??kne i romantyczne. Ale
'dy
przyjdzie zimny, licz??cy si?? z ??yciem i rzeczywi-
sto??ci?? sceptyk i powie: Nieprawd?? jest, aby cz??o-
wiek z takim temperamentem nosi?? lat dziesi???? ja-
rzmo, kt??re mu naraz sta??o si?? tak niezno??nem :
albo je olirazu zrzuci??, albo si?? doi1 przyzwyczai???
A jeg'o pierwsza mi??o????? To?? po dziesi??ciu latach
I1racy na wsi, w??r??d kur, g??si i kr??w, dawno ju??
musia??a zapomnie?? o pierwszych drgnieniach dziewi-
czego serduszka.
??ycie nie czeka, a lat dziesi???? to nie jeden
dzieil. Ono nie spi??trzy??o tych m??k moralnych na-
raz, lecz powoli, w ma??ych dnwkach im poda??o.
Gdy bohater ujrza?? sw?? nieg'dy?? ukochan??, ona I-iama
r????ni?? si?? wielce musia??a od teg'o obrazu, kt??ry si??
pozosta?? w sercu po niej jako m??odej dzieweczce.
Figurajej odwykla od gorsetu, r??ce zgrubia??y i zczer-
wienia??y a g??os sta?? si?? krzyklhyym. Prosz?? mi po-
kaza?? buhatera, kt??rego czucie wobec tych ??lad??w
ubieg??ych lat dziesi??ciu nie spu??ci??oby o trzy pi??tra
z tragicznego tonu, a nie zesz??o w sutereny ci-
chego smutku, a w rezultatem pogodzenia si?? z lo-
sem? Nie by??oby wtedy tragedyi, to prawda, lecz
dramaturgowi nie wolno zapomina?? o tem, ??e ??ycie
wartko bie??y i z??b czasu nawet na piramidach
szczerby porobi?? - a c???? dopiero w sercu ludzkiem!
Po tej mi??o??ci ,,0dgrzewaIwj;; zaledwie ??lady pozo-
sta?? mog'??y, nie za?? nami??tno???? dzika, g'wa??towna...
Kazimier,z Radwctn.
* ZYCIE *
Fizyologia wy??cig??w.
(Z pOllJodn ksi(!,??ki dra JnlialUt Ocho/',j.vic.za).
\V sprawie, nietylko w oczach sportsmen??w, ale
i ekonomist??w bardzo wa??nej, w sprawie reformy
jednpj z najg????wni
jszych ga????zi krajowego g'ospo-
darstwa, to jest hodowli koni i zwi??zanych z ni
!
wy??cig??w, zabra?? g??os znakomity pl-iycholog i przy-
rodnik, dr. Julian Ochorowicz. VV ])racy swoj
j, p, t.
".Fizyologia wy??cig??w w ich stosunku do krajowej
hodowli koni" (Projekt reformy), stan???? on na grun-
cie przyrodnika-obserwatora i polskiego ekonumisty,
przedstawi?? jasno kwesty??: czy wy??cigi w formie
obecnej s?? potrzebne, czy nie, i czy ich WI)??yw na
hodowl?? koni jest dodatni? Na oba pytania odpo-
wiedzia?? przecz??co, wskutek tego narazi?? sobie ca??e
rzesze monokluwych turfist??w z fin de siecle'u, han-
dicaper??w, bookmaker??w, trainer??w i wszystkich
tytu??owanych oraz semickich cz??onk6w J ockey- Klub??w
i hodowc??w-obywateli z zapad??ych ziem.
Reforma wy??cig??w, przekonywujemy si??, jest
konieczn??, w duchu zasad fizyologii i ludzko??ci, a
przeciw rutynie i hazardowi. Nast??pnie poda?? dr.
Ochorowicz gruntowny i powa??nie sformu??owany pro-
jekt reformy i wezwa?? pras??, aby wywar??a nacisk
na kol'a fachowe, dzier????ce w swych ur??kawicznio-
nych r??czkach ksi??g'i praw wy??cigowych. Dot??d w tych
sferach l)rzyj??to projekt oboj??tnie, kilku cyrkowych
sportsmen??w i szuler??w wy??cigowych z szyderstwem
przyj????o wywudy nie-fachowca i nie-sportsmena, a g'??os
dra Ochorowicza zosta?? na razie g??osem wo??aj??
ego
na puszczy, kazaniem fanatycznego kap??ana z bajki
rzucaniem grochu o ??cian??.
'Wy??cigi mog?? by?? illstytucy?? u??yteczn??, o ile
odpowiadaj?? swym celom, to jest u??atwiaj?? o c e n ??
war t o ?? c i koni, wykazuj??, jaki wp??yw na ow??
warto???? maj?? pochodzenie, hodowla, trening, rozwi-
jaj?? w koniach szybko????, ambicy??, odwag??, zr??czno????,
si????, wytrzyma??o????, to jest przymioty fizyologiczne
konia, przygotowuj?? reproduktor??w, kt??reby te przy-
mioty mog??y przekaza?? potomstwu (oczywista nie-
tylko turfuwemu, ale i koniom P0WOZ!)wym i wierz-
chowym), nast??pnie popieraj?? racyoualn?? hOllo\l'l??
w kraju przez odl)Owiednie nagrody i wyrabia.j?? u-
miej??tnych je??d??c??w krajowych...
,Vy??cigi tera??niejsze z celami tymi mijaj?? si??
na ca??ej linii. Na wy??cig'ach \I' zesz??ych wiekach pr??-
bowano przymiot??w koni zaprz??gowych, wierzcho-
wych i my??liwskich. Po])is na wy??cigach nie prze-
szkadza?? im p????niej w pracy u??ytkowej. \V Anglii
wy??cigi wJspecyalizowa??y si?? jako odr??bna instytu-
cya, s??u????ca celom gry, potem zdemokratyzowa??y si??
i sta??y si?? rozrywk?? i interesem wszystkich warstw.
Hodowla wy??cigowa wyodr??bnila si?? jako nowa ga-
?????? przemys??u z przewag?? cel??w gry nad celami kul-
tury. Nowa ga?????? wytworzyla konia pe??nej krwi, to
jest zang'lizowanego araba, zwierze zbytkowne, ner-
wowe, inteligentne, kapry??ne, ambitne, ale przebie-
gaj??ce w jednej sekundzie oko??o 50 st??p! W ten
spos??b wy??rubowano jellen przymiot konia: szybko????
do maksymalnej granicy z uszczerbkiem innych przy-
miot??w, to jest napn-:yk??all sily i wytrzyma??o??ci. Koil
9
zrobi?? si?? szybszym, ale nie sta?? si?? lepszym. Panu-
j??cy dzi?? system wy??cigowy, zaniedbuj??cy si?? i wy-
trzyma??o??ci koni, a pot??guj??cy tylko cl1Y??O????, ka??e
wycisn???? konia, jak cytryn??. St??d pl'Zetrenowanie
lub przeforsowanie koni, st??d wyczerpanie nerwowe
czyli neurastenia. I tu jedn?? z g????wnych przyczyn
jest barharzyilstwo cz??owieka wobec tak szlachetnego
zwierz??cia, jakiem jest koil. Koil pe??nl'j krwi z natury
ju?? ma pasy?? do ??cigania si?? i rwie si?? zawsze do
wy??cig??w, chyba, ??e zazna?? jego cierni pod barba-
rzyilsk?? r??k?? cywilizowanego cz??owieka. Upr??cz tego
na??ladownictwo, emulacya, ambicya wygrania, dzie-
dziczna ll????no???? do przodowania, to s?? bod??ce psy-
chiczne, kt??re nale??y w koniu pe??nej krwi, kt??ry je
ju?? z natury posiada, rozwija?? i wzmacnia??, a bod??-
c??w fizycznych, jak ostr??g i bata, zaniecha??, gdy??
te konia wyczerpuj?? i niszcz??. Najlepsze wy??cig'owce
przychodzi??y llo mety bez bata. Zreszt?? nale??y oszcz??-
clzi?? wirlzom cywilizowanym i ludzkim widoku stee-
plechaser??w oficerskich, przychodz??cych (lo mety z bo-
kami podziurawionymi i zakrwawionymi od ostrogi,
koni dowlekanych do mety batami, wstr??tneg'o wicioku
on.ar chciwo??ci lub pr????no??ci ??mietanki spo??eczeilstwa.
(Dok. nast).
A. Nowac.zY/lski.
Przegl??d przegl??d??w.
W "Tygodniu" dodatku literackim Kurjera Lwowskiego
og??oszono prac?? pani Izy Moszczel\skiej o prasie po-
znal1skiej napisan?? krytycznie i bardzo zajmuj??co. Charakte-
rystyka jest trafna i ostra. Lud polski pod zahorem pru-
skim przedstawia autorka, jako, og??lnie wzi??wszy, bardzo
inteligentny, ale ohok jego spo??ecznego i ubywatelskiego
wyrohienia, spotyka si?? czasem objawy dziwnej w innych
kierunkach ciemnoty. St??d te?? prasa pozna??ska chc??c zdo-
hy?? materjaln.! podstaw?? egzystencji, musi przedewszyst-
kiem uwzgl??dnia?? najliczniejsz.! kategorj?? c z y t aj,! c ej
publiczno??ci, i zniza?? si?? do umys????w ma??o wykszta??conych...
Istotnie pomi??dzy pras,! ludow;!, a pras??, zaspakaj??c?? po
,
trzeby inteligencji niema tam ??ci??le zakre??lonej granicy i by-
??aby ona zreszt?? zbyteczn,!. O ile bowiem poziom umys??o-
wy warstw nizszych jest do???? wysoki, o tyle zn??w t. zw.
inteligencja razi niejednokrotnie mieszkal\c??w innych dziel-
nic kraju zdumiewaj??c?? ciemnot??. Niema umyskwego prze-
dzia??u mi??dzy r????nemi warstwami spo??ecznemi, jest to naj-
wyzej ??agodne stopniowanie, a i to nawet niezawsze. W o-
g??le sztuka my??lenia nalezy w Poznal\skiem do najbardziej
zaniedbanych kunszt??w, gdy?? nietylko ??adnych namacalnych
korzy??ci nie przynosi, lecz cz??sto nawet zgubne skutki za
sob,! poci??ga...
Pisma pozna??skie co do strony literackiej nie licz?? na
wyg??rowane wymagania czytelnik??w i najcz????ciej nie myl??
si??. Zmys?? krytyczny:w tym kierunku jest bardzo ma??o roz-
wini??ty, smak czytaj??cej publiczno??ci bardzo niewyrobiony,
a z drugiej strony i prasa bynajmniej kszta??c??co na czy-
telnik??w nie wp??ywa. Przeciwnie, jedno z drugie m zestawia-
j??c, zauwazy?? mo zna, ze cz????ciej w??r??d og????u zamanifestuj??
si?? jakie?? pod tym wzgl??dem zdrowsze instynkta, a kiero-
wnicy opinii publicznej ??wiadomie luh nie??wiadomi e d,!???? do
u??pienia ich lub wprowadzenia na manowce....
m??gl inaczej. I wtedy pociesza?? si?? my??l??, ??e to
co si?? sta??o jest dobrem -----: w fakcie swego
powstawania - bo inaczej popro_3tu by si?? nie
stalo, i ??e on nie sprofano\yal si?? nigdy, ju??
cho??by tylko dla tego powodu, ??e w nim nigdy
ani my??l profanacyi nie zrodzi??a si??.
Ale przy calem tem filozofowaniu cierpial
on, cierpial niewypowiedzianie. Cierpial jako
artysta, bo chcial w swej sztuce m??wi?? o tem,
co cierpial i kochal ; cierpial nawet w tem, ??e
to cierpienie m??g?? s??owem wyrazi??.
Cierpia??, bo czu??, ??e dusza jego rozprasza??a
si?? w przestrzenie jak li??cie kwiatu, kt??ry wi??-
dnie -- ??e ka??dy mo??e bra?? jaki?? listek w palce
i zgnie???? go dla obserwacyi, potem w??cha??
i m??wi??: to pi??kny listek, albo: to nie tak
bardzo pi??kny listek.
W ten spos??b odbija??y zwierciadla jego
talentu jego bole napowr??t i tysi??ckrotnie, a on
cierpia?? i cierpia?? tak wiele, ??e ju?? swej bole??ci
ukry?? nie m??g??, ale ni?? promienia?? i b??yszcza??.
O jaka?? niewymowna bole???? nie m??dz
w cicho??ci i samotno??ci ci
rpie??, krwawi?? si??
i p??aka?? w mocy opuszczonemu! Ale b??l znosi??
w obec ??wiata, tego ogkrutnie surowego ??wiata,
ale znosi?? artystycznie, pi??knip, jak na scenie.
IV.
Od kilku dni ju?? nie napisa?? Hugo ani
wiersza: w jego duszy zmienia??y si?? nastroje
jak V\' jakiej feeryi, w kt??rej dekoracye zdaj??
si?? same z siebie znika?? i powstawa??, na scpnie
to ma to przepi??kne efekta ??wietlane, a widma
przesuwaj?? si?? i nikn??. Wszystko zmienia??o
i zmienialo si?? w nim, a co?? z tego co bylo
tylko nieuchwytnym g??osem jego duszy, odda??
slowami bylo niemo??liwem. Przebywal ten okres,
w kt??rym ??adne cho??by najwi??ksze wzruszenie
umys??owe uwagi jego nie wi??zilo na czas dlu??szy
i nic go nie pchalo do czynu; czu?? si?? wolnym
od wszelkich kaprys??w 10s1), zdawa??o mu si??, ??e
unosi si?? nad ??yciem realnem, tam gdzie chce.
Za sob?? widzia?? cal?? sw?? przesz??o??(
i wszelkie
wzruszenia umys??owe zapomniane i pogrzebane,
widzia?? wielkie rozlegle cmentarzysko z pi??knymi
bia??ymi grobow
ami i ??nie??no-bia??emi kolumnami
z marmuru Przed nim mglIsta niepe,vna zary-
sowywa??a si?? przysz??o????, jak zamkni<;ty palac
nocy, z przedsionkami ??witu. Czeka?? rozt??sknio-
ny, pragn???? dnia i z lekkiem sercem bieg?? na-
prz??d jak pi??rko podmuchiwane bez woli, bez
oporu; ale dzie?? nie nastawal wcale. Coraz
inne sale pa??acu roz??wietla??y si??, ale pa??ac roz-
p??ywal si?? w niedost<;pnem przestworzu.
Podczas tego peryodu nie cierpia?? ella swej
tw??rczo??ci: ma??o zosta??o dla niego i kolo niego.
Wszystko w nim oczekiwalo czego?? febrycznie,
w napr????eniu.
Pewnego dnia zeszecU na d????. Przyzwy-
czai?? si?? w ostatnich dniach schodzi?? tak, ??eby
m??gl przej???? frontowemi schodami i wm??wil
w siebie, ??e czyni to dlatego, ??e lubi zbytek
i ??e te schody by??y pi??kniejsze od innych. Ju??
na drugiem pi??trze gdzie byly sypialnie, prze-
chodzi?? na inny kurytarz. Spostrzegl otwarte
drzwi i zauwa??yl przypadkiem, ??e portyer wla??nie
pokoje wietrzy?? i czy??ci??. Portyer si?? k??ania??.
Hugo zeszed?? kilka schod??w, ale nast??pnie ule-
gaj??c nag??emu natchnieniu, wr??cil pr??dko, wy-
szed?? na g??r?? i stan???? przed otwartymi drzwiami.
- Czy mog?? panu czem s??u??y??? - zapyta??
portyer.
. M??glbym mo??e ogl??dn???? te pokoje?
- Ale?? owszem, prosz?? pana bardzo,
bli??ej...
Hugo post??pi?? kilka krok??w, przeszed?? przed-
pok??j, portyer odsloni?? zas??ony u okien.
/023_0001.djvu
10
W tern wszystkiem jednak nie ma nic dziwnego. W wa-
runkach obecnych ??aden literat z zawodu w Poznaniu utrzy-
ma?? si?? ze swej pracy nie mo??e, brak w Pozna??5kiem lite-.
rat??w z zawodl1 oddzia??ywa te?? ujemnie na panuj
ce zwy-
czaje i wytwarza dla tych ludzi pi??ra, co si?? przypadkiem
do nadwartallskiej zab????kaj?? stolicy, po??o??enie niezno??ne.
W takich warunkach wszystko, co si?? wydaje, drukuje
i rozpowszechnia w Poznaniu, musi mie?? wy????cznie agita-
cyjny, polityczny charakter. Pr??cz wydawnictw poboznych
i ksi;!zeczek dla ludu, przewa??nie bardzo ma????, posiadaj??cych
warto???? - wychodz?? tam z pod prasy tylko niekiedy bro-
.zury polityczne na czasie - a przedewszystkiem dzienniki,
h??d??ce organami pewnych stronnictw, klas luh koteryj.
Revue des deux mondes zamieszcza w ostatnim numerze
ciekawe socyalno-ekonomiczne studyum o spo??ecznej ewo-
lucyi wsp????cze5nej Rosyi. Autor A n a t o le L e r o y-B e a u-
l i e u wykazuje, ??e Rosya ju?? w kr??tkim czasie h??dzie prze-
chodzi?? te same socyalne burze, kt??re wstrz
saj??, obecnie
reszt?? kulturnego ??wiata. Dowody na poparcie tego twier-
/024_0001.djvu
Nr. 2.
Pani ??empickiej portret Austena bardzo ??mia??y. Pi??kna
g??owa o melancholijnych oczach, regularnych rysach i ty-
powej br??dce cyganeryi malarskiej paryskiej, odskakuje od
t??a, wyraz twarzy i oczu uchwycony znakomicie. Wog??le p.
??empicka da??a" udatne rzeczy. Jej babcie s??, tak s??dziwe, ??e
staj?? si?? jej specyalno??ci??. Dziewczynka chora, le????ca na
futrze, prawdziwa w ruchu, przy tern choroba, os??abienie, wy-
ciel1czenie s?? silnie i z si????, charakterystyki oddane. Babcia
z wnuczk?? (t?? sam?? dziewczynk??, chor??) bardzo wdzi??czny .
temat i bardzo sympatycznie obrobiony.
P. Pi??tkowskiego znakomity portret Ignacego Matu-
szewskiego (maj??cy jakby dla kontrastu za bliskiego s??siada
portret Machniewicza p. Fe.) jest zarazem jednym z naj-
lepszych portret??w polskich z ostatnich lat. Oryginalny,
??wie??y koloryt jakby brzasku dziennego, pewien odr??bny na-
str??j, naturalny, m??ski ruch cia??a, wielka si??a charakterystyki,
oddanie tej g????hoko??ci umys??owej i subtelnej inteligencyi
uczonego krytyka i estetyka, oto bij??ce w oczy zalety tego
pierwszorz??dnego portretu. Szkoda tylko, ze p. Pi??tkowski
tak ma??o produkuje i ??e u nas tak rzadko z tern nazwiskiem
spotka?? si?? mo??na. P. Stanis??awskiego J e s i e ??, ma??y k??cik
ch??opskiego ogr??dka, troch?? warzywa i kwiat??w, prof. Wy-
czo??k
wskiego zagon z kapust??, maj??, wybitne pi??tno swoj-
sko??ci, przy tern pierwszy tyle s??o??ca, drugi tyle powietrza
i tak znakomit?? perspektyw??, ze oba pejsazy dodaj?? tylko
nowe li??cie do laur??w juz zehranych. Z pejsazy wspomnie??
jeszcze naleza??oby Zim?? p, Steinsberga. Wielki ??an ??nieg"u,
kiika drzew w jednej linii perspektywicznej i woda; rozlana
do???? szeroka i wdzieraj??,ca si?? w ??nieg wilgotnymi j??zykami.
W??. Tetmajera, P r z e d B u r Z ?? ma dobrze oddany nastr??j
dnia letniego, upalnego w chwili kiedy si?? niebo za
i??ga
i deszcz lada chwila lunie.
P. Wodzinowski banalnie. bez dodania szczypty fan-
tazyi w??asnej, odfotografowa??: Zamek Tenczy??ski z drzew-
kami o dziecinnej skali zielonych kolor??w, z starannie umy-
temi i wyczyszczonemi basztami i wie??ami. Tego rodzaju
szablonowe traktowanie natury, dobre przed 20 czy 30 laty,
wygl??da ju?? teraz na artystyczny anachronizm. Pan Czaj-
kowski mo??e si?? wyrobi?? ??atwo na zdolnego pejsa??yst??, tylko
niebo za banalne, zupe??nie jak nad Zamkiem Tenczy??skim.
Kniza (?) .Na poddaszu??, poprawnie malowany, star
nne a
nieprzesadne wyko??czenie szczeg??????w, prawdziwe ??ywe ru-
chy figur, dobre o??wietlenie ltd., ale pomys?? zanadto przy-
pomina ??Gartenlauby??, ??Buch fUr Alle??, })Zur guten Stunde??
i inne r??wnie interesuj??ce pisma obrazkowe. Na????cza })Ta-
trza??skie stawy?? nie s?? ani stawami, ani tatrza??skimi. W o-
brazach p. Na????cza jest pewna zdolno???? do malowania moze,
ale do "tworzenia i nadawania obrazom duszy, wyrazu my??li,
niema warunk??w ??adnych.
Chlebowskiego rysunki i szkice, figury i postacie ze
??wiata wschodniego oddzielnie s?? dobre, ale wszelkie kompo-
zycye, bitwy wed??ug starego Meissoniera, narady nie udaj??
si??. Ciekawe i wiernie oddane s??, szkice i studya z dom??w,
meczet??w, podworc??w, ulic, plac??w wschodnich. Du??o w nich
Wog??le talentu, ale bardzo duzo te?? pracy. Pan Deskur ma
wielk?? wiedz?? i erudycy?? w archeologii i architektonice wscho-
dniej. Rysunki jego s?? elaboratami z dzie?? powa??nych nau-
kowych, ale kombinacye juz architektoniczne niezupe??nie mu
si?? udaj?? a inscenizowanie jakich?? wypadk??w lub ust??p??w
z bajek, czy powie??ci juz cz??sto bez??adne i niesmaczne Pan
Deskur w swoim oryginalnym kierunku wytworzy?? sobie
manier?? jeszcze przed kierunkiem. Z utwor??w jego przebija
si?? drobiazgowa staranno????, skrupulatno???? i reminiscencya
wielu podr??cznik??w. Ale fantazyi i artyzmu w nich ma??o.
Ad. NowaczYliski.
Pani Gabryela Zapolska, zaanga??owana na sezon zimo-
wy do teatru, przyby??a do Krakowa. Z przyhyciem znakomi-
tej artystki rozpocznie si?? w??a??ciwa kampania teatralna, bu-
dZ??ca wielkie zainteresowanie w ko??ach mi??o??nik??w sceny.-
Ujrzymy pani?? Zapolsk?? po raz pierwszy w roli })Sapho??
Daudet'a, a niebawem w ??Niepoprawnych??. Za wstawienie
dzie??a S??owackiego na repertoar nale??y si?? prawdziwy dank
dyrekcyi. Ujrzymy takze s??ynn??, })Ma??k????. Pani Zapolska pisze
drug?? sztukt na tle zydowskiem p. t. ??Jojna Firu??kes??, sta-
nowi??c?? niejako dalszy ci??g pierwszej.
})Salon artyst??w polskich?? W pa??acu sztuki na placu
POwystawowym we Lwowie otwart?? zosta??a w sobot?? rano
Wystawa obraz??w, wy????cznie polskich. Wystawa, znana Kra-
kowowi po cz????ci z wystawy salonu w Sukiennicach, obej-
mUje przesz??o 80 obraz??w najwybitniejszych wsp????czesnych
post??powych talent??w. Urz??dzeniem zaj??li si?? pro f. Axento-
wicz i Stan. Wyspia??ski. Organizatorowie "Salonu polskiego??
Z
mierzaj?? urz??dza?? doroczne wystawy we Lwowie, Warsza-
WIe i Krakowie.
Sztuki pi??kne pozyskaj?? nareszcie i w Austryi spe-
cyalne pismo. ??V ereinigung bildender Kiinstler Oesterreichs??-
(czyli wiede??ska secessya, do kt??rej nale???? najpowa??niejsze
talenty niezadowolone z banalno??ci i oporno??ci wobec ??wie-
??ych panuj??cych w Kiinstlerhausie pr??d??w) rozpoczyna
w .pa??dzierniku wydawnictwo miesi??cznika " Vel" sacrum",
s??uz??cego celom nowo??ytnej sztuki. Wybitni krakowscy ma-
lar
e otrzymali zaproszenie do wsp????pracownictwa. Potrzeba
takIego pi
ma jest bardzo wielka w Austryi, gdzie brak
smaku i nieznajomo???? wsp????czesnych pr??d??w sztuki panuje
.. ??YCIE ..
wci??z jeszcze w??r??d k???? szerokich, a zwyczajna reporterya
dziennikarska wyrokuje bezkarnie z estetycznego tr??jnoga
o dzie??ach ta
entu. Nowe pismo mo??e zdzia??a?? du??o dobrego.
Krak??w. ??askawy na nas p. Ka... za... pisze nam
(po komplementach dla naszego pisma, kt??re w skromno??ci
naturalnie pomijamy). ...Krak??w te niby to nasze Ateny,
polskie Ateny, coraz wi??cej, co raz wi??cej upada, rozk??ada
si?? i robi si?? miastem wypasionych filistr??w, karjerowicz??w,
miastem rzemie??lnik??w, mi2stem kramarzy, a to dla tego
tylko, ??e si?? sta??o miastem pai' excellence zawzi??to??ci par-
tyjnych, exkluzywno??ci partyjnej i ma??oduszno??ci partyjnej...
Wsz??dzie partye, wszystko partye - nie mo??na trzech ludzi
zebra?? razem, ??eby przynajmniej jeden z nich sta?? po nad
partyami! Ludzie w biednym tcrakowie rozbili si?? prawie na
lu??no chodz??ce osobniki! l c???? powiedzie?? o jakim?? salonie,
o jakim?? zbiorowisku ludzi mog??cych si?? gromadzi?? dla idei
pi??kna i prawdy. S?? wprawdzie salony, lecz nie dla pi??kna
i prawdy, a dla plotek ekskluzywno??ci ciasnych k????ek ludzi
jednych poj???? i jednych my??li. Nie bawi?? si?? wi??c, lecz
nudz??. Czasem bywaj?? urz??dzane przyj??cia przez par?? mie-
si??cy, przez wyhitn??, w naszym mie??cie rodem i bogactwem,
rodzin??. Lecz z g??ry jest u??o??ona lista zaprosze?? wiernych
i gor??cych poplecznik??w - r??d??w i tr??jlojalno??ci... I na
tych zebraniac hbawi?? si?? do tego stopnia nawet, ze przed
ko??cem sezonu tych przyj????, gospodarz ucieka do siebie na
wie??. Zreszt?? nikt tych przyj???? nie nazywa salonem i nikt do
tego pretensyi nie ma. - S?? usi??owania pojedy??czych ludzi
aby utworzy?? salon... - Na Brackiej wprawdzie nie
ma salonu, bo kobiet nie ma, lecz s?? m??zkie tygodniowe
zebrania... Gospodarz nader g??adki i upr:.ejmy - robi
wszystko, aby ??ci??,gn??,?? na niedzielne five'y jak najwi??cej
ludzi z rozlicznych oboz??w, byleby tylko byli pracownikami
w dziale pi??kna, wiedzy, nosili wybitne nazwiska... Poniewa??
jednak gospodarz nale??y i bywa w sferach konserwatywnych,
zehrania jego maj'i cech?? zbiorowiska luazi tego obozu.
I c??z tu pomo??e najwi??ksza zabiegliwo????, naj przyjemniej-
szego z ludzi, jego serdeczno????, og??ada, dystynkcya wobec
ludzi?! W Krakowie nie ma kultury na utworzenia zebra??
m??skich, a c???? dopiero salonu, do kt??rego potrzeba kobiet...
Wracaj??c si?? jeszcze do przyj???? na Brackiej, wiem bar-
dzo dobrze, ze zamo??ny gospodarz czuje si?? w obowi??zku
kupowania z dzia??u beletrystyki i poezyi ksi??zek polskich,
a w salonach u niego, na stolikach, pr??cz paru romans??w
francuskich i starych dzie?? ze sztychami zagranicznych ga-
leryi - nic wi??cej nie widzia??em... M??wiono mi, ??e to ze
strachu przed tr??jlojalistami, nie chce im pokazywa?? ksi??zek
autor??w, kt??rych nie lubi??... Je??li to prawda, po c???? do
siebie tych samych autor??w ??ci??ga??? Stanowczo nie wie-
rzymy w to, tylko tu musimy zwr??ci?? uwag??, ??e ksi??zka
nowa na stole staje si?? pobudk?? do rozpocz??cia zajmuj??cej
rozmowy - je??li tylko go??cie na Brackiej b??d?? chcieli roz-
mawia?? o ksi????kach nie przez nich pisanych?!... A co wi??cej,
czy je h??d?? zna??. - Przepraszam, ze nudz??, lecz oto
jeden przyk??ad! W sobot?? dawali premier?? m??odego
cz??owieka. Pierwsza premiera' m??odego autora, kt??ry potem
pierwszy raz dosta?? zaproszenie na Brack?? !... Polecia??, by??
bowiem pewny, ??e tam dopiero wykaz?? mu wszystkie zalety
i wady jego sztuki. Szed?? dr????cy ze wzruszenia... i prze-
kona?? si??, ??e pr??cz gospodarza nikt nie wiedzia?? ??e napisa??
jak???? sztuk?? - i nikt z obecnych nie wiedzia?? (pr??cz
gospodarza), ??e wczoraj by??a jego premiera... - ??atwo
sobie wyobrazi?? jak?? mia?? min?? wczorajszy tryumfator i jak
si?? porusza?? w??r??d tego t??umu! Miasto postawi??o pi??kny
teatr za drogie pieni??dze - lecz nie oceni??o petrzeb
miasta... I okazuje si??, ze kultura Krakowa nie doros??a do
wielko??ci teatru. I gdyby nie to, ??e Krak??w jest miastem
przejezdnem, i ??e obcy teatr odwiedzaj??, musia??by zba:nkru-
towa??. A jednak budowano teatr dla wielkiej liczby inteli-
gencyi mieszkaj??cej w Krakowie. Niestety Krak??w zalega
tak nazwana inteligencya chlebowa, kt??ra dla tego zosta??a
inteligency??, ??e jej ??atwiej zarobi?? na kawa??ek chleba, jak
rzemios??em... Ot??z kultura inteligencyi chlebowej nie wymaga
wcale teatru. Inteligencya chlebowa mo??e si?? bez niego
oby?? - i obywa si??, - a tern wi??cej inteligencya karyery
i rodu... Opr??cz kilku profesor??w uniwersytetu i to jeszcze
z fakultetu medycyny - ca??y prawie profesorat, ich ??ony
i dzieci, ??wiec?? nieobecno??ci?? w teatrze. Znam profesor??w
Uniwersytetu naszego, kt??rzy raz tylko zagl??dn??li do nowego
teatru - a du??o profesor??w gimnazyalnych, kt??rzy w nim
nie byli ani razu... Pierwszy magnat w kraju mieszkaj??cy
w Krakowie, w pierwszym roku otwarcia teatru zakupi??
wielk?? lo???? za dwa tysi??cy zlr. rocznie, ale juz w drugim,
11
przys??owiowa oszcz??dno???? magnata, zmusi??a go do wykre-
??lenia tej sumy - a kultura pozwoli??a na to, aby jak Fok
d??ugi, ca??a liczna rodzina, zaledwo par?? razy na rok pod-
czas uroczysto??ci ukaza??a si?? w teatrze... W og??le Krak??w
nie czuje potrzeby, nie czuje konieczno??ci teatru - kultura
zadawala si?? bie????cemi plotkami, gr?? w karty, szklank??
piwa w zadymionej knajpie - i jeszcze innemi rzeczami -
teatr jest dla niej rzecz?? zbyteczn?? - po nad jej potrzeb??,
a zatem kultur??... W naszych kochanych Atenach sztuki da-
wane w teatrze przedstawiaj?? dziwne fenomena. Prawdziwie
dobre, nieraz znakomite - padaj??, liche a efektowne trzy-
maj?? si??... To dowodzi, ze do teatru chodz?? tylko ludzie,
kt??rych poziom wykszta??cenia niski, lub ??e ca??e miasto nie
ma innego poziomu a Ateny i m??dro???? naszych wybranych
jest blag??, lub co gorsza, kultura ich, jak u dzikich, nie po-
trzeQuje do ??ycia; pi??kna i prawdy. Uniwersytet jest na to,
aby w nim c. k. urz??dnicy, czy to estetycy czy historycy,
j??zykoJlnawcy, prawnicy... brali pensy e i swoje kursa dawno
napisane czytali, - a nie jacy?? tam prowodyry ruchu cy-
wilizacyjnego... ??Dzi?? wprawdzie - m??wi?? - ruchowi temu
rz??d sprzyja, ale co moze by?? jutro - kt???? wie?! Lepiej
cicho siedzie??!... A zreszt?? c???? to jest ten ruch kulturny
i cywilizacyjny narodu r! Tego w naszych skryptach nie
ma - i tego w pismach naszej partyi nie ma... Chc?? ??e-
by??my do teatru chodzili, a nie daj?? ??adnego zulagu...
Niechby przynajmniej zulagi dawali, toby si?? cz??ek prze-
m??czy?? w budzie...?? Tak wi??c dzisiaj do teatru ate??skiego
ucz??szczaj?? tylko })Fremden Zuwachsy??, garstka ucz??cej si??
m??odzie??y, szwaczki, zydzi, literaci i tym podobna ho??ota.
Szanuj??cy si?? obywatel czy jest kamienicznikiem, rzemie??lni-
kiem, czy profesorem uniwersytetu - do budy nie chodzi,
lub bardzo rzadko na weso???? nowin??. ??wietny magistracie
i Ty s??awetno rado, przerachowali??my si??, - radzimy wam
bud?? zamkn??,?? - a wydzier??awia?? j?? na cyrk psi. teatr
ma??p - i operetk?? - a wtedy akademia i profesory bez
zulagu znajd?? si?? tam i przewybornie bawi?? si?? b??d??,. Sala
rozbrzmiewa?? b??dzie od uniwersyteckich ??miech??w (na Ibsenie
nie by??o ani jednego, pr??cz Pare??skiego, Browicza i Kosta-
neckiego). Przedewszystkiem trzeba zna?? swoich i trze??wo
patrze?? na rzeczy L. Tego Ci ??wietna Rado ??ycz??c, szl??
pozdrowienie Aten polskich, dzi?? mieszkaj??cych na podda-
szach w Krakowie L.
Ka... za..
nlllli!ljl;ljJil:I,l??lnlltJIJnllllllll[jI
:tIIJIIIII]11111IIIIIIII??:IIIIIIIIJIIII:II1I1IIII1II.ltl'IIiII!IIII!1111111I1!111111111!lflllll:tlllllllll??lJlJllllrIUItI!IIIJIIIIIIIIIU!IIIIIIIII/UII
i
*
T1t2iS
0
:s.
,
,@t
-' <
1 m
1
f
r.Jg3;
1
r{(
g
??
)j:e
)
g
6)te
J
y
tM::15
1j<&
;
J
;;;;
:
?
$Z
??
;g
d
;
IIIIIJUiJlli??lIlJI III UIUIIUiJl1iJUlJUIJIJIIIHlIIIIIII'I!';I!IIrt1ilfl:llrtlWIIIIIIIIII'JIIIIIIIUUI 11IIIIIIIIIIIIIIIIIIIII1IIIIIIIUmUllllllllllllUlllll??IHUIIIIIIIJI1IIIIIIIIIIIIIIn
Z PROWI NCYI.
Stanis??aw??w 28 wrze??nia. Szanowny Redaktorze!
Ka??esz mi pisa?? o ruchu i ??yciu umys??owem oraz artysty-
cznem w naszem mie??cie. ????,danie to na poz??r bardzo uza-
sadnione, mnie jednak ono wydaje si?? co najmniej dziwnem.
Piszcie o ??yciu artystycznem Stanis??awowa! To?? Ty Szanowny
Redaktorze, chyba nigdy nie mia??e?? sposobno??ci spotka?? si??
w zyciu swem z jakim stanis??awowianinem kt??ryby Ci??
o stosunkach tutejszych cho?? w cz????ci m??g?? obja??ni??. Lecz
prawda s??uszuie zdawa?? Ci si?? mo??e, ??e w mie??cie licz??cem
wraz przedmie??ciami przesz??o 35 tysi??cy mieszka??c??w,
w mie??cie, kt??re po Lwowie i Krakowie najwi??cej posiada
w??adz i urz??d??w a tern samem i inteligentn?? publiczno????,
'w kt??rem znajduj?? si?? a?? dwa rzekomo sta??e teatry, dwa
towarzystwa muzyczne, dwa lokalne pisma, kilka towarzystw
kasynowych i kilka czytelni - ??ycie umys??owe i artystyczne
powinno co najmniej istnie??. Lecz tak nie jest. Mamy dwa
towarzystwa teatralne -- stanis??awowski teatr im hr. Fredry
i stanis??awowski teatr im. Moniuszki, lecz ??adnym z nich na
seryo nie zajmujemy si?? i zadnego dola nie le??y nam na
sercu. Przedstawienia teatru im. hr. Fredry, uprawiaj??cego
sztuk?? dramatyczn?? na seryo - z regu??y ??wiec?? pustkami,
bo teatr ten daje tylko komedye i dramaty. Operetka im.
Moniuszki mia??a powodzenie zno??niejsze, bo pod firm?? wiel-
kiego mistrza narodowej muzyki, dawa??a operetki i wodewile,
ale tak??e i d??ugami wyjecha??a do Krakowa. Lecz nie tylko
zwyczajni ??miertelnicy okazuj?? tak?? apaty?? dla powa??nej
sztuki i rozrywek umys??owych. Mamy tu tak??e dwa to-
warzystwa muzyczne, kt??re ??pi?? snem letargicznym, a
je??li si
zbudz??, to patrz??c przestraszonemi ,i zaspanemi
oczyma, cel??w swych nie widz?? we w??a??ciwem ??wietle. To-
warzystwo za?? muzyczne im. Moniuszki, zajmuje si?? od pe-
wnego czasu wszystkiem, ale jak najmniej muzyk??. Moze
nowy dyrektor p. Zegarkowski wp??ynie na zmian?? w tym
tym kierunku, by??my przecie?? zamiast raut??w, wieczork??w
z ta??cami i wieczornic, kiedy?? us??yszeli koncert albo cho??
wieczorek muzyczny. Bawi tu obecnie ruski teatr subwen-
cyonowany przez kraj, temu si?? powodzi nie ????e - a dla
czego? bo Rusini nauczyli si?? oceni?? warto???? sztuki naro-
dowej. S?? tu tak??e dwa pisma lokalne - lecz o nich i o
innych czynnikach, maj??cych na celu rozbudzenie ??ycia
umys??owego i artystycznego w Stanis??awowie, nie omieszkam
Ci donie???? Szanowny Redaktorze w przysz??ej korespondencyi.
w.
/025_0001.djvu
12
ECHA.
Hr. Badeni odni??s?? w pojedynku ran??, ale
Ne
te Frcie zosta??a bole??nie trafiona w swem su-
mieniu. Zacny ten organ Rothschild??w et consortes
redagowany przez potomk??w wybranego ludu, sta??
.si?? raptem wi??cej katolickim od Yaterlandu! Hr.
Badeni pukaza?? jednak Niemcom co umie. B??d?? co
b??d??, jednym strza??em nauczy?? ich przyzwoito??ci.
By?? to wi??c strza??' nietylko honorowy, ale i trafny
politycznie, lubu chybiony. ??elazna r??ka spoczywa
na temblaku, ale delegacye s?? wybrane. Hl'. Badeni nie
jest jeszcze ca??kiem zdr??w: zraniony w praw?? r??k??,
Lf'wic?? jeszcze w??'ada?? nie mo??e. Ale ufajmy, ??e
dzielny premier wyzdrowieje i w??'adz?? w obu r??kach
parlamentarnych odzyska. Politiclls.
Kwestya, czy pose?? pos??a poca??owa??, czy
nie poca??owa??? Pose?? Szajer, jako polityk i m????
pi??mienny, twierdzi w pismach, ??e nie. Ale kto tam
mo??e wiedzie??. J ak kto ma pech, to ma pech.
:ros??a Szajera, p??ki go w izbie nie by??o, wszyscy
sobie ??yczyli - a gdy wszed??' do izby - to go
zaraz chcieli wyprosi??. Nawet pose??' ,Yinkowski,
o
roilca ludu, wypycha?? go za (lrzwi zamaszy??cie,
krzycz??c fora ze dwora!... A to ??le. Bo pose?? Szajer
ma siedm nowych kostyum??w - karazye wyszy-
wane, guziczkami nabijane - i wygl??da okazale.
To?? to ozdoba izby! Jak??e?? si?? mo??na samochc??c
pozbywa?? takiego ornamentu w stylu ludowym L..
Gdzie rozum polityczny? fVidz.
"Narz??dzie w pracy narodowej". Do rz??du
takiego instrumentu zdegradowan?? zosta??a poezya
Kornela Ujejskiego przez jednego z arystokrat??w,
kt??ry nad gTobem autora "Chora??u" imieniem pe-
wnej, bardzo rozleg'??ej instytucyi wyda?? z siebie
oficyalny j??k ??alu za umar??ym wieszczem. "Poezya
nie by??a dla niego tylko ukochan?? sztuk??, lecz je-
dnem narz??dziem, z kt??rego najcz????ciej korzysta??'
w pracy narodowej" - rzek??, t??umi??c ??zy, przygo-
towane na ??a??obn?? uroczysto???? w Paw??owie, znako-
mity dygnitarz-estetyk. K????ka rolnicze, sklepiki clll'ze-
??cijailskie, drenowanie grunt??w i - "Skargi J ere-
miego". Przepyszna ca??o????. Biedna poezyo polska,
o kt??rej m??wi?? nad grobem swoich tytan??w uwa??a
si?? za pnwo??'anego ka??dy szef biura i obro??ca w spra-
wach karnych! A zarazem biedny EL.y, biedny
Jeremi, kt??rych ??egna??y wszystkie cechy i kOl'pora-
cye, i stra?? ogniowa i banki i izby handlowe i "na-
czalstwa". Jeste??my istotnie bardzo poetycznym na-
rodem. Tylko, ??e rozumiemy poezy?? jako "narz??-
dzie" maj??ce warto???? o tyle, o ile jest dobrem narz??-
dziem, i w mowach do ??a??obnych s??'uchacz??w oka-
zujemy w ca??ej pe??ni grnntowe braki estetycznego
wykszta??cenia. Pi??ro poety? '1'0 niew??tpliwie takie
samo narz??dzie, jak pi??ro dyurnisty w dyrekcyi
skarbu. Slaz.
Nie sztuka plagiat pope??ni??, dobrze pope??ni??
sztuka. Z W??drowca nauka. Ciekawa ta ilustra-
cya warszawska, redagowana przez marnych repor-
ter??w, spekuluj??ca na g??upot?? i brak smaku szero-
kiej masy, w zwyk??ych warunkach ??ywi si?? czem
mo??e. Ale czasem zdarzy si?? co?? niezwyk??ego, i wtedy
(, ??er trudno. ,Vtedy zasadza si?? rel'Ol'tera przy stole-
i sprawa za??'atwiona! - \V ostatnim numerze trzeba
by??o co?? o Ujejskim napisa??. Jaki?? p. Bronis??aw
Korwin bierze tedy ksi????k?? Antoniego B??d??kiewicza
p. t. "Ko'rnel Ujejski" i czyta mi??dzy innemi: "Fi-
lozoficzny idealizm, literacki romantyzm i spo??'eczny
demohatyzm po????czy??y si?? tu w troist?? r????nojedni??,
a1)y z ,.kwiatu my??li i uczu?? prz??dzy" wy??oni?? si??
jak najbujniejszy owoc. L . AU right. Pan Bronis??aw
Korwin pisze zatem w swoim artykule w W??clrowc'u
mi??dzy innerni: "Filozoficzny idealizm, litewski roman-
tyzm i spo??eczny demokratyzm po????czy??y si?? tu w troist??
r????nojedni??, by "z kwiatu my??li i z uczu?? prz??dzy"
wy??m'i'i?? si?? jak naj bujniejszy owoc". Literacki czy
litewski? Biedakowi widocznie bardzo si?? spie-
,szy??o! Czytelnik.
. Mistrz Jan Styka spieszy si??, a??eby, m??dz je-
szcze przed up??ywem' bie????cego stulecia obchodzi??
jubileusz namalowania pi????dziesi??tej panoramy. ??wie??o
"z udzia??em prasy i zaproszonych go??ci", otworzy??
na placu swej wystawy lwowskiej trzeci?? z rz??du,
-po "Rac??i\,wicacll" i "Golgocie", panoram??, zrobion??
na zam??wienie rz??du w??gi
rskiego, a zatytu??owan??:
'
Bem w Siedmiogrodzie". Mistrz Jan jest istotnie
- majstrem. ,Vie, ??e 'a??eby zdoby?? sobie popu-
liirno????, n
jlepiej pp??wi??ca?? si?? takiemu rodzajowi
sztuki, 'kt??ry jest zrozumia??y nawet dla, ku
hju
ek;
"poniewa?? "jednak w malowaniu panoramy, o ile si??
chce unikn???? blama??u, nie mo??na si?? przecie?? obej????
bez talentu, wi??c mistrz wzi???? na siebie rol?? entre-
* ??YCIE *
prenera, zaprosi?? do "wsp????udzia??u" Rozwadowskiego
i \Vywi??rskiego i zabra?? si?? do roboty. Podzia??
pracy polega?? na tern, ??e mistrz Jan aran??owa?? usta-
wianie rusztowaiI, sprowadzi?? farby, je??dziI ze Lwowa
do Pesztu i z Pesztu do Lwowa, za??atwia?? interesa
administracyjno-handlowe - no i da?? ca??emu przed-
si??biorstwu swoj?? artystyczn?? firm??, po za kt??r?? jak
fio??ki musieli si?? scllOwa?? i Rozwadowski, kt??ry na-
malowa?? figury, i ,Yywi??rski, kt??ry robi?? pejza??
i kilku innych malarzy. Po skoilczeniu mistrz Styka
zlikwidowa?? rachunki, postara?? sie o reklam?? w ga-
zetach, urz??dzi?? kas?? u wej??cia do panoramy -
i interes zapiecz??towany. Naturalnie Lwowianie "po-
winni si?? spieszy??", bo "Bem" wyje??d??a na g'o??cinne
wyst??py do Pesztu. ,V przysz??ym roku mistrz Jan
obdarzy nas niew??tpliwie now?? panoram??. A niech
mu tam R??g da panoram jak najwi??cej. \Vedle
stawu grobla, a mistrz wedle panoramy.
??laz.
??yd??weczka Ma??ka Schwarzenkopf do pas-
syi doprowadza wrzaskliwy organ tutejsz
j i okoli-
cznej inteligencyi. Pozna?? st??d, jak g????bokim, zasa-
dniczym, imponuj??cym jest antysemityzm tego pi-
semka. Bo to nie sztuka by?? antysemit??. Kto?? nie
znosi ??yd??w - to jest chwalebne; kto?? nie cierpi
??yd??wek - to w wielu wypadkach jest bardzo zro-
zumia??em -; ale kto?? nie cierpi ?? a d n y c h ??yd??-
wek! kto?? nie cierpi ??adnych ??yd??wek nawet w tea-
trze!! kto?? nie cierpi ??adnych ??yd??wek, kt??re wcale
nie s?? ??yd??wkami!!! (bo przecie lIIalka jest dzie-
ci??tkiem pani Zapolskiej) kto?? na biedn?? ??yd??weczk??
band?? andrus??w chce nasadzi??, kto?? do krucyaty na-
wo??uje ??wietnf1 w??adze! Kto?? tak post??puje konse-
kwentnie, z planem i namaszczeniem obroilcy d??br
narodowych! Taki antysemita - to jest antysemita.
,
Vielki antysemita. Czcigodny antysemita. Ale nie-
tylko antysemita, lecz tak??e krytyk teatralny. vVielki
krytyk teatralny. Czcigodny krytyk teatralny. Pisze
sobie taki pan raz: "Dowiadujemy si??, ??e dyrekcya
zamierza wprowadzi?? na nasz?? scen?? obrzydliw?? ??ar-
gonow?? sztuk?? pani Zapolskiej p. t.: "l\Ia??ka Schwar-
zenkopf" . Sztuka ta bezecnie pochlebia, ??ydom. ,V 0-
bec tolerancyi, jak?? okazuje p. dyrektor policyi skan-
dalom w teatrze, obawia?? si?? nale??y, ??e "Ma??ka
Schwarzenkopf" wyprowadzi z cierpliwo??ci wi-
dz??w chrze??cijailskich. A by??oby przecie?? ??le, gdyby
przyj???? mia??Q do skandalu!"
Pisze' taki pan drugi raz: "... co za?? wreszcie
do zamiaru wprowadzenia na powa??n?? polsk?? scen??
wstr??tnej ??argonowej sztuki pani Zapolskiej, to prze-
strzegamy, ??e wykonanie tego zamiaru pozbawi?? mo??e
teatr nasz resztek sympatyi, nad kt??rej os??abieniem
tak doprawdy usilnie si?? pracuje!" Pisze taki pan
trzeci raz... Ale do???? ju?? tej teatralnej krytyki. Nie-
zad??ugo jednak wyczytamy w organie tutejszej inte-
ligencyi: "Dowiadujemy si??, ??e na wieczorku muzy-
czno-deklamacyjnym Soko??a deklamowany ma by?? o-
brzydliwy wiersz :l\Iickiewicza p. t. Koncert Jankiela.
'Wiersz ten bezecnie pochlebia ??ydom. ,V obec tole-
rancyi, jak?? p. dyrektor policyi okazuje, obMYia?? si??
nale??y, ??e Jankiel wyprowadzi z cierpliwo??ci s??ucha-
cz??w chrze??cijailskich". A no, c???? robi??! Zawsze
oni! Bomts.
Poniewa?? w pewnych pismach krakowskich
zapanowa??a moda og??aszania "list??w", tedy i my
czynimy zado???? lokalnemu zwyczajowi. Od p. vVin
centego Og??rka z Ma??ych Fujar otrzymali??my w ubie-
glym tygodniu nast??puj??ce listy:
List L
]Ha}e Fujary 26 wrze??nia.
Szanowna Redakcyo ( Jako abonent TVrzasku,
organu tutejszej inteligencyi, otrzyma??em prospekt
-??ycia. Nast??pnie w fejletoniku TVrzasku znalaz??em
interesuj??c?? wzmiank?? o pojawieniu si?? pierwszego
numeru nowego pisma, jedynego literacko-artysty-
styczneg'o poza obr??bem Kr??lestwa Polskiego. Fejle-
tonista organu tutejsz
j inteligencyi radzi "nowo-
rodka na mzie usun???? z dom??w, U' kt??rych s??
dzieci i _panny, poniewa?? niem01d??tko jest nieu-
brane i' objawia
cybitn?? sklonno???? do nieprzy-
z"Woito??ci fi . Jako stary kawaler, z dzie??mi nie mam,
dzi??ki Bogu, nic do czynienia, a z pannami tylko
rza(lko, zatero. bez' obrazy sumienia mog?? t??uste pismo
wasze, po kt??rem wiele chwil s??odkich sobie ??bie-
cuj??, po??'o??y?? na swoim stole. Prosz?? tedy o numer
okazowy, a jak b??dzie" dobry, to pismo zaabonuj??.
Z powa??aniem .
TVincenty Og??r'ek, c. k. komisarz skarbu,
. Naturalnie,. co ??ywo administrator, 'uradowany
sknteczno??ci??rek1amy \i.e TVJ'zaskuj wysy??a ????dany
numer. Ali??ci na to otrzymujemy kartk?? korespon
dencyjn??:
Nr. 2.
Ma??e Fujary 29 wrzesma.
Szanowna Redakcyo! C???? wy sobie my??licie!
Pokazujecie jedn?? nieubran?? pann?? i do tego brzydk??!
Znam ja lepsz?? lektur??. .T ak mo??na tak l,udzi zawo-
(lzi??! Prosz?? wype??ni?? zapowiedziany we TVrzasku
program, bo inaczej przestan?? abonowa??. Z powa??a-
niem TVincenty Og??rek, c. k. komisarz skarbu. -
Za autentyczno???? r??czy Czytelnik.
C, Go
e
s
iego proje
t Pomni
a Mic
iewicza,
Pomnik stworzony przez Godebskiego sk??ada
si?? z trzech cz????ci.
Z monumentalnej podstawy (estrady wznosi si??
jakby kiosk, na kt??rego wierzchu ( czaszce) stan????
Mickiewicz. Schody u??atwiaj?? wst??p na estrad??,
urozmaicon?? zdobnymi kandelabrami.
Kiosk, strojny w architektoniczne motywa i pro-
filami w udatn?? ca??o???? uj??ty, pokazuje tablic?? z na-
pisem oraz tarcz?? (kartusz) ponad ni??.
Posta?? Mickiewicza uwag?? koncetruje na g??o-
wie, na twarzy; str??j skromny, wsp????czesny.
:;Uotywa ornamentacyjne przypominaj?? ??liczne
motywa Gamier'a (tw??rcy opery paryskiej), i w o-
g??le tchn?? sk??ollllo??ci?? ku neo-renesansowi fl'ancu-
skiemu. Kandelabry, w szczeg????ach troch?? drobne,
b??d?? zdaje si?? wdzi??czn?? kom})ilacy?? pi??knych po-
mys????w,
Zadanie wi??c dalsze skupia si?? jedynie oko??o
figury, gdy?? wykonanie reszty, ergo ca??o??ci piede-
sta??u p??jdzie utart?? drog?? i musi wypa???? niezawo-
dnie dobrze, jako reprodukcya rzeczy ju?? tyle razy
wykonywanych.
Obok ca??okszta??tu pomnika podajemy osobno
figur?? poety.
b. TV
Konkurs "Zycia"
W szeregu literackich ! artystycznych kon-
kurs??w, kt??re Redakcya " ZYCIA " w bie????cym
kwartale zamierza rozpisa??, oglaszamy jako
pierwszy
Konkurs na winiet?? tytu??ow
. ff
HZY CIA I
Rysunek winien by?? wykonany w podw??j-
nej wielko??ci. Co do rozmiar??w pola, zaj??tego
przez winiet??, ora'l rodzaju wykonania redakcya
nie stawia ??adnych ograniczel'l. Redakcya za-
znacza tylko, i?? winieta nie powinna zajmowa??
wi??cej nad l/s karty tytulowej, i zwraca uwag??,
??e ze wzgl??du na reprodukcy?? naj odpowiedniej-
szem jest wykonanie sposobem pi??rkowym. Na-
pis tytulowy winien by?? r??wnie?? rysowany.
Nagrod?? za najlepsz?? prac?? naznaczamy
w kwocie
50 koron.
Z nade??lanych prac cztery, kt??re obok na-
grodzonej b??d?? uznane za najlepsze, pojawi?? si??
kolejno w reprodukcyi, po odpowiedniej umowie-
z autorem. Pozostale prace na ??yczenie zwra-
camy.
Po rozstrzygni??ciu konkursu, znadeslanych
rysunk??w urz??dzona b??dzie osobna - wystawa,
o czem w swoim czasie zawiadomimy-o
Prace nale??y nadsyla?? imiennie, z podpisem
autora. Termin nadsylania ko??czy si?? z 5 listo--
pada b. r.
Redakcy;i "??ycia".
111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111111
Korespondencya Redakcyi.
Pp. F. T. i Timarowi. Nie mo??emy umie??cie. ,
_ Wielebny ks. Pastor Badpra w J\li??dzybor
u,
l??sk.
Pruski. Jako nowe pismo ."Zycie" nie mog??o by?? ju??.
umieszczonem w pocztowym Cenniku Pism. Abonowa??
tr??eba -zatem przekazem pocztowym. Za ??yczenia i ??a""
skawe s??owa zach??ty najuprzejmiej dzi??kujemy.
Wny. B. W. we Lwowie. Mamy ju??, jak Pan widzi,.
zatem dzi??kujemy uprzejmie.
Panu A. Ko. -w Krakowie. Brak wszelJ9.ego talentu..
Panu E. S. w Stanis??awowie; Dzi??Kujemy.
WSi??ystkich naszych _przyjaci???? i ??yczliwych upra--
szamy, aby nie omieszkali qomaga?? si?? pisma w to-wa-
rzystwach, czytelniach, kawiarniahh i cukierniach.
Wydawca i redaktor odpowiedzialny: Ludwik Szczepa??ski.
Z drukarni Narodowej F. K. Pobudkiewicza w Krakowie.